środa, 4 marca 2015

(Wataha Ognia) od Arii

- Ile jeszcze mam czekać?!
- Przynajmniej do jej osiemnastych urodzin – usłyszałam skruszony głos mojego ojca. – Jest jeszcze taka młoda…
- Znudziło mnie to. Masz tydzień na przygotowanie jej do nowej roli.- Zimny głos, który należał do obcego mężczyzny wyrażał zniecierpliwienie.
Zadrżałam. Czy oni rozmawiają o mnie?
- Ale Panie… - nigdy nie słyszałam, aby mój ojciec mówił do kogokolwiek z takim respektem i szacunkiem, niemal błagając go o więcej czasu.
-W przeciwnym razie może ją spotkać coś bardzo nieprzyjemnego. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz.- Mężczyzna uciął.- Czas, żeby wypełniła obowiązek.
Odeszłam od drzwi, oparłam się o ścianę i osunęłam się na ziemię. Miałam mętlik w głowie. Moje myśli wirowały ja szalone. 
O co im chodzi? 
Nagle zrozumiałam i natychmiast poczułam oburzenie i sprzeciw dla tej sytuacji. 
Nie wyjdę za człowieka, którego nawet nie znam. Ogarnęła mnie bezsilność, a gorzkie łzy pociekły mi z oczu. Nie mogą mnie do tego zmusić. A jeśli mogą? Czarna otchłań w moim umyśle zbliżała się z zastraszającą szybkością. W jednej chwili uświadomiłam sobie, że nie obchodzi mnie kim był mężczyzna, któremu miałam być wydana, i jaką władzę sprawował nad mym ojcem. Żywej i tak mnie nie dostanie. Nagle zdecydowałam. Ucieknę.
 Ale gdzie? Chwila zastanowienia i już wiedziałam. Było tylko jedno miejsce, w którym potrafiono sprzeciwić się Radzie, miejsce, w którym byli ludzie tacy jak ja...  Poczułam przypływ nowych sił i wstałam z determinacją. 
Ucieknę do Niemych Gór.


Biegłam przez las, czując jak moje stopy zapadają się w miękkim śniegu. Były tuż za mną. Obejrzałam się za siebie. Trzy. Trzy dzikie, zmutowanych wilki. Potknęłam się o wystającą gałąź i upadłam w mieszaninę śniegu i sosnowych igieł. Ohyda. Pierwszy wilk rzucił mi się do gardła, ale zasłoniłam się ramieniem. Zwierzę zatopiło ostre kły w moim ciele. Zawyłam z bólu, a moje ciało zapłonęło. Dosłownie. Uśmiechnęłam się z satysfakcją, kiedy wilk osmolił sobie pysk.
Skuliłam się i pomyślałam o bezpieczeństwie. Nagle, jak na zawołanie znalazłam się w ognistej klatce. Czekałam. Czekałam, aż znudzą się i odejdą, ale one tylko krążyły i z bezpiecznej odległości czujnie mnie obserwowały. Na próbę rzuciłam w jedną z bestii kulą ognia. Ona tylko odskoczyła i warknęła na mnie z wyrzutem i irytacją. Ogarnęło mnie zmęczenie, odbierające mi siłę. Za każdą kolejną sekundą traciłam coraz więcej krwi, a wilki jak były, tak zostały. Niespodziewanie do mych uszu dobiegło przeraźliwe wycie. Wilki jak na komendę zatrzymały się i zastrzygły uszami. Chwilę później zniknęły w oddali. Ostatnią rzeczą jaką zapamiętałam, przed tym jak straciłam przytomność, był widok ogromnego, czarnego wilka, który biegł w moją stronę.

( Ren? )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz