poniedziałek, 2 marca 2015

(Wataha Burzy) od Hebi

- Jasna cholera...- warknęłam, gdy ostry ból głowy po raz kolejny zmusił mnie do zmiany pozycji. Od godziny próbowałam zasnąć, jednak w tych warunkach okazało się to niemożliwe. Nie miałam pojęcia co mogło spowodować u mnie tak złe samopoczucie, zwłaszcza, że prawie nigdy nie bywam chora. Ostatni raz złapałam przeziębienie, gdy byłam małą dziewczynką, a i wówczas nie było to nic poważnego. Próbowałam sobie przypomnieć, czy robiłam ostatnio coś co mogłoby spowodować uszczerbek na moim zdrowiu, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
Ostatecznie doszłam do wniosku, że brakuje mi świeżego powietrza i opuściłam pomieszczenie. Było jeszcze widno, słońce powoli chyliło się ku zachodowi, barwiąc niebo na różowo. Wokół panowała cisza. Nie wyczuwałam niczyjej obecności, pewnie wszyscy korzystali z ostatnich chwil dnia i zajmowali się swoimi sprawami. Miałam świadomość, że powinnam zrobić to samo, ale moja głowa koniecznie chciała mi udowodnić, że nadal jest na swoim miejscu. Pomyślałam, że jeśli w ciągu najbliższej godziny sama nie pęknie, osobiście rozłupię ją jakimś młotkiem. Do tego poczułam nieprzyjemny ucisk w okolicach żołądka. Chwilę zastanawiałam się, czy to widok twarzy brata wywołał u mnie odruch wymiotny, czy to rzeczywiście jakiś wirus, po czym nadal nieco zirytowana ruszyłam "na obchód".
Jak na złość nigdzie nie mogłam znaleźć Ice'a. Zaczynało mi go brakować. Nie jestem pewna czemu, ale po stracie Mac'a zaczęłam zaczęłam bardziej martwić się o osoby, na których mi zależy. Dziwnie się czułam, gdy na dłużej traciłam kogoś z oczu, nawet jeśli doskonale wiedziałam gdzie jest i co robi. Kiedy zobaczyłam Hoax'a poczułam jakby kamień spadł mi z serca. To było dla mnie najdziwniejsze, bo chyba nigdy nie cieszyłam się tak na jego widok. Cholera, muszę się ogarnąć, bo jeszcze sobie gbur kiedyś pomyśli, że się nim nie brzydzę. Już sam fakt, że nie zdzieliłam go niczym przy ostatnim spotkaniu powinien dać mu do myślenia.
Zatrzymała się i ze zdziwieniem spojrzałam na stojącego nieopodal mężczyznę. Dark wydawał się być zamyślony, jego wzrok był nieruchomy i nieco zamglony, wyglądał jakby wypatrywał czegoś w oddali.
- Nie myślałam, że jeszcze cię tu spotkam - zagadnęłam, gdy wreszcie zdecydowałam się podjeść bliżej. Chłopak powoli odwrócił się w moją stronę. Pomyślałam, że wygląda jakbym właśnie obudziła go z płytkiego snu - Nie chciałeś odejść? - zapytałam, kiedy nic nie odpowiadał.
Blondyn chwilę się zastanawiał.
- Nie miałem dokąd - westchnął.
- Jak to? - zdziwiłam się.
- Właściwie to nie do końca tak, że nie mam dokąd pójść. Po prostu...Wydaje mi się, że nie ma miejsca, do którego chciałbym teraz iść.
Mężczyzna wydawał się być bardzo zagubiony. Czułam się nieswojo, bo takiego go nie znałam.
Zapanowała cisza. Nie potrafiłam pocieszać ani nie sypałam dobrymi radami. Krępującą ciszę przerwał Dark, który zdecydował się zmienić temat.
- Cholera, dawno nic nie jadłem. Czas zapolować - mruknął przeciągając się. Przytaknęłam mu - Aaa...Co u ciebie? - zapytał.
Szczerze wątpiłam, aby interesowało go moje życie prywatne, więc postanowiłam nie zanudzać go za bardzo.
- Od rana cholernie napierdala mi głowa...Do tego mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję - skrzywiłam się.
- Taa? Może okres?
Spiorunowałam go spojrzeniem.
Nasza wymiana zdań nie trwała długo. Rozmowa się nie kleiła, a wszelkie próby podtrzymania jej kończyły się obustronną porażką. Ostatecznie pożegnaliśmy się szybko i każde ruszyło w swoją stronę.
- No to do roboty...- mruknęłam do siebie.
(Ktoś coś kiedyś?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz