* * *
Hoax ulotnił się jako pierwszy, więc... postanowiłem wziąć z niego przykład.
- Znajdę Elizabeth i przy okazji powiadomię wszystkich, których znajdę po drodze.- Oznajmiłem ze spokojem, podnosząc się z miejsca. Nie do końca mi się to podobało, ale nie miałem żadnych argumentów, będących przeciw temu wszystkiego. A raczej jedynym moim argumentem był... Nezi. Nie będę jednak wyskakiwał ze stwierdzeniem "Nie możemy się stąd ruszać." Nikt by mnie nie poparł. Rzuciłem spojrzenie Renowi i do niego podszedłem.- Mam nadzieję, że zrobisz wszystko, żeby ochronić moją siostrę.
- Tak będzie. Kocham ją i chcę dla niej wszystkiego co najlepsze.- Wyprostował się, jakby nie chciał pokazywać mi swoich słabości. W sumie to nigdy jeszcze tego nie zrobił przed nikim. Może oprócz Sol. Uśmiechnąłem się sceptycznie.
- Jasne, ale jak coś ci nie wyjdzie i przez ciebie będzie cierpieć to znajdę cię i udupię.- Warknąłem i zabrałem dłoń.- A na razie postaram się na ciebie nie naskakiwać.- Wsunąłem kciuki w kieszenie spodni.
- Jakiś ty miły.- Chłopak skrzywił się ironicznie, a ja się rozluźniłem, przenosząc spojrzenie na Faith. I jak ja mam jej powiedzieć o tym co planowałem? Złotooka podniosła brwi do góry. Najwyraźniej zauważyła, że coś jest nie tak. Postanowiłem się wycofać.
- To ja lecę, a wy uzgodnijcie ten wasz plan ukrycia Sol.- Odwróciłem się i wyszedłem z jaskini.
* * *
- Zbieramy się.- Oznajmiłem, stając przy Eliz, która aktualnie wylegiwała się na polance.
- Zbieramy?- Uniosła brwi, najwidoczniej jeszcze nie rozumiejąc o co mi chodzi.
- A podobno z taką łatwością odczytujesz wszystko z mojej głowy.- Wywróciłem oczyma, opierając się o jedno z drzew. Dookoła rosły przebiśniegi, co jasno wskazywało na to, że zima już dawno minęła. Przejechałem palcami po twardej korze, powoli ożywiającego się drzewa. Sentymentalnie byłem połączony z tym miejscem. Nie sądziłem, że tak trudno będzie je opuszczać. Tak na prawdę nigdy nie byłem w ludzkim mieście, więc wcale nie tak łatwo będzie mi się dostosować. Zwłaszcza, że praktycznie będę tam sam. To, że stado będzie się tam ukrywać, nie oznacza, że będą jakieś towarzyskie spotkania między nami. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Jaka klapa...
- Wiesz może jakie miasto wybrali?
- Faith wspominała coś o Vegas. Ponoć są tam przyjazne naszemu stadu wampiry, a to oznacza, że w razie ataku Rady będziemy mieli pomoc. Z tego, co mówili, jest to miejsce, w które powinniśmy się udać. Ale nie jest to ostateczna decyzja. Jeszcze wszystko może się zmienić.
- A tobie nie podoba się ten pomysł, ponieważ...?- Oczywiście dziewczyna musiała mnie ciągnąć za język. Bo takie wyciąganie informacji było "zabawniejsze".
"- Po co mam ci wyciągać informacje ze wspomnień? Przecież to takie nudne i sprawia, że się do mnie nie odzywasz. Przebywanie z facetem, który ciągle wgapia w przestrzeń nie należy do inspirujących doświadczeń, dlatego... Lepiej jest cię wypytywać i tym samym wnerwiać, nie uważasz, wilczku?"
Właśnie tak odpowiedziała mi, gdy ją o to spytałem.
- Ponieważ... - I zamilkłem. Gula w moim gardle nie pozwalała na wydobycie się kolejnych słów.
- Twój partner?- Zaśmiała się.- Wy, homosie, jednak jesteście rozczulający. Jedyna taka para w stadzie i coś mi się wydaje, że tylko ja znam prawdę, co?- Leżała i się ze mnie ryła. Co za kobieta. Westchnąłem.
- Z innymi nie rozmawiam, więc to raczej logiczne, że nie wiedzą. Może się domyślają, ale ja nic im nie zamierzam jak na razie mówić.
- Och, twoja siostra się zdziwi.- I co w tym było takiego śmiesznego? Poirytowany sypnąłem w nią śniegiem. Mogłem sobie przy niej na to pozwolić.
- Nie mów nic Sol. Na razie nie ma co jej dodatkowo stresować.
- Czyli nic jej nie mówiłeś? To ciekawe jak uargumentujesz ten swój brak chęci wynoszenia się stąd, co?- Uniosła się na łokciach z wyzywającą miną.- Powiesz jej, że to wszystko nie ma sensu. To stado nie ma sensu. Twoja obecność tu nie ma sensu. Zaczniesz histeryzować jaki to nie jesteś potrzebny, tupniesz nogą i zamkniesz się w pokoju? To będzie urrrrocze.- I znowu się tarzała ze śmiechu.
- Weź się zamknij.- Przesunąłem dłonią po twarzy.- Jeśli stąd zniknę bez niego to będzie tak, jakbym spisywał go na straty. Jak tu wróci nie będzie wiedział co się stało. Nie mogę do tego dopuścić. Muszę tu na niego poczekać i może uda nam się wtedy dołączyć znowu do stada.
- Przecież nawet nie wiesz czy on żyje. Pewnie jego ciało leży zapomniane w jakimś rowie i tyle.- Widać było, że nie za wiele się tym przejmuje.- Przyznaj się, że jak nie wróci do ciebie za jakieś trzy tygodnie to popełnisz samobójstwo.- Puściła mi oczko.- To dopiero będzie urocze.
- Samobójstwo? Dzięki za wróżenie mi takiej przyszłości. Ruszaj ten swój zadek. Wracamy do reszty. Musimy wspólnie zadecydować gdzie koniec końców się udamy.
- Jaasne. Chcę zobaczyć minę twojej siostruni jak się dowie, że ją zostawiasz.
- Ja. Jej. Nie. Zostawiam. Stul ten swój pysk i wstawaj. Jak na razie co innego jest ważne, więc...- Nie będę jej nic mówił? Chyba na samą myśl mi niedobrze. Wolałbym być teraz obok niej. Jest w ciąży. Za jakiś czas będzie rodzić. Nie powinienem jej obarczać jakimiś swoimi zmartwieniami. Może najlepiej jej teraz unikać?
* * *
I moje przemyślenia szlag trafił. Sol siedziała razem z innymi w głównym pomieszczeniu i od razu na mnie spojrzała. Co prawda otaczało ją ramię Rena, ale tym razem mnie to nie zdenerwowało. I jak ja mam jej niby unikać?
~Coś się stało, braciszku?~ Mała oczywiście też od razu się zorientowała, że coś się dzieje. Posłałem jej wymuszony uśmiech.
~Wszystko w porządku.
Razem z Elizabeth dołączyliśmy do zgromadzenia. Zauważyłem, że pojawiły się nowe osoby w stadzie, ale zbytnio się tym nie przejąłem.
( Sol? Reszta? To co dalej? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz