środa, 30 kwietnia 2014

(Wataha Powietrza) od Rena

Słońce muskało mnie po twarzy, rzucając światło na na jasne włosy Sol rozrzucone na poduszce. Przekręciłem się i delikatnie przysunąłem, całując jej obnażoną szyję, po czym zacząłem bezmyślnie kreślić kręgi na jej ramieniu, przy okazji wdychając słodki zapach dziewczyny. Poruszyła się nieznacznie i z ociąganiem odwróciła twarz w moją stronę.
-Obudziłem cię-stwierdziłem, całując ją w usta. Uśmiechnęła się figlarnie.
-Nigdy nie śpię głęboko. Poza tym nie mam nic przeciwko takiemu budzeniu.-powiodła palcem po linii mojego podbródka, cały czas patrząc na mnie przenikliwymi zielonymi oczami.
-Mogę cię tak budzić codziennie, kochanie.-Cmoknąłem ją w czoło. Podniosłem się na łokciach i z żalem podniosłem się z łóżka.
-Co robisz?-Sol oparła się na ramieniu i obserwowała mnie spod wpół przymkniętych powiek.
-Ubieram się-rzuciłem, przekopując się przez stertę pościeli.-Gdzie są te cholerne spodnie?!-warknąłem.
-Gdzie chcesz iść?
-Muszę pogadać z Macabre i zrobić obchód. Wrócę jak najszybciej się da, ale to wszystko może potrwać..
-Nie szkodzi-wzruszyła ramionami i naciągnęła na siebie chyba moją koszulkę.-Ale co ja mam robić w tym czasie? Ren, nie mogę tak bezczynnie siedzieć...-posłała mi pełne żalu spojrzenie.
Westchnąłem cicho i usiadłem obok niej na łóżku.
-Możesz jakoś powęszyć w umyśle tego nowego? Nie jestem pewien czy możemy mu ufać...
-Oczywiście-uśmiechnęła się.- Potem może pójdę do Ivalio...Dawno się nie widzieliśmy.
Miałem już się sprzeciwić, ale w ostatniej chwili powstrzymałem się od jakiejś ciętej riposty. Ma prawo do spotkania z bratem. Nie mogę jej wiecznie trzymać w złotej klatce.
-Niech będzie...Tylko bądź ostrożna i w razie czego nie wahaj się wezwać pomoc. I nie zapominaj o tym, że masz bardzo silne moce, więc to raczej Rada powinna się bać ciebie.
-Wcześniej...-zaczęła.
-Zmieniłem zdanie.-Przerwałem jej.-Dalej się o ciebie boję, ale myślę, że dasz sobie jakoś radę. Ufam ci, Sol.-pocałowałem ją szybko i podniosłem się żeby wyjść.-Ale mimo wszystko nie szwędaj się sama po Niemych Górach i powiedz bratu, żeby cię odprowadził.-Dorzuciłem jeszcze.
-Postaram się-uśmiechnęła się niewinnie.-Kocham cię.
-Ja ciebie też. Nawet bardzo.

(Mac?)

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Wataha Wody - Elizabeth

Postać ludzka:


Postać wilcza:




Imię :Elizabath ( mówią na nią Eliz )
Wiek : 19 lat 
Płeć : Samica
Żywioł : nie określony 
Moce : potrafi zobaczyć najgłębsze wspomnienia patrząc komuś w oczy , sprawia że wokół nie wszystko porasta szronem, potrafi strzelać odłamami lodu oraz wywoływać duże  zamiecie śnieżne, oczami sprawia że inni tracą rozum 
Rodzina: zamroziła wszystkich bliskich w jej 7 urodziny 
Partner : samowystarczalna 
Charakter : opanowana , tajemnicza , ostrożna , uprzejma , poważna ,
wyrozumiała , ostrożna , odważna , rozmowna , inteligentna , rozsądna, lojalna , waleczna , zdecydowana, rozważna , uparta , 
( jej twarz jest jak z lodu więc może tylko lekko się uśmiechać , żadnych innych uczuć nie widać po jej mimice )
Stanowisko: Szaman

niedziela, 27 kwietnia 2014

(Wataha Burzy) od Isabelli

Przez te kilka dni nie byłam w stanie się zebrać i pójść do Katniss, nie mogłam. Ale może to i lepiej. Na pewno się do niej wybiorę, lecz raczej nie w najbliższym czasie. Postanowiłam, że dam jej jeszcze trochę czasu na przemyślenia, naprawdę musiałam jej już sporo namieszać, nie chciałam jej komplikować życia jeszcze bardziej. Dawno też nie widziałam Ice’a, ale on ma przecież siostrę i o nią również musi dbać. Siedziałam teraz sama w swojej grocie i wsłuchiwałam się w tę głuchą ciszę. W powietrzu czuć było napiętą atmosferę, ale wolałam nie przejmować się tym na zapas. Jednak po głowie krążyło mi tysiące różnych myśli. Zaczęłam się bać. W jaskini jak zwykle nie było nikogo. Z tego co zauważyłam najwięcej czasu spędzam tutaj właśnie ja. Z Hebi mijam się czasami, ale nawet z nią nie rozmawiam, a Hoax’a ogólnie gdzieś „wywiało”. Nie widziałam go już od bardzo dawna, ale to dorosły człowiek i wie co robi. Siedziałam tak i patrzyłam na moją cudowną dziurę w suficie zasłoniętą jakąś ciemną kotarą. Od razu do głowy przyszła mi ta mała, kochana dziewczynka Sol. Aż trudno mi było uwierzyć w to, że jest już tak piękną nastolatką. Minęłam się z nią ostatnio, a ona chyba mnie nawet nie zauważyła. Gdy tak siedziałam i rozmyślałam poczułam w pobliżu znajomy zapach, dość mocny. Ktoś musiał iść w moją stronę. Hebi! Pomyślałam, a na twarzy od razu pojawił się uśmiech. Dziewczyna zapukała w ścianę i wychyliła twarz zza rogu.
- Cześć. Wejdź.- zachęciłam ją gestem ręki. Jej piękne, czarne włosy lśniły.- Co tam u Ciebie w ogóle słychać?- Hebi usiadła obok mnie na łóżku i posmutniała.
- Przepraszam.- wymamrotała zawstydzona.
- Za co?!- zapytałam zdezorientowana. Zaskoczyła mnie i to dość mocno.
- Za to, że nie interesuje się swoją własną Watahą.- powiedziała całkiem poważnie. Zrobiłam duże oczy. Nie miałam okazji być pod rządami innych Alf, ale moim zdaniem Hebi była najlepszą.
- Hebi..- położyłam jej rękę na ramieniu.- To nie jest Twoja wina. Masz teraz tyle na głowie. To chyba oczywiste, że nie będziesz do nas codziennie przychodzić i sprawdzać czy wszystko jest w porządku.- widać było, że to nie skutkowało. Dziewczyna wciąż miała krzywą minę.
- Ale to właśnie należy do moich obowiązków, Bella.- wykłócała się ze mną.- Dbanie o Watahę. A tego nie robię.- przyznała z żalem.
- Przestań mówić takie głupoty!- wrzasnęłam na nią, aż podskoczyła z wrażenia.- Jesteś bardzo dobrą Alfą i doskonale o nas dbasz!- byłam na nią wściekła.
- A ta sprawa z…- dobrze wiedziałam o co jej chodzi.
- To było dawno Hebi, ja już o tym nie pamiętam. A po za tym to było tylko i wyłącznie przez moją własną głupotę. Ty nie mogłaś nic zdziałać.- uśmiechnęłam się do niej blado.
- Cieszę się, że u Ciebie wszystko w porządku.- odwzajemniła uśmiech.- Jak z Ice’m?- cieszyłam się, że mogę z nią na spokojnie porozmawiać. Jak za dawnych, dobrych czasów.
- Dobrze.- oparłam się o ścianę.- A jak Ci jest z Mac’iem?- wreszcie mogłam zadać jej to pytanie.
- Zaskakująco...dobrze.- dziewczyna powtórzyła mój gest, a w dodatku założyła ręce na piersi.- Jeszcze coś ciekawego mnie ominęło?- zapytała unosząc brwi do góry.
- Spotkałam tutaj siostrę mojej przyjaciółki z dzieciństwa.- Hebi była ewidentnie zaskoczona. Najwyraźniej nie o takie wieści jej chodziło.
- Kto to taki?- zapytała zmartwiona.
- Katniss z Watahy Ziemi.- odpowiedziałam, zapewniając ją, że jestem bezpieczna.
- Jest mi bardzo miło widzieć Cię szczęśliwą.- powiedziała wstając.
- Dziękuję, wzajemnie.- posłałam w jej stronę uśmiech, pełen miłości.
- To ja będę już uciekać.- spojrzała na mnie przepraszająco.
- Nic nie szkodzi.- puściłam do niej oczko.- Nie jestem jedyna w Niemych Górach o innych również musisz się troszczyć. Zmykaj.- wstałam i spojrzałam jej w oczy.
- Dziękuję, za zrozumienie. Jeszcze do Ciebie wpadnę.- przytuliłyśmy się i odprowadziłam ją do wyjścia z naszej jaskini. Pomachałam jej i odprowadziłam wzrokiem, dopóki nie zniknęła mi z oczu. Wróciłam do wsłuchiwania się w nicość.

sobota, 26 kwietnia 2014

(Wataha Powietrza) od Sol

Nowy przybysz wzbudził we mnie mieszane uczucia...
Chwilę patrzyłam jak odchodzi, aż postanowiłam iść do siebie, traf chciał, że poszedł korytarzem, którym w żaden sposób nie doszedłby do mojej groty. Już odchodziłam, gdy Ren złapał mnie za rękę.
-A Ty gdzie się wybierasz?
-Do swojej groty...
-O nie, Kochanie. Śpisz w mojej sypialni- przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Każdy jego pocałunek wzbudzał niewiarygodne pożądanie które zawsze musiałam dławić w środku...Odciągnął mnie kawałek dalej.
-Ale...-właśnie zaczynałam protestować, bojąc się, że tym razem nie dam rady utrzymać się w ryzach...
-Z tego co sobie przypominam trzeba słuchać swojego Alfy, Sol. Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci spać samej, jeśli nie jestem pewien czy pod jednym dachem nie mieszka z nami nasz wróg?-Uśmiechnął się przebiegle.
-Nie myślałam...-westchnęłam.-Rozkaz jest rozkazem, Alfo.-wspięłam się na palce, żeby dać mu szybkiego buziaka i uśmiechnęłam się, odsuwałam się, ale on przyciągnął mnie z powrotem do siebie, oboje przedłużaliśmy ten pocałunek. Przyparł mnie do ściany, uniósł delikatnie, oplotłam go nogami, zaniósł mnie do siebie, delikatnie położył na łóżko...
-Ren...
-Tak, Sol?
-Przestań, proszę...
-Co mam przerwać?
-Wiesz, że Cię Kocham, prawda?
-Tak, Sol, wiem...Tak samo ja Kocham Ciebie...
Już nic nie mówiłam, on także, co się miało dziać to się działo...Daliśmy się ponieść pożądaniu.

(Wataha Powietrza) od Devona

-Właściwie to jedyne, co zostało do zrobienia to dach. Możesz się wykazać swoją umiejętnością latania.-uśmiechnąłem się do dziewczyny.
-No dobrze...-Ku mojemu zaskoczeniu wzbiła się w powietrze i bez żadnego problemu zaczęła unosić się kilka metrów nad ziemią. 
-Wow-powiedziałem z uznaniem i rzuciłem w jej stronę kilka drewnianych dachówek.-Przydasz mi się bardziej niż myślałem..
*
-Nie mam pojęcia jak to zrobiliśmy, ale z planowanych dwóch domów mamy jeden dwa razy większy-Stwierdziłem, patrząc na budynek. Całkowita zmiana planów, ale chyba powinna nam wyjść na lepsze.-Szkoda, że na tym musimy poprzestać...
-Jak to?-zdziwiła się.
-Cóż...Tyle nam wystarczy.-wzruszyłem ramionami.-I tak jestem pewien, że niektórzy będą woleli mieszkać nadal w jaskiniach. Ci którzy chcą wygody mogą mieszkać w domu. Zmieści przynajmniej kilkanaście osób.
-Rozumiem...
-A więc teraz masz szansę wybrać sobie pokój.
(Levi?)

Nasza duma:
 (kto chce może się wprowadzać :)


piątek, 25 kwietnia 2014

(Wataha Wody) od Faith

-Przyszłam się przekonać, że nadal tu jesteś-Weszłam powoli do groty Hoax'a, łapiąc jego złote spojrzenie.-Od jakiegoś czasu nie dajesz znaków życia..
-Nie miałem czasu-rzucił w kąt paczkę fajek, którą trzymał w dłoni i wziął jedną do ust.-Ty też nie byłaś łaskawa ze mną pogadać od czasu imprezy. Bądź byłaś tak bardzo zajęta swoim....Renem....
-Sporo się od tego czasu zmieniło-zacisnęłam usta, ignorując natarczywą myśl o Renie.-Chciałam tylko się pożegnać.
-To znaczy?-Uniósł brew.
-To znaczy, że wyjeżdżam.
-Gdzie?!
-Czy to ważne?-zapytałam z ironią.-Właściwie to pożegnanie z tobą jest ostatnią sprawą, którą załatwiam przed odejściem. Chciałam cię przeprosić.
-Za co?
-Wiesz za co...Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze się zobaczymy.-odwróciłam się żeby wyjść.
-Czekaj.-Złapał mnie za rękę.-Co takiego się stało, że postanowiłaś odejść?Jeśli chodzi o mnie nie musisz się martwić. Nie będę cię dłużej niepokoił...
-Nie chodzi o ciebie, Hoax.-Pokręciłam głową.
-To o kogo? O niego? Wiedziałem, że ten drań coś ci zrobił...-skrzywił się.
-Nic mi nie zrobił... Przynajmniej nic czego nie miał prawa zrobić. Tutaj chodzi raczej o mnie...
-Więc idę z tobą.-Puścił moją rękę i wyjął coś z szuflady.
-Co?-Zamrugałam zaskoczona.-Hoax..To nie jest dobry pomysł...
-Jest. Ja jestem już nawet spakowany.-pokazał paczkę papierosów, którą trzymał w ręce. Uśmiechnęłam się.-Nie wiem co się wydarzyło, Faith, ale skoro nie chodzi o mnie...Spróbujmy.
-A Hebi?-Odezwałam się po chwili ciszy.-To przecież szaleństwo.
-Hebi sobie poradzi. Jest już...duża.-Skrzywił się z niesmakiem. Typowy starszy brat...Typowy Hoax.
-Nie wytrzymasz ze mną za długo.-ostrzegłam.
-Zobaczymy...-Uśmiechnął się figlarnie.
-Niech będzie...-poddałam się.-Przyda mi się osobisty ochroniarz.-zaśmiałam się.-Bądź gotowy o świcie. Podróż do Nowego Jorku może trochę zająć..Chce tam dotrzeć zanim się zestarzeję.
Śmiejąc się, wyszłam z jaskini. Boże, czy ja naprawdę to zrobiłam? Czy jestem na tyle głupia, żeby pojechać tam z Haox'em? Wygląda na to, że tak...



czwartek, 24 kwietnia 2014

(Wataha Powietrza) od Rena

Nie ufam temu kolesiowi. Nikt, kto w jakikolwiek sposób jest powiązany z Radą nie jest godny zaufania..Jak na razie nie zauważyłem niczego dziwnego w jego zachowaniu, ale to pewnie kwestia czasu. Będę go mieć na oku.
-O co chodziło ci z tym trawnikiem, do cholery?-Usiadłem koło Sol i pytająco uniosłem brew.
-Sama nie wiem, chciałam go chyba trochę postraszyć.-wzruszyła ramionami.
-Aha, chcesz zbudować sobie reputację zołzy w jego oczach?-Spytałem rozbawiony.
-Możliwe.-Uśmiechnęła się.-Ufasz mu?- Zmieniła nagle temat.
-Nie.
-Ale jednak przyjąłeś go do watahy...Nie sądzisz, że może nam narobić problemów?
-Przyjąłem go, bo lepiej mieć wroga po swojej stronie. Tylko w ten sposób mogę go mieć na oku. Nie martw się...Tylko jeden fałszywy ruch, a wyleci na zbity pysk i nie będzie po nim co zbierać.
-Na kilometr śmierdzi Radą-zmarszczyła nos z obrzydzeniem.
-Spokojnie, nie sądzę żeby był łowcą. W każdym razie na pewno nic ci nie grozi.-podałem jej rękę i pomogłem wstać.-Może lepiej wracajmy do jaskini. Lepiej go pilnować dopóki nie będę mieć całkowitej pewności, że jest po naszej stronie i nie szpieguje dla tych starych kutasów.
*
-Wybierz sobie którąkolwiek grotę i nie przywiązuj się do niej za bardzo. Domy są już w budowie.-Skinąłem do Are, przyglądającego się rozwidleniu w korytarzu. 
-Jasne...Dzięki. Mam jeszcze pytanie..
-Wal.
-Gdzie mogę pilnować?
-Tylko na moich terenach. Wszystkie watahy przestrzegają podziału terytorium.
-Inne watahy?- Zdziwił się. Jako szpieg powinien wiedzieć...Dziwne, że jego ojciec-radny o niczym go nie poinformował. A może on faktycznie jest czysty? Czas pokaże.
-Taa, myślę, że nie zaszkodzi jak poznasz resztę...Postaraj się tylko nie zajść im za skórę.-Odwróciłem się i złapałem Sol za rękę w chwili, gdy już znikała w jednym z korytarzy.-A ty gdzie się wybierasz?
-Do swojej groty...
-O nie, kochanie. Śpisz w mojej sypialni.-Pocałowałem ją i czując na plecach wzrok Are, pociągnąłem ją za sobą.
-Ale...-zaczęła cicho.
-Z tego co sobie przypominam trzeba słuchać swojego Alfy, Sol. Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci spać samej, jeśli nie jestem pewien czy pod jednym dachem nie mieszka z nami nasz wróg?-Uśmiechnąłem się przebiegle. Właściwie to ta cała sytuacja była mi nawet na rękę. Miło by było mieć Sol w łóżku...
-Nie myślałam...-westchnęła.-Rozkaz jest rozkazem, Alfo.-wspięła się na palce, żeby dać mi szybkiego buziaka i uśmiechnęła się słodko. Are zniknął gdzieś w labiryncie korytarzy, a my byliśmy sami. Wkońcu.

(Wataha Burzy) od Hebi

W Niemych Górach ostatnio było bardzo spokojnie. Zbyt spokojnie. Mimo tego spokoju atmosfera była cały czas bardzo napięta. Spodziewaliśmy się wizyty Rady i kłopotów w każdej chwili, a tymczasem wszystko działo się po staremu, a nawet lepiej. Było po prostu...ZBYT CICHO.
Takie przynajmniej były pozory, ale uważniejsi i bardziej wyczuleni na szczegóły (lub pewne osoby) mogli zobaczyć kilka niepokojących szczegółów.
Po pierwsze: Mac gdzieś zniknął.
Nie widziałam go od dłuższego czasu. Od ostatniego zebrania Alf. Przez to całe zamieszanie mógł mieć teraz sporo na głowie, ale to i tak nie dawało mi spokoju. Martwiłam się i tyle, to chyba normalne...
Drugą rzeczą były oczywiście inne Watahy i ich Alfy. To nie było tylko tak, że nie mogłam znaleźć Mac'a. Rzadko zdarzało mi się teraz spotkać kogokolwiek, także z mojej własnej Watahy. Wszyscy zachowywali się tak jakby starali się nie wchodzić sobie nawzajem w drogę. Może był w tym jakiś cel, ale ja go nie widziałam. No i jeszcze Faith...Co prawda nie znałam jej zbyt dobrze, ale się o nią martwiłam. Zastanawiałam się co zamierza zrobić.
Cholera, wszystko wygląda dobrze, ale nie jak należy. Nie wytrzymałam i postanowiłam osobiście przekonać się z wszystkimi dzieje z członkami Watahy Burzy na czele.
(Bella)

niedziela, 20 kwietnia 2014

Darender - Wataha Powietrza

Postać ludzka:


Postać wilcza:


Motocykl:



Imię: Darender, mówią na niego Are.
Płeć: Basior.
Żywioł: powietrze
Moce: Panowanie nad powietrzem.
Stanowisko: Wojownik.
Rodzina: ojciec (radny)
Partnerka: czeka na przydzielenie partnerki.
Charakter: władczy, stanowczy, zaborczy, opryskliwy, uparty, szczery, z reguły miły, znający swoje miejsce, złota rączka, szarmancki, lekkoduch.

(Wataha Powietrza) od Are

Miałem już dość tych durni. Mój ojciec myśli, że będzie mnie kontrolował bo jest w Radzie, pff. Jeszcze czego. Według wskazówek zaraz dojadę do tego zadupia, do którego postanowili mnie wysłać...
Widzę pierwszy dom. Wciskam hamulce, zostawiam maszynę na trawniku, rzucam okiem na to zielone kawasaki... Jako wilk go nie potrzebuję, jednak motoryzacja to mój konik.
Pukam do drzwi, po chwili same się otwierają.
Wchodzę do środka, widzę wtuloną w siebie parę. Siedzą na kanapie zajęci sobą.
-Puk, puk- rozwiewam ich złudzenie samotności.
Dziewczyna spokojnie odrywa się od całowania chłopaka, choć wciąż siedzi mu na kolanach, wydaje się chłodna..
-Jeszcze raz zaparkujesz na trawniku, a ucierpi na tym twoja maszyna...
Spokój w jej głosie mnie przeraża. Chłopak znając swoje obowiązki, spogląda na nią przepraszająco, ona się uśmiecha, a on zwraca się do mnie. Dziewczyna patrzy na mnie nieodgadnionym spojrzeniem zielonych oczu... Odrywam od niej wzrok, gdy chłopak pokazuję ręką, że mam podejść.
-Kim jesteś, do cholery jesteś?
-Darender, syn członka Rady, przyjaciela Twego ojca, paniczu Rennier. Ojciec wychowywał mnie w cieniu, jednak wiele słyszałem o wyjątkowym dzieciach Arkadii.
-On chce być w Twojej Watasze, Ren...- wtrąca dziewczyna, tak samo chłodno jak wcześniej. Chłopak unosi brew, mierząc mnie ciemnym spojrzeniem.
-Mów mi Are- kłaniam się.
-Sol...-Ren spojrzał badawczo na dziewczynę, którą nazwał Sol. Przez chwilę milczą, patrząc sobie w oczy.
-Rozumiem... -Alfa Watahy wzdycha, Sol wstaje.
Gestem ręki Ren pokazuje, że mam iść za nim, przechodzimy do sąsiedniego pokoju.
-Widzę, że nie przypadłem jej do gustu... Nie wygląda wrogo...
-Śmierdzisz jak Glenn, a ona po małej konfrontacji stara się być twarda, nieczuła na wspomnienia, które wywołuje ten... Zapach.-Ren wzrusza ramionami, a mięśnie jego żuchwy się napinają.
-Glenn zaginął...- nie rozumiem.
-Chcesz dołączyć do mojej watahy, ta?
-Władam żywiołem powietrza, więc tak by należało.
-Ciągnie się za Tobą smród Glenna, Twojego ojca, całej Rady, jeśli okażesz się być szpiegiem nie spotka Cię łaska, a ja zabiję cię własnoręcznie.-powiedział z lodowatym spokojem, zaciskając zęby.- Jeśli nim nie jesteś to możesz się tu przydać.
-Ojciec wyrzekł się mnie, bo mu się sprzeciwiłem, bo wystąpiłem przeciwko Radzie. Nie miał jednak odwagi mnie zabić, a w Arkadii przysparzałem mu zbyt wielu problemów, więc wysłał mnie tutaj. Nie zdradzę.
Każdy z nas mówi pewnie, twardo, stanowczo.
Ren podaje mi rękę. Mocny uścisk, ale pełen rezerwy.
-Witaj w Watasze Powietrza Are, masz na razie okres próbny, więc uważaj na Sol i ten jej trawnik.-Mówi, patrząc na mnie z rezerwą.-Wydaje mi się, że znajdziesz naszą jaskinię.
Wraca do Sol z obojętnym wyrazem twarzy.

(Wataha Powietrza) od Levi

Jak się lepiej przyjrzałam widać było, że to nie było zwykłe zwierze... Spojrzało na mnie po czym się wyrwało i uciekło. Po chwili znikło mi z widoku. 
'Co to mogło być?' Wstałam z ziemi i się otrzepałam. 'Trudno później tego poszukam...' Zaczęło się ściemniać, więc wracałam do watahy. Jak wróciłam powaliłam się na łóżko niczym kłoda i od razu usnęłam. Gdy się obudziłam krążyłam bez celu po watasze, z braku zajęcia. Przypomniałam sobie, że chyba Devon buduje jakiś dom. W sumie czemu nie? Mogła bym może jakoś pomóc. Poszłam więc na "budowę" i dostrzegłam Devona zajmującego się budową.
-Cześć...- Nieśmiało się uśmiechnęłam i rozejrzałam się po dotychczasowej budowli.
-Sie masz?- Poklepał mnie po ramieniu. -Co cię do mnie sprowadza, Levi?
-Cóż...Właściwie to pomyślałam, że przydałaby ci się jakaś pomoc.-wzruszyłam ramionami, rumieniąc się lekko.
-A znasz się na budownictwie?- Z lekkim zwątpieniem w głosie zapytał
-Nie...Ale może mógłbyś mnie nauczyć...hmm...Tego co ty robisz.
-Coś da się z tym zrobić.- Uśmiechnął się w moją stronę -Masz jakieś moce, które jakoś pomogłyby nam w pracy? Nie wiem, czy wykorzystywanie dziewczyn do ciężkich prac fizycznych byłoby zgodne z moim sumieniem...
-Nie wiem za bardzo czy moje moce się przydadzą, co najwyżej może latanie... -Lekko się zawstydziłam, bałam się, że jednak się nie przydam.
-Latanie? Dosyć ciekawa umiejętność, może się przydać. -Sprawiał trochę wrażenie zamyślonego.
-T-to chyba dobrze?
-Pewnie, że dobrze, ułatwi nam to trochę prace. -Uspokoił mnie trochę, przynajmniej wiem że mogę jakoś pomóc.
-D-dobrze to co mogę zrobić? -Uśmiechnęłam się, rozejrzałam.
(Devon? :))

sobota, 19 kwietnia 2014

(Wataha Ognia) od Macabre

Nie byłem zadowolony, że Faith opuszcza Nieme Góry i z naszej trójki zostajemy tylko ja i Ren. Jednak nie mogłem nic zrobić i jeśli dzięki temu faktycznie ma być szczęśliwa to nie chciałem jej zatrzymać. Ta rozmowa odebrała mi apetyt więc po prostu wróciłem do Watahy. Chciałem się położyć i najlepiej od razu zasnąć, ale dziwne uczucie nie dawało mi spokoju.
Zrobiłem mały obchód no i kurwa miałem racje. Moja praca na dziś oczywiście nie mogła skończyć się w tak miły sposób. Nigdzie nie mogłem znaleźć Vince, która ostatnio trochę...hmm...inaczej się zachowywała. Eh, trzeba było się tym zająć od razu. 
Wybiegłem z jaskini.
"Nie mogła odejść daleko, jeszcze czuję jej zapach"
Nie mogliśmy sobie pozwolić na utratę kogokolwiek z Niemych Gór, na dodatek po odejściu Fai. Ja NIGDY nie pozwolę sobie na utratę KOGOKOLWIEK z Watahy. 
W końcu udało mi się namierzyć tę dziewczynę. Ale oprócz niej był tam ktoś jeszcze...

(Vince? Victor?)

(Wataha Powietrza) od Rena

-Sol...-odezwałem się dopiero po kilkunastu minutach. Sol powoli podniosła głowę, do tej pory wtulona w moje ramię.- Mogłabyś mnie posłuchać chociaż raz i nie łazić SAMA po krainie? Tutaj jest cholernie niebezpiecznie odkąd mamy na pieńku z Radą...
-Przepraszam....Nie chciałam siedzieć sama...-Spuściła wzrok na swoje splecione dłonie.
-Nie musisz mnie przepraszać, ja tylko...boję się o ciebie, nie rozumiesz? Nie darowałbym sobie..
-Ciii..-położyła palec na moich ustach.- Nic mi nie będzie, obiecuję.
-Najbezpieczniej byłoby przenieść się tutaj, ale...Nie sądzę, że moje sumienie by to zniosło.
-Wiem, nie musisz mówić, wszystko już wiem...Faith kazała ci to oddać.-wyciągnęła z kieszeni niewielki, srebrny kluczyk i włożyła go w moją dłoń. Spojrzałem na nią zaskoczony, ale schowałem przedmiot do kieszeni. Te pierdolony kluczyk miał kurewsko beznadziejny wpływ na moje zszargane sumienie.
-Nie rozmawiajmy o tym...-Przyciągnąłem ją bliżej i zacząłem bawić się jej lokami. Teraz, kiedy wiedziałem, że Sol jest bezpieczna mogłem się wyluzować. Pochyliłem się i delikatnie pocałowałem ją w usta. Nie pojmuję jak pocałunek może być jednocześnie tak słodki i gorzki...Muszę się jakoś ogarnąć.-Mam tylko ciebie, Sol...
-Ja też nie cieszę się zbyt dużą liczbą bliskich mi osób...-zauważyła smutno.
-Ale masz brata.-stwierdziłem.
-Prawda...Ale jakieś kilkadziesiąt osób chce mnie zabić lub wykorzystać do eksperymentów...
-Nie uda im się dopóki ja tutaj jestem.-Spoważniałem.
-Wiem, Ren.-wtuliła twarz w zagłębienie mojej szyji i zwinięta w kłębek zasnęła. Objąłem ją mocniej ramieniem i z nosem w jej włosach w ślad za nią zapadłem w sen.
(Sol?)


(Wataha Wody) od Faith

-Fai?-Mac wyglądał na zdezorientowanego.
-Nie podejrzewałabym, że musisz się upewniać..-Zmrużyłam oczy z przekąsem.
-Sory, nie spodziewałem się ciebie...tutaj.-Uniósł brew i oprał się obojętnie o drzewo, przy okazji bacznie mnie obserwując.
-Wiem, że twoim zdaniem powinnam teraz zaszyć się gdzieś w kącie i rozpaczać nad tym, że Ren mnie nie kocha, ale muszę cię rozczarować. Nie jestem już małą dziewczynką...-wydęłam wargi i skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Zapomniałem, że czytasz w myślach, diablico.-Uśmiechnął się łobuzersko.-Przyznaję, że jestem trochę...zdziwiony. Ja bym już dawno mu przypierdolił.
-Domyślam się -zaśmiałam się.- Ja nie mam na tyle silnej pięści...
-Mógłbym cię wyręczyć. Myślę, że nie zaszkodziłoby, gdyby ktoś mu wkońcu zniszczył tą jego śliczną buźkę. Może wtedy coś dotarłoby do tego zakutego łba, bo ostatnio ostro mnie wkurwia.
-Daj spokój, Mac. Jesteś dobrym przyjacielem, ale sama dam sobie radę...westchnęłam.-Właściwie miałam do ciebie iść, ale skoro już się spotkaliśmy, to chciałam z tobą pogadać.
-Jasne, wal.-wzruszył ramionami.
-Postanowiłam, że wyjeżdżam.
-Co, kurwa?! Gdzie?!-wyglądał na zdezorientowanego.
-Do Nowego Jorku. Mam w tym pewien cel, ale to długa historia, nie mam czasu, żeby się nad tym rozwodzić. Ice wszystko wie, powiedziałam mu, żeby przekazał wam najważniejsze informacje. I teraz on jest Alfą, więc to on podejmuje decyzje, nie ja.
-Czekaj, chyba nie masz zamiaru zostawiać mnie tutaj samego z wkurwiającym Renem?!
-Mam.
-Daj spokój, nie musisz odchodzić, Fai. Ren się ogarnie. Kiedyś.
-Ale odchodzę. Poza tym w ten sposób mogę wam pomóc w sprawie Rady. Niedługo wszystkiego się dowiesz, będę was ciągle informować...To najlepsze wyjście. A Ren mnie już nie obchodzi.-To akurat było ohydne, perfidne kłamstwo. Bo obchodził mnie nawet bardziej niż myślałam.
-A więc to jest ten twój cały plan?-Skrzywił się, prześwietlając mnie prawie na wylot czerwonym spojrzeniem. Wywróciłam oczami, ale żadne z nas się nie odezwało.
-Czyli to jest ten moment pożegnania?-Uśmiechnął się figlarnie i podszedł bliżej.-Widzimy się niedługo, diablico.
-Pewnie, psycholu.-pocałowałam go w policzek.-Dbaj o Hebi i postaraj się nie pozabijać z Hoaxem.-poklepałam go po ramieniu.-I nie ukrywaj przed nią tego wszystkiego. Ona i tak się dowie.
-Wyłaź z mojej głowy!-wrzasnął i zmarszczył brwi.-Dobra, obiecuję, że postaram się być grzeczny..Zadowolona?
-Bardzo.-posłałam mu buziaka.-Pewnie oszalałam, ale chyba będę za tobą tęsknić... Trzymaj się, Mac.

piątek, 18 kwietnia 2014

(Wataha Powietrza) od Levi

Jednak mimo, że byłam nowa dobrze się bawiłam na imprezie... Jakoś koło 5 wróciłam do groty, byłam padnięta. Noc była dość chłodna, zaparzyłam sobie herbaty i owinęłam się na krześle kocem. Zapaliłam świeczkę i jak to ja zaczęłam się nią bawić. Usnęłam przy stoliku.
                                                                                      *
 Nagle się obudziłam, spałam jakieś 6 dni nawet nie wiem czemu. W powietrzu unosił się dziwny zapach... jakby zapach świeżych kwiatów. Wstałam z krzesła, wszystko mnie bolało i wyjrzałam za grotę. Świeciło słońce i widać było rosnące kwiaty. 'Jaki mamy dzień ...' rozejrzałam się. 'a bo już wiosna ... Spałam sześć dni wypadało by się umyć...' po tym wzięłam prysznic i przebrałam się w świeże ciuchy. Zjadłam jakieś śniadanie i wyszłam w las. Łaziłam po okolicy bez większego celu i się rozglądałam, jednak miałam dziwne uczycie jak by "coś" podążało w pobliżu. Usłyszałam szelest, odrazu się rozejrzałam. Na widok poruszającego się krzaku skoczyłam na niego. 'To był zły pomysł ... ała ... hm? a co to?' Upadłam na jakieś króliko podobne stworzenie.'To królik czy ... lis?' Spojrzało na mnie i zaraz zaczęło uciekać.
-Ej no stój kurde... -Zaczęłam go gonić, szybki jest... 'Dobra prawie go mam...' Skoczyłam żeby go złapać jednak, wymsknął mi się 'Ałaaa, nie musiałeś akurat teraz uciekać' upadłam na ziemię w dodatku walnęłam głową o drzewo.
-Phi ... jeszcze cię złapię -Usiadłam i patrzyłam się w niebo. Rozmyślałam.
-Co to w ogóle było ... -Mówiłam pod nosem. Spojrzałam przed siebie i...-Ej to ty! Teraz cię złapię! - Wyciągnęłam ku niemu ręcę i złapałam za nogę. -Haha! -Zaśmiałam się. -Teraz nie uciekniesz... 

(Wataha Powietrza) od Sol

Próbując wierzyć, że postępuję słusznie nie biegnąc od razu za Renem- posprzątałam w jego dawnym pokoju, znalazłam jakieś swoje łachy i wybrałam się na spacer po terenach Watahy Powietrza. Zastanawiałam się nad tym co powiedziała Faith... I ten kluczyk...
Od początku wiedziałam, że w moim sercu zaiskrzy uczucie do Rena, jednak nie myślałam, że zranię przy tym Faith... Nie myślałam, że Ren również coś do mnie poczuje.
NIE MYŚLAŁAM WCALE, dobra?!
Może powinnam spotkać się z Ivalio.
Od jakiegoś czasu się nie widzieliśmy.
Chociaż... Z tego co wiem, jest zajęty Nezumim.
Chyba nie będzie miał mi za złe, że mój duch go śledził.
Rozejrzałam się i ujrzałam zupełnie obce mi terytorium.
Szłam dalej, zawahałam się dopiero gdy na moich oczach wyrósł dom Rena i niegdyś Faith.
Ren był w środku, czułam to.
Powolnym, niepewnym krokiem zbliżyłam się do drzwi, delikatnie pchnięte same się otworzyły.
Ren siedział na kanapie, usiadłam obok niego i go przytuliłam, nie oczekując żadnej reakcji...

(Wataha Ognia) od Macabre

Głupio mi było, że spławiłem Hebi, ale odpowiadanie na głupie pytania naprawdę mnie wkurwia. Zresztą - Ren odwołał ślub, a mnie niewolno by było wyjść?
Ren popisowo spieprzył sprawę. Zdaję sobie sprawę, że uczucia są na tyle kłopotliwą sprawą, że człowiek jest w stanie zrobić przez nie różne pierdoły, ale wystarczyło trochę pomyśleć żeby tę konkretną pierdołę jakoś zakamuflować. Teraz możemy spodziewać się odwiedzin Rady w bardzo niedługim czasie. Ale ja się stęskniłem za rodziną!
Nikt z nas nie będzie wstanie przewidzieć daty ich przybycia. Może i są starzy, ale mają też kilka przydatnych umiejętności uniemożliwiających nam wnikanie w niektóre ich działania. Jeszcze przed zamieszkaniem w Niemych Górach miałem spory dostęp do większości bardziej poufałych informacji. Część z nich po prostu podsłuchałem, a reszcie mogłem przyjrzeć się bliżej bez niczyjego sprzeciwu. Nie, raczej PRAWIE  niczyjego. Sullivan, niezbyt ważny kretyn z Rady, który raczył zaszczycić mnie wiadomością od siebie tuż po osiedleniu się w Niemych Górach, czepiał się mnie odkąd byłem dzieckiem.
Byłem już naprawdę cholernie głodny i próbowałem coś sobie upolować. O tej porze dnia było to dość męczące, ale nie zamierzam czekać aż będzie lepsza chwila, a ja zdechnę z głodu. Widziałem jak coś w oddali porusza się za gałęziami. Podkradłem się bliżej tak żeby tego nie spłoszyć i wyczułem znajomy zapach.
-Fai?
(Faith?)

czwartek, 17 kwietnia 2014

(Wataha Ziemi) od Katniss

To wszystko przerastało mnie emocjonalnie. Zostałam zmiażdżona przez falę emocji, które napłynęły do mnie w tym momencie. Może i moje przypuszczenia co do Belli były nie słuszne, ale powinna mnie zrozumieć. Miałam prawo, aby się tak zachować. Wybiegłam z jej jaskini w postaci wilka pełna złości i goryczy. Tak naprawdę nawet ja nie wiedziałam o co tak szczerze złościłam się na tą Bogu ducha winną dziewczynę. Może dlatego, że ona znała moją siostrę lepiej ode mnie.. Nie byłam pewna czy dobrze zrobiłam uciekając, a może warto by było wysłuchać jej zdania na ten temat, przynajmniej bym się czegokolwiek dowiedziała, a teraz, wiem tylko tyle, że moja siostra miała przyjaciółkę, która aktualnie należy do Watahy Burzy. Kurwa! Widzę, że moja przeszłość mnie nigdy nie opuści. Zaczęło świtać, już trzecią noc spędziłam poza jaskinią. Na szczęście nie trzecią pod rząd. Trochę ochłonęłam, miałam dość czasu, aby przynajmniej w miarę to wszystko sobie jakoś poukładać. Przyznam szczerze, że teraz na pewno nie zachowałabym się aż tak arogancko. Mimo iż było to w moim stylu, to miałam teraz wyrzuty sumienia, że tak ostro potraktowałam Bellę, która chciała mi wszystko na spokojnie wytłumaczyć. Ale wtedy władała mną zazdrość. Zazdrość o siostrę. Poczułam, że Khate tak naprawdę nie powinna nosić miana mojej siostry, w ogóle jej nie znałam, rodziną byłyśmy tylko na papierze. Dopiero teraz zrozumiałam, że od Belli mogę się dowiedzieć czegoś o Katheryn. To wcale nie jest takie skomplikowane. Zdałam sobie sprawę, że chcąc uzyskać jakiekolwiek informacje, będę musiała użyć słowa „przepraszam”. W tym momencie poczułam mdłości. Cóż mus to mus, nie mam innego wyjścia. Ale postanowiłam, że zrobię to kiedy będę już na sto procent gotowa, abym znowu nie dała ciała, tak jak kilka godzin temu. Wróciłam do jaskini Watahy Ziemi i postanowiłam przynajmniej chwilkę odpocząć. Hm.. może jeszcze wszystko przemyślę. Zorganizuję sobie w głowie jakiś mały plan. A teraz pora na sen. Trzeba otrząsnąć się z tych wszystkich nagromadzonych emocji. 

środa, 16 kwietnia 2014

(Wataha Powietrza) od Devona

Przez ostatni tydzień atmosfera w Niemych Górach zagęściła się na tyle, że można by ją spokojnie kroić nożem. Nikt nie wiedział czego możemy się spodziewać po Radzie, a już na pewno nikt nie miał ochoty zostać przez nią w jakikolwiek sposób ukarany. Za to każdy miał coś za skórą. Starałem się nie myśleć nawet o tym, co zrobiłaby mi ta banda ważniaków, gdyby dowiedzieli się, że jestem demonem...Skupiłem się więc na pracy i w pojedynkę zacząłem zacharowywać się na śmierć przy budowie drugiego domu, który zgodnie z planem miał być jeszcze większy od początkowego. Byłem bardziej niż mile zaskoczony,  kiedy na budowie zjawiła się Levi.
-Cześć...-uśmiechnęła się nieśmiało i z ciekawością rozglądnęła się po surowych ścianach z pustaków,  które jak narazie udało mi się postawić.
-Sie masz?-Poklepałem ją po ramieniu,  z nieskrywaną sympatią.-Co cię do mnie sprowadza, Levi?
-Cóż...Właściwie to pomyślałam, że przydałaby ci się jakaś pomoc.-wzruszyła ramionami, rumieniąc się lekko.
-A znasz się na budownictwie?-Nawet ja słyszałem w swoim głosie powątpiewanie.
-Nie...Ale może mógłbyś mnie nauczyć...hmm...Tego co ty robisz.
-Coś da się z tym zrobić.-posłałem w jej stronę rozbrajający uśmiech. -Masz jakieś moce, które jakoś pomogłyby nam w pracy? Nie wiem, czy wykorzystywanie dziewczyn do ciężkich prac fizycznych byłoby zgodne z moim sumieniem...

(Levi? ;))

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

(Wataha Burzy) od Hebi

-...jak mógł mnie zostawić, pieprzony drań, nie miał nawet dobrej wymówki...- od paru minut przeklinałam Mac'a pod nosem. Ciągnęłabym tę wyliczankę dalej, ale zorientowałam się, że Ice od jakiegoś czasu przygląda mi się z lekkim rozbawieniem.
- Przepraszam...- mruknęłam - Trochę mnie wkurzył...
- Trochę - uśmiechnął się Ice i trochę niepewnie zadał pytanie - A...czym?
- Nie wiedziałam, że lubisz plotkować , Ice! Było mówić! - wybuchnęliśmy się śmiechem, ale dodałam poważnie - Od paru dni próbuję zapytać o coś Mac'a, ale on zawsze jakoś się wymiguje...
Nagle mnie olśniło.
- Hej, z tego co wiem ty, Ren, Faith i Mac wychowywaliście się razem! Może ty mógłbyś mi powiedzieć...
- To chyba nie jest dobry pomysł-wtrącił się Ice. Chyba wiedział co mam na myśli.
- Ice, proszę! - spojrzałam mu błagalnie w oczy - Jeśli jest to coś o czym wstydzi się mi powiedzieć albo po prostu nie chce, lepiej żebyś to był ty... W ten sposób nie będę musiała go ranić przywołując jakieś złe wspomnienia...
- Tak sądzisz?
- Jeśli nie będziemy ze sobą szczerzy...
- A ty mówisz mu o wszystkim?
Trzeba Ice'owi przyznać - ma cela. Trafił dokładnie w czuły punkt. Zawstydziłam się i spuściłam głowę.
- Hebi...- blondyn poczekał aż podniosę na niego wzrok - Mimo wszystko są rzeczy o, których powinnaś wiedzieć.
- Ice? Czyli chcesz mi powiedzieć? - otworzyłam szeroko oczy.
- Heh, chyba nie mam wyboru - zaśmiał się - Ty i tak to skądś wygrzebiesz.
- Zabawny jesteś! - szturchnęłam go łokciem - Gadaj!
Ice się zamyślił. Przymknął oczy zastygł w bezruchu. W końcu zaczął opowiadać:
- Nigdy nie przyjaźniłem się jakoś szczególnie z Mac'iem, byłem najmłodszy z całej naszej czwórki i rzadko bawiliśmy się wszyscy razem. Nigdy też za nim nie przepadałem mówiąc szczerze. Ale on, Faith i Ren byli niemal nierozłączni. Spotykali się kiedy tylko mogli...- Ice urwał, ale ciągnął dalej - No właśnie, często było tak, że nie mogli spotkać się całą trójką. Czasem rodzice kazali Fai zostać ze mną, innym razem ojciec Rena zabraniał mu wychodzić, a Mac...- zawahał się - Nie powiem ci za dużo na ten temat, bo pewnie i tak nie wiem tyle co moja siostra albo Ren...Mac często był nieobecny podczas takich spotkań - spojrzał na mnie, chyba mając nadzieję, że wyczytam coś z jego umysłu i nie będzie musiał tego mówić - Eh, jakby ci to wyjaśnić...Jego ojciec nie należy do najprzyjemniejszych ludzi. Matka Mac'a zmarła tuż po porodzie, a Alexius, tak ma na imię jego ojciec, jest bardzo wysoko położonym członkiem Rady. Należy też do korpusu zajmującego się badaniami i eksperymentami, głównie na ludziach. Zawsze brakowało im obiektów na, których można by eksperymentować. Niewielu było ludzi, którzy mogliby przetrwać coś takiego, a jeszcze mniej takich, którzy by się na to zgodzili. Właśnie tak kończyli więźniowie, zdrajcy i skazańcy. Ludzie szybko umierali w takich warunkach. Większość projektów była realizowana z udziałem dorosłych, jednak były też takie do, których Rada potrzebowała dzieci. To było oczywiste, że nikt nie odda swojego dziecka na coś takiego. Wtedy Alexius zaoferował swojego syna. Niektórych zdziwiła taka reakcja, inni znali go dość dobrze, by to przewidzieć. Nikt nie zaprotestował, więc Macabre został obiektem testów. Na jego nieszczęście okazało się, że jego ciało szybko się przystosowuje i dobrze znosi badania. Mimo iż parę razy był naprawdę o krok od śmierci albo kalectwa wszystkie testy wykazywały pozytywny wynik. Może Rada po prostu nie chciała stracić prawdopodobnie jedynego dostępnego obiektu. Blizny, które widziałaś prawie na pewno pochodzą właśnie z tego okresu...
Ice przerwał i spojrzał mi w oczy. Czekał na moją reakcję, ale ja milczałam. Nie mogłam nic powiedzieć, nie znajdywałam słów. Po prostu patrzyłam mu w oczy.
- Nie przejmuj się tak - Ice posłał mi uśmiech - Może to nie brzmi najlepiej, ale Mac zawsze wydawał się być dość szczęśliwy. W każdym razie w naszym towarzystwie. Myślę, że liczyło się dla niego to, że ma prawdziwych przyjaciół. Teraz ma też ciebie. Wyruszył z nami do Niemych Gór żeby zapomnieć o przeszłości. Naprawdę cię kocha...- Ice znowu się uśmiechnął -...a ty jego, więc na pewno będziesz chciała mu w tym pomóc.
Ice wstał. Wyprostował się i mrugnął do mnie na pożegnanie po czym ruszył do wyjścia.
- Ice! - zatrzymałam blondyna podnosząc się.
- Hm?
- Dziękuję...

niedziela, 13 kwietnia 2014

(Wataha Wody) od Faith

Poczułam, że zalewa mnie fala mdłości, kiedy zobaczyłam Sol, ukrytą bezpieczne pod kołdrą...w łóżku Rena. Nie spodziewałam się, że ten widok wywoła u mnie aż takie emocje. Byłam przygotowana. Aż za dobrze. Przełknęłam ślinę i powoli zapukałam w drzwi. Sol spojrzała na mnie z mieszaniną irytacji, złości i zaskoczenia, szczelnie zakrywając się kocem. Pokręciłam głową.
-Nie krępuj się. Przyszłam tutaj, żeby ci coś powiedzieć.
-Ty?-Otworzyła szeroko oczy. Rzeczywiście wyglądała bezbronnie i krucho. Nikt nie podejrzewałby, że w takiej drobnej dziewczynie może tkwić tak ogromna moc. I tak silny charakter. Westchnęłam cicho.
-Tak, ja. Dostałaś już to czego chciałaś, a ja nie będę ci dłużej przeszkadzać.
-Nie rozumiem o czym mówisz...
-Wiesz aż za dobrze-mruknęłam.-Przyszłam, żeby to oddać.-Położyłam na szafce niewielki kluczyk i cofnęłam się do wyjścia.
-Co to jest?-Zaniepokoiła się.
-Ren będzie wiedział.-Odwróciłam się w drzwiach.-Powodzenia.
*
-Jak to odchodzisz?!-Ice chodził tu i z powrotem po jaskini, nerwowo pocierając kark.-Chyba nie robisz tego przez niego?
-Nie, już dawno chciałam to zrobić. Teraz nic mnie tu już nie trzyma, a tam przynajmniej będę mogła się na coś przydać. Musisz mnie zrozumieć...
-Próbuję, ale nie bardzo mi to idzie..-warknął, wlepiając we mnie gniewne spojrzenie błękitnych oczu.-Jak ty to sobie wyobrażasz, Fai? Ty będziesz szukać dla nas sojuszników, a my będziemy tak po prostu sobie tutaj siedzieć?! To jest...
-Bardzo dobry pomysł-wtrąciłam się.-Wiesz, że mnie nie powstrzymasz, Ice. Już podjęłam decyzję...-Zbliżyłam się o krok i pogładziłam go po ramieniu.
-Wiem-westchnął ze zrezygnowaniem.-Ale ja nie nadaję się na Alfę. To ty się nią urodziłaś...-Pokręcił głową, ale ja już wiedziałam, że się poddał. 
-Nadajesz się bardziej niż ja, bracie.-uśmiechnęłam się.- Potrafisz więcej niż ja i umiesz świetnie kierować stadem. Nikt nie będzie lepszym Alfą od ciebie.
-Ty jesteś lepszą.-pokręcił głową, uśmiechając się smutno.-Nie chcę cię stracić.
-Wiem...Ja ciebie też nie. Ale narazie to najlepsze rozwiązanie. Będziemy cały czas w kontakcie i zawsze będziesz mógł liczyć na moją pomoc.
-Ty na moją też, Fai.-powiedział.-Ostatnio nie mówiłem ci tego za często, ale chcę, żebyś pamiętała, że cię kocham, i że zawsze stanę za tobą murem, cokolwiek postanowisz. Ale mam nadzieję, że się ogarniesz i za jakiś czas nasze stanowiska wrócą do normy.
-Też cię kocham..Nawet nie wiesz jak bardzo-Objęłam go ramieniem, powstrzymując łzy. Nigdy nie rozdzielałam się z bratem na dłużej niż kilka dni. Czeka mnie największa próba...Bez naturalnego spokoju i opanowania Ice'a, będzie mi...naprawdę ciężko.
-Kiedy wszystkim powiesz o zmianie Alfy?
-Nie powiem. Ty to zrobisz. Chcę uniknąć tych wszystkich pieprzonych pytań...
-Jak zawsze najgorsza robota przypadła mnie.-Westchnął, wywołując u mnie głupi uśmiech.-Kiedy wyjeżdżasz? 
-Jutro wieczorem. Muszę pogadać jeszcze z Macabre, Nivrą i Hoax'em.-Potarłam oczy.-Dziękuję, że jesteś. Że szanujesz moje decyzje. To dla mnie wiele znaczy.
-Lojalny do bólu, pamiętasz?- Uśmiechnął się, ale jego czy pozostały smutne i wyprane z emocji.-Dla ciebie wszystko, siostrzyczko.

(Wataha Powietrza) od Rena

Siedziałem jak sparaliżowany jeszcze przez kilka minut, wpatrując się w znikającą w oddali sylwetkę Faith. Kurwa, co ja robię?! Jak mogłem do tego dopuścić? Jak mogłem ją zdradzić, do cholery?!
Kocham Sol, nie mogę temu zaprzeczyć, ale świadomość, że zrujnowałem wszystko co łączyło mnie z Faith była nie do zniesienia. Starałem się. Naprawdę się starałem, żeby nikogo nie zranić. A wszystko i trafił szlag. 
W tej sytuacji najlepiej byłoby po prostu się zamknąć i pozwolić Faith odejść... Ale zżerało mnie poczucie winy. Zasłużyłem na nie. Cholera, przecież sam tego chciałem, więc może wytłumaczy mi ktoś, dlaczego tak źle się teraz czuję?
Powinienem zająć się teraz Sol, ale nie mogłem tak po prostu do niej wrócić i się uśmiechać. Musiałem chwilę posiedzieć sam, żeby jakoś sobie to wszystko poukładać. Ostatnio przeszedłem kilkukrotny szok i nie miałem nawet czasu, żeby z niego ochłonąć. Najpierw uświadomiłem sobie co czuję do Sol, praktycznie wypowiedziałem wojnę Radzie, rzuciłem Mac'iem o ścianę i dowiedziałem się, że Faith odchodzi. Być może na zawsze. Nie wiem co bardziej mną wstrząsnęło...
Zamiast wrócić do Sol, nogi same poniosły mnie do domu od Ice'a. Pewnie nie miałem już do niego żadnego prawa, ale to było jedyne miejsce, gdzie mogłem mieć spokój. Usiadłem na kanapie i bez sensu wpatrywałem się w ścianę. Jak pierdolony zombie. Siedziałem takk przez kilka dobrych godzin, aż wreszcie zrozumiałem. Dla nikogo to nie było łatwe, ale każdy musiał pogodzić się z konsekwencjami swoich wyborów. Ja nie mogłem mieć ich obu i wybrałem Sol.

(Wataha Powietrza) od Sol

Od momentu gdy nasze doznania przykryły nam oczy, przyziemne pożądanie zniknęło z jego spojrzenia, pojawiła się w nich czysta miłość i troska.
Troska o mnie....
Po wszystkim, leżałam wtulona w niego. Co jakiś czas wymienialiśmy się pocałunkami. Milczeliśmy, ale to nie była niezręczna cisza, to było porozumiewanie się bez słów.
Tak, jak zazwyczaj czuję negatywne emocje innych, tak od niego emanowało szczęście.
Niestety w pewnym momencie posmutniał...
-Przepraszam Sol... muszę na chwilę wyjść..
Posłał mi przepraszający uśmiech, zabrał koszulkę i jeansy i wyszedł.
Długo nie czekałam na wyjaśnienia, po kilku minutach poczułam wyraźną obecność Faith, możliwe, że kogoś jeszcze, jednak skupiłam się na niej...

(Wataha Burzy) od Isabelli

Rozstałam się z Katniss i podążałam właśnie w stronę jaskini Watahy Burzy. W mojej głowie już wszystko ułożyło się w logiczną całość. To właśnie Katniss była tą słynną siostrą Khate, mojej przyjaciółki z dzieciństwa. Z tego co Katheryn mi opowiadała to prawie w ogóle nie znała własnej siostry. Usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Ktoś był ewidentnie mocno zdenerwowany.
- Skąd Ty do cholery znałaś moją siostrę?!- Katniss pociągnęła mnie mocno za ramię, tak że aktualnie stałam obrócona do niej przodem.
- Spokojnie, Katniss!- krzyknęłam kiedy dziewczyna zaczęła mną szarpać.
- Właśnie, że nie będę spokojna!- zastanawiałam się dlaczego wiadomość, że znałam jej siostrę wprawiła ją w taki szał.
- Kat, ogarnij się!- uderzyłam ją lekko w policzek, aby otrzeźwiała. Kompletnie nie wiedziałam co się z nią dzieje. Dziewczyna usiadła pod drzewem i zaczęła płakać.
- To jest niesprawiedliwe.- zakryła twarz dłońmi. Zrobiło mi się jej żal. Nie powinnam była przypominać jej, o jej zmarłej siostrze. Popełniłam ogromny błąd, ale jeszcze większym błędem byłoby pozostawienie jej teraz samej w środku nocy, pośrodku lasu, zapłakanej i zabłąkanej. Wyciągnęłam ku niej rękę, postanowiłam, że zabiorę ją do siebie. Pod żadnym pozorem nie może zostać tutaj sama. Wstała i bez słowa ruszyła obok mnie, objęłam ją ramieniem i zaprowadziłam do swojej groty. Pomyślałam, że najsprawiedliwiej będzie jeżeli opowiem jej coś o jej siostrze. Usiadłyśmy na łóżku, a ja zaczęłam przemowę, podając Kat chusteczki.
- Twoja siostra była bardzo do mnie podobna, tak samo jak ja zupełnie się od Ciebie różniła. Kochała przyrodę i zwierzęta. Nie przejmowała się tym jak wygląda, po prostu była sobą. Miałyśmy tyle samo lat i byłyśmy strasznie do siebie podobne, często kiedy szłyśmy ulicą ludzie się nas pytali czy jesteśmy bliźniaczkami. Otrzymałam od niej tą bransoletkę, jednak jej nie przyjęłam, uważałam, że byłoby to bezczelne z mojej strony, ponieważ ona otrzymała ją w prezencie. Oddałam jej ją następnego dnia. Najwidoczniej to ona przekazała ją mojemu ojcu, aby mi ją dał, bo wiedziała, że wtedy ją przyjmę.- na tym skończyłam, wiedziałam, że jeżeli zacznę mówić o jej śmierci to Katniss jeszcze bardziej się załamie. Nie chciałam, aby tak się stało.
- Nie wierzę, że ona tak po prostu mówiła Ci o wszystkim, zamiast mi.- odezwała się w końcu. W sumie sama nie wiem, czy bym w to uwierzyła, ale taka właśnie była prawda.
- Wiesz Kat, Khateryn wtedy miała wrażenie jakbyś Ty jej nie kochała, tak jakbyś jej nienawidziła, chciała się jej pozbyć. Dlatego łatwiej było jej przyjść z problemem do mnie, niż do siostry, która prawdopodobnie by ją wyśmiała.- wtedy Khate tak uważała, właśnie takie zdanie miała o swojej siostrze. Oczywiście ja próbowałam je zmieniać, ale nie wychodziło mi to zbytnio.
- A Ty nic z tym nie robiłaś, tak?- zapytała się mnie z wyrzutem. Najwidoczniej to właśnie mnie obwiniała o to, że nie miała dobrych relacji z siostrą.
- To nie było tak.- spróbowałam przyjąć łagodny ton, chociaż emocje mi na to nie pozwalały.
- A jak?!- Katniss wybuchła. Wstała i obróciła się do mnie tyłem. Uderzyła pięścią w ścianę i zaczęła.- Ja Ci powiem jak było. To Ty chciałaś nas rozdzielić, nie pasowało Ci to, że to ja byłam jej siostrą, a nie Ty! I co zadowolona jesteś z siebie?!- krzyczała tak głośno, że w połowie dostała chrypki, nie wiem jakim cudem mogła wpaść na taką wersję wydarzeń, to było dla mnie absurdalne.
- Mam tego dość!- spuściłam wodzę z uczuć.- Nie chciałam was rozdzielać! Próbowałam ją przekonać, że Ty wcale nie myślisz, że ona niby jest totalnym zerem, ale ona była naprawdę bardzo uparta!- wstałam i dość mocno potrząsnęłam dziewczyną, aby się opamiętała i nie oskarżała mnie o jakieś nierealne przypuszczenia. To nie było fair.
- Nie wierzę Ci!- Kat wyrwała się z mojego uścisku i podążała właśnie w stronę wyjścia. Gniew i złość targały mną na wszystkie strony, ale nie mogłam się tak po prostu poddać. Musiałam się oczyścić z tych zasranych zarzutów.
- Katniss, poczekaj!- starałam się ją zatrzymać, ale była ode mnie o wiele silniejsza.
- Mam te twoje popieprzone tłumaczenia gdzieś.- zmieniła postać i ruszyła gdzieś biegiem. Nie miałam najmniejszych szans, aby ją dogonić, a nawet gdyby to i tak bym jej nie zatrzymała. Miałam jedynie nadzieje, że nie zrobi nic głupiego. W planach miałam udać się do niej kiedy ochłonie i na spokojnie z nią porozmawiać. Oj, minie trochę czasu, na szczęście jestem cierpliwa. Udałam się do swojej groty, aby odpocząć. To był naprawdę ciężki dzień. 

sobota, 12 kwietnia 2014

(Wataha Ziemi) od Katniss

Tak naprawdę nie miałam najmniejszej ochoty opowiadać o sobie komukolwiek, ale ta dziewczyna wydawała mi się inna. Może właśnie to, że tak bardzo się od siebie różniłyśmy sprawiło iż postanowiłam jej coś powiedzieć. A po za tym jej wzrok mówił sam za siebie. Zdziwiło mnie to że tak bardzo jej na tym zależało, ale ja nie miałam nic do stracenia, a Bella będzie miała przynajmniej satysfakcję.
- Moje dzieciństwo nie było zbyt ciekawe.- zaczęłam, a Bella rozpoczęła uważne słuchanie.- Byłam i chyba wciąż jestem niechcianym dzieckiem. Nie byłam w planach i ojciec ciągle mi to okazywał. Kiedy miałam 4 lata moja mama ponownie zaszła w ciąże, mój zasrany ojciec wymarzył sobie drugie dziecko, chciał mieć wzorową córeczkę, od której będę mogła się uczyć jak się zachowywać, ale ja miałam go kompletnie w dupie. Już jako małe dziecko byłam strasznie arogancka i wulgarna. Moja „siostra” była brunetką, wtedy o wiele szczuplejszą i ładniejszą ode mnie. Może i teraz trudno by było w to uwierzyć, ale w młodości byłam gruba i brzydka. Na moje siódme urodziny wielmożny, wspaniały ojciec dał mi to gówno.- wskazałam na bransoletkę.- powiedział, że drugą da mojej siostrze, że to będzie znak rozpoznawczy. Rzuciłam ją w kąt i wyszłam. Jak byłyśmy nastolatkami razem z Khate, tak miała na imię moja siostra, bardzo dużo się kłóciłyśmy, a mój ojciec popadł wtedy w nałóg. Pił, ćpał, palił, regularnie gwałcił moją matkę. Kathereyn miała wtedy zaledwie dwanaście lat. Pierwsze uderzenie padło właśnie na nią. Mi zaczął po prostu ubliżać. Pomimo iż kompletnie nie znosiłam mojej siostry to się za nią wstawiałam. Oczywiście miałam za to solidne kary, ale ja potrafiłam się powstrzymywać, ona nie. Najbardziej nienawidzę go za to, że przez niego ona nie żyje.- tu przerwałam na chwilę. Poczułam, że moje oczy robią się wilgotne. Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam nie mówić o tym, jak to się stało.- Kiedy stałam się już pełnoletnia, ot tak uciekłam. Włóczyłam się przez rok po znajomych i nieznajomych, aż w końcu dotarłam tutaj.- pstryknęłam przed Bellą palcami, na znak, że już skończyłam.
- Przepraszam, że zmusiłam Cię, abyś mi o tym wszystkim opowiadała.- posłała w moją stronę przepraszający uśmiech. Faktycznie, było to dla mnie trudne, ale przed kimś musiałam się otworzyć. Szczerze, poczułam nawet ulgę. Nie mogłam powiedzieć, że ją polubiłam, ale wydawała mi się całkiem sympatyczna. Wstałam i pociągnęłam ją za sobą.
- Zabieram Cię na mały spacer.- chciałam, aby zobaczyła mnie również tej lepszej strony. Nie chciałam się z nią od razu zaprzyjaźniać, ale sądzę, że mogłybyśmy się dobrze dogadywać.
Włóczyłyśmy się do wieczora, stwierdziłam iż Bella ma bardzo ładny śmiech. Podobało mi się to, że przy niej się nie nudzę. Każda rozeszła się w swoją stronę, ponieważ zaczynało się ściemniać. Dopiero kiedy zostałam sama, wszystko ułożyło mi się w logiczną całość. Przecież ona miała taką samą bransoletkę. Skąd?! Zatrzymałam się nagle, a moje serce zaczęło szybciej bić. To jest niemożliwe.

(Wataha Burzy) od Isabelli

Ice odprowadził mnie do jaskini Watahy Burzy, do której aktualnie należałam. Jednak nie miałam zamiaru tutaj długo zostawać. Postanowiłam się tylko przebrać i wyjść. Patrząc z boku nie spędzałam zbyt dużo czasu u siebie. Nawet gdyby ktoś chciał mnie tu spotkać to raczej nie miałby okazji, aby trafić na moment, w którym akurat tutaj jestem. Wyszłam z jaskini ewidentnie podenerwowana. To dziwne uczucie nie dawało mi spokoju. Tak jakby coś było nie tak. Zrobiło mi się smutno, ale nie poddawałam się. Od rana do wieczora planowałam mieć uśmiech na twarzy, choćby nieszczery. Byłam pewna, że mi się nie uda, ale musiałam spróbować. Szłam powoli układając sobie wszystko w głowie, aż usłyszałam donośne „Kurwa!”. Musiało dochodzić z pobliskiej jaskini, obok wodospadu, ponieważ tylko tam echo jest aż tak ogromne. Pomyślałam, że ktoś może potrzebować pomocy (tak naprawdę nudziło mi się samej). Weszłam do jaskini i zobaczyłam wysoką blondynkę z dość mocnym makijażem na twarzy. Skojarzyłam ją z imprezy. Według mnie była totalnie pusta. To może dlatego, że była ode mnie starsza, eh nie wiem, ogólnie wydaje mi się kompletnie inna ode mnie. Hm..bez uczuć. Wydawało mi się, że nie jest zachwycona tym iż jestem. Była zła. O tak, bardzo zła. Wskazywał na to rozbity wazon, którego kawałki były wszędzie. Musiała się skaleczyć, kiedy je zbierała, ponieważ z jej palca ciekła właśnie krew. To chyba dlatego było to „kurwa”.
- A Ty tu czego?!- wrzasnęła rozwścieczona. Machnęła przy tym ręką i na mojej bluzce pojawiła się jedna pojedyncza plamka jej krwi.
- Spokojnie!- podeszłam do niej chwytając krwawiącą dłoń. Dziewczyna odsunęła się ode mnie jak oparzona.
- Co Ty, do cholery wyprawiasz?- była zdezorientowana. Najwidoczniej zbiłam ją z pantałyku tym co próbowałam zrobić. Jednak powtórzyłam swoją czynność, dla jej szczęścia nie wyrywała mi się i mogłam skutecznie przeprowadzić opatrywanie rany. Na samym początku przyłożyłam jej palca do moich ust, aby zatamować krwawienie, jej odpowiedzią było zrobienie krzywej miny. Widocznie zbladła, zaniepokoiłam się. Owinęłam jej palca w bandaż i uśmiechnęłam się krzywo.
- Wszystko w porządku?- zapytałam z niepokojem. Dziewczyna wciąż była blada i tu nawet puder nie pomagał.
- Ta, dzięki.- rzuciła i odwróciła się tyłem, aby pozbierać resztę szkła.
- Poczekaj!- stanęłam przed nią.- Ja to zrobię.- usiadła na swoim łóżku, a ja bezpiecznie pozbierałam wszystkie odłamki wazonu. Kiedy już wyrzuciłam je do kosza, wyciągnęłam ku niej prawą dłoń.- Jestem Bella, z Watahy Burzy.- uśmiechnęłam się ukazując zęby. Jednak ona jedynie zlustrowała mnie spojrzeniem.
- Katniss.- odpowiedziała po chwili. Zauważyłam na jej lewym nadgarstku bardzo nietypową bransoletkę. Ja dostałam podobną od ojca dwa dni przed jego śmiercią. Mówił, że nigdzie takiej nie znajdę. O, najwyraźniej znowu mnie okłamał.
- Bardzo ładna bransoletka. Skąd ją masz?- kiwnęłam głową pokazując na jej nadgarstek. Dziewczyna zrobiła duże oczy i popatrzyła na mnie jak na idiotkę.
- To?- zapytała zdziwiona.- To beznadziejny szajs. Szalenie łatwo się psuje. A skąd ją mam wolę nie mówić. Jakoś zbytnio o mojej „cudownej” rodzince nie gadam.- na te ostatnie słowa postawiła największy nacisk i pogardę. W sumie to ją nawet rozumiałam. Sama nienawidziłam swojej matki.
- Rozumiem.- rzuciłam w jej stronę. Zapadła cisza. Z natury jestem raczej bardzo ciekawska, a więc poszperałam jej trochę w umyśle. Bransoletkę miała od ojca, co zdziwiło mnie bardzo, ponieważ wątpiłam, że jest to zbieg okoliczności, a pewność zyskałam wtedy kiedy dowiedziałam się iż dostała ją na siódme urodziny, tak jak ja. Wyczytałam również, że ona od swojej rodziny uciekła, ponieważ jej ojciec był alkoholikiem i nałogowym palaczem. Bił ją i jej mamę, czego można się było domyślić po tych śladach choćby na udach, czy łydkach dziewczyny (siedziała ona teraz w krótkich spodenkach). Nie chciałam być bezczelna, pomimo tego, że już taka byłam i zakończyłam swoje „przesłuchanie bez pytań”.
- Żyjesz?- zapytała z donośnym sarkazmem. Wpatrywałam się w nią jak w obrazek. Kurde, no kojarzyłam ją skądś. Musiała się już pojawić, przynajmniej raz w moim życiu.
- Tak.- odparłam zamyślona. To nie dawało mi spokoju. Ile bym teraz dała, żeby wiedzieć kim ona jest, oraz kim ona była dla mnie. Poczułam iż staje się senna, to chyba była jej sprawka, dlatego szybko ustawiłam wokół siebie tarczę. Na jej twarzy pojawił się grymas.- Opowiedz mi coś o swoim dzieciństwie.- nie rozkazywałam jej. Ja ją o to zwyczajnie poprosiłam. Po prostu muszę wiedzieć.
- Muszę?- w jej głosie pojawiła się widoczna niechęć i odraza.
- Bardzo bym Cię o to prosiła.- posłałam w jej stronę blady uśmiech. 

(Wataha Wody) od Faith

Siedziałam na kamieniu przy wodospadzie i obserwowałam wodę. Nie wiem ile czasu mi to zajęło, ale musiałam podjąć jakąś decyzję. I podjęłam.
"Spotkaj się ze mną przy wodospadzie na wolnych terenach. Proszę." wysłałam do Rena telepatycznie i czekałam. Wiedziałam, że przyjdzie.
*
Poczułam, że się zbliża, jeszcze zanim go zobaczyłam. Rysy wyostrzyły mu się w świetle księżyca, a z czarnych oczu nic nie dało się wyczytać. Wyglądał na spiętego i zagubionego. Pewnie ja też. Bez słowa usiadł obok mnie i wziął głęboki oddech, jakby zbierając siły.
-Faith...-zaczął, odwracając do mnie twarz.
-Nie, zaczekaj.-przerwałam mu.-Wiem, co chcesz mi powiedzieć, Ren.
-Tak mi przykro...
-W porządku.-zacisnęłam usta.- Nie mam do ciebie żalu, zawsze chciałam, żebyś był szczęśliwy. Niekoniecznie ze mną. To nie my wybieraliśmy dla siebie drogi, ale to my zdecydowaliśmy, że nią nie pójdziemy. Wiem, że rozumiesz, co mam na myśli...Chciałam tylko, żebyś wiedział, że zawsze będziesz dla mnie kimś ważnym.
Ren cały czas obserwował mnie nieprzeniknionym wzrokiem.
-Ty dla mnie też, Faith. Kimś bardzo ważnym.-Pogłaskał mnie po policzku, a jego czarne oczy nieco zmiękły.-Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić.
-Wiem, Ren. Nie skrzywdziłeś.-uśmiechnęłam się z trudem, czując, że w oczach wzbierają mi łzy.-Chciałam się spotkać, żeby się z tobą pożegnać...
-Pożegnać? Chcesz odejść?- W jego głosie zabrzmiał niepokój.
-Tak będzie dla wszystkich lepiej. Łatwiej.
-Łatwiej nie znaczy lepiej- wtrącił -Nie rób tego, Fai.
-Już postanowiłam. Chcę odejść.
-Nie myślałem, że kiedyś do tego dojdzie-pokręcił głową z niedowierzaniem.-To moja wina. Wszystko schrzaniłem...Dlaczego nie jesteś na mnie zła, do cholery?!
-Bo tutaj nie ma niczyjej winy. Proszę, możemy już o tym nie rozmawiać?
-Dobrze, w takim razie dokąd chcesz iść?- Wciąż na mnie patrzył, ale dał za wygraną. 
-Jeszcze nie wiem. Może pojadę do Nowego Jorku...Zawsze chciałam zobaczyć jak wygląda ludzka cywilizacja, a nigdy nie udało mi się opuścić Arkadii.
-Zawsze byłaś odważna.-uśmiechnął się smutno i spojrzał gdzieś w przestrzeń.
-Raczej powiedziałabym, że jestem tchórzem.-zaśmiałam się. Żadne z nas nie odzywało się przez krótką chwilę, aż Ren z powrotem spojrzał mi w oczy.
-Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa. Gdziekolwiek pójdziesz.
-Spróbuję-powiedziałam, czując, że po policzku spływa mi pojedyncza łza. Dowód, że jestem słaba. Że jednak myliłam się, kiedy myślałam, że nic do niego nie czuję. Nim zastanowiłam się co robię, pochyliłam się i złożyłam na ustach Rena krótki pocałunek.
-A ty bądź szczęśliwy z Sol.-pocałowałam go jeszcze w policzek i podniosłam się ze skały.
Jego ciemne oczy nie wyrażały nawet cienia zaskoczenia. Raczej smutek.
-Powodzenia, Faith.-skrzywił się lekko, jakby te słowa zadawały mu ból.
-Żegnaj, Ren.-powiedziałam tak cicho, że pewnie nie usłyszał i zostawiłam go za sobą, milczącego. Próbowałam zignorować dziwny ból w klatce piersiowej. Najcięższe pożegnanie miałam już za sobą. Jeszcze tylko cztery. 

(Wataha Wody) od Ice'a

Pochłonąłem już chyba całą górę kanapek, kiedy zdałem sobie sprawę, że Bella gapi się na mnie z rozbawieniem.
-Nie wiedziałam, że potrafisz zjeść na raz tyle kanapek.
-Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz.-Puściłem do niej oczko i podniosłem się, żeby włożyć brudny talerz do zlewu.
-Robi się ciekawie...-uśmiechnęła się.-Na przykład?
-Na przykład, że umiem całkiem nieźle gotować.
-Żartujesz?
-Nie, mama mnie nauczyła. Faith ma do tego dwie lewe ręce.-Wzruszyłem ramionami.
-Masz dla mnie jeszcze jakieś ciekawe fakty?-Zaśmiała się, mrugając z zaciekawieniem.
-Całkiem możliwe.-Wytarłem ręce o ręcznik i podszedłem do kanapy.-Od blondynek wolę brunetki-poruszyłem znacząco brwiami.-Lubię dużo spać, ale to już wiesz...Umiem dobrze tańczyć i jestem niezły w sporcie.
-Naprawdę? W czym konkretnie?-zainteresowała się.
-Świetnie idzie mi jazda konno.-Powiedziałem obojętnie.-Ale już od dawna nie dosiadałem konia.
-Ale chciałbyś?
-Pewnie, że tak. Może kiedyś...Na razie nie mam za wielu okazji, żeby pojeździć.
-Szkoda.-zamyśliła się.-Chciałabym to zobaczyć.
-Kiedyś na pewno ci się uda, ale teraz powinniśmy już iść...Odprowadzę cię do twojej watahy.-Podałem jej rękę, z przepraszającym uśmiechem.
-Jasne.-pocałowała mnie w usta i z lekkim ociąganiem podążyła za mną do drzwi.

*

Odprowadziłem Bellę do jaskini i całkiem niespiesznie wróciłem do swojej. Cholera, zdałem sobie właśnie sprawę, że ostatnio wracam tylko po to, żeby się wyspać. O ile oczywiście nie śpię u Belli. A powinienem porozmawiać z siostrą. Dużo ostatnio przeszła, a ja nie miałem nawet chwili, żeby z nią posiedzieć.
Kiedy wszedłem do środka zaskoczony stwierdziłem, że podczas mojej nieobecności Alfy urządziły sobie małą naradę. Faith przekazała mi telepatycznie wszystko, co zaszło kiedy mnie nie było, a we mnie zaczął się gotować gniew. Gniew na Rena. Nie wiem, co ostatnio strzeliło mu do głowy, ale nie zachowywał się normalnie. Ranił przy okazji Faith, a na to nie miałem zamiaru mu pozwalać. Siostra chyba całkiem nieźle się trzymała po tych rewelacjach, a przynajmniej sprawiała takie wrażenie. Nie chciałem zostawiać jej samej, a wyszło jak zwykle. Tylko, że tym razem zostałem z Hebi sam w grocie, znowu dopadnięty jakimś głupim uczuciem, którego wciąż nie umiem zweryfikować.
(Hebi?)

piątek, 11 kwietnia 2014

(Wataha Wody) od Faith

Czułam chłód. Prawie nie dochodziły do mnie słowa rozmowy Hebi i Macabre'a, które szczerze mówiąc nawet mnie nie obchodziły. W głowie tłukła mi się jedna myśl: Ren i Sol. Ren chce odwołać ślub.
Rada chce Sol jako ofiary....wszystko zaczęło się układać w całość. Tylko dlaczego czułam taki żal? Żal do niego, że jednak mnie zdradził kiedy już zaczynałam się godzić z myślą, że będę musiała zostać jego żoną.
Powinnam się cieszyć. Pozbyłam się wkońcu swojego największego problemu i teraz byłam wolna. Mogłam wszystko. Mogłam być z Hoax'em. Mogłam stąd odejść. 
Starałam się przybrać obojętny wyraz twarzy. Władały mną sprzeczne emocje. Gniew, żal, radość, niedowierzanie, wdzięczność....Sama już nie wiem. 
Musiałam ochłonąć. Musiałam pomyśleć.
To oczywiste, że Ren coś czuje do tej małej.  Widziałam jak na nią patrzył, a najbardziej boli mnie to, że nigdy nie patrzył tak na mnie. Nawet kiedy twierdził, że mu na mnie zależy. 
Kiedy już się uspokoiłam spłynęła na mnie niewyjaśniona fala ulgi. Ren mi pomógł podjąć decyzję. Oboje będziemy szczęśliwi z kimś innym i dopiero teraz mogłam to zrozumieć. Chciałam, żeby Ren był szczęśliwy. Zawsze traktowałam go inaczej. Zawsze go kochałam. Ale to nie była taka miłość, która pomogłaby nam razem żyć. Jedyne co wciąż mąciło nam w głowach to fizyczne przyciąganie. Nic więcej. Teraz już to wiem.
-Czemu macie miny jakby ktoś umarł?-W jaskini pojawiła się blond głowa Ice'a. Spojrzenie niebieskich oczu w jednej sekundzie znalazło się na mnie, a ja musiałam podnieść wzrok.
Odsunęłam na bok wszystkie swoje myśli i skupiłam się na przekazaniu mu wszystkiego co wydarzyło się przed jego przyjściem. Dzięki telepatii nie musiałam się odzywać, ale wszyscy i tak patrzyli na mnie uważnie, pewnie zastanawiając się, dlaczego jeszcze się nie załamałam. 
Kiedy skończyłam, Ice usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
-Wszystko w porządku?
-Tak.-odezwałam się wreszcie, mając świadomość, że pyta mnie głównie o mój stan psychiczny po tym co dowiedziałam się dzisiaj od Rena.-Wiem już, co muszę zrobić. -powiedziałam już do całej reszty i pocałowałam brata w policzek, zostawiając go z nieco skonsternowaną miną. Macabre patrzył na mnie zaskoczony, kiedy przechodziłam obok niego, chcąc wyjść na zewnątrz.
-No to może się z nami podzielisz swoim planem?-Odezwał się, zagradzając mi drogę.
-Później. Teraz muszę coś załatwić...-mruknęłam i przecisnęłam się przez wąską szparę w drzwiach.
-Czekaj, pójdę z tobą.-Nivra szybko poszła w moje ślady i wyszła za mną na zewnątrz. Najwyraźniej zrozumiała, że zebranie dobiegło końca.
-Też pójdę...-Mac uśmiechnął się przepraszająco do Hebi.
-Jeśli myślisz, że tak po prostu sobie pójdziesz i wymigasz się od...-Zaprotestowałam, ale pocałował ją krótko w usta i pokręcił głową.
-Nie myślę, ale naprawdę muszę iść.-uśmiechnął się szelmowsko.-Odprowadzić cię?
-Nie, dzięki. Potrafię chodzić sama.-syknęła i usiadła trochę za blisko Ice'a na kanapie, zakładając ręce na piersi, wyraźnie wkurzona. Mac tylko wzruszył ramionami i wyszedł na zewnątrz.
-Mam nadzieję, że twój plan jest dobry.-Mruknął do mnie na tyle cicho, żebym tylko ja usłyszała i pobiegł w kierunku, który na pewno nie prowadził do jego watahy.


(Wataha Ziemi) od Nivry

Stałam i patrzyłam szeroko otwartymi oczami na rozgrywającą się właśnie scenę. Co to ma być? Gdzie ja wogóle jestem? Faith stała przede mną i patrzyła na Rena w niemym zamyśleniu, Macabre jak zwykle złośliwie wszystko kwitował, Ren stał obok Sol i patrzył na nią... tak jakoś inaczej niż zwykle. Wydawało mi się, że Sol jest zupełnie tak jak ja zdezorientowana tym wszystkim. Po prostu przemiłe rodzinne spotkanko. I po co ja tu wogóle przychodziłam?... Ukradkiem ziewnęłam. Byłam wykończona i miałam już tego wszystkiego dość. Miałam nadzieję, że za chwilę towarzystwo się rozejdzie i wreszcie będę mogła się zdrzemnąć. Ale zaraz... O czym to oni mówią? Na chwilę wyłączyłam się z rozmowy i teraz kompletnie nie miałam pojęcia o czym gadają.
- Skup się Nivra - upomniałam w myśli siebie samą.
Otworzyłam szerzej oczy, bo bałam się, że za chwilę zasnę.
- Istnieje także możliwość ugody. - Usłyszałam cichy, nieśmiały głos Sol. - Tak, chcą zaproponować rozwiązanie, prawie bez przelewu krwi.
Cóż... Zaczyna robić się ciekawie. Choć pewnie będą chcieli dostać coś w zamian.- Przemknęło mi przez myśl.
A Sol uśmiechnęła się słodko i dodała prawie dziecinnym głosikiem:
- Puszczą wszystko w niepamięć. Za ofiarę... Za mnie...
- Co?! - To co pomyślałam wydarło mi się z ust.
Ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Wybuchła burza. Spokojny głos Fai mieszał się z wrzaskiem Macabre'a i Rena.
- Musimy się zastanowić nad ofiarą. - Stwierdził Macabre.
"Och, czy on naprawdę nie ma serca? Czy nie widzi smutku tej niewinnej "niedawno jeszcze dziewczynki" - Czułam, że za chwilę z tej bezradności wybiegnę z jaskini i zrobię jakieś szaleństwo.
-Nie będzie żadnej ofiary.- Wrzasnął Ren.-Ona jest w mojej watasze i to ja decyduję. Chcą wojny to będą ją mieli. Sukinsyny zapłacą za to co odpierdalali przez te wszystkie lata.
Po chwili na naszych oczach złapał Sol gwałtownie za rękę i razem z nią wyszedł z jaskini.
Popatrzyłam na innych. Mieli tak samo zdumione miny jak ja. A więc to prawda. Rena z Sol łączy coś więcej niż przyjaźń. Ukradkiem spojrzałam na Fai. "Jaka ona jest silna' - przemknęło mi przez myśl.
Sprawiała wrażenie, jakby wogóle ją to nie obeszło, wzrok miała zimny, a wyraz twarzy tak obojętny, że nawet doskonałe oko nie byłoby w stanie wykryć w jej zachowaniu czegoś podejrzanego. Tylko policzki płonęły jej czerwienią.
Sama nie wiem, czemu zostałam w jaskini. Pewnie dlatego, że wszyscy zostali. A ja akurat teraz nie chciałam być sama.  
Razem z Faith nie odezwałyśmy się nawet słowem, a jedyną rozmowę prowadzili teraz Macabre i Hebi. Wszyscy ukradkiem zerkali na Alfę Wody, która z uporem wpatrywała się teraz w podłogę i wyglądała na całkowicie obojętną. 
-I co teraz?- Odezwałam się.
Nikt nie odpowiedział, bo w tym momencie do jaskini wszedł zamaszystym krokiem Ice. "Teraz dopiero się zacznie" - pomyślałam, patrząc na wysokiego, jasnowłosego chłopaka. 

(Ice?)


środa, 9 kwietnia 2014

(Wataha Ognia) od Macabre'a

Od przyjęcia w nowym domu Rena i Faith widywaliśmy się z Hebi codziennie. To znaczy PRAWIE  codziennie. Uniemożliwiał nam to jeden konkretnie i wybitnie irytujący czynnik - Hoax. To naprawdę cholernie miłe z jego strony, że tak uparcie dąży do zmuszenia nas do jego zabójstwa z premedytacją. Jeżeli naprawdę o to mu chodzi to jest na bardzo dobrej drodze.
Tym razem Hebi była u mnie. Podejrzewałem, że Hoax jest za głupi żeby tu przyjść, jego siostra miała podobne zdanie. Jednak nawet mimo pozbycia się jej upierdliwego brata spokój nie był nam pisany.
- Czego tu kurwa chcesz, Ren?!- rzuciłem jeszcze zanim basior wszedł do mojej groty - Twój smród czuć na mile...
- Przymknij się, nie mam nastroju - warknął Ren - Powinniśmy zwołać zebranie.
- Hę? - uniosłem brwi. Domyślałem się jaka będzie odpowiedź, ale warto go trochę poirytować.
- Nie udawaj debila, wiesz o co mi chodzi!
- Ech, niech ci będzie - oparłem się o ścianę - No, to co proponujesz?
- Trzeba to zrobić jak najszybciej. Najlepiej od razu.
- Co ty powiesz...
- Zapieprzaj do Watahy Powietrza! - Ren odwrócił się i chciał wyjść, ale przypomniał sobie o obecności Hebi, która zamiast mieszać się do naszej rozmowy wyrzucała moje ubrania z szafy. Aż się boję pomyśleć jaki miała w tym cel... - Ty też chodź - zwrócił się do niej.
*
- Zajebie go kiedyś, słowo daję... - warknąłem kiedy Ren ulotnił się z zebrania - Najpierw zwołuje tę pieprzoną naradę, odpieprza taki teatr i spierdziela...
Faith zaniepokojona wpatrywała się wyjście. Wiadomo było co myśli, wszyscy już dawno to widzieli, pewnie tylko ona i Ren wmawiali sobie, że będzie jak zaplanowali...Albo raczej jak zaplanowała za nich Rada. W pewnym sensie zgadzałem się z Renem. Za chuja nie dam tym skurwysynom wyrzucić się z Niemych Gór. Prędzej odetnę sobie język niż wrócę do Arkadii. 
Zająłem miejsce na krześle i poczekałem aż dziewczyny łaskawie skupią się na głównym celu naszego spotkania.
- Ren ewidentnie chce odwołać ślub, każdy wysłany do nas przydupas Rady ginie w "niewyjaśnionych" okolicznościach, łamiemy wszelkie możliwe zasady. Przyznaję, jest bardzo fajnie, ale spodziewanie się wizyty PRAWDZIWYCH członków Rady będzie tu jak najbardziej na miejscu - podsumowałem ostatnie zdarzenia sucho.
Faith uparcie milczała ze wzrokiem wbitym w podłogę, Nivra chyba próbowała dobrać słowa, a Hebi stała naprzeciw mnie z rękami skrzyżowanymi na piersiach.
- To chyba nie jest odpowiedni moment żebym prosiła o tłumaczenie pewnych rzeczy - domyślała się.
- No niekoniecznie... - miałem niewielkie obawy, że jej pytania będą nieco wykraczać poza nasz główny temat.
- I tak zapytam - postanowiła.
- Hebi...- zamierzałem jej to wyperswadować, ale przerwało mi nagłe pojawienie się Ice'a. 
(Ice? Nivra? Faith? Hebi?) 

(Wataha Powietrza) od Rena

-Muszę przyznać, że to całkiem kusząca propozycja...-pierwszy odezwał się Macabre.-Ale nie chce mi się wierzyć, że chcą odpuścić za jedną drobnej budowy osóbkę z całkiem niezłymi mocami. Mogą mieć całą armię takich jak ona.-Wskazał na Sol, która nie okazywała ani cienia strachu.
Na jej "rewelację" poczułem, że coś ściska mnie w dołku i nie mogłem wykrztusić z siebie nawet słowa. Stałe po prostu zszokowany i nie spuszczałem wzroku z pozostałych.
-Myślę, że da się to załatwić jakoś inaczej...-Zaczęła powoli Faith.- Rada nie może nam zrobić nic szczególnie okrutnego, między innymi dlatego, że chroni nas pochodzenie naszej krwi.
-Ty na serio myślisz, że ich to obchodzi?-Mac uniósł brew z rozbawieniem.-Nie muszę tutaj nadmieniać jakie atrakcje zafundował mi mój kochany ojczulek, kiedy...-nie dokończył, bo przypomniał sobie o obecności Hebi, która najwyraźniej nie została jeszcze poinformowana o jakże uroczym dzieciństwie Macabre'a. Nie byłem tym specjalnie zdziwiony. Mac nienawidził o tym mówić.
-Spokojnie, jeszcze nic nie wiadomo.-Po raz pierwszy odezwała się Nivra.-Mamy jeszcze tydzień do ceremonii, do tego czasu możemy wymyślić jakiś plan.
-I poważnie zastanowić się nad ofiarą.-Stwierdził sucho Mac za wszelką cenę unikając patrzenia w oczy Sol. Ten kutas chyba nie wiedział co pierdoli!
-Kurwa! Nad niczym nie będziemy się zastanawiać!-Wrzasnąłem, czując jak zapala się we mnie moc. Niewidzialna siła rzuciła Mac'a na najbliższą ścianę.
-Pojebało cię?!-Warknął.
-Nie będzie żadnej ofiary.-syknąłem i zaborczo objąłem Sol ramieniem, jednocześnie cofając się do wyjścia.- Ona jest w mojej watasze i to ja decyduję. Chcą wojny to będą ją mieli. Sukinsyny zapłacą za to co odpierdalali przez te wszystkie lata.
-Ren, uspokój się.-Przy moim boku znalazła się nagle Faith i położyła mi rękę na ramieniu.-Nie możemy podejmować takich decyzji po wpływem chwili.
-Możemy.-Warknąłem i wyrwałem się z jej uścisku, łapiąc Sol za rękę. Zdawałem sobie sprawę, że to trochę chamskie, ale w tamtej chwili miałem to w dupie. Wywlokłem za sobą Sol, która nie odezwała się ani słowem i ruszyłem w stronę jaskini.
-Ren...-zaczęła cicho.
-Nie!-Odwróciłem się gwałtownie i niewiele myśląc wpiłem usta w jej wargi, przygważdżając ja do jakiegoś drzewa. Jej usta były dokładnie takie jak sobie wyobrażałem. Miękkie, ciepłe i słodkie...Zatraciłem się w tym pocałunku i całowałem ją coraz głębiej, przywierając całym ciałem do dziewczyny. Jęknęła cicho i włożyła palce w moje włosy, przyciągając mnie jeszcze bliżej do siebie. Boże, jak ja tego chciałem. Od tak dawna marzyłem tylko żeby móc poczuć smak jej ust, żeby być tak blisko. Nie wiem nawet kiedy znaleźliśmy się w mojej sypialni. Oderwałem usta od jej warg tylko po to, żeby przenieść je na jej szyję i obojczyki. Całowałem delikatnie jej skórę, podtrzymując ją ramionami, podczas gdy moje dłonie błądziły po jej plecach. Podniosłem głowę, żeby spojrzeć jej w oczy i z powrotem wróciłem do jej ust. Powoli rozpiąłem jej sweter, który upadł miękko na ziemię i zatoczyłem koła na jej nagim brzuchu.
-Jesteś....taka....idealna..-szeptałem między pocałunkami.
Staliśmy przez chwilę oparci o siebie czołami. Miałem jeszcze szansę, żeby zwalczyć ta cholerną pokusę, to całe pożądanie, ale ta szansa prysła, kiedy Sol drżącymi dłońmi powoli zaczęła ściągać mi koszulkę przez głowę. Bez słowa pocałowałem ją w czoło i pociągnąłem za sobą na łóżko. W bardzo powolnym tempie pozbyliśmy się reszty naszych ubrań. Upajając się uczuciem, kiedy moja skóra ociera się o jej skórę, obsypywałem jej twarz lekkimi pocałunkami. Kurwa, co ja robię?!
-A ślub..?-cichy, zachrypnięty głos Sol ledwo do mnie docierał przez mgłę doznań. Nigdy wcześniej tak nie było. Z żadną dziewczyną nie czułem się tak...No właśnie. Jak?
-Ślubu nie będzie.-szepnąłem i przyciągnąłem ją jeszcze bliżej. Tak, że bliżej już się nie dało. I wtedy było już za późno, bo z moich ust po raz pierwszy w życiu wypłynęły słowa, z których wcześniej nie zdawałem sobie sprawy.
-Kocham cię, Sol. Jesteś moja i nikt mi cię nie odbierze.-Poddałem się. Dalsza walka z tym co czuję nie miała żadnego sensu.
-Ja ciebie też...-szepnęła i odnalazła moje usta.

(Wataha Powietrza) od Sol

-Po prostu... powiedzmy: mały zamach na moje życie-wyrzuciłam z siebie i uśmiechnęłam się. Każdy patrzał na mnie zamurowany, Ren w dodatku zdenerwowany.
-Miałam sporo czasu,więc odbyłam parę podróży. Wasi rodzice... Zwłaszcza mama, jest lekko... przyćmiona, martwi się, ale stara się nie dać tego po sobie poznać. Rada nie nadzoruje ich jakoś szczególnie. Alexius, jeśli dobrze zapamiętałam, nie wykrył mojej obecności w Arkadii, przez parę godzin śledziłam jego i paru innych członków Rady. Nie odbyli żadnego posiedzenia, ale rzeczywiście mają zamiar egzekwować łamanie zasad w czasie odwiedzin na zaślubinach- to słowo ugrzęzło mi w gardle. Chwilę zastanawiałam się czy mówić im wszystko... Po minach Alf uznałam, że ta ostatnia wiadomość może przypaść im do gustu.
-Istenieje także możliwość ugody. Tak, chcą zaproponować rozwiązanie, prawie bez przelewu krwi.
Każdy z wyczekiwaniem patrzył na mnie, czułam ich zniecierpliwienie i strach. Podniosłam głowę i przemówiłam poważnie i radośnie się uśmiechnęłam.
-Puszczą wszystko w niepamięć. Za ofiarę.
Wszyscy obecni nadal milczeli.
-Za mnie...