czwartek, 20 marca 2014

(Wataha Ziemi) od Katniss

Przez te ostatnie dwa dni nudziło mi się w cholerę bardzo, no ale teraz to już była kurwa przesada. Nie mogłam zasnąć, przez te melancholijnie pohukiwanie sowy. Mimo tego iż szum wody zagłuszał to głupie zwierzę chociaż troszkę to i tak moje powieki nie chciały zamknąć się chociażby milimetr. Rozwścieczona wyszłam z jaskini w środku nocy. Księżyc właśnie wschodził, cudowny widok, nie dla takich dziewczyn jak ja. Nie jarały mnie romantyczne klimaciki, wschody słońca, zachody. To nie dla mnie. Poszłam do lasu. Tylko tam potrafiłam się wyciszyć, postanowiłam, że gdy trzeba będzie to mogę tam nawet zanocować. Usłyszałam szelest. No zajebiście, ktoś włóczy się po terenie Watahy Ziemi sam, w środku nocy.
- Czegoś specjalnego tu szukasz?- rzuciłam z ironią w głosie. Och, jak cudownie było zobaczyć tu nową twarz. Sama z siebie się śmiałam. Byłam tak uroczo sympatyczna, że mogłabym żyć sama na tym świecie i wcale by mi to nie przeszkadzało. Wyczułam, że jest to wadera, dość słaba w walce, chociaż gdy na nią spojrzałam to powiedziałabym zupełnie co innego.
- Przepraszam..zgubiłam się.- wybuchłam śmiechem. No już gorzej być nie mogło. To naprawdę takie rozczulające. Bo się rozpłaczę. Śmiałam się tak dobre kilka minut, a dziewczyna tylko stała i patrzyła na mnie z przerażeniem. Wpatrywała się we mnie jak w słup soli. Nie potrafiła nawet nic powiedzieć, eh.. to chyba dlatego, że o nic ją już nie pytałam. Uniosłam brwi do góry i zmierzyłam ją wzrokiem z góry na dół.
- W czymś Ci pomóc?- zapytałam z poirytowaniem. Wyglądała teraz jak zwykłe dziecko, błąkające się po lesie, bo zgubiło rodziców. Nie „trawiłam” takich ludzi. Dziewczyna nadal miała spojrzenie pełne niepokoju. Postanowiłam, że może trochę jej odpuszczę. To nie jej wina, że nie umie chodzić jednocześnie patrząc pod nogi gdzie idzie. Jak byłam młodsza też dużo razy się gubiłam, no ale ja potrafiłam odnaleźć drogę powrotną. Stwierdziłam, że na pewno musi być ode mnie młodsza, o wiele i to na pewno cholernie bardzo. Widać to było po samym sposobie jej zachowania, czy też ubierania się. Eh.. to jeszcze dziecko. Wywnioskowałam. To znaczy „nastolatka”. Przypuszczalnie 14/15 lat. Eee, to młodziutka. W tym wieku ja też nie wiedziałam co z sobą zrobić. Wtedy po raz pierwszy zaczęłam się zmieniać. Ale cóż. To jej nie usprawiedliwia.
- Nie, dzięki. – rzuciła i obróciła się do mnie tyłem. To chyba była oznaka braku szacunku. Ja do niej z pomocną ręką a ta mnie olewa. Ok. Jak sobie chce. Ominęłam ją i powolnym krokiem udałam się w stronę mojej jaskini. Obróciłam się na moment by spojrzeć na wyraz jej twarzy. Chyba myślała, że jednak się nad nią zlituję. Nie ze mną te numery. Jak czegoś chce, to niech mówi, a nie marnuje tylko mój zasrany czas, który nawet nie będzie dobrze wykorzystany.
- Poczekaj!- usłyszałam krzyk dziewczyny i to, że podbiegła do mnie kilka kroków.
- Czego znowu?- odwróciłam się do niej z wyrzutem na twarzy. W sumie nie musiała nic mówić. Wiedziałam już wszystko.
- Czy mogłabym u Ciebie przenocować?- dziewczyna spojrzała na mnie litościwie.
- Jeszcze jakieś specjalne życzenia?- o niczym innym nie marzyłam jak przyjmować do siebie obcą waderę.
- Proszę, tylko ten jedyny raz. – wciąż błagała.- Wiem, że mnie nie znasz, ale ja mogę wszystko o sobie opowiedzieć.- no fantastycznie, jeszcze mi chce jakieś nudne historyjki wciskać.
- Nie musisz.- nie miałam najmniejszego zamiaru znowu udawać, że kogoś słucham. Odwróciłam się i szłam dalej, dziewczyna chyba zrozumiała bo szła posłusznie za mną. Gdy byłyśmy już w mojej jaskini, wyciągnęłam gnieżdżący się za szafą stary materac i jakąś pościel.
- Katniss.- uśmiechnęłam się do niej, jakbym była chyba chora psychicznie. Upadłam na głowę. Ale nie miałam zamiaru być dla niej miła. Cóż, okazałam jej trochę ciepła i tyle na tym się kończy dzień dobroci.
- Levi. Wataha Powietrza. – dziewczyna wyciągnęła przed siebie dłoń, ale nie uzyskała reakcji z mojej strony. Podałam jej poszew na pościel. Niech ją ubierze i kładzie się spać. A rano najlepiej niech znika.
- Masz.- podałam jej poszwy. – I śpij. – do jasnej cholery, było już grubo po północy. No cudownie. Położyłam się i zasnęłam. 

(Levi?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz