sobota, 5 kwietnia 2014

(Wataha Burzy) od Isabelli

To w jakim stanie był teraz ten dom przerażało mnie bardzo, ale nie mogłam pozwolić Ice’owi sprzątać tego syfu samemu. Nie było nawet o czym mówić.
- Ależ ja z chęcią Ci pomogę.- uśmiechnęłam się do niego pełna energii.- Zajmę się kuchnią, Ty ogarnij trochę salon.- wyciągnęłam rękę z jego uścisku i ruszyłam w stronę wejścia do kuchni. Na początek postanowiłam zmyć naczynia. Od razu zrobi się więcej miejsca. Oczywiście Ice ciągle się koło mnie kręcił, szczerze powiedziawszy nie przeszkadzało mi to, ale po chwili zaczęło lekko irytować. Nie wiedziałam, że ten chłopak może być aż tak leniwy. Po pewnym czasie nie wytrzymałam i ochlapałam go wodą z pianą. Chciałam go postraszyć i zagonić do roboty. Zrobił smutną minę, ale jednak wrócił na swoje stanowisko pracy. Sprzątanie szło nam świetnie, to znaczy przynajmniej mi, bo nie sprawdzałam poczynań chłopaka. Gdy skończyłam mycie tej całej sterty naczyń (na taką dużą ilość ludzi nie była ona jednak zadziwiająca) zabrałam się za zmiatanie podłogi. Wszystko wyglądało na to, że skończę wcześniej od Ice’a. Cóż najwyżej mu pomogę. Nie minęła godzina, a kuchnia lśniła czystością, aż miło było popatrzeć.
- Wow!- rzucił Ice wchodząc i obejmując mnie od tyłu w talii. Domyśliłam się, że jemu nie szło tak dobrze. Odwróciłam się i wyminęłam chłopaka. Weszłam do pomieszczenia i wyczyściłam te meble, o których on chyba nawet nie pomyślał. Odkurzyłam dywan i to by było na tyle z mojej pracy w salonie. Teraz jest tu bardzo ładnie. Zobaczyłam, że koło drzwi frontowych stoi jakiś worek dość wiele się w nim znajdowało. Domyśliłam się, że Ice zgarnął tam wszystkie te ubrania, które się tu poniewierały. O, w oczy rzuciły mi się jakieś jaskrawe bokserki. Zaśmiałam się cicho. Udało nam się to wszystko ogarnąć w niespełna dwie godziny. Mogliśmy być z siebie dumni.
- A teraz co proponujesz?- skierowałam spojrzenie na chłopaka, który ewidentnie zmęczony rozkładał się właśnie na kanapie. Usiadłam obok niego, a ten objął mnie ramieniem.
- A może śniadanie?- odpowiedział ziewając.
- Dziękuję, ale nie jestem głodna.- uśmiechnęłam się blado. Siedzieliśmy chwilę, aż Ice wstał przeciągając się i powędrował do kuchni. Zrobił sobie jako taką kanapkę i zaczął ją pochłaniać z apetytem. Eh, on musiał być naprawdę bardzo głodny, bo po tej kanapce powędrowało jeszcze kilka..kilkanaście kolejnych. Uśmiechnęłam się do niego.
- Smacznego, kochanie.- pocałowałam go w policzek i usiadłam na krześle przy stole w kuchni. 

(Ice?) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz