sobota, 12 kwietnia 2014

(Wataha Burzy) od Isabelli

Ice odprowadził mnie do jaskini Watahy Burzy, do której aktualnie należałam. Jednak nie miałam zamiaru tutaj długo zostawać. Postanowiłam się tylko przebrać i wyjść. Patrząc z boku nie spędzałam zbyt dużo czasu u siebie. Nawet gdyby ktoś chciał mnie tu spotkać to raczej nie miałby okazji, aby trafić na moment, w którym akurat tutaj jestem. Wyszłam z jaskini ewidentnie podenerwowana. To dziwne uczucie nie dawało mi spokoju. Tak jakby coś było nie tak. Zrobiło mi się smutno, ale nie poddawałam się. Od rana do wieczora planowałam mieć uśmiech na twarzy, choćby nieszczery. Byłam pewna, że mi się nie uda, ale musiałam spróbować. Szłam powoli układając sobie wszystko w głowie, aż usłyszałam donośne „Kurwa!”. Musiało dochodzić z pobliskiej jaskini, obok wodospadu, ponieważ tylko tam echo jest aż tak ogromne. Pomyślałam, że ktoś może potrzebować pomocy (tak naprawdę nudziło mi się samej). Weszłam do jaskini i zobaczyłam wysoką blondynkę z dość mocnym makijażem na twarzy. Skojarzyłam ją z imprezy. Według mnie była totalnie pusta. To może dlatego, że była ode mnie starsza, eh nie wiem, ogólnie wydaje mi się kompletnie inna ode mnie. Hm..bez uczuć. Wydawało mi się, że nie jest zachwycona tym iż jestem. Była zła. O tak, bardzo zła. Wskazywał na to rozbity wazon, którego kawałki były wszędzie. Musiała się skaleczyć, kiedy je zbierała, ponieważ z jej palca ciekła właśnie krew. To chyba dlatego było to „kurwa”.
- A Ty tu czego?!- wrzasnęła rozwścieczona. Machnęła przy tym ręką i na mojej bluzce pojawiła się jedna pojedyncza plamka jej krwi.
- Spokojnie!- podeszłam do niej chwytając krwawiącą dłoń. Dziewczyna odsunęła się ode mnie jak oparzona.
- Co Ty, do cholery wyprawiasz?- była zdezorientowana. Najwidoczniej zbiłam ją z pantałyku tym co próbowałam zrobić. Jednak powtórzyłam swoją czynność, dla jej szczęścia nie wyrywała mi się i mogłam skutecznie przeprowadzić opatrywanie rany. Na samym początku przyłożyłam jej palca do moich ust, aby zatamować krwawienie, jej odpowiedzią było zrobienie krzywej miny. Widocznie zbladła, zaniepokoiłam się. Owinęłam jej palca w bandaż i uśmiechnęłam się krzywo.
- Wszystko w porządku?- zapytałam z niepokojem. Dziewczyna wciąż była blada i tu nawet puder nie pomagał.
- Ta, dzięki.- rzuciła i odwróciła się tyłem, aby pozbierać resztę szkła.
- Poczekaj!- stanęłam przed nią.- Ja to zrobię.- usiadła na swoim łóżku, a ja bezpiecznie pozbierałam wszystkie odłamki wazonu. Kiedy już wyrzuciłam je do kosza, wyciągnęłam ku niej prawą dłoń.- Jestem Bella, z Watahy Burzy.- uśmiechnęłam się ukazując zęby. Jednak ona jedynie zlustrowała mnie spojrzeniem.
- Katniss.- odpowiedziała po chwili. Zauważyłam na jej lewym nadgarstku bardzo nietypową bransoletkę. Ja dostałam podobną od ojca dwa dni przed jego śmiercią. Mówił, że nigdzie takiej nie znajdę. O, najwyraźniej znowu mnie okłamał.
- Bardzo ładna bransoletka. Skąd ją masz?- kiwnęłam głową pokazując na jej nadgarstek. Dziewczyna zrobiła duże oczy i popatrzyła na mnie jak na idiotkę.
- To?- zapytała zdziwiona.- To beznadziejny szajs. Szalenie łatwo się psuje. A skąd ją mam wolę nie mówić. Jakoś zbytnio o mojej „cudownej” rodzince nie gadam.- na te ostatnie słowa postawiła największy nacisk i pogardę. W sumie to ją nawet rozumiałam. Sama nienawidziłam swojej matki.
- Rozumiem.- rzuciłam w jej stronę. Zapadła cisza. Z natury jestem raczej bardzo ciekawska, a więc poszperałam jej trochę w umyśle. Bransoletkę miała od ojca, co zdziwiło mnie bardzo, ponieważ wątpiłam, że jest to zbieg okoliczności, a pewność zyskałam wtedy kiedy dowiedziałam się iż dostała ją na siódme urodziny, tak jak ja. Wyczytałam również, że ona od swojej rodziny uciekła, ponieważ jej ojciec był alkoholikiem i nałogowym palaczem. Bił ją i jej mamę, czego można się było domyślić po tych śladach choćby na udach, czy łydkach dziewczyny (siedziała ona teraz w krótkich spodenkach). Nie chciałam być bezczelna, pomimo tego, że już taka byłam i zakończyłam swoje „przesłuchanie bez pytań”.
- Żyjesz?- zapytała z donośnym sarkazmem. Wpatrywałam się w nią jak w obrazek. Kurde, no kojarzyłam ją skądś. Musiała się już pojawić, przynajmniej raz w moim życiu.
- Tak.- odparłam zamyślona. To nie dawało mi spokoju. Ile bym teraz dała, żeby wiedzieć kim ona jest, oraz kim ona była dla mnie. Poczułam iż staje się senna, to chyba była jej sprawka, dlatego szybko ustawiłam wokół siebie tarczę. Na jej twarzy pojawił się grymas.- Opowiedz mi coś o swoim dzieciństwie.- nie rozkazywałam jej. Ja ją o to zwyczajnie poprosiłam. Po prostu muszę wiedzieć.
- Muszę?- w jej głosie pojawiła się widoczna niechęć i odraza.
- Bardzo bym Cię o to prosiła.- posłałam w jej stronę blady uśmiech. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz