Obudziłam się
w jakiejś jaskini. Było ciemno. Strasznie bałam się o Venus... Co się z nią
stało? Czy ten wilk ją zabił? Próbowałam wstać, ale ból był za silny. No cóż,
jeszcze trochę sobie poleżę. Ciekawe gdzie jestem? Może umarłam? To bardzo
możliwe…
~*~
Ktoś jest w
jaskini. Czuję go... Albo ją. Cholera jasna, że moja matka nie pozwoliła mi
używać mojego wilczego "nosa". Teraz wywąchać niczego nie mogę....
- Ktoś tu
jest? - A jak to jakiś zbir? Czemu nie posłuchałam matki?! Mogłabym sobie teraz
siedzieć w domu i czytać książkę. Zamiast tego muszę się użerać z jakimś...
wilkiem? Tak, teraz go czuję. -Odezwiesz się wreszcie? I tak cię czuje –odezwałam
się ponownie.
- No dobra,
mała. Jestem Devon. – Zza moich pleców dobiegł głęboki męski głos. Przekręciłam
się odrobinę, żeby zobaczyć chłopaka beztrosko opartego o ścianę. Miał długie
brązowe włosy związane w koński ogon, błyszczące zielono-szare oczy i ostro zarysowane
kości szczęki. Był przystojny w bardzo wyrafinowany sposób.
- Siema.
Julie jestem. Nazwiska nie podam, bo to nie jest komisariat. Mam 13 lat. Tak,
wiem. Te wszystkie informacje są szalenie ważne dla ciebie. Mam jedno pytanie.
Gdzie jest mój koń i gdzie JA, do jasnej Anielki, jestem?!
- Jesteś w
Niemych Górach. A to gdzie w tej chwili znajduje się twój koń akurat średnio mnie
interesuje.
- Czyli jej nie
zjadłeś?
- Nie gustuje
w koniach. Konina raczej źle działa na mój żołądek.- Uśmiechnął się drwiąco.
- To dobrze. - Trzeba by
trochę pogrzebać w tej jego głowie...
Watahy? Ciekawe co to?
- Co to są Watahy?-
powiedziałam na głos, ciekawa znaczenia słowa, które wyczytałam w jego myślach.
(Devon?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz