poniedziałek, 30 marca 2015

(Wataha Burzy) od Sashy

Dzisiejsza noc mocno dawała mi się we znaki. Księżyc w pełni wręcz kusił swoim blaskiem, próbując złamać moją silną wolę. Zaciskałam mocno zęby, idąc żwawym krokiem wzdłuż ciemnej uliczki w jednej z najbardziej szemranych dzielnic w Las Vegas.
Echo stukotu moich 15-centymetrowych czarnych szpilek odbijało się od zamalowanych graffiti ścian kamienic.
Każda kolejna pełnia, każdego kolejnego miesiąca sprawiała, że wyłam w środku. Tak bardzo chciałam znów poczuć lekkość kości, wiatr wiejący mi w uszy i miękkość ziemi pod łapami. Chciałam czuć pęd, z którym poruszałoby się moje ciało, adrenalinę polowania, smak sarniego mięsa w ustach...
Dość. Muszę się skupić na tym, kim jestem teraz. Zabić w sobie tą walczącą o wydostanie się na zewnątrz, dziką część mojej natury. Nie mogę się od tak zmieniać. Nie mogę ryzykować,  że się ujawnię. Wybór jest prosty: być dzikim, żadnym krwi człekokształtnym lub człowiekiem, na którego czeka cały świat.
Już dawno wybrałam drugą opcję i mam zamiar się jej trzymać.
Poprawiłam niesforny kosmyk hebanowych włosów,  opadający mi na oczy i z żalem pomyślałam o moim czarnym audi zaparkowanym kilka przecznic dalej. Niech to szlag. Mogłabym teraz siedzieć w mieszkaniu, na wygodnej kanapie, z lampką wina w ręku i oglądać jakieś żenujące seriale, nie wystawiając nosa na zewnątrz i nie narażając się na kuszące działanie księżyca. Zamiast tego idę właśnie do jakiejś speluny, żeby spełnić zachciankę jakiegoś palanta. Wszystko dzięki Kirze, która niemal błagała mnie, żebym zastąpiła ją dzisiaj w "pracy", bo jej mały synek zachorował. Zgodzenie się na zastąpienie jej  w pracy było z mojej strony aktem wielkiego miłosierdzia, zwłaszcza jeśli bierze się pod uwagę na jak bardzo niskim poziomie miałam spędzić dzisiejszą noc.
Stanęłam przed wejściem do hotelu opatrzonym świecącym napisem i z trudem powstrzymałam się od zawrócenia. Zamiast tego poprawiłam na sobie idealnie przylegającą białą sukienkę, która w idealny sposób podkreślała każdą linię mojego ciała i pewnym krokiem weszłam do środka.

*

Kładąc dłoń na klamce, zawahałam się. Miałam jeszcze szansę, żeby odwrócić się na pięcie i uciec z tego obleśnego hotelu o niższych standardach od zawszonych burdeli.
Wzdrygnęłam się jednak tylko z niesmakiem, popychając przed siebie odrapane drzwi. Nie jestem tchórzem.
Nie pojmuję dlaczego bogaci mężczyźni wybierają często właśnie takie miejsca na spotkania ze swoimi kochankami. Podejrzewam, że zapewne tam nie szukają ich żony.
-Kira cię tu przysłała, czy tak?- Odezwał się postawny mężczyzna w średnim wieku, odwrócony do mnie plecami, tak, że nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Miał na sobie dość drogi, kremowy garnitur, a w ręce trzymał cygaro, z którego sączył się duszący dym.
-Zgadza się.-Powiedziałam wyuczonym, słodkim jak miód tonem, maskującym moją delikatną chrypkę.
-Masz bardzo piękny głos.- Zauważył mężczyzna, odwracając się do mnie. Dopiero teraz mogłam zobaczyć jego twarz, naznaczoną wieloma bliznami i zimne jak lód, niebieskie oczy. Gdyby nie moja wyuczona dyskrecja i powściągliwość, pewnie już dawno skrzywiłabym się z odrazą. Zamiast tego posłałam mu uroczy, zmysłowy uśmiech.
-Mówi mi to pan jako pierwszy.-Skłamałam, robiąc dwa kroki w jego stronę, świadomie kołysząc biodrami. Przejechałam paznokciem po jego ramieniu, zatrzymując rękę na czarnym krawacie, który powoli zaczęłam odwiązywać.
Mężczyzna przyciągnął mnie bliżej do siebie, przyciskając dłonie do mojej talii i zjeżdżając nimi niżej, po materiale mojej satynowej sukienki. Sposób w jaki mnie dotykał budził we wstręt, ale nie przerywałam gry, którą sama zaczęłam. Kiedy już całkowicie rozluźniłam krawat, zaczęłam powoli rozpinać guziki jego koszuli, wcześniej zdejmując marynarkę. Mężczyzna obserwował mnie przez chwilę, usiłując spojrzeć mi w oczy, a następnie zdecydowanym i niedelikatnym jak cholera ruchem, wsunął dłonie pod moją sukienkę, podwijając ją i ciągnąc ku górze śliski materiał, tak, żeby zdjąć mi ją przez głowę. Moje włosy ciężko opadły na plecy, zasłaniając choć część mojego prawie nagiego ciała, opatrzonego teraz jedynie koronkową bielizną w kolorze krwi.
-Powiedz jak masz na imię, dziewczyno.-Sapnął, niemal rzucając mnie na łóżko. Szybko. Dobrze.
-To nie znaczenia- Zanuciłam, siadając na nim okrakiem i wysyłając do niego moją energię, która miała dalej pokierować jego umysłem po MOJEJ myśli.

*

Kira otworzyła mi drzwi ze swoim małym synkiem na rękach, ubrana w dres, z włosami spiętymi w niedbały kok. Powstrzymałam się przed uniesieniem brwi, za to z rozbawieniem obserwowałam zdziwienie malujące się na twarzy kobiety. 
-Nigdy więcej mnie o to nie proś- powiedziałam bezbarwnym tonem, wciskając jej do ręki 300 dolców, po czym odwróciłam się i ruszyłam do samochodu.
-Dziękuję.-usłyszałam jeszcze ze sobą. 
-Dziwkom się nie dziękuje- mruknęłam pod nosem, wychodząc na zewnątrz, żeby znów zmierzyć się z moją największą pokusą- moim drugim, bardziej dzikim ja. 



1 komentarz:

  1. Świetne, od razu na miejscu XD wgl to fajna postać, ciekawe tylko kiedy spotka się ze swoją przyszłą watahą skoro od prawie tygodnia nie dodano żadnego opowiadania :C

    OdpowiedzUsuń