sobota, 17 stycznia 2015

(Wataha Ziemi) od Julie

Mogłam się tak daleko nie zapuszczać… Ale cóż, widać jestem za głupia na samodzielny wyjazd w teren. Przynajmniej nie jestem sama. Venus zawsze mnie wysłucha, mimo iż jest koniem. Wszyscy myślą, że jestem głupią kujonką z końmi w głowie.

Nawet nie zauważyłam kiedy wjechałam na jakiś obcy teren. 
~ Ciekawe co to za dolina… Muszę to sprawdzić.~  Gdy wjechałam na łąkę usłyszałam kroki. Nie takie ludzkie tylko wilcze. Od razu zareagowałam. Zeskoczyłam z konia i w locie przemieniłam się w wilka. Niestety, wilk przygwoździł mnie do ziemi. Uderzyłam głową w kamień i straciłam przytomność.

niedziela, 11 stycznia 2015

Julie - Wataha Ziemi

Postać wilcza:

 Postać ludzka:



Imię: Julie
Płeć: Samica
Żywioł: nieokreślony, najprawdopodobniej ziemia i woda
Moce: władza nad wodą i ziemią, dopiero odkryta telepatia
Wiek: 13 lat (ale bardziej dojrzała niż jej rówieśnicy)
Rodzina: matka czarownica, ojciec wilkołak
Partner/partnerka: brak
Charakter: przez to, że matka to czarownica, czasami jest wredna, jeśli kogoś lubi, potrafi być miła ( a lubi tylko swojego konia ), ostrożna, zamknięta w sobie,
Kontakt: (GG) 51272694

sobota, 10 stycznia 2015

(Wataha Powietrza) od Rena

Spotkanie z moim ojcem nieodwołanie spieprzyło mi humor. Jego słowa wciąż huczały mi smętnie w głowie, przyprawiając mnie od czasu od czasu o dreszcze.
Nie mógł kłamać - nie tym razem. Może to dziwne, ale w tym co mówił, była jakaś prawda. Nie powinniśmy tutaj zostać i czekać aż Rada podejmie działania dwa razy gorsze niż poprzednio. To, co nam pokazali, to tylko przedsmak piekła, jakie mogą- i na pewno nam zgotują.
Powinniśmy się stąd zwinąć, zostawić Nieme Góry daleko za sobą i zacząć wszystko od początku w jakimś nowym miejscu, gdzie Rada nigdy nas nie znajdzie.
~Nie myśl tak, Ren. To zbyt pochopne decyzje...Cain wcale nie musi mieć racji.~ usłyszałem telepatyczny głos Faith, która w postaci białego wilka wyłoniła się z wysokiej trawy. 
~Nienawidzę jak czytasz mi w myślach bez pozwolenia, Fai. Igrasz sobie.
Powietrze wokół białego wilka zapulsowało ciepłem, a w miejsce zwierzęcia pojawiła się wysoka złotooka dziewczyna z falą opadających na plecy, srebrnych włosów. 
-Przepraszam, czasami nie mogę się powstrzymać.-uśmiechnęła się cierpko.
Zmieniłem postać, żeby móc patrzeć jej w oczy z góry, a nie z dołu- co było nawet zabawne. 
-Uważasz, że powinniśmy tutaj zostać.-To nie było pytanie.- Chcesz zginąć, Faith?
-Uważam, że możemy wygrać i położyć kres panowaniu Rady- Faith pokręciła głową z charakterystyczną dla siebie pewnością. - Ale nie mam co do tego wszystkiego konkretnego zdania. I tak ostateczna decyzja należy do ciebie, Ren. Ja mogę ci tylko pomóc ją podjąć.
-Jeśli tutaj zostaniemy, może stać się wszystko. Mam za dużo do stracenia. 
-Możemy ich ukryć.-jej tęczówki stały się ciemniejsze i bardziej lśniące.
-Kogo masz na myśli?- Uniosłem brew.
-Sol z dzieckiem. Dzisiaj się dowiedziałam.
Znieruchomiałem, czując jak narasta we mnie wściekłość na Sol.
-Nie możecie już dłużej tego ukrywać, Ren...-kontynuowała, widząc moją reakcję.- Dziecko urodzi się niedługo. To kwestia kilku tygodni. Może dwóch, trzech...
Sol poprosiła mnie o pomoc, a ja chyba znalazłam rozwiązanie. Znam wiedźmę, która może nam pomóc. Mieszka kilka dni drogi stąd. Zna się na lecznictwie, z tego co wiem nigdy nie chciała utrzymywać stosunków z Radą. Będzie potrafiła zadbać o Sol i nikt ich tam nie znajdzie. To najlepsze rozwiązanie. Ona nie może tutaj zostać, a teraz jest ostatnia szansa, żeby ją zawieźć w bezpieczne miejsce. 
Patrzyłem na Faith, która z przejęciem tłumaczyła mi cały misterny plan i nie wiedziałem co robić.
Wizja Sol pozostawionej na pastwę losu u jakiejś starej wiedźmy sprawiała, że miałem ochotę wrzeszczeć. Musi być jakiś inny sposób, bo ja jej, kurwa, nie zostawię.
-Nie!- Warknąłem w końcu, sprawiając, że Faith cofnęła się o krok zaskoczona.- Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, Faith! Nie chcę więcej o tym słyszeć. To nie jest twój pieprzony interes.
W tym momencie z odległości dwóch metrów rozległ się warkot. Oboje spojrzeliśmy w tamtym kierunku, gdy z cienia wyłonił się czarny wilk. 
-Hoax!- Faith pobiegła w stronę ciemnowłosego chłopaka, w którego zmienił się wilk i rzuciła mu się na szyję. Hoax spiorunował mnie spojrzeniem z nad jej ramienia i pocałował dziewczynę w skroń, szeptając jej coś do ucha. 
-Nie będę wam przeszkadzać, cieszcie się sobą póki możecie.
Chciałem się wycofać dopóki miałem na to szansę i pójść coś rozpierdolić, ale Hoax w porę zauważył, że mam zamiar iść.
-Czekaj, Ren. Mam dla ciebie kilka istotnych informacji.
Nie mogłem się powstrzymać od cichego warknięcia. 
-W takim razie zapraszam. Za mną.
~Przepraszam, nie powinienem na ciebie krzyczeć, Fai...~ wysłałem jeszcze telepatyczną wiadomość do dziewczyny, zmieniając się w wilka. Muszę się przestać wyżywać na ludziach- chciała dobrze.
~Nie zabiło mnie to. Zastanów się jeszcze raz nad moją propozycją, gwoli przeprosin.
Skinąłem głową tak, żeby widziała i ruszyłem na przód. 

Gniew wrócił, gdy moim oczom okazała się Sol- stojąca wraz z Ivalio na zewnątrz, daleko od groty, w której miała, do cholery, siedzieć. 
Mam tylko nadzieję, że nasze dziecko nie będzie takim buntownikiem, jak jego rodzice....

(Sol, Faith, Ivalio, Hoax?)


(Wataha Powietrza) od Sol

Siedziałam na łóżku otulona kocem i wpatrywałam się w Devona.
-Wyglądasz jakbyś usychał.-stwierdziłam zwyczajnie.
-Nie pogardził bym szklaneczką czegoś mocniejszego.
-Mhm...-mruknęłam- skoro i tak masz tu ze mną siedzieć...Wstałam i podeszłam do jednej z niewielu szafek jakie tu mamy i wyciągnęłam butelkę Whisky.
-Ja nie mogę pić, ale Ty się nie krępuj- uśmiechnęłam się widząc blask w jego oku. 
-No no, mam nadzieję, że Ren nie poderżnie mi gardła- zażartował czytając coś na etykiecie. Wyciągnęłam jeszcze odpowiednią szklankę, postawiłam to na stoliku obok fotela, na którym siedział Dev.
-No to miłego, jeśli nie masz nic przeciwko... ja się położę.
Był już w trakcie opróżniania butelki, więc nie raczył nawet odpowiedzieć. Znów wtuliłam się w poduszkę i obserwowałam jak co chwila Devon przechyla szklankę. Mam dość tej bezczynności... Rzuciłam jeszcze raz okiem na mojego 'strażnika', który postanowił uciąż sobie drzemkę. Najwyraźniej stwierdził, że nic się nie stanie, skoro ja także śpię. Cichaczem wymknęłam się z pokoju, zabierając jeszcze po drodze bluzę Rena. Zarzuciłam ją na siebie i wyszłam na zewnątrz. Spadł śnieg, Nieme Góry strasznie zmieniły swą scenerię odkąd ostatni raz byłam na zewnątrz. Wciągnęłam w płuca rześkie powietrze i zmieniłam się w wilka, ciekawe czy teraz również dziecko się przemienia? Ruszyłam w kierunku przeciwnym do tego, w którym wyczuwałam czyjąkolwiek energię. Jak wspaniale wreszcie poczuć podmuch wiatru, dźwięk uderzania wilczych łap o ziemię...Chwila... 
Czy to przypadkiem nie za wcześnie na śnieg? Dopiero co zaczęła się zima.A to mogło oznaczać tylko jedno... Przyspieszyłam. Coś musiało się stać z Ivalio... O Bogini, jak dawno go nie widziałam... Teraz rzeczywiście zauważyłam, że kawałek dalej ziemia nie jest już skuta lodem. Zmierzam tropem Ivalio, tego mogę być pewna. Mówiłam sobie w myślach.
~Ivo, Braciszku, co u Ciebie?~ zapytałam w myślach, gdy ujrzałam go kopiącego łapą w śniegu Braciszka w postaci wilka. Zmieniłam postać, a Ivo prawie natychamiast zrobił to samo i podbiegając do mnie przytulił mnie mocno.
-Sol... Tak dawno Cię nie widziałem...
-Wiem braciszku, tęskniłam...
-Co się dzieje?- spojrzał mi prosto w oczy. Miałam nadzieję, że nie zauważył przy uścisku, że coś jest nie tak. 
-Ja...- zająkałam się- Ivo, widzisz go?!- wskazałam palcem na biegnącego w oddali czarnego wilka. Poczułam przerażenie. Teraz byłam jeszcze bardziej wrażliwa na wszelkie emocje i odczuwałam jej ze zdwojoną siłą. Niemal momentalnie w mojej głowie pojawiła się tylko jedna myśl: chronić dziecko.
-Nie zwraca na nas uwagi- zauważył Ivalio.
-On nie, ale tamci tak...-westchnęłam ciężko. Czarny wilk dołączył do biegnącej w naszym kierunku trójki... Kolejno... Biały Wilk-Faith, obok niej Czarny, którego nie poznawałam i Czarny, z wściekłością spoglądający przed siebie - Ren...

Ludzie, rozruszajmy tu trochę :c )

czwartek, 1 stycznia 2015

(Wataha Ognia) od Kilmeny

Leżałam na jakiejś niewielkiej skałce, myśląc o tym, co się dzieje. Po raz tysięczny zadawałam sobie pytanie – jak się tu zaklimatyzuję? Wstałam. Przechadzałam się w jedną i drugą stronę, zastanawiając się, jak mogę komuś tu się na coś przydać. Przez to, że zostałam obdarzona tymi cholernymi (chociaż nie powiem, przydatnymi) mocami leczniczymi, jakiś stary psychol kazał mi nauczyć się wszystkiego o medycynie. Rozchmurzyłam się.

Może się przydam, jak ktoś się przeziębi. Z profesjonalną pomocą wolałabym nie krakać.

Zaśmiałam się gorzko. Ciekawe, czy w ogóle znajdę tu jakiegoś znajomego. Oprócz Hebi. To mi coś nasunęło – pogrążyłam się w myślach o Alfie Ognia. Ciekawe, dlaczego jej było tak przykro. Rozumiem, no, przyjaciel, nawet mi było jakoś dziwnie jak to usłyszałam, ale… to było coś więcej. Nagle moją uwagę całkowicie zaabsorbował jakiś ptak, który przeleciał mi tuż przed nosem. Nie dawał mi spokoju przez następne 20 minut, więc wkurzona do reszty poleciałam za nim. Chyba trochę osłupiał, jak nagle zmieniłam się w jakiegoś pieprzonego neko, ale musiałam trochę wspomóc szybkość mojego ruchu. To nic nie dawało, więc zmieniłam się w wilka, eh. Ptaszysko - przygwożdżone do ziemi - nie miało żadnych szans. Przybrałam postać pół-człowieka. Już miałam go zabić, gdy nagle…
- Ładny pokaz – zadrwił (a może i nie zadrwił? Czy ja wiem…) jakiś głos zza krzaków.

(Wataha Burzy) od Hebi

Według wszelkiej logiki w głowie powinnam mieć teraz mętlik, a mieszane uczucia powinny rozsadzać mnie od środka, jednak jedynym co w tym momencie czułam było szczęście. Obudziłam się wcześniej od Ice'a obejmowana jego silnym ramieniem. Bawiłam się jego przydługimi blond kosmykami. Pierwszy raz od dłuższego czasu czułam się naprawdę bezpieczna.
- Już się wyspałaś? - z zamyślenia wyrwało mnie pytanie Ice'a poprzedzone dyskretnym ziewnięciem.
- Jak widać - uśmiechnęłam się delikatnie.
Chłopak odwzajemnił uśmiech jednak zmarkotniał kiedy spojrzał na promienie słońca przebijające się przez szczeliny w skale.
- Chyba powinniśmy już wstać...
- Już? Ja jeszcze nie chcę...- rozpoczęłam swój protest w stylu czterolatka.
Ice tylko się zaśmiał i pocałował mnie w czoło po czym zniknął za rogiem, więc zwlokłam się z łóżka, przy okazji ciągnąc za sobą pościel. Blondyn pojawił się w pomieszczeniu, kiedy kończyłam sznurować buty.
- Idziemy? - spytałam gdy uporałam się z glanami.
Wychodząc z jaskini musieliśmy się rozdzielić, więc postanowiłam samotnie zrobić obchód. Po drodze minęłam Kilmeny. Wydawała się być trochę zdenerwowana. Mimo wszystko mam nadzieję, że szybko się zadomowi. Chciałam ją zatrzymać i porozmawiać, ale moją uwagę przykuło coś innego.
Kiedy podeszłam bliżej, żeby to sprawdzić okazało się, że owe "coś" ma czarne futro, złote ślepia i kiedyś zwinęło mi stanik.
- Chyba żartujesz....- mruknęłam i zbliżyłam się na tyle, że teraz dzieliło nas zaledwie parę kroków.
Wielki, czarny wilk podniósł na mnie wzrok i przyjął swoją ludzką postać. Chwilę staliśmy naprzeciw siebie w milczeniu.
- To ten...Cześć - wydusił z siebie w końcu Hoax.
- Czy ciebie pojebało? - warknęłam na "dzień dobry".
- Chyba nie wybrałem sobie najlepszego momentu na wizytę...- czarnowłosy mruknął bardziej do siebie niż do mnie rozglądając się po okolicy. Rzeczywiście, nie wyglądało to najlepiej, nie zdążyliśmy odrobić jeszcze wszystkich strat z wojny.
- Nigdy nie miałeś wyczucia czasu, braciszku.
- I tak nie mogę tu długo zostać - westchnął, a widząc moje pytające spojrzenie dodał - Nie przyszedłem tu w odwiedziny, Hebi. Po prostu mam do przekazania wiadomość z Północy.
- Jaką? - zainteresowałam się.
Zawahał się. Hoax nadal nie mógł się przyzwyczaić do tego, że jestem Alfą.
- Klany i plemienia z Północy są podzielone. Znaczna ich część zawarła już sojusz z Radą. Pozostałych udało mi się przekonać do nas. Tylko dwa klany pozostały obojętne i nie zamierzają brać udziału w wojnie. Ta różnica w ugrupowaniach może doprowadzić do wojny domowej na Północy, chociaż na razie się na to nie zanosi. Nikt nie chce zbędnego rozlewu krwi.
Westchnęłam. Sytuacja nie była tragiczna, ale wiedziałam, że zawsze mogło być lepiej. Hoax zauważył moją minę.
- To jeszcze nie koniec - uśmiechnął się.
- Wiem - przytaknęłam - Dobra, już nie będę cię zatrzymać. Leć do Faith.