niedziela, 1 marca 2015

(Wataha Ziemi) od Julie

Obudziłam się w jakiejś jaskini. Było ciemno. Strasznie bałam się o Venus... Co się z nią stało? Czy ten wilk ją zabił? Próbowałam wstać, ale ból był za silny. No cóż, jeszcze trochę sobie poleżę. Ciekawe gdzie jestem? Może umarłam? To bardzo możliwe…

                                                                          ~*~

Ktoś jest w jaskini. Czuję go... Albo ją. Cholera jasna, że moja matka nie pozwoliła mi używać mojego wilczego "nosa". Teraz wywąchać niczego nie mogę....
- Ktoś tu jest? - A jak to jakiś zbir? Czemu nie posłuchałam matki?! Mogłabym sobie teraz siedzieć w domu i czytać książkę. Zamiast tego muszę się użerać z jakimś... wilkiem? Tak, teraz go czuję. -Odezwiesz się wreszcie? I tak cię czuje –odezwałam się ponownie.
- No dobra, mała. Jestem Devon. – Zza moich pleców dobiegł głęboki męski głos. Przekręciłam się odrobinę, żeby zobaczyć chłopaka beztrosko opartego o ścianę. Miał długie brązowe włosy związane w koński ogon, błyszczące zielono-szare oczy i ostro zarysowane kości szczęki. Był przystojny w bardzo wyrafinowany sposób.
- Siema. Julie jestem. Nazwiska nie podam, bo to nie jest komisariat. Mam 13 lat. Tak, wiem. Te wszystkie informacje są szalenie ważne dla ciebie. Mam jedno pytanie. Gdzie jest mój koń i gdzie JA, do jasnej Anielki, jestem?!
- Jesteś w Niemych Górach. A to gdzie w tej chwili znajduje się twój koń akurat średnio mnie interesuje.
- Czyli jej nie zjadłeś?
- Nie gustuje w koniach. Konina raczej źle działa na mój żołądek.- Uśmiechnął się drwiąco.
- To dobrze. - Trzeba by trochę pogrzebać w tej jego głowie...
Watahy? Ciekawe co to?
- Co to są Watahy?- powiedziałam na głos, ciekawa znaczenia słowa, które wyczytałam w jego myślach.


(Devon?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz