sobota, 21 marca 2015

(Wataha Wody) od Hespe

Czułam zimno. Przejmujące zimno, które przebijało moje ciało, jak małe igiełki. Wchodziły coraz głębiej, a ja czułam jak każda z nich, pojedynczo przebija każdy mój mięsień, każdą najdrobniejszą żyłkę. Chciałam krzyczeć. Musiałam krzyczeć, ale nie mogłam. Miałam zaszyte usta. Palący ból, zżerał mnie od środka rozprzestrzeniając się z zawrotną szybkością.
Ciemność była coraz bliżej. Goniła mnie swoimi lepkimi mackami, które muskały moje łydki. Zacisnęła się na mych kostkach i pięła się coraz wyżej. Czułam przeszywający ból, który był jeszcze gorszy, od tego co czułam otulona lodowatym śniegiem.
Przebijały mnie. Przebijały mnie na wylot, a rany krwawiły, zamieniając nicość w krwawy ocean. Dusiłam się, a macki dalej przebijały mnie i oblepiały, tworząc dodatkowe podłużne rany na skórze.
- Jest tak blisko. Danse Macabre. Ona tańczy. Tańczy. Widzi mnie. Nie… Nie… Odejdź…. – szeptałam rozgorączkowanym głosem, próbując uciec od kościstej zjawy.
- Odejdź!!! – z moich ust wydobył się zduszony krzyk. Objęłam szyję rękoma, próbując zdjąć niewidzialne więzy, które się na niej znajdywały. Drapałam i ciągnęłam, ale to nie pomagało. Brakowało mi powietrza. Byłam między jawą, a snem. Tak jakby koszmar, razem ze mną przeszedł do rzeczywistości i nie chciał pójść. Szarpałam się, czując pod sobą miękką pościel, ale to mi nie przynosiło ulgi, ponieważ w międzyczasie czułam też lepką maź o specyficznym zapachu, na swoim ciele i w ustach. Krew. Wszędzie krew, a ja dalej nie mogłam otworzyć oczu. I one. Macki. Nie mogłam ich ściągnąć.  Topiłam się. Tonęłam we własnym umyśle. A ona była blisko. Wyciągnęła w mą stronę kościstą rękę. Jej bezdenne ślepia zawładnęły mym ciałem, które tkwiło po szyję w gęstym mroku.
- Nie… Nie… Odejdź … Odejdź … Zostaw mnie – błagałam, ale mara nadal stała nade mną. Przygniatała mnie swoją potęgą, a ja tonęłam coraz bardziej.
- Twój czas jeszcze nie nadszedł, ale strzeż się – usłyszałam głos, dźwięczący tak jakby mówił to cały chór - Zdziwiłabyś się tym jak blisko jesteś ze mną związana, dziecko.
Jej słowa rozniosły się echem w mojej głowie.
- Nieee…. – krzyknęłam w nicość i wtedy poczułam pościel, którą zaciskałam teraz w dłoniach. Podniosłam się szybko i zamrugałam kilkakrotnie, żeby upewnić się, że to koniec tego koszmaru. Przetarłam mokre od potu czoło, rękawem od swetra i zsunęłam się z łóżka.
Nagle do groty wszedł Ice, który lekko kazał mi iść za sobą. Bez słów sprzeciwu poczłapałam za blondynem wprost do salonu, gdzie zebrała się już całkiem spora grupka. Lekko speszona podeszłam do jednej z niewielu osób, które tu znałam.
- Nataniel, co się dzieje? – spytałam szeptem blondyna, który oparty plecami o ścianę wpatrywał się intensywnie w czarnowłosą towarzyszkę Alfy Wody.
- Mówią coś o przeprowadzce do miasta… - westchnął znudzony, po czym przymknął oczy ze zmęczenia.
- Mhm…
Zwróciłam wzrok w stronę Ice’a, który żywo gestykulując rozmawiał z chłopakiem o obsydianowych oczach, którego nie znałam. Chwilę później do groty wpadła jeszcze jedna osoba. Chłopak o specyficznej azjatyckiej urodzie, który od razu podszedł do kanapy.  Czułam się tu trochę wyobcowana, więc po cichu wyszłam z zatłoczonego pomieszczenia na pusty korytarz.
- Znowu się spotykamy… - usłyszałam nagle. Nie musiałam się odwracać, aby wiedzieć kto za mną stoi. Jego obecność dało się wyczuć ze względu na to niewyobrażalne zimno, które ogarnęło moje ciało.

( Nieznajomy? ) 

3 komentarze:

  1. Dobrze piszesz ;) Postać ciekawa i mniemam że to jeszcze nie koniec. Oby tak dalej i czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
  2. Podpisuję się obiema rękami pod poprzednim komentarzem XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Omo... Dziekuję za miłe słowa :) I oczywiście, że to jeszcze nie koniec :3

    OdpowiedzUsuń