wtorek, 31 marca 2015

(Wataha Burzy) od Kayli

Cholera! Mieszkam w Czarnobylu już od pół roku i nadal nie mogę się przyzwyczaić. Nie ma to jak wejść niespodziewanie w strefę promieniowania. Świetny początek dnia. No i oczywiście przez kilka następnych godzin nie będę mogła się przemienić. Super. A miałam zapolować… Już nie pamiętam kiedy ostatnio zmieniłam postać. A Ona oczywiście się niecierpliwi. Ogólnie odkąd przybyłam do tej opuszczonej przez Boga i ludzi promieniotwórczej dziury zaczęły mnie spotykać różne dziwne rzeczy, chociażby to, że Ona zamiast być czarnym skrzydlatym wilkiem stała się białym skrzydlatym tygrysem. Dziwne, ale czego innego można się było spodziewać po Czarnobylu? W ogóle to zrobiła się taka jakaś bardziej… cywilizowana? W każdym razie zamiast rzucać się jak zwierzę w klatce, jak to do tej pory bywało, zaczęła się ze mną porozumiewać! Znowu nie wiem, czy mam dziękować Radzie za to, że na mnie eksperymentowała, czy mam ich przeklinać. Ona prychnęła pod nosem. Westchnęłam. To takie irytujące kiedy w jednym ciele istnieją dwie odrębne świadomości.
 - No, nie tak do końca odrębne.
Dlaczego Ona zawsze musi wtrącać swoje trzy grosze? Westchnęłam jeszcze raz i pokręciłam głową.
 - No co? Też tu jestem i mam prawo się odzywać! - powiedziała.
 Ale to nie znaczy, że musisz mnie cały czas poprawiać.
 - Nie muszę, ale mogę.
Przewróciłam oczami. Już chyba wolałam jak byłaś bezrozumną bestią. Przynajmniej nie musiałam z tobą dyskutować
 - Będziesz musiała przywyknąć.
Chyba tak.
 - Poza tym są plusy tej sytuacji. Nasza zwierzęca postać jest teraz większa i silniejsza oraz- i mówię to z pełnym przekonaniem- ładniejsza.
Ładniejsza?! Tym razem to ja prychnęłam. A co ci się takiego w nas nie podobało gdy jeszcze byłyśmy wilkiem?
- Nie chodzi o to, że mi się coś nie podobało. Po prostu tygrysy mają tę kocią zwinność i wdzięk, którego nie posiadają inne zwierzęta. No i mają ostre pazury, w przeciwieństwie do wilków.
I co ja mam teraz zrobić? Westchnęłam już nie wiem który raz i poszłam na obchód terenu. Jeśli służba w Radzie coś mi dała, to chyba jest to wiedza, że nie mogę dać się im złapać. Na szczęście spotkałam tylko przerośniętą wiewiórkę i parę zmutowanych królików, które zajmowały się „tworzeniem nowego życia” nie zwracając uwagi na nic poza sobą. Jednym słowem nic ciekawego. Znudzona postanowiłam przespać się parę godzin i zapolować wieczorem. Może przynajmniej uda mi się zjeść coś porządnego na kolację.

*

Śniłam. Przez chwilę znów byłam wilkiem,  szczeniakiem, zanim jeszcze Rada zabrała mnie od rodziców. Bawiłam się z siostrą i bratem w berka. Biegłam bardzo szybko na przodzie i nagle sen się zmienił. Bardziej wyczułam niż usłyszałam czyjeś wołanie o pomoc. Wzbiłam się w powietrze i poleciałam w tamtą stronę. Pode mną znikały wielkie połacie łąk, lasów, przeleciałam nad jakimś łańcuchem górskim. Wołanie było teraz dużo głośniejsze i wyraźniejsze. Wylądowałam w jakimś dziwnym lesie wśród dziwnych pokręconych drzew i pobiegłam w stronę jaskini, z której dobiegał głos. Była to dziewczyna, na oko szesnasto- siedemnastolatka. Wisiała w powietrzu, oplatały ją dziwne macki, jakby złożone z mroku, a niedaleko stała (lub unosiła się, nie widziałam dokładnie) jakaś postać. Skoczyłam na nią, ale była niematerialna jak powietrze. Omal nie uderzyłam w ścianę poza nią. Ona warknęła zirytowana. Chciała znowu na nią skoczyć, ale jej nie pozwoliłam. Dziwna postać śmierdziała śmiercią. Niepokojące, zwłaszcza że w snach zwykle nie czuje się zapachów. Ale Ona była wściekła i nic do niej nie docierało. Warknęła głucho, a zjawa obróciła się w naszą stronę. Jej twarz… tego nie da się opisać. Choć trudno mi to przyznać, nigdy nie byłam tak przerażona, ale mimo to patrzyłam w jej bezdenne czarne oczy, rzucając jej wyzwanie. Postać spojrzała na mnie jakby pogardliwie i odwróciła się spowrotem do dziewczyny. I tak nie uda ci się oszukać przeznaczenia, usłyszałam. Ona podkuliła ogon, ale nie cofnęłyśmy się. Doskonale, zjawa parsknęła z wyższością. W takim razie będziesz ją chronić. Wasze losy splotą się nieodwracalnie i nie uwolnisz się od tego obowiązku aż wypełni się przeznaczenie.

*

Wasze losy splotą się nieodwracalnie i nie uwolnisz się od tego obowiązku aż wypełni się przeznaczenie. Te słowa cały czas  dźwięczały mi w głowie. Zastanawiałam się czy to był tylko sen, czy może jakaś wizja, czy ten „obowiązek” to  tylko mój wymysł czy może prawdziwa klątwa.
- Kayla, do jasnej cholery, miałyśmy zapolować! – Jej głos wyrwał mnie z zamyślenia.
No już, nie wściekaj się tak, odparłam. Zmieniłam postać i pomknęłam w las. Rzeczywiście, jako tygrys mogłam rozwijać znacznie większą prędkość. Nie minęło wiele czasu i już wlokłam olbrzymiego jelenia w stronę mojego aktualnego legowiska. Gdy znalazłam się na miejscu, przemieniłam się i obdarłam zwierzę ze skóry. Nie chciało mi się rozpalać ogniska, więc zjadłam go na surowo, a następnie wybrałam się na poszukiwanie wody. W Czarnobylu nigdy nic nie wiadomo i strumienie dość często zmieniają swoje położenie. Nagle poczułam silną potrzebę pójścia na zachód. Z niemałym trudem zwalczyłam ją, ale została ona gdzieś w mojej podświadomości. Wróciłam do legowiska i z zadowoleniem położyłam się n trawie. Był jeden niewątpliwy plus mieszkania na takim zadupiu. Nocne niebo było przepiękne. Nigdzie indziej nie widziałam tylu gwiazd na raz.
- Ucieczka od Rady to była najlepsza decyzja w naszym życiu – powiedziała cicho Ona. Pokiwałam głową w zamyśleniu. Trudno było to zrobić, zwłaszcza gdy się nie zna innego życia niż służba w charakterze mordercy.Zbyt wiele istnień zniszczyłyśmy. I nie ma znaczenia, ze całe lata wypełniałyśmy ich polecenia. Za jedno nieposłuszeństwo stałyśmy się wyjętą spod prawa przestępczynią.
- Podróż na zachód może być naszą szansą  – zauważyła Ona. I znowu przyznałam jej rację.
Jutro. Dzisiaj jeszcze mi się nie chce. Poza tym chcę ostatni raz popatrzeć na Wenus. Potem mogę już nie mieć okazji. Z tym postanowieniem ułożyłam się wygodniej i przygotowałam się na (kolejną) bezsenną noc. W końcu do trzeciej pozostało kilka godzin…

Kayla - Wataha Burzy

Postać wilcza:

Postać ludzka:
 




Imię: Kayla
Płeć: samica
Rasa: Powstała w wyniku eksperymentu, szkolona na maszynę do zabijania
Wiek: Nieokreślony, wygląda na 18/19
Żywioł: Nieokreślony, ale czuje bliską więź z Burzą
Stanowisko: Wojownik
Moce: Bardzo duża siła, odporność na iluzje, w przypływie wściekłości możliwość wywołania burzy, zdolność rozumienia i mówienia w każdym języku ( nawet jeżeli nigdy nie miała z nim styczności ),  Posiada skrzydła, chwytny ogon, który zmienia długość, rozpoznaje uczucia i emocje po zapachu, w razie potrzeby umie posługiwać się każdą bronią, odporna na elektryczność (reszta mocy ujawni się w trakcie )
Rodzina: Rodzice żyli w Arkadii ( wilkołaki ),  Zostali zamordowani przez Łowcę Rady
Charakter: nieufna, dzika, porywcza, łagodna dla natury, zimna, niedostępna, lubi mocne wino, czujna, niespokojna, brawurowa, patrzyła w oczy śmierci tyle razy, że już jej to nie rusza, bezczelna, niebezpieczna, kocha wiatr, z mroczną przeszłością
Partner/partnerka: brak

poniedziałek, 30 marca 2015

(Wataha Burzy) od Sashy

Dzisiejsza noc mocno dawała mi się we znaki. Księżyc w pełni wręcz kusił swoim blaskiem, próbując złamać moją silną wolę. Zaciskałam mocno zęby, idąc żwawym krokiem wzdłuż ciemnej uliczki w jednej z najbardziej szemranych dzielnic w Las Vegas.
Echo stukotu moich 15-centymetrowych czarnych szpilek odbijało się od zamalowanych graffiti ścian kamienic.
Każda kolejna pełnia, każdego kolejnego miesiąca sprawiała, że wyłam w środku. Tak bardzo chciałam znów poczuć lekkość kości, wiatr wiejący mi w uszy i miękkość ziemi pod łapami. Chciałam czuć pęd, z którym poruszałoby się moje ciało, adrenalinę polowania, smak sarniego mięsa w ustach...
Dość. Muszę się skupić na tym, kim jestem teraz. Zabić w sobie tą walczącą o wydostanie się na zewnątrz, dziką część mojej natury. Nie mogę się od tak zmieniać. Nie mogę ryzykować,  że się ujawnię. Wybór jest prosty: być dzikim, żadnym krwi człekokształtnym lub człowiekiem, na którego czeka cały świat.
Już dawno wybrałam drugą opcję i mam zamiar się jej trzymać.
Poprawiłam niesforny kosmyk hebanowych włosów,  opadający mi na oczy i z żalem pomyślałam o moim czarnym audi zaparkowanym kilka przecznic dalej. Niech to szlag. Mogłabym teraz siedzieć w mieszkaniu, na wygodnej kanapie, z lampką wina w ręku i oglądać jakieś żenujące seriale, nie wystawiając nosa na zewnątrz i nie narażając się na kuszące działanie księżyca. Zamiast tego idę właśnie do jakiejś speluny, żeby spełnić zachciankę jakiegoś palanta. Wszystko dzięki Kirze, która niemal błagała mnie, żebym zastąpiła ją dzisiaj w "pracy", bo jej mały synek zachorował. Zgodzenie się na zastąpienie jej  w pracy było z mojej strony aktem wielkiego miłosierdzia, zwłaszcza jeśli bierze się pod uwagę na jak bardzo niskim poziomie miałam spędzić dzisiejszą noc.
Stanęłam przed wejściem do hotelu opatrzonym świecącym napisem i z trudem powstrzymałam się od zawrócenia. Zamiast tego poprawiłam na sobie idealnie przylegającą białą sukienkę, która w idealny sposób podkreślała każdą linię mojego ciała i pewnym krokiem weszłam do środka.

*

Kładąc dłoń na klamce, zawahałam się. Miałam jeszcze szansę, żeby odwrócić się na pięcie i uciec z tego obleśnego hotelu o niższych standardach od zawszonych burdeli.
Wzdrygnęłam się jednak tylko z niesmakiem, popychając przed siebie odrapane drzwi. Nie jestem tchórzem.
Nie pojmuję dlaczego bogaci mężczyźni wybierają często właśnie takie miejsca na spotkania ze swoimi kochankami. Podejrzewam, że zapewne tam nie szukają ich żony.
-Kira cię tu przysłała, czy tak?- Odezwał się postawny mężczyzna w średnim wieku, odwrócony do mnie plecami, tak, że nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Miał na sobie dość drogi, kremowy garnitur, a w ręce trzymał cygaro, z którego sączył się duszący dym.
-Zgadza się.-Powiedziałam wyuczonym, słodkim jak miód tonem, maskującym moją delikatną chrypkę.
-Masz bardzo piękny głos.- Zauważył mężczyzna, odwracając się do mnie. Dopiero teraz mogłam zobaczyć jego twarz, naznaczoną wieloma bliznami i zimne jak lód, niebieskie oczy. Gdyby nie moja wyuczona dyskrecja i powściągliwość, pewnie już dawno skrzywiłabym się z odrazą. Zamiast tego posłałam mu uroczy, zmysłowy uśmiech.
-Mówi mi to pan jako pierwszy.-Skłamałam, robiąc dwa kroki w jego stronę, świadomie kołysząc biodrami. Przejechałam paznokciem po jego ramieniu, zatrzymując rękę na czarnym krawacie, który powoli zaczęłam odwiązywać.
Mężczyzna przyciągnął mnie bliżej do siebie, przyciskając dłonie do mojej talii i zjeżdżając nimi niżej, po materiale mojej satynowej sukienki. Sposób w jaki mnie dotykał budził we wstręt, ale nie przerywałam gry, którą sama zaczęłam. Kiedy już całkowicie rozluźniłam krawat, zaczęłam powoli rozpinać guziki jego koszuli, wcześniej zdejmując marynarkę. Mężczyzna obserwował mnie przez chwilę, usiłując spojrzeć mi w oczy, a następnie zdecydowanym i niedelikatnym jak cholera ruchem, wsunął dłonie pod moją sukienkę, podwijając ją i ciągnąc ku górze śliski materiał, tak, żeby zdjąć mi ją przez głowę. Moje włosy ciężko opadły na plecy, zasłaniając choć część mojego prawie nagiego ciała, opatrzonego teraz jedynie koronkową bielizną w kolorze krwi.
-Powiedz jak masz na imię, dziewczyno.-Sapnął, niemal rzucając mnie na łóżko. Szybko. Dobrze.
-To nie znaczenia- Zanuciłam, siadając na nim okrakiem i wysyłając do niego moją energię, która miała dalej pokierować jego umysłem po MOJEJ myśli.

*

Kira otworzyła mi drzwi ze swoim małym synkiem na rękach, ubrana w dres, z włosami spiętymi w niedbały kok. Powstrzymałam się przed uniesieniem brwi, za to z rozbawieniem obserwowałam zdziwienie malujące się na twarzy kobiety. 
-Nigdy więcej mnie o to nie proś- powiedziałam bezbarwnym tonem, wciskając jej do ręki 300 dolców, po czym odwróciłam się i ruszyłam do samochodu.
-Dziękuję.-usłyszałam jeszcze ze sobą. 
-Dziwkom się nie dziękuje- mruknęłam pod nosem, wychodząc na zewnątrz, żeby znów zmierzyć się z moją największą pokusą- moim drugim, bardziej dzikim ja. 



(Wataha Wody) od Hespe

- A tak w ogóle. Jestem Macabre. - odparł z szerokim uśmiechem, który jakby rozświetlił jego bladą twarz.
- Miło mi - powiedziałam nieśmiało, po czym skierowałam się do groty, którą całkiem niedawno zajęłam. Nie musiałam się odwracać, ponieważ nie tyle wiedziałam, co czułam jego obecność za sobą.
Weszłam niepewnym krokiem do pomieszczenia, po czym odwróciłam się do chłopaka, stąpając nerwowo z nogi na nogę.  Nie przemyślałam tego. Stałam,  patrząc się na ducha, którego tylko ja mogłam zobaczyć i usłyszeć. Rozmawiałam z nim tak, jakby był żywy.  Z krwi i kości. Świadomość tego, że to nie jest prawda, była tak przerażająca.
Patrzyłam na niego lekko zlęknionym wzrokiem. Przecież nie znałam jego zamiarów.
- To może - zaczęłam ostrożnie, od czasu do czasu zerkając w jego zaskakująco ciepłe, rubinowe oczy. - Powiesz mi o co ci chodziło z tymi kłopotami, gdy się spotkaliśmy pierwszy raz?
- Hmmm....-  westchnął i zaśmiał się, po czym jak gdyby nigdy nic, rozłożył się wygodnie na moim łóżku - Jesteś nowa, prawda?
Zmienił temat, co mnie delikatnie podirytowało. Jednak, jako że z natury nie lubię się kłócić,  czy denerwować, westchnęłam tylko i usiadłam po turecku na podłodze - na przeciwko łóżka.
- Tak....  To znaczy,  można tak powiedzieć - odparłam cicho, czując lekkie zakłopotanie. Nigdy nie lubiłam mówić o sobie, a teraz... Wystarczyło tylko kilkanaście godzin w Niemych Górach i już zdążyłam otwarcie porozmawiać z Ice'em, przystojnym blondynem, który skradł część mego serca.  Z Natanielem,  który tak bardzo przypominał mojego przyjaciela. I Macabre, martwym chłopakiem o rubinowych oczach.
Popatrzyłam na niego niepewnie. Miał zamknięte oczy i ręce skrzyżowane za głową.  Wyglądał jakby spał.
- Czuję jak się na mnie patrzysz. - mruknął nagle. Speszona swoim zachowaniem spuściłam głowę, czując na twarzy gorące rumieńce.
- Przepraszam...  - rzuciłam szeptem.
Na to słowo chłopak otworzył oczy.
- Do jakiej watahy należysz? - zapytał od niechcenia z dziwnym uśmieszkiem.
- Do watahy Ice'a. - odpowiedziałam, wstając z gracją. Otrzepałam kurz ze spodni, cały czas czując jego wzrok, którym taksował mnie od stóp do głowy.
- To jego wyczuwałem... - usłyszałam po długiej ciszy.
Spojrzałam na niego, bijąc się z własnymi myślami. Było tyle pytań, jakie chciałam mu zadać. Jak zginął.  Czy był po drugiej stronie.  Jak tam jest. Czy czuje dotyk.  Czy widział innych. Czy z nimi rozmawiał. Tyle pytań,  ale brak odwagi na to, aby mu je zadać.
- O czym myślisz? - spytał nagle. Zerkałam na nieśmiało, po czym zaczęłam bawić się rękawem swetra.
- Zastanawiam się nad tym, dlaczego  cię widzę i jakim cudem mogę się z tobą porozumieć - odparłam, przechadzając się po grocie.
- Nigdy nie rozmawiałaś z kimś podobnym do mnie?  Duchem?
- Widuję duchy od dziecka,  czuję ich obecność, słyszę ich krzyki, lamenty i szepty...  Ale w miejscach, które znałam. W miejscach, z którymi byłam związana. Lub po prostu byli to moi bliscy, którzy odeszli. - wyjaśniłam - W żaden sposób nie jestem związana z Niemymi Górami,  ponieważ dopiero niedawno dowiedziałam się, że w ogóle  istnieją,  więc jakim cudem poznałam ciebie?
Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej to wszystko było pokręcone. Moja głowa gotowała się od różnych myśli.
- Macabre... Jak to jest?  - odważyłam się zapytać - No wiesz...  Jak to jest być martwym.
Przysiadłam nieśmiało na brzegu łóżka, zerkając od czasu do czasu na chłopaka.
- Nie ma co kłamać. Do dupy...  Ale są też plusy. Mogę wreszcie mówić co chcę, bo i tak mnie nie usłyszą. Mogę robić co chcę, bo mnie nie widzą.  - powiedział, a na jego ustach wykwitł ten dziwny uśmiech.
Zaśmiałam się na ten widok.
- Musisz być samotny - odparłam, delikatnie przechylając głowę.
- Tak...  To był problem...  - westchnął, patrząc na mnie.
- Był? - zachichotałam - Aaa... Masz na myśli mnie. A co jeżeli nie chcę z tobą rozmawiać?
Uniosłam zadziornie brew.
- I tak jesteś na mnie skazana - puścił mi oczko, zaśmiał się złowieszczo i zniknął, zabierając ze sobą to przeszywające zimno.
- Muszę się do tego przyzwyczaić - westchnęłam.

Rozejrzałam się po grocie i uświadomiłam sobie,  że mimo krótkiego czasu, jaki tu spędziłam, zatęsknię za nią.
Przesunęłam się na środek łóżka i patrząc się na podłogę, zaczęłam nucić sobie cichutko melodię mojej ulubionej kołysanki.
Nagle w wejściu pojawił się Ice, z torbą przewieszoną przez ramię.
- Gotowa? - zapytał, patrząc się na mnie wyczerpująco.
- Nie miałam ze sobą żadnych osobistych rzeczy - odparłam, wzruszając delikatnie ramionami - Więc tak.
- Chodź ze mną - rzucił,  po czym złapał mnie za rękę, przez co przez moje ciało przebiegł dreszcz - Kiedy już będziemy na miejscu będziesz miała mnóstwo niepotrzebnych szpargałów. Osobiście o to zadbam.
Popatrzyłam na niego, czując ból.  Nie mów rzeczy,  których nie jesteś w stanie obiecać i dotrzymać, bo to boli, pomyślałam w duchu, powstrzymując się od wypowiedzenia ich na głos.
- Nie wątpię...  - szepnęłam tylko i uśmiechnęłam się smutno,  idąc w ślad za nim nim z dłonią nadal tkwiącą w jego uścisku.
Szliśmy korytarzem. Na pierwszy rzut oka byliśmy sami,  jednak ja wiedziałam, że Macabre idzie tuż za nami, uśmiechając się przy tym złowieszczo.
- Ice...Jak zawsze taki troskliwy...- zakpił,  ale puściłam jego uwagę mimo uszu.

Chwilę później stałam już w grocie,  w której zebrali się już wszyscy pozostali.  Przejrzałam się każdemu z nich i westchnęłam przeciągle widząc śmiejacego się Nataniela i Hebi. Wiedziałam, że gdy tylko Ice ich zobaczy,  to mnie zostawi,  wiec gdy popatrzył na mnie przepraszająco, kiwnęłam tylko głową i usiadłam koło dziewczyny, która przedstawiła mi się jako Aria.  Pogadałyśmy chwilę,  co wystarczyło, abym ją szczerze polubiła. Niestety nie dana mi była nawet chwila spokoju, ponieważ cały czas czułam obecność Macabre, który oparty plecami o ścianę, patrzył się na Ice'a, Hebi i Nataniela z dziwnym blaskiem w rubinowych oczach i żalem delikatnie malującym się na przystojnej twarzy.
- To nie będzie nudny okres - westchnęłam na samą myśl tego co miało nastąpić.

niedziela, 29 marca 2015

(Znikąd) ...

Sam nie wiem jak dużo czasu minęło odkąd TO się zaczęło. Nie mogłem nawet precyzyjnie określić, kiedy dokładnie stałem się czymś na podobieństwo ducha. Zabawne, zawsze wyobrażałem sobie duchy jako półprzezroczyste istoty, które oprócz tego, że od czasu do czasu pojawią się służąc dobrą radą lub ostrzeżeniem i podzwaniają niewidzialnymi łańcuchami, niewiele robią. Nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że „życie” takiej zagubionej duszy może być znacznie bardziej skomplikowane. Nawet jeśli przegapiłem gdzieś tę lekcję, ktoś ciągnący z góry za sznurki stwierdził pewnie, że taka wiedza jest mi niezbędna do egzystowania.
Tak więc jestem.
Nawet nie mogę powiedzieć, że żyję. Po prostu jestem. I to mnie tak niemiłosiernie wkurwia.
Oprócz pragnienia, którego nie mogłem ugasić, głodu, którego nie dało się zaspokoić i przenikającego zimna towarzyszącego mi na każdym kroku nie czułem nic. Nigdy nie byłem zmęczony, nie mogłem zasnąć, żeby choć na chwilę zapomnieć o wszystkim. Przez to miałem dużo czasu na myślenie. Zbyt dużo. Wracały do mnie wspomnienia z całego życia, czasem wydawało mi się, że widzę niewyraźne postacie odgrywające sceny z przeszłości. Pierdolony teatrzyk cieni. Oprócz tego, wyglądało na to, że w jakiś dziwny sposób jestem związany z najbliższą okolicą. Kiedy próbowałem oddalić się od Niemych Gór ciągnęła mnie do siebie jak psa na łańcuchu.
Czas leciał mi cholernie wolno. Dni i noce wydawały się być kilka razy dłuższe. Ostatecznie straciłem rachubę.
Wszystko to mógłby podsumować jednym, porażającym swoją filozoficzną głębią stwierdzeniem: jestem w dupie.
Początkowo próbowałem porozumieć się z innymi. Widziałem wszystko co robią, chodziłem za nimi, krzyczałem, ale wyglądało na to, że nikt mnie nie widzi ani nie słyszy. Przynajmniej do pewnego czasu.
Dziewczyna, którą spotkałem musiała być jedną z nowo przybyłych do Niemych Gór, ponieważ nigdy wcześniej jej nie widziałem. Była pierwszą osobą, która mogła mnie zobaczyć. Nie będę ukrywał, że się ucieszyłem. Nie pamiętam, kiedy ostatnio mogłem z kimkolwiek porozmawiać, nawet inne dusze, która spotykałem nie były zbyt… towarzyskie. Większość z nich tylko łkała i patrzyła się w przestrzeń, twarze niemal wszystkich były dla mnie niewidoczne. Na dodatek spotkałem tę dziewczynę po raz drugi.
Stałem oparty ścianę słuchając jak część mieszkańców Niemych Gór naradza się w sprawie przeprowadzki do miasta. Oczywiście nikt mnie nie widział ani nie słyszał, więc mogłem bezkarnie rzucać złośliwymi uwagami i komentować. Była to prawdopodobnie jedyna zaleta tego stanu.  W pewnym momencie wyczułem obecność tej dziewczyny. Kiedy wyjrzałem na zewnątrz jeszcze jej nie było, ale wiedziałem, że nadchodzi.
Nie pomyliłem się.
- Znowu się spotykamy…- mruknąłem nie mogąc powstrzymać pojawiającego się na moich ustach grymasu parodiującego uśmiech. 
Dziewczyna wzdrygnęła się. Powoli odwróciła głowę w moją stronę.
- Kogo moje piękne oczy widzą…- zbliżyłem się do niej - Więc naprawdę mnie widzisz…
-  Kim jesteś? – spytała w końcu cicho.
- Hm, trupem – odpowiedziałem w przypływie inteligencji – W tym momencie bardziej interesująca jesteś ty. Jesteś jedyną osobą, która mnie widzi – dodałem szybko widząc jej zmieszanie.
- Nazywam się Hespe. Nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie...
- Co ty na to – przerwałem jej - żebyśmy przenieśli tą rozmowę w inne miejsce? Gdyby ktoś tu przyszedł, jedyne co by zobaczył to to, że rozmawiasz z powietrzem.  Nie uważasz, że mogłoby się to wydać trochę podejrzane?
Po chwili namysłu powoli kiwnęła głową.

- A tak w ogóle – posłałem jej uśmiech – Jestem Macabre.
(Hespe?)


sobota, 28 marca 2015

(Wataha Wody) od Ice'a

-Uwierz albo zabij.-Dziewczyna wpatrywała się z determinacją w Rena. Stałem obok i niemal widziałem jak bardzo musi ze sobą walczyć.
Ren powoli wciągnął powietrze i rzucił mi krótkie spojrzenie, po czym znów skierował wzrok na dziewczynę.
-Możesz z nami zostać.- powiedział w końcu, odwracając się w stronę drzwi.- Tylko się nie zadomawiaj. Za kilka godzin opuszczamy to przeklęte miejsce...-rzucił jeszcze przez ramię i wyszedł.
Przez kilka sekund po prostu stałem z założonymi rękami, mrużąc oczy na widok Nataniela wciąż stojącego przy wejściu. Niepokoił mnie ten koleś, a zwłaszcza jego szczególe zainteresowanie Hebi.
-Powiedz mi...- zwróciłem się do niego.- Jakie zadanie przydzielono ci jako łowcy, kiedy tu przybyłeś? - Czułem jak mój puls przyspiesza odrobinę. Dlaczego wcześniej nie zadałem mu tego pytania?
Chłopak zbladł ledwo zauważalnie, ale zachował pewny siebie uśmieszek. Prawdopodobnie nigdy się z nim nie rozstawał.
-Miałem znaleźć dziewczynę.
-JAKĄ dziewczynę?- Zacisnąłem lekko zęby.
-Dziewczynę władającą żywiołem Ducha. Sol.- popatrzył mi wyzywająco w oczy.- Wiem, że jest tutaj szczególnie chroniona, ale uwierz mi, że gdybym chciał wykonać swoje zdanie, już dawno byłoby po krzyku. A więc to, że jak do tej pory nie zbliżyłem się do dziewczyny nawet na jeden krok, powinno przekonać cię o moich czystych zamiarach.
-Masz szczęście, że Ren nie wie po co tutaj przyszedłeś.- syknąłem.- Byłbyś już martwy.
-Dlatego właśnie byłoby miło, gdybyś jednak powstrzymał się od wyjawienia mu tej rewelacji.-Nataniel uśmiechnął się, niewzruszony.
-Zobaczymy.-warknąłem i wyszedłem z groty, trącając go przy tym ramieniem.

*
Krążyłem po grocie, szukając przedmiotów, które przydałyby się nam w ludzkim mieście. 
Niewiele tego było. Jakieś ubrania, kilka starych listów od matki, parę książek...I to wszystko. Rzeczy Hebi stanowiły równie mały dobytek, w którego skład wchodziła niewielka ilość ciuchów, stara księga czegoś tam, trochę noży o interesującym kształcie, szczotka do włosów i jakieś drobiazgi o mniejszym bądź  większym znaczeniu. Wrzuciłem wszystko do lnianej torby i rzuciłem jeszcze raz okiem na pokój. Teraz wydawał się jeszcze bardziej ponury niż wcześniej. Na samym środku zostało jedynie dość liche łóżko, pozbawione nawet jakiegokolwiek koca lub kołdry. Żyliśmy doprawdy w skromnych warunkach....
Zamknąłem drzwi z trzaskiem i ruszyłem korytarzem, zaglądając do pozostałych grot. Większość była już pusta, a w ich wnętrzu unosił się ponury zapach smutku i żalu. 
W jednej z nich znalazłem Hespe. Siedziała na łóżku i ze wzrokiem skierowanym na podłogę nuciła coś pod nosem. 
-Gotowa?- Spytałem.
-Nie miałam ze sobą żadnych osobistych rzeczy.-wzruszyła ramionami.-Więc tak. 
-Chodź ze mną.-Wziąłem ją za rękę.- Kiedy już będziemy na miejscu będziesz miała mnóstwo niepotrzebnych szpargałów. Osobiście o to zadbam.- Posłałem jej ciepły uśmiech.
-Nie wątpię...- Uśmiechnęła się smutno i poszła w ślad za mną, cały czas trzymając mnie za rękę. 
W głównej grocie siedzieli już wszyscy pozostali. Przejechałem po twarzach zebranych, próbując przypomnieć sobie ich wszystkie imiona. Ta nowa, Aria, siedziała pod ścianą, okrywając się ramionami. Cała trzęsła się z zimna. Rzuciłem okiem na to, co zostało z jej bluzki i bez słowa podałem jej mój t-shirt. Uśmiechnęła się wdzięcznie, sprawiając, że moje wszelkie wątpliwości dotyczące jej prawdomówności rozwiały się niczym dym z dogasającego na środku groty ogniska. 
Poszukałem wzrokiem Hebi i znalazłem ją, śmiejącą się z Natanielem kilkanaście metrów dalej. Czułem jak narasta we mnie irytacja. 
Ruszyłem w ich stronę, rzucając Hespe przepraszające spojrzenie, mówiące coś w rodzaju "Za chwilę wrócę". Dziewczyna kiwnęła głową ze smutkiem i przysiadła obok Arii, ubranej teraz w moją koszulkę. 
-Spakowałem nasze rzeczy- oznajmiłem Hebi, przygarniając do siebie czarnowłosą Alfę Burzy i ignorując Nataniela. Pachniała tak słodko. Mieszanką piżma, kwiatów i wanilii.
-Świetnie. A jak wytłumaczysz mi to, że tamta dziewczyna jest w twojej koszulce?-Uniosła brew, krzyżując ręce na piersiach. 
-Było jej zimno.-Wzruszyłem ramionami, całując ją w podbródek. 
Nataniel obserwował nas z irytacją, co- nie ukrywam- sprawiało mi niewypowiedzianą przyjemność. 
-Gotowi do drogi?- Spytał Devon, który dołączył do naszej grupki. 
- Czekamy jeszcze na Faith, Rena i Sol.- powiedziałem i wtuliłem twarz w miękkie włosy Hebi.

(Reszta spakowana?)


czwartek, 26 marca 2015

(Wataha Ognia) od Arii

Otworzyłam zbolałe powieki, przeczesując tym samym wzrokiem sporej wielkości pomieszczenie, w którym się znajdowałam. Gdzieniegdzie paliły się średniej wielkości pochodnie, dające ciepło i namiastkę czerwono żółtego światła, odbijającego się na ziemistych ścianach pokoju.
- Gdzie ja jestem? – zapytałam nieobecnym głosem, nadal nie mogąc w pełni przystosować wzroku do panującej dookoła mnie, delikatnej poświaty.
- Jesteś bezpieczna… Na razie. – usłyszałam spokojny głos, który sprawił, że cała zesztywniałam.
Ponowiłam próbę otworzenia oczu na tyle, aby móc zidentyfikować postać, której ton głosu sprawił, że poczułam się tak mała i bezbronna. Jeszcze raz rozejrzałam się dookoła, ze strachem stwierdzając, że stało nade mną dwóch chłopaków.
- Kim jesteście? – zapytałam szeptem, gdyż tylko na tyle było mnie w tej chwili stać. Patrzyłam na nich zamglonym wzrokiem, myśląc o najgorszym.
Oddychałam głęboko, próbując raz za razem w pełni napełniać płuca tlenem, analizując wszystkie możliwości motywów nieznajomych jak i swojej ucieczki.
- Jesteśmy mieszkańcami Niemych Gór. Dokładniej Alfami – odparł chłopak o obsydianowych oczach, których głębia chwilowo mnie uspokoiła – Pytanie brzmi, kim jesteś ty?
Ten nieznośny spokój i lód w jego głosie, sprawił, że cała zadrżałam, a po moim ciele zaczął rozlewać się gorzki strach, przez który mimowolnie się skrzywiłam.
- Mówiłam już… – starałam się mówić pewnie, co niestety nie za bardzo mi się udało, ponieważ mój głos nadal był za słaby. Zamiast tego z moich ust wydobył się cichy jęk.
Czarnowłosy chłopak z lekką irytacją nachylił się nade mną.
- Zapytam jeszcze raz… Kim jesteś… - warknął, a ja cała nienaturalnie zesztywniałam, co było przyczyną przerażającego bólu w podbrzuszu, przez który ponownie jęknęłam, równie żałośnie jak poprzednim razem.
- Mam na imię Aria – wydusiłam, starając się łapać kolejne oddechy, które były dla mnie nie lada wyzwaniem – Jestem córką Michaela - jednego z głównych wojowników Rady.
Chłopak, który uratował mnie od śmierci uniósł na te słowa brew, wpatrując się intensywnie w moje oczy, które teraz płonęły żywym ogniem, palącym mnie od środka. W końcu miałam tu odetchnąć, znaleźć schronienie, uwolnić się od tych obrzydliwych arcyłgarzy, których zimne i jak z lodu twarze nawiedzały mnie w snach. Wspomnienie tych łotrów było jak papier ścierny położony na świeże rany. Ciągle w moim umyśle tkwił lubieżny uśmiech jednego z nich, jego słowa i sposób w jaki  na mnie patrzył. Zupełnie mi nieznajomy potwór, któremu byłam dana, bez mojej zgody, jak kawałek mięsa rzucony zwierzęciu.
- Teraz powiedz, co córka głównego wojownika Rady miałaby robić w Niemych Górach? – z zamyślenia wyrwał mnie głos drugiego z obecnych chłopaków, przystojnego blondyna o zimnych, niebieskich oczach.
- Uciekłam… Chciałam się ukryć – szepnęłam, patrząc załzawionymi oczami na czarnookiego, którego spojrzenie nagle złagodniało – Mówiłam ci już… Bycie przesłuchiwaną, podejrzewaną, torturowaną, a nawet wygnaną jest lepsze od tego co miało mnie czekać, gdybym tam została. Wszystko jest od tego lepsze.
Łkałam, wlepiając w chłopaka błagane spojrzenie.
- Proszę. Uwierz mi, albo mnie zabij. Nie chcę tam wracać.
Z rozpaczą obserwowałam jak nieznajomi patrzą na siebie i zaczynają ze sobą konwersować telepatycznie, w tym samym czasie, gdy ja umierałam ze zniecierpliwienia i przerażenia.
- Ona mówi prawdę – usłyszałam nagle dziwnie znajomy głos, a gdy uniosłam oczy na przybysza, wstrzymałam powietrze.
Jeden z nich, oddany Łowca Rady stał w drzwiach z kpiącym uśmieszkiem i satysfakcją wypisaną na przystojnej twarzy.
- Ren, pamiętasz jak Hebi wspominała o nowym z jej watahy? Poznaj Nataniela… - odparł z ukrywanym spokojem blondyn, którego oczy zdradzały jednak nieufność w stosunku do nowo przybyłego.
W pomieszczeniu roiło się od negatywnego napięcia, które rozsadzało mnie od środka, duszącą atmosferą.  Czarnowłosy chłopak, Ren spiorunował obydwu towarzyszy morderczym wzrokiem, lecz to na intruza patrzył się dłużej i z większym gniewem. Z jego gardła wydobył się cichy warkot, który odbił się echem od ścian, boleśnie wracając, jak bumerang, kalecząc moje uszy.
- Skąd możesz to wiedzieć, psie? –łypnął Ren, spinając się delikatnie.
- Widywałem ją czasem. Zanim uciekłem w twierdzy roiło się od plotek na temat jej rychłego połączenia się z Avenalem… Biedna nie miała nic do gadania – wyjaśnił spokojnym głosem Nataniel, który od niechcenia oparł się plecami o jedną ze ścian.
- Z Avenalem? – Ren i ten drugi, którego imienia nadal nie znałam wymienili między sobą znaczące spojrzenia.
Czułam coraz większy niepokój, patrząc z twarzy jednego na twarz drugiego, tylko po to, aby ostatecznie zawiesić wzrok na czarnowłosym, który wydawał się jakby rozdarty. Cisza, która nastała była męcząca, przepełniona niepokojem i kontemplacją każdego z obecnych. Mimo ciągłego braku sił uniosłam się na łokciach do pozycji siedzącej, przez co przez moje ciało przebiegł zimny dreszcz, pomieszany z ognistym bólem. Stanęłam na drżących nogach, unosząc do góry głowę, tylko po to aby móc wbić śmiałe spojrzenie w czarnookiego. Nie przejmowałam się tym, że mój gorset wisiał w strzępach, odsłaniając spory kawałek mojego ciała. Patrzyłam twardo na Alfę, nawet nie myśląc o byciu przez niego złamaną.
- Uwierz, albo zabij – odparłam stanowczo i z wielką odwagą, mimo iż moje ciało aż drżało z bólu i strachu.
( Ren? ) 

środa, 25 marca 2015

(Wataha Wody) od Faith

Byłam zła na Rena, że nie pozwolił nam zabić tej dziewczyny. Rada musi wiedzieć, że kogokolwiek do nas nie wyślą, ta osoba nie wróci do nich żywa. Muszą wiedzieć z kim mają do czynienia. Że nie jesteśmy bandą gówniarzy, którzy zerwali się ze smyczy, żeby zabawić się we własne życie.
~Mogłeś użreć ją mocniej, Ice.~ rzuciłam myślą w brata.
~I tak ugryzłem ją tylko dlatego, że zaatakowała ciebie~ Rzucił mi karcące spojrzenie, jakbym to ja była jego młodszą siostrą, a nie on moim młodszym bratem.
~Wydoroślałeś.~ skomentowałam, patrząc wprost przed siebie na góry spadające w dół ku dolinom.
~Musiałem.~jego mentalny głos zabrzmiał bardziej posępnie, niż zwykle.
Kolejny raz poczułam się źle z tym, co zrobiłam przez ostatnie miesiące. Zakochałam się chyba w niewłaściwym mężczyźnie, przez co na zawsze straciłam Rena, zrzuciłam cały ciężar bycia Alfą na młodszego brata, pozbywając się tym samym problemu, wyjechałam na jakiś czas, który spędziłam na przekonywaniu wampirów do udzielania nam pomocy oraz przesiadywaniu w kasynach i klubach, a teraz jeszcze wróciłam, podczas gdy okazało się, że nikt tutaj mnie nie potrzebuje. Nawet Ice. Mój mały, uroczy braciszek z burzą blond włosków na głowie, który stał się teraz przystojnym, dorosłym mężczyzną.
-Nie ma sensu tutaj siedzieć. Ren nie potrzebuje naszej pomocy, skoro do tej pory nas nie wezwał.-Odezwał się Devon, który wcześniej z zamyśleniem wpatrywał się w stalowoniebieskie niebo całkowicie pozbawione chmur. Zauważyłam, że robił to często, wyłączając się przy tym z otaczającego go świata. Wpadał w coś w rodzaj transu i zamykał się przed wszystkimi wokół. Dziwne. Zresztą jak cały Devon- tak pełny tajemnic...-Wracajmy.
-Niech będzie.- zdecydowałam, udając, że nadal to ja tutaj rządzę, chociaż nie miałam złudzeń, że jestem tutaj tylko malutką cząstką, nie mającą za wiele do powiedzenia.
*
-Oszalałeś?!- Zszokowana tym, co przed chwilą usłyszałam, wlepiałam oczy w Rena, który trzymał na rękach ledwo przytomną dziewczynę. 
-Nie. Zróbmy coś, żeby się nie wykrwawiła. Chcę z nią pogadać jak będzie całkiem przytomna, a potem zadecyduję czy ją zabić czy nie. 
Rzuciłam okiem na Ice'a, w którego niebieskich oczach mieniło się poczucie winy. Cały Ice. Taki...dobry. 
Na podłogę skapnęła kolejna kropla krwi. Zamrugałam nerwowo. 
-Ja umywam od tego ręce. Niech wyleczy ją Mici.-westchnęłam i wycofałam się do tyłu. Byłam wściekła. Ren był taki lekkomyślny. 
-Ja jej to zrobiłem, więc ja spróbuję pomóc.- Odezwał się Ice, ignorując moje chłodne spojrzenie. Wiedziałam, że czuje się głupio z tym, że zadał jej aż tak ciężką ranę. Zwłaszcza, że jego ofiara była dziewczyną. Młodą, urodziwą dziewczyną w jego wieku. 
-Jesteście wszyscy zbyt miękcy.-mruknęłam bardziej do siebie niż do nich i opuściłam jaskinię. Nie będę spać pod jednym dachem ze swoim wrogiem. Wszystko jedno czy będzie to na pozór niewinnie wyglądająca dziewczyna, czy może perfidny męski szpieg. Ja nie bratam się z wrogami. 


wtorek, 24 marca 2015

(Wataha Powietrza) od Rena

Zalała mnie fala nieprzyjemnych wibracji, co było dość proste do zinterpretowania: Ktoś naruszył granice mojego terytorium.
-Mamy tutaj jakiegoś intruza - powiedziałem na głos. Kilka par oczu skierowało na mnie swój wzrok, a Sol momentalnie zesztywniała, przylgując bardziej do mojego boku.
-Może to znowu ktoś nowy?- Ivalio niespecjalnie przejęty usiadł na kanapie.
-Może. Ale tym razem wyraźnie czuję kogoś z Rady.
-Pewnie chodzi ci o mojego nowego członka.- wtrąciła Hebi, która stała w wejściu razem z Ice'm.- Nataniel kręci się gdzieś w pobliżu.
-Przyjąłeś kogoś z Rady nie ustalając tego ze mną?- rzuciłem Ice'owi spojrzenie, które powinno go zabić. Z trudem powstrzymałem się od warkotu, narastającego w moim gardle.
-Miałem pogadać z tobą o tym później. -wzruszył ramionami.- Obserwuję go, jeśli cię to uspokoi.
Znowu zalała mnie kolejna fala wibracji.
-Tu nie chodzi o niego. Czuję kogoś jeszcze, na granicach.
-Więc chodźmy to sprawdzić- Faith wstała i odgarnęła z twarzy zbłąkany kosmyk blond włosów. -Ja, Ice, Devon. Ren zostanie na wypadek, gdyby ktoś chciał przyjść po Sol.

*
~Śmierdzi od niej Radą, tak cholernie mocno, że czuję mdłości~ dotarł do mnie głos Devona.
Czułem, że wilki wariują. Wiedziałem,  że jak w tej chwili nie ruszę dupy, to nie ogarną całej sytuacji bez rozszarpania intruzowi gardła, A ja chciałem jeszcze pogadać z tym konfidentem i pociągnąć go za język.
~Włada ogniem~ syknęła Faith.~ Oparzyła mnie.
~Zabić?~ Tym razem to głos Ice'a, który był chyba najbardziej opanowany z całej trójki.
Ze świstem wypuściłem powietrze z płuc.
-Niech to szlag, idę tam.- powiedziałem  i na tyle delikatnie na ile mogłem to zrobić w stanie maksymalnego wkurwienia i napięcia, odkleiłem od siebie Sol. - Ivo, zajmij się Sol. Jeśli coś będzie nie tak, rzucam wszystko  i jestem z powrotem.- Pocałowałem ją w skroń i zmieniłem postać w wilka.
Czułem ten zapach, Był wszędzie, Obrzydliwy odór Rady- mieszanka magii, słodko-ostrej nuty z odrobiną gorzkiego zapachu śmierci. Tak, to ich zapach, Pomyśleć, że niedawno sam cuchnąłem tak samo odrażająco, będąc częścią tej patologii.
Usłyszałem ich wcześniej niż zobaczyłem. Byli wściekli. Gdyby nie to, że zwlekałem z odpowiedzią, szpieg Rady już dawno byłby martwy. Ale ja chcę go zabić sam. Najpierw przesłuchać, a potem zabić. Jak psa.
~Zostawcie to mnie~ połączyłem się telepatycznie z wilkami.
~Ale...~zaczęła Faith. Była zdezorientowana i zawiedziona.
Zawyłem w odpowiedzi, wzywając ich do siebie.
~Wracajcie. JUŻ.~ Nie będę się bawić w jakieś pierdolone gierki. Chcę tego skurwiela dla siebie.

*
Zapach krwi był wszędzie i doprowadzał mnie do szaleństwa. Pachniała ta słodko i niewinnie, że zacząłem wątpić w przynależność do Rady jej właściciela. Na topniejącym śniegu wyglądała jak rozlane wino i kusiła by jej skosztować... Tak dawno nie polowałem. Tak niedawno zabiłem. DOŚĆ.
Nie mogę zapominać po co tu jestem. 
Podniosłem głowę znad ziemi i wtedy ją zobaczyłem. Przekrzywiłem łeb, karcąc się w duchu za swoją durnotę. Opcji, że ten pionek Rady jest kobietą jakoś nie brałem pod uwagę. Wilczyca wyglądała żałośnie jak na tak pięknie umaszczone i zbudowane zwierzę - typowe dla Rady, która tak dobierała do siebie pary, aby pozyskać idealne potomstwo. Gęste futro zlepione było krwią, która zaschnięta zmieniła kolor na bardziej czarny niż burgundowy. Cała trzęsła się ze strachu i wlepiała we  mnie rozszerzone przerażeniem oczy. 
Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, zacząłem poważnie wątpić w swoje zamiary. Nie zabiję kobiety. Zamiast tego zmieniłem postać i podszedłem do ognistej klatki, którą stworzyła by chronić się przed Ice'm, Faith i Devonem. Bardzo ciekawa umiejętność. 
-Przysłała cię tutaj Rada?-spytałem, unosząc brew na widok głębokiej jak cholera rany w jej boku, z której sączyła się spora ilość krwi. Zastanawiałem się czyja to robota. Ice'a albo Devona.
~Nie...Ja uciekłam...~Dobiegł mnie jej slaby, telepatyczny głos. Widocznie słabła z każdą straconą kroplą krwi, a utrzymanie się w swojej własnej ognistej tarczy kosztowało ją więcej energii, niż mogła wykorzystać.  
-A uciekłaś bo?-Założyłem ręce na pierś, patrząc na nią wyczekująco. 
~Bo chcieli wydać mnie za mąż za kogoś z Przewodniczących. Jestem za młoda...Nie chcę...Więc uciekłam.~ Jej mentalny głos był tak słaby...Czułem, że wilczyca umiera na moich oczach.
-Zmień postać.- powiedziałem. Nie wiedziałem czy kupuję jej bajeczkę o małżeństwie, ale nie miałem nic do stracenia. Zresztą było w niej coś...niewinnego, co kusiło mnie, żeby dać jej szansę. Szansę, żeby żyć.
Kurwa, będę tego żałował. 
Wilczyca resztkami sił spojrzała na mnie swoimi zwierzęcymi oczami, a chwilę potem na ziemi leżała już piękna dziewczyna o kasztanowych włosach, idealnej kremowej cerze i kobiecej sylwetce. 
Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie obrzydliwa rana rozcinającą jej brzuch i kałuża krwi, w której leżała. Miała zamknięte oczy i kurewsko płytki oddech. 
-Błagam, pomóż mi...-jęknęła, krzywiąc się z bólu.
-Zobaczymy czy nie wybrałaś dla siebie gorszego losu, piękna.- powiedziałem z drwiącym uśmiechem. Jeśli ta dziewczyna jest szpiegiem albo kimkolwiek z Rady, to zdecydowanie czeka ją gorszy los niż wykrwawienie się na brudnej ziemi w lesie. I nie będę już miał litości.
-Nie może być nic gorszego niż małżeństwo z potworem...-wyszeptała, a jej wargi drżały niebezpiecznie. Podobnie zresztą jak całe ciało.
W tym, co powiedziała było coś...Szczerego. Coś, co sprawiło, że poczułem żal. 
Wziąłem ją na ręce, czując na skórze lepkość jej krwi. 
-Wytrzymaj jeszcze chwilę.- powiedziałem, obserwując jak pojedyncza łza spływa po jej policzku. 

(Aria?)

sobota, 21 marca 2015

Sasha - Wataha Burzy


Postać ludzka:

Postać wilcza:



Imię: Sasha 
Wiek: 19 lat 
Zawód: mało godziwy
Żywioł: Burza
Charakter: zadziorna, zdystansowana w kontaktach z ludźmi, pewna siebie, skłonna do poświęceń, wyniosła, czasami opryskliwa, bezpośrednia, raczej nie okazuje swoich słabości, dla niektórych zbyt zimna, odważna, zmysłowa, zwykle działa tylko w swoim interesie
Moce: potrafi tworzyć impulsy elektryczne, widzi duchy, potrafi działać na ludzkie umysły
Partner: brak
Rodzina: brak


Sandii - Wataha Powietrza


Postać ludzka:

 Postać wilcza:


Imię: Sandii
Płeć: Wedera
Żywioł: Powietrze
Moce: rozwinięta telepatia, manipulacja umysłem poprzez kontakt wzrokowy, tworzenie iluzji, prorocze sny, przejmowanie negatywnych 
Rodzina: Brak
Partner/Partnerka: Brak (Szuka)
Charakter: Zmienna

Kontakt: (skype, GG lub facebook) Sandra Pera (fb)


(Wataha Wody) od Hespe

Czułam zimno. Przejmujące zimno, które przebijało moje ciało, jak małe igiełki. Wchodziły coraz głębiej, a ja czułam jak każda z nich, pojedynczo przebija każdy mój mięsień, każdą najdrobniejszą żyłkę. Chciałam krzyczeć. Musiałam krzyczeć, ale nie mogłam. Miałam zaszyte usta. Palący ból, zżerał mnie od środka rozprzestrzeniając się z zawrotną szybkością.
Ciemność była coraz bliżej. Goniła mnie swoimi lepkimi mackami, które muskały moje łydki. Zacisnęła się na mych kostkach i pięła się coraz wyżej. Czułam przeszywający ból, który był jeszcze gorszy, od tego co czułam otulona lodowatym śniegiem.
Przebijały mnie. Przebijały mnie na wylot, a rany krwawiły, zamieniając nicość w krwawy ocean. Dusiłam się, a macki dalej przebijały mnie i oblepiały, tworząc dodatkowe podłużne rany na skórze.
- Jest tak blisko. Danse Macabre. Ona tańczy. Tańczy. Widzi mnie. Nie… Nie… Odejdź…. – szeptałam rozgorączkowanym głosem, próbując uciec od kościstej zjawy.
- Odejdź!!! – z moich ust wydobył się zduszony krzyk. Objęłam szyję rękoma, próbując zdjąć niewidzialne więzy, które się na niej znajdywały. Drapałam i ciągnęłam, ale to nie pomagało. Brakowało mi powietrza. Byłam między jawą, a snem. Tak jakby koszmar, razem ze mną przeszedł do rzeczywistości i nie chciał pójść. Szarpałam się, czując pod sobą miękką pościel, ale to mi nie przynosiło ulgi, ponieważ w międzyczasie czułam też lepką maź o specyficznym zapachu, na swoim ciele i w ustach. Krew. Wszędzie krew, a ja dalej nie mogłam otworzyć oczu. I one. Macki. Nie mogłam ich ściągnąć.  Topiłam się. Tonęłam we własnym umyśle. A ona była blisko. Wyciągnęła w mą stronę kościstą rękę. Jej bezdenne ślepia zawładnęły mym ciałem, które tkwiło po szyję w gęstym mroku.
- Nie… Nie… Odejdź … Odejdź … Zostaw mnie – błagałam, ale mara nadal stała nade mną. Przygniatała mnie swoją potęgą, a ja tonęłam coraz bardziej.
- Twój czas jeszcze nie nadszedł, ale strzeż się – usłyszałam głos, dźwięczący tak jakby mówił to cały chór - Zdziwiłabyś się tym jak blisko jesteś ze mną związana, dziecko.
Jej słowa rozniosły się echem w mojej głowie.
- Nieee…. – krzyknęłam w nicość i wtedy poczułam pościel, którą zaciskałam teraz w dłoniach. Podniosłam się szybko i zamrugałam kilkakrotnie, żeby upewnić się, że to koniec tego koszmaru. Przetarłam mokre od potu czoło, rękawem od swetra i zsunęłam się z łóżka.
Nagle do groty wszedł Ice, który lekko kazał mi iść za sobą. Bez słów sprzeciwu poczłapałam za blondynem wprost do salonu, gdzie zebrała się już całkiem spora grupka. Lekko speszona podeszłam do jednej z niewielu osób, które tu znałam.
- Nataniel, co się dzieje? – spytałam szeptem blondyna, który oparty plecami o ścianę wpatrywał się intensywnie w czarnowłosą towarzyszkę Alfy Wody.
- Mówią coś o przeprowadzce do miasta… - westchnął znudzony, po czym przymknął oczy ze zmęczenia.
- Mhm…
Zwróciłam wzrok w stronę Ice’a, który żywo gestykulując rozmawiał z chłopakiem o obsydianowych oczach, którego nie znałam. Chwilę później do groty wpadła jeszcze jedna osoba. Chłopak o specyficznej azjatyckiej urodzie, który od razu podszedł do kanapy.  Czułam się tu trochę wyobcowana, więc po cichu wyszłam z zatłoczonego pomieszczenia na pusty korytarz.
- Znowu się spotykamy… - usłyszałam nagle. Nie musiałam się odwracać, aby wiedzieć kto za mną stoi. Jego obecność dało się wyczuć ze względu na to niewyobrażalne zimno, które ogarnęło moje ciało.

( Nieznajomy? ) 

(Wataha Powietrza) od Nezumiego

Mamo, mamo! Widzisz to? Piękne, prawda? Mamo, dlaczego znikasz? Mamo! Wracaj do mnie, nie zostawiaj mnie! Proszę! Dlaczego znowu jestem sam?

***

Gwałtownie poderwałem się z miejsca i rozejrzałem wokół... gdzie ja, do cholery jestem?
Byłem cały spocony, a do tego strasznie szybko oddychałem. Dlaczego po tylu latach śniła mi się mama? Powinienem już dawno o niej zapomnieć, a szczególnie o tym, kiedy przyszli i ją ode mnie zabrali, dalej nie wiem co się z nią stało. Pewnie.. pewnie już dawno nie żyje, tak samo jak tata.
Usiadłem na skraju klifu i spojrzałem w dół... tak, właśnie tak zginąłeś. Jak byłem naprawę małym szczeniakiem, poszedłem razem z ojcem w góry.. chciał pokazać mi ludzi, którzy przechodzili okolicą. Stanęliśmy na klifie, a on  nie pozwalał mi podchodzić za blisko brzegu, bo mógłbym spaść i... sam tak skończył. Chwila, nagle ziemia pod nim się załamała i usłyszałem jedynie rozpaczliwe wycie.
Po chwili trzepnąłem się jednak w łeb, po co ja tak wspominam? Powinienem ruszyć tyłek i w ogóle ogarnąć...ALE GDZIE JA, KURWA, JESTEM?!
Rozejrzałem się dookoła, naprawdę nie kojarzę tego miejsca, w ogóle... Skąd ja się tutaj wziąłem? Ostatnio była... wojna. Tak, gadałem z Levi, a potem co?
Westchnąłem cicho i zacząłem iść po prostu gdzieś przed siebie, no bo przecież... wszystkie ścieżki prowadzą do Rzymu. Kiedyś trafię do Niemych. Ciekawe jak się miewa Ivo, mam nadzieję, że nic mu nie jest.
*

Po jakiś dwóch, może trzech godzinach drogi zacząłem rozpoznawać teren... a więc to tutaj? Jak dobrze, że trafiłem. Wszystko mi się odświeżało, tak.. kojarzę to, to i to!
Szedłem dalej przed siebie...Boże, nie wiem jak ja trafiłem do tamtej jaskini, ale cieszę się, ze jestem już w domu.
I rozglądałem się dookoła.. i tak cały czas i cały czas... dobra, może i kojarzę teren, ale chyba mam amnezje... ni chuja nie wiem co jest gdzie.
Jako, że byłem w ludzkiej postaci, złapałem się za głowę i cicho westchnąłem.
Pieprzyć to wszystko, nie chce mi się myśleć, jestem śpiący!
Zobaczyłem jaskinię. Może to będzie jakiś punkt zaczepienia....

(Znalazłem kogoś? A może tam też pusto? Ktosiu, odezwij się)

(Wataha Wody) od Ivalio

                                                                * * *
 Hoax ulotnił się jako pierwszy, więc... postanowiłem wziąć z niego przykład.
- Znajdę Elizabeth i przy okazji powiadomię wszystkich, których znajdę po drodze.- Oznajmiłem ze spokojem, podnosząc się z miejsca. Nie do końca mi się to podobało, ale nie miałem żadnych argumentów, będących przeciw temu wszystkiego. A raczej jedynym moim argumentem był... Nezi. Nie będę jednak wyskakiwał ze stwierdzeniem "Nie możemy się stąd ruszać." Nikt by mnie nie poparł. Rzuciłem spojrzenie Renowi i do niego podszedłem.- Mam nadzieję, że zrobisz wszystko, żeby ochronić moją siostrę.
- Tak będzie. Kocham ją i chcę dla niej wszystkiego co najlepsze.- Wyprostował się, jakby nie chciał pokazywać mi swoich słabości. W sumie to nigdy jeszcze tego nie zrobił przed nikim. Może oprócz Sol. Uśmiechnąłem się sceptycznie.
- Jasne, ale jak coś ci nie wyjdzie i przez ciebie będzie cierpieć to znajdę cię i udupię.- Warknąłem i zabrałem dłoń.- A na razie postaram się na ciebie nie naskakiwać.- Wsunąłem kciuki w kieszenie spodni.
- Jakiś ty miły.- Chłopak skrzywił się ironicznie, a ja się rozluźniłem, przenosząc spojrzenie na Faith. I jak ja mam jej powiedzieć o tym co planowałem? Złotooka podniosła brwi do góry. Najwyraźniej zauważyła, że coś jest nie tak. Postanowiłem się wycofać.
- To ja lecę, a wy uzgodnijcie ten wasz plan ukrycia Sol.- Odwróciłem się i wyszedłem z jaskini.
                                                           * * *
- Zbieramy się.- Oznajmiłem, stając przy Eliz, która aktualnie wylegiwała się na polance.
- Zbieramy?- Uniosła brwi, najwidoczniej jeszcze nie rozumiejąc o co mi chodzi.
- A podobno z taką łatwością odczytujesz wszystko z mojej głowy.- Wywróciłem oczyma, opierając się o jedno z drzew. Dookoła rosły przebiśniegi, co jasno wskazywało na to, że zima już dawno minęła. Przejechałem palcami po twardej korze, powoli ożywiającego się drzewa. Sentymentalnie byłem połączony z tym miejscem. Nie sądziłem, że tak trudno będzie je opuszczać. Tak na prawdę nigdy nie byłem w ludzkim mieście, więc wcale nie tak łatwo będzie mi się dostosować. Zwłaszcza, że praktycznie będę tam sam. To, że stado będzie się tam ukrywać, nie oznacza, że będą jakieś towarzyskie spotkania między nami. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Jaka klapa...
- Wiesz może jakie miasto wybrali?
- Faith wspominała coś o Vegas. Ponoć są tam przyjazne naszemu stadu wampiry, a to oznacza, że w razie ataku Rady będziemy mieli pomoc. Z tego, co mówili, jest to miejsce, w które powinniśmy się udać. Ale nie jest to ostateczna decyzja. Jeszcze wszystko może się zmienić.
- A  tobie nie podoba się ten pomysł, ponieważ...?- Oczywiście dziewczyna musiała mnie ciągnąć za język. Bo takie wyciąganie informacji było "zabawniejsze".
"- Po co mam ci wyciągać informacje ze wspomnień? Przecież to takie nudne i sprawia, że się do mnie nie odzywasz. Przebywanie z facetem, który ciągle wgapia w przestrzeń nie należy do inspirujących doświadczeń, dlatego... Lepiej jest cię wypytywać i tym samym wnerwiać, nie uważasz, wilczku?"
 Właśnie tak odpowiedziała mi, gdy ją o to spytałem.
- Ponieważ... - I zamilkłem. Gula w moim gardle nie pozwalała na wydobycie się kolejnych słów.
- Twój partner?- Zaśmiała się.- Wy, homosie, jednak jesteście rozczulający. Jedyna taka para w stadzie i coś mi się wydaje, że tylko ja znam prawdę, co?- Leżała i się ze mnie ryła. Co za kobieta. Westchnąłem.
- Z innymi nie rozmawiam, więc to raczej logiczne, że nie wiedzą. Może się domyślają, ale ja nic im nie zamierzam jak na razie mówić.
- Och, twoja siostra się zdziwi.- I co w tym było takiego śmiesznego? Poirytowany sypnąłem w nią śniegiem. Mogłem sobie przy niej na to pozwolić.
- Nie mów nic Sol. Na razie nie ma co jej dodatkowo stresować.
- Czyli nic jej nie mówiłeś? To ciekawe jak uargumentujesz ten swój brak chęci wynoszenia się stąd, co?- Uniosła się na łokciach z wyzywającą miną.- Powiesz jej, że to wszystko nie ma sensu. To stado nie ma sensu. Twoja obecność tu nie ma sensu. Zaczniesz histeryzować jaki to nie jesteś potrzebny, tupniesz nogą i zamkniesz się w pokoju? To będzie urrrrocze.- I znowu się tarzała ze śmiechu.
- Weź się zamknij.- Przesunąłem dłonią po twarzy.- Jeśli stąd zniknę bez niego to będzie tak, jakbym spisywał go na straty. Jak tu wróci nie będzie wiedział co się stało. Nie mogę do tego dopuścić. Muszę tu na niego poczekać i może uda nam się wtedy dołączyć znowu do stada.
- Przecież nawet nie wiesz czy on żyje. Pewnie jego ciało leży zapomniane w jakimś rowie i tyle.- Widać było, że nie za wiele się tym przejmuje.- Przyznaj się, że jak nie wróci do ciebie za jakieś trzy tygodnie to popełnisz samobójstwo.- Puściła mi oczko.- To dopiero będzie urocze.
- Samobójstwo? Dzięki za wróżenie mi takiej przyszłości. Ruszaj ten swój zadek. Wracamy do reszty. Musimy wspólnie zadecydować gdzie koniec końców się udamy.
- Jaasne. Chcę zobaczyć minę twojej siostruni jak się dowie, że ją zostawiasz.
- Ja. Jej. Nie. Zostawiam. Stul ten swój pysk i wstawaj. Jak na razie co innego jest ważne, więc...- Nie będę jej nic mówił? Chyba na samą myśl mi niedobrze. Wolałbym być teraz obok niej. Jest w ciąży. Za jakiś czas będzie rodzić. Nie powinienem jej obarczać jakimiś swoimi zmartwieniami. Może najlepiej jej teraz unikać?
                                                            * * *
 I moje przemyślenia szlag trafił. Sol siedziała razem z innymi w głównym pomieszczeniu i od razu na mnie spojrzała. Co prawda otaczało ją ramię Rena, ale tym razem mnie to nie zdenerwowało. I jak ja mam jej niby unikać?
~Coś się stało, braciszku?~ Mała oczywiście też od razu się zorientowała, że coś się dzieje. Posłałem jej wymuszony uśmiech.
~Wszystko w porządku.
 Razem z Elizabeth dołączyliśmy do zgromadzenia. Zauważyłem, że pojawiły się nowe osoby w stadzie, ale zbytnio się tym nie przejąłem.

( Sol? Reszta? To co dalej? )

(Wataha Burzy) od Nataniela

Zacisnąłem boleśnie dłoń w pięść, patrząc jak Ice „Książę od siedmiu boleści” wychodzi z Hebi, z groty. W mojej głowie pojawiła się mieszanina zazdrości, złości i oburzenia. Ona będzie moja, blondasku. Pomyślałem uśmiechając się w duchu z wyższością i przez kolejną minutę wpatrywałem się w stronę, w którą poszła czarnowłosa ze swoim chłopakiem. 
Nagle usłyszałem cichy szmer, który i tak dźwięczał mi nieznośnie w uszach. Odwróciłem się w stronę blondwłosej dziewczyny, o której obecności kompletnie zapomniałem. Wyglądała na zdezorientowaną i … Smutną? Również patrzyła na wejście, które okrył mrok. Westchnąłem przeciągle i przeczesawszy dłonią włosy, przekrzywiłem zawadiacko głowę.
- Muszę przyznać, że trafiła na godną rywalkę – zagaiłem, patrząc na jej uroczą twarz. Trzeba było jej przyznać, że była naprawdę bardzo piękną młodą dziewczyną. Długie blond włosy, opadały jej na drobne ramiona, a szarobłękitne oczy wpatrywały się w dal ze smutkiem. Dorównywała urodą Hebi, której obraz jak na złość przysłonił me myśli. Szybko jednak odpędziłem go i ponownie spojrzałem na obecną przy mnie waderę. Jej oczy szkliły się delikatnie, a wargi delikatnie drżały.
- Hej, Mała. Nie pozwól się ranić – zacząłem ciepło, podchodząc do niej i siadając obok na łóżku – Oboje źle ulokowaliśmy swoje uczucia.
Spojrzałem na nią, szturchając delikatnie jej ramię. Ona jednak szybko odsunęła się ode mnie na odległość przedramienia, po czym objęła kolana i położyła na nich głowę.
- Przepraszam – usłyszałem nagle, cichy szept.
- Za co? – spytałem zdezorientowany.
- Przepraszam… Ja nie chciałam – wyszeptała, unosząc leciutko głowę. Z bólem popatrzyła na swą dłoń. Dłoń, która jeszcze kilka minut temu spoczywała na policzku Alfy.
Poczułem się lekko zmieszany w tej sytuacji, ponieważ wcale nie było mi lepiej. Cholera, co się ze mną dzieje? Dlaczego mięknę? Czułem chęć opieki nad tą drobną istotą. Nie było to to co czułem przy Hebi. Oczywiście, że nie to samo. Przy czarnowłosej cały drżałem, a moje serce wybijało szaleńczy rytm. Za to przy tej dziewczynie czułem dziwne ciepło, które czuje się na widok małego, nieporadnego szczeniaka.
Bez zastanowienia odgarnąłem zbłąkane kosmki jej złotych fal, po czym uśmiechnąłem się najcieplej jak tylko umiałem.
- Nie smuć się. Jeżeli cię nie zauważa to jego strata – odparłem z dziwnym przekonaniem.
Wadera rzuciła na mnie wzrokiem i uśmiechnęła się nieśmiało. Wciągnąłem powietrze do płuc, patrząc na nią i wtedy uderzyło to we mnie. Jej zapach wypełnij moje nozdrza sprawiając mi ból. Jej zapach różnił się od zapachu Hebi.
Duch.
- Rada się myliła. Są was dwie – warknąłem zdenerwowany, wstając gwałtownie z łóżka. Dziewczyna ze strachem poderwała głowę i spojrzała na mnie. Widząc jej przerażenie uspokoiłem się i podszedłem do niej ponownie. Ona jednak znowu się odsunęła. Przewróciłem, więc teatralnie oczami.
- Przepraszam… Nie chciałem cię wystraszyć. Po prostu mamy problem i mam nadzieję, że Rada nie wie o twoim istnieniu, bo jeżeli jest inaczej, to jesteś na prawdę w wielkim niebezpieczeństwie.
- Rada? – usłyszałem jej zduszony głos. Bała się. Czułem jej strach w każdej części mojego ciała.
W tym momencie przyrzekłem sobie, że będę ją chronił, ponieważ sprawiała, że chciałem się o nią troszczyć.
- Te kanalie cię nie dostaną. Obiecuję, mała - zmierzwiłem dłonią jej miękkie włosy. Dziewczyna oddała mi spojrzenie po czym opadła ciężko na plecy. Przewróciła się na bok i wtuliła twarz w pościel.
- Jesteś zmęczona. Idź spać. Zobaczymy się jutro – puściłem jej oczko, po czym widząc, jak jej twarz rozświetla uśmiech, mrugnąłem kilkakrotnie – Jak na mało ufną osobę, jesteś całkiem ufna.
Zaśmiałem się z barku sensu w mojej wypowiedzi, a ona mi zawtórowała.
- Przypominasz mi kogoś -  wyjaśniła nieśmiało – Kogoś kogo znałam, gdy jeszcze miałam swoje dawne życie. Podobnie do niego się uśmiechasz i on też mówił na mnie „mała” .
Uśmiechnęła się, po czym przymknęła oczy.
- Dobranoc, Natanielu – szepnęła sennie, po czym odpłynęła.
- Dobranoc, Mała – odparłem cicho i ostatni raz rzuciwszy wzrokiem na jej sylwetkę wyszedłem z przytulnej groty, na korytarz.

Przeszedłem się trochę po jaskini, aż w końcu znalazłem odpowiednią dla mnie grotę. Wszedłem do niej i opadłem na coś co przypominało łóżko.
- Będzie jeszcze trudniej niż mi się wydawało – mruknąłem z niezadowolenia – Czuję, że Rada jeszcze nieźle namiesza.
Fuknąłem i przymknąwszy powieki, pomyślałem o czarnowłosej Alfie. I z jej uśmiechem przed oczami, oddałem się w objęcia Morfeusza. 

( Hespe, Hebi? Co fajnego wam się śniło?)

(Wataha Burzy) od Hebi

- Niewiele z nowości – mruknęłam czochrając złote włosy Ice’a –Ale za to ty możesz opowiedzieć mi coś o twojej nowej dziewczynie w stadzie. Kim jest ta cała Hespe?
Nie byłam zazdrosna. Naprawdę. Po prostu na samą myśl dostawałam kurwicy  i w dupie mi się nie mieściło, że Nat mógłby mieć w tej kwestii rację.
Chłopak zamyślił się.
- Właściwie nadal niewiele o niej wiem – odparł po krótkim milczeniu – Jest dość spostrzegawcza. I ma interesującą moc. Wydaje się być bardzo tajemnicza. Chociaż jakby się zastanowić, wszyscy tu mają coś do ukrycia….
- Można powiedzieć, że bycie nienormalnym jest u nas normalne…- uśmiechnęłam się do siebie i swoich myśli – Kiedy mówisz „interesująca moc” masz na myśli coś w stylu mocy Sol?
- Sam nie wiem. Powinniśmy się temu przyjrzeć.
- Myślisz, że to może być niebezpieczne? – uniosłam sceptycznie brew.
- Nie do końca o to mi chodziło – blondyn posłał mi uśmiech, jednak zaraz spoważniał – A co z tym Natanielem, czy jak mu tam? Naprawdę mu ufasz?
Przez niemalże groteskowy wyraz twarzy chłopaka nie byłam pewna czy Ice pyta poważnie, czy po prostu chce się ze mną drażnić. Postawiłam jednak na to drugie.
- Hm, mówi to ktoś kto bez niczego zaufał ledwo poznanej dziewczynie, która przedstawiła się jako Alfa Burzy, nazwała go intruzem i kopnęła w piszczel – uśmiechnęłam się mocnej przytulając do jego ramienia.
- I nawet mi to na dobre wyszło… - wyszczerzył się Ice – Jednak wolałbym, żeby jemu nie wyszło „na dobre” w tym sensie…- dodał udając naburmuszenie.
Przez jakiś czas szliśmy w bardzo przyjemnej atmosferze. Ice był kimś kogo kochałam, ale oprócz tego był też moim najlepszym przyjacielem. Zawsze dobrze czułam się w jego towarzystwie, aktualnie była to jedyna osoba, której całkowicie ufałam.
- To ciągle nie daje mi spokoju…- westchnął Ice trochę bardziej do siebie niż do mnie. Napotykając moje pytające spojrzenie poprawił się – Nataniel. Chodzi o to, że uciekinierzy z Rady zwykle nie kończą najlepiej…
- Nie musisz mówić, wierzę ci na słowo.
- Rada jest teraz mocno osłabiona – Ice ciągnął nierażony moim komentarzem – ale głupotą z naszej strony byłoby ich zlekceważyć. Myślę, że nadal mają parę asów w rękawie.
- Poczekamy – mruknęłam – Zobaczymy. Czas pokaże ile popełniliśmy błędów…
Przez dłuższą chwilę myśleliśmy.
- Chyba pójdę się położyć…- przerwałam krępującą ciszę.
- Jeszcze wcześnie – zdziwił się Ice.
- Wiem, ale od rana czuję jakby głowa miała mi pęknąć…
Ice otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym momencie tuż za nami pojawił się Hoax.
- Co wy tu robicie?
- Śmieszne, o to samo chciałam zapytać ciebie – warknęłam zakładając ręce na piersi. Tak, moje niezwykle dojrzałe zachowanie z pewnością było doskonałym argumentem dla Hoax’a, żeby przestał traktować mnie jak dziecko. Brawo Hebi, tylko tak dalej!
- Czekam aż mi pióra wyrosną – prychnął czarnowłosy – Wyszedłem się przewietrzyć. Na waszym miejscu nie tracił bym czasu na romansowanie w krzakach tylko bym się pakował.
- Pakował? – powtórzyłam.
- Wynosimy się stąd.

piątek, 20 marca 2015

(Wataha Powietrza) od Rena


*
-Sol zasnęła w trzy sekundy- oznajmiłem, wchodząc do głównej jaskini, gdzie czekała Faith, Ivalio i Hoax. - Sprawdzałem co z Hebi i Ice'm i stwierdzam, że budzenie ich byłoby zbrodnią.
-Niech śpią. Ice ma ostatnio ciężkie życie. Sama mu je zapewniłam.- Faith skrzywiła się z niesmakiem i oparła głowę na oparciu kanapy, rozsypując na nim swoje srebrne włosy. Hoax siedział niby obok niej, ale zachowywał dość bezpieczna odległość, ręce trzymając założone na piersi. A Ivalio mierzył mnie wzrokiem, od którego mógłbym zamienić się w słup lodu. Szczerze mówiąc dziwiłem się, że nie pada śnieg. 
-Powiedz mi, jak wyobrażasz sobie najbliższą przyszłość, biorąc pod uwagę fakt, że zrobiłeś mojej młodszej siostrze dziecko?- Zaatakował, piorunując mnie spojrzeniem. 
-Nie chciałem tego. Wszystko na czym mi zależy, to jej szczęście. Dziecka nie było na liście. 
-To trzeba było z nią nie spać!-Warknął, prawie się na mnie rzucając. Zatrzymała go dłoń Faith, położona na jego ramieniu. 
-Ivo, uspokój się.-mruknęła.
Pokręciłem głową ze zmęczeniem. To wszystko było zbyt popierdolone. 
-Już jest za późno na twoje pieprzone mądrości. Jestem idiotą i dobrze wiem, że sam naraziłem ją na niebezpieczeństwo, ale to już się stało. Muszę teraz wymyślić coś, żeby ochronić i ją i dziecko- warknąłem, mimo próby powstrzymania się od agresji. 
-Więc słuchamy, jaki masz plan?
-Wyniesiemy się stąd. Jak najszybciej się da. 
-Gdzie konkretnie?-Faith uniosła brew.
-Do ludzkiego miasta. Tam nie będą nas szukać, bo nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiego życia, a nawet jeśli, to znalezienie nas zajmie im więcej czasu. 
-Jak ty to sobie wyobrażasz?- Hoax włączył się do rozmowy. 
-Wpasujemy się w otoczenie, znajdziemy prace, mieszkanie, przyjaciół. Wmieszamy się w zwyczajnych ludzi i będziemy się ukrywać tak długo, dopóki nie znajdziemy lepszego wyjścia.
-A co z przemianami? Dobrze wiesz, że większość z nas nie zrezygnuje z przemian w wilka. 
-Co jakiś czas będziemy się zmieniać, Znajdziemy miejsce, w którym to będzie bezpieczne i nikt się nie domyśli kim jesteśmy. 
-Oszalałeś...-Ivalio pokręcił głową z niedowierzaniem.
-To nie jest taki głupi pomysł.-Wtrącił Hoax.- Ostatnio spędziłem dość sporo czasu wśród ludzi i myślę, że ukrywanie się wśród nich nie będzie problemem. Na dodatek w miastach mieszkają wampiry. North, West, Lily...Oni nam pomogą.
-Wszystko świetnie, ale czy wy naprawdę nie widzicie problemu w tym, że dziecko, kiedy już się urodzi, będzie rosło kilka razy szybciej niż ludzkie dzieci? Tego nie dacie rady ukryć.
-Dlatego Sol i dzieciak na jakiś czas będą umieszczeni całkiem gdzie indziej.- Faith zwróciła się bezpośrednio do Ivalio.- Znam starą czarownicę, która zaopiekuje się nią i dzieckiem.
-Pozwolisz ją oddać w łapy jakiejś obcej wiedźmy?!- Ivalio spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami. 
-Nie mam pojęcia. To będzie kurewsko trudna decyzja.-Ukryłem twarz w dłoniach, gorączkowo myśląc co ostatecznie zrobić.
-Musisz zdecydować do jutra, Ren.- W złotych oczach Faith zamigotało współczucie.- Musimy się spieszyć. Nie zostało wiele czasu...
-Wiem. Jutro w nocy uciekamy. Nie wiem jeszcze dokładnie do jakiego miasta, ale bądźcie gotowi, powiedzcie wszystkim i zbierzcie tych, którzy chcą iść z nami. Co do Sol - niech sama zadecyduje. Chociaż raz. 
-Czyli to już postanowione?
-Tak. Nie ma tu dla nas przyszłości....

(Reszta? Pakujcie się)
*Piszcie jakie miasto wybieramy.

(Wataha Wody) od Ice'a

Zamrugałem kilkakrotnie, patrząc na błagalny wyraz twarzy dziewczyny.
-Przepraszam cię, Hespe...Ale to nie jest jeszcze koniec mojego dnia.
-Rozumiem...-Odwróciła wzrok i lekko onieśmielona podparła brodę na kolanach.-Nie miałam prawa cię o to prosić.- Posłała mi niewyraźny uśmiech.
-Tak bym tego nie ujął- rzuciłem, nie zastanawiając się za bardzo nad odpowiedzią.- Jestem twoim Alfą i możesz przyjść do mnie o każdej porze dnia i nocy, zawsze i wszędzie. Ale dziś poradzisz sobie beze mnie- uśmiechnąłem się do niej ciepło i przysiadłem na brzegu łóżka- jedynego mebla w grocie- na którym siedziała teraz Hespe. Dopiero kiedy na chwilę rozluźniłem ciało, zdałem sobie sprawę z tego jak bardzo jestem zmęczony.
-Albo mi się wydaje, albo jesteś bardziej zmęczony niż ja.-Hespe zmierzyła mnie czujnym spojrzeniem.- Powinieneś się położyć. Ważne sprawy poczekają do jutra- powiedziała i z dziwną jak dla mnie czułością pogłaskała mnie po policzku.
-To jest ten twój książę?- Usłyszałem obcy głos dobiegający z korytarza.- Jak dla mnie to chyba jest bardziej zainteresowany tą jakże uroczą blondyneczką niż tobą, Mała.- Jasnowłosy chłopak o aroganckim wyrazie twarzy spojrzał na Hebi, obserwującą mnie z zagadkowym błyskiem w rubinowych oczach. Ton chłopaka i to, że stał zdecydowanie za blisko Alfy Burzy wzbudził we mnie niewyjaśnioną potrzebę warkotu.
-Kim jest on jest?- Odezwałem się do Hebi, jednocześnie odsuwając się od Hespe, zmieszanej całą sytuacją.
Chłopak prychnął pogardliwie, zwracając tym samym na siebie moją uwagę.
-Tylko tyle masz do powiedzenia swojej dziewczynie, która zobaczyła cię z inną? Zabawne.
-Zamknij się- warknąłem.- Hebi nie jest głupia i wie, że opiekuję się wszystkimi członkami mojej watahy, a ich płeć nie ma tutaj znaczenia.
Wściekły podszedłem do Hebi i objąłem ją w talii, przyciskając do siebie.
-Zamknijcie się oboje- Hebi westchnęła, ale nie odsunęła się od mojego boku.-Ice, Nataniel chciałby do nas dołączyć. Uciekł z Rady i twierdzi, że ma dość bycia ich pieskiem.
Uniosłem brew. Podejrzane.
-Buntownik?
-Tak mówią.
~Sam nie wiem, Hebi...
~Weźmy go. Może się przydać. Osobiście widziałam jak zabił swojego towarzysza z Rady. 
~Ufasz mu?
~Nikomu nie ufam. Ale bez ryzyka nie ma zabawy.
Nataniel patrzył na nas z pytającym wyrazem twarzy, podczas gdy my prowadziliśmy telepatyczną rozmowę. W jego oczach mieniło się coś, co nazwałbym mieszanką złośliwości, zacięcia i niepewności.
-Będziesz pod rozkazami Hebi na czas próbny. Później sama zdecyduje czy możesz tutaj zostać, czy może powinienem cię zabić, jeśli kłamiesz i jesteś szpiegiem Rady.- powiedziałem wreszcie.
-Dzięki.-mruknął,- Hebi, pokażesz mi jakąś grotę do spania?- Posłał jej szeroki uśmiech.
-Hebi pójdzie ze mną- warknąłem, przyciskając ją jeszcze bardziej do siebie. Hebi mruknęła coś niezadowolona.-Prawda, kochanie?- podniosłem jej brodę, żeby spojrzała mi w oczy. Była rozbawiona.
-Tak, pójdę z tobą, jeśli muszę.
-Musisz- rzuciłem i pocałowałem ją w skroń.- Dobranoc, Hespe. Gdybyś mnie potrzebowała jestem niedaleko.- powiedziałem jeszcze do dziewczyny obserwującej nas z dziwnym wyrazem twarzy.
-Dobranoc, Ice.- hespe posłała mi delikatny uśmiech.
-Dobranoc, Nat- Hebi poklepała chłopaka po ramieniu, kiedy wyciągałem ją za rękę na korytarz.
-Teraz opowiedz mi, Skarbie, wszystko co mnie dziś ominęło- powiedziałem, wtulając twarz w zagłębienie szyi Hebi, gdy wreszcie znaleźliśmy się tylko we dwoje w naszej grocie.
-Niewiele z nowości.-Mruknęła, gładząc mnie po włosach.- Ale ty za to możesz opowiedzieć mi coś o twojej nowej dziewczynie w stadzie. Kim jest ta cała Hespe?

(Hebi?)

wtorek, 17 marca 2015

(Wataha Ziemi) od Julie

- Pozostaje tylko jedno pytanie : Idziesz ze mną, czy wracasz tam skąd przyszłaś, gdziekolwiek to jest?
Do domu na pewno nie wrócę, czyli muszę tu zostać... Strasznie kocham rodziców, ale już tego nie zniosę. Ciągłe pretensje o wszystko.
- Idę z tobą - Postanowiłam. Wyraz jego twarzy raczej nie wyrażał szczególnej radości...- Skoro ci to nie pasuje, to po co się pytałeś? - Spytałam, szczerząc do niego zęby w złośliwym uśmiechu.
- Znowu mi czytasz w myślach? - Uniósł brew, lekko rozbawiony.
- Nie muszę. Powinieneś lepiej ukrywać emocje. - Odcięłam się. Zawsze byłam strasznie pyskata. To pewnie po rodzicach. Córka Oriane i Aarona musi taka być. Według mamy KAŻDA czarownica powinna taka być. I tu się pojawia problem, bo ja nie jestem pełna czarownicą. Jestem pół czarownicą, a pół wilkołakiem. Mama tego nie potrafi "przetrawić". Jak byłam mała, faszerowała mnie różnymi eliksirami, byle tylko zrobić ze mnie pełną czarownicę
Ojciec po pewnym czasie przestał ją przekonywać, że to nie ma sensu, ale później się okazało, że jednak ma. Przez te eliksiry przestałam się przemieniać. Na dobre. Gdy Oriane to zauważyła, przestała mnie faszerować tym świństwem. Tak się teraz zastanawiam, czy ktokolwiek wiedział, że jestem córką Aarona? Chyba nie. Od zawsze mama ukrywała to w sekrecie przed światem, a tata odwiedzał mnie raczej rzadziej niż częściej. Spotkałam się z nim kilka razy w roku. Najbardziej zapadło mi w pamięci nasze pierwsze spotkanie, kiedy podarował mi Venus- mojego konia. Innym matka wciskała kit, że jestem córką człowieka, co automatycznie sprawiało, że wszyscy mnie uważali za gorszą od siebie. 
- Ej, Mała. Jesteś tu?- z zamyślenia wyrwał mnie głos Devona.
- Tak. Na chwilę odleciałam. To gdzie idziemy? - Znowu wyszczerzyłam do niego zęby i wyszłam za nim z jaskini.
- Do Ice'a.- rzucił krótko, widocznie chcąc jak najszybciej mnie zbyć.
- Kto to?
- Alfa Wody. Przyjmuje nowych.
- To prowadź.

(Devon? Ice? Ktokolwiek?)