piątek, 31 stycznia 2014

(Wataha Wody) od Faith

Kiedy wróciłam do jaskini, zostawiając Hoax'a samego zalała mnie fala bezwzględnego żalu i poczucia winy. Nigdy nie uważałam się za egoistkę, ale teraz z pewnością byłam czymś jeszcze gorszym. Oparłam się bezwiednie o zimną jak lód ścianę i zaczęłam łkać. Nie pojmowałam tego, co stało się przez te kilka dni, tego jak sama się zmieniłam. Nie widziałam, co powinnam zrobić. Nie wiedziałam, czy mam jakiekolwiek prawo do decydowania. Nie miałam wyjścia. Jedyne co powinnam zrobić, to być posłuszną Renowi, być dobrą Alfą i stosować się do zasad. To co czuję nie ma tutaj najmniejszego znaczenia. Liczy się dobro innych. Nivra się myli... Nie można kierować się tylko swoimi pragnieniami, ignorując przeznaczenie. Pragnęłam Hoax'a, ale to Ren jest moim przeznaczeniem i nie możemy tego zmienić.
Potarłam czoło dłonią. Czułam, że coś jest nie tak...Że coś mnie omija. W jaskini unosił się delikatny zapach Ice'a, co oznaczało, że był tu całkiem niedawno. Właśnie. Ice. Jak mogłam być taką cholerną, wyrodną siostrą i całkowicie zapomnieć o swoim bracie? Ostatecznie ta myśl dała mi motywację do oderwania się od ściany i dalszego życia. Powoli ruszyłam w głębszą część jaskini, rozgałęziającą się na kilka innych, bardzo długich korytarzy. Ostrożnie zaglądałam do każdej groty, mając nadzieję, że w jednej z nich zobaczę brata. Jego jednak nie było. Korytarz zaczął spadać coraz niżej, dając mi sygnał, że zapewne jestem już pod górami, co najmniej kilka metrów pod ziemią. Skrzywiłam się. Nigdy nie lubiłam kopalni, ani głęboko położonych jaskiń. Szłam jednak dalej. Przez jakiś czas towarzyszyło mi dziwne uczucie w żołądku, które nie dawało mi spokoju. Intuicja podpowiadała mi, że powinnam być gdzieś indziej, jednak szukałam już za długo, żeby się teraz wycofać. Tunel zdawał się nie mieć końca, a groty które mijałam były puste. Prawie straciłam cierpliwość, kiedy w jednym z wejść ujrzałam delikatną, niebieską poświatę. Z lekkim wahaniem, wślizgnęłam się do środka i omal nie krzyknęłam ze zdziwienia. W ogromnej grocie, z dna wielu krystalicznie czystych źródełek prześwitywało równie niebieskie światło, które odbijało ruchy wody na kamiennych ścianach. Z podziwu wyrwał mnie głos Ice'a.
-Pięknie tu, nie?- siedział w jednym z małych jeziorek i zanurzał dłoń w spływającym obok wodospadzie.
-Nie da się ukryc. Skąd się tutaj wzięły?- powiedziałam sama do siebie. 
-Nie wiem, ale są świetne. Naliczyłem 14. Są różnej wielkości i mają różne temperatury. Te dwa są najcieplejsze.-wskazał dłonią na dwa największe jeziorka.
Uśmiechnęłam się. Jesteśmy jedyną watahą, która posiada własne źródła termalne.
-Dobrze się bawisz?-zapytałam, unosząc brew.- Wydaje mi się, że powinieneś przynieść drewno na opał.
Przewrócił oczami, a do mnie znów wróciło dziwne uczucie, że nie jestem w tym miejscu, co trzeba.
-Muszę iść, Ice. Pogadamy później.- rzuciłam przez ramię i wybiegłam z groty. Nie słyszałam jego odpowiedzi, bo biegłam już jako wilk, wiedząc, że ktoś mnie potrzebuje.

***

Klęczałam nad poranionym ciałem chłopaka, czując jego ciepłą krew na dłoniach. Widziałam, czułam, że jest coraz bliższy śmierci i nie mogłam pozwolić mu umrzeć. Nie w ten sposób. Gryzzli, który go zaatakował uciekł w popłochu, kiedy wtopiłam swoje kły w jego tętnice i zapewne nie pożyje zbyt długo, sądząc po krwawych śladach jakie za sobą zostawił. Przy odrobinie szczęścia skończy jako dywan w mojej grocie... 
Nie mogłam dłużej czekać, bo wraz z krwią, z chłopaka upływało życie. Nie miałam wyjścia, musiałam użyć teleportacji. Nigdy nie próbowałam tego z ludźmi, ale teraz to była jedyna szansa no to, że on przeżyje. Nie zastanawiałam się zbyt wiele i przycisnęłam do siebie basiora, próbując się skoncentrować. Jaskinia. Faith, myśl o jaskini! Poczułam nagłe szarpnięcie, od którego zakręciło mi się w głowie, ale nie puściłam chłopaka. Niepewnie otworzyłam oczy. W jednym kawałku leżałam na podłodze z przyciśniętym do siebie nieznajomym. Podniosłam się i omal nie krzyknęłam. Miałam na myśli raczej jaskinię główną, a nie grotę pokrytą źródełkami, ale musiałam zadowolić się tym co miałam. Na moje szczęście Ice dalej tam był i na mój widok otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
-Szybko! Pomóż mi go zanieść na górę!- Krzyknęłam, podnosząc jego bezwładne ciało z ziemi.
Chwilę potem zdyszani pochylaliśmy się nad leżącym w łóżku chłopakiem. Rana wyglądała paskudnie, ale i na to znajdzie się jakiś sposób. Najbliższe godziny miały zadecydować o jego życiu, które było teraz w naszych rękach.
-Jest mały problem...-powiedziałam.- Kompletnie nie znam się na lecznictwie.
-A Nivra?

(Invalio? Nivra?)

(Wataha Ognia) od Macabre

-Proszę, pomóż...!
Dziwne. Jeszcze godzinę temu sam bez chwili wahania zepchnąłbym Hebi w przepaść. Teraz (nawet nie wiem jak to zrobiłem) złapałem ją kiedy spadała.
Dziewczyna najwyraźniej nie wiedziała co się stało. Starałem się nie dawać po sobie poznać, że jestem w jeszcze większym szoku niż ona.
-I co? Długo leciałaś? - zapytałem uśmiechając się do niej szelmowsko.
Szeroko otworzyła oczy starając się zrozumieć jak znalazła się w moich ramionach.
-Dobrze się czujesz, Wasza Wysokość? - zadałem jej pytanie stawiając ją na ziemi.
Kontakt z ziemią sprawił, że chyba się ocknęła. Wreszcie. Teraz spodziewałem się jakichś podziękowań. Zamiast tego dostałem z glana w krocze.
-A TO ZA CO DO CHOLERY?! - zawyłem.
-Za zwłokę - warknęła odwracając się do mnie tyłem.
-Jaką, kurwa, zwłokę?! Ty nie chciałaś mojej pomocy, Księżniczko!
-To bez znaczenia! - teraz gwałtownie obróciła się do mnie.
Nasze oczy się spotkały.
Cisza wydawała się trwać wiecznie. W końcu nie wytrzymałem.
-Eh...Jak się tam w ogóle znalazłaś? - zapytałem prostując się.
-Goniłam kogoś - odpowiedziała po dłuższym zastanowieniu.
-Goniłaś? - zamyśliłem się. Przypomniała mi się moja rozmowa z Sullivanem -Kogo goniłaś?!
Hebi popatrzyła na mnie jak na opętanego. Musiało ją zdziwić moje nagłe zainteresowanie sprawą.
-Nie wiem, nie znałam tej osoby...- rzuciła mi podejrzliwe spojrzenie - Czy to ważne?
Jeśli moje przepuszczenia były słuszne to nie było czasu na pogawędki. Zerwałem się z miejsca ciągnąc za sobą Hebi.
-Co robisz psycholu?!
-Po drodze ci opowiem! Zmień się w wilka!
Nie wiem jak to się stało, że mnie posłuchała, ale przybrała swoja wilczą postać. Zrobiłem to samo.
"Gdzie biegniemy?"
"Do Watahy Wody. Trzeba poinformować Faith i Ice'a"
"O czym?"
Opowiedziałem jej o wiadomości od Sullivana i o tym co ustaliliśmy z Renem. Nie obeszło się też bez tłumaczenia czym jest Rada.
"Czyli...Chcesz powiedzieć, że zboczeńcy nas podglądają?!"
"Mniej więcej. Myślę, że ta osoba, którą goniłaś mogła być szpiegiem. Opowiesz mi o niej coś więcej?"
"Myślę..."
"CZEKAJ!"
Stanąłem tak gwałtownie, że mało brakowało, a Hebi by na mnie wpadła.
"Co?"
"Czuję coś, chyba na terenach mojej Watahy..."
"Szpieg?"
"Przekonamy się!"
*
Znaleźliśmy się na terenie Watahy Ognia. Hebi została na czatach (po prostu nie miałem ochoty żeby COŚ u mnie znalazła), a ja ruszyłem w stronę jaskini.
(Vince?)


(Wataha Ognia) od Vince

Czołgałam się  po pokrytej śniegiem ziemi.
„Nie jadłam niczego przynajmniej od pięciu dni” pomyślałam,  zerkając na mój czarny płaszcz poplamiony krwią. Nie byłam już nawet pewna czy owa należy do mnie czy do tego chłopca.
- Nie…- wysyczałam- To nie jest teraz ważne. Postanowiłam znów spróbować przemiany. Na próżno. Byłam zbyt słaba. Ugodzona zatrutą strzałą przez jednego z wieśniaków, z każdym dniem czułam się coraz gorzej.
Od jakiegoś czasu błądziłam w poszukiwaniu schronienia. Za cel wybrałam sobie góry, które były pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam po przebudzeniu. Miałam nadzieję, że właśnie tam znajdę pomoc.
„ O ile wcześniej nie wykrwawię się na śmierć”- odrzuciłam tę myśl natychmiast. „Nie po to tyle szłam, aby pod koniec mej wyprawy zginąć w męczarniach na jakimś cholernym pagórku!”
 Wydawało mi się ze jestem coraz bliżej, nagle poczułam zapach spalenizny, ruszyłam tym tropem pozostawiając na  śniegu czerwone ślady. Znalazłam się na skalistej polanie, cała płonęła. Mimo to, było w niej coś niesamowitego, coś bajkowego.
-Ale tu pięknie… - wyszeptałam ostatkiem sił,  zapadła ciemność.

(Ktoś z Watahy Ognia?)

czwartek, 30 stycznia 2014

UWAGA!

Ren informuje, że na skypie istnieje grupa, do której dodajemy członków Niemych Gór, posiadających tam konto. Można pochatowac razem (bez rozmowy wideo):) Tam też będą uzgadniane decyzje dotyczące bloga. Wysyłacie zaproszenia do kontaktów na nick : ren169

Dzięki :3

(Wataha Powietrza) od Sol

-Watahy? -spytałam uśmiechając się mimo bólu, który rozchodził się po moim ciele. Czułam, że to wilk,ale bałam się, że to tylko wyobraźnia, a jednak.- Tak, ja bardzo bym chciała...Jeśli to nie problem...
Wbiłam wzrok w ziemię. Wydawało mi się, że na mnie patrzy, więc również na niego spojrzałam.
-To nie problem.
Jakże ucieszyły mnie te słowa, zazwyczaj właśnie problemem mnie określano.Uśmiechnęłam się do niego i choć chciałam uściskać go ze szczęścia, wiedziałam,że nie wypada. Mężczyzna przemienił się w wilka i skinął łebkiem bym szła za nim. Biegł jednak za szybko na ludzkie nogi.
~Zmień się w wilka.- usłyszałam w głowie.
-Ja...Nie umiem...- zarumieniłam się ze wstydu, zobaczyłam w jego oczach zdziwienie, choć jego mimika wcale się nie zmieniła. Nie byłam pewna skąd to wiem...Nie powiedział nic jednak. Zmienił się w człowieka i szliśmy spokojnym spacerem, aż do jaskini jego watahy.
Bałam się odezwać, nie chciałam go zdenerwować. I tak zapewne stracił przeze mnie wiele czasu.
-J-ja...Przepraszam...- wykrztusiłam z siebie cicho.
-Jak tu dotarłaś? - to pytanie zbiło mnie z pantałyku.
-Przez ludzi...Zwyczajnych...Chcieli się mnie pozbyć. Chyba miałam zdechnąć z głodu w klatce.-odpowiedziałam smutna,ale zarazem zafascynowana
-Brutalne to robactwo.-skomentował tylko.- Kiedy się ostatnim razem zmieniłaś?
-Zanim przyszedłeś,ale tak mnie zamknięto w klatce,pewnie prosili szamankę o pomoc. Stara wilczyca...
-Ah tak...-nie wierzyłam, że od kogoś może bić taki spokój-A nie wiesz dlaczego akurat przy mojej watasze? Jest jedną z najbardziej oddalonych od ludzkich osad, a w te okolice udaje się mało ludzi.
-Nie wiem... - przyznałam smutno.
-Pewnie żywioł.-westchnął pewny swego.A ja troszkę się rozweseliłam.
-Mój żywioł to duch.-uśmiechnęłam się promiennie.
To wiedziałam, i byłam pewna.
-Duch..?-widocznie go zadziwiłam. Choć nie bardzo wiem czym.
-Tak.Duch.
-W zasadzie to jeden z głównych żywiołów, ale żeby go posiadać...
-Wilczyca mówiła, że to bardzo dobrze...
-Na pewno nie jest to złe...-wydawało mi się, że z zakłopotania się uśmiechnął-Wiesz coś więcej..?
-Powinieneś to wiedzieć, bezczelny kmiocie.-nie wiem dlaczego to powiedziałam, mimo iż wyszło to z moich ust-to nie moje słowa,ani mój głos.
Ten był starszy. Jak głos wilczycy. Szybko zasłoniłam usta dłonią.
(Ren?)

(Wataha Wody) od Ivalio

Powoli, z mozołem przedzierałem sie przez śnieg. Zostawiałem za sobą czerwony ślad – krew. Mam dosyć. Na przyszłość muszę zapamiętać, by unikać Gryzzli. Zwłaszcza że jeden z tych "misi," podążał aktualnie moim krwawym tropem. No nie powiem, żeby mi się to specjalnie podobało... Moja wilcza postać drżała, a niebiesko-białe futro pokryte było śniegiem i moją krwią. Właśnie. Śniegiem. Byłem tak zdesperowany i ciężko ranny, że nie potrafiłem zapanować nad własną mocą. Wszystko dookoła siebie zasypywałem białymi, zimnymi płatkami i lodem. Jak zawsze. Ja nigdy nie potrafiłem się kontrolować. Dlatego moje stare stado mnie wygoniło. Jeszcze mnie bolał kark po pogryzieniu przez wojowników. Z resztą nic w tym dziwnego. Tak mnie zaatakowali, że nie miałem szans na uniknięcie ran. Wygnaniec... Najpierw prześladowany przez moje stado, a teraz zastąpił ich ten niedźwiedź.
Starałem się ignorować ból. Podążałem przed siebie, powoli kuśtykając. Rozorany bok i skręcona łapa wcale mi nie pomagały. Ciężko dyszałem, a śnieg wirował wokół mnie. Wilcza postać była na skraju wytrzymałości. Od kilku dni nie miałem nic w ustach, a na domiar złego powoli się wykrwawiałem. Potknąłem się o korzeń i zapiszczałem z bólu. Rozłożony na zimnej ziemi, zmieniłem postać. Spróbowałem się ruszyć, ale moje 16- letnie ludzkie ciało protestowało, posyłając do mózgu impulsy bólu. Ryk wściekłego niedźwiedzia zmotywował mnie jednak do działania. Znowu zmieniłem się w błękitnego wilka i cierpiąc ogromne boleści, powlokłem się dalej. Nie miałem szans. Łapy się pode mną uginały. Znowu upadłem. Nie miałem już sił na to by się podnieść. Przybrałem ludzką postać i skuliłem się na śniegu. Wokół mnie powiększała się plama krwi. Ciało drżało. ”Gryzzli!!! POMOCY!!!” krzyknąłem mentalnie... czułem jak moje zawołanie niesie się daleko, odbijając się od drzew i głazów. Mimo to wiedziałem, że nie ma dla mnie nadziei, nikt mi nie pomoże. Jestem sam w zupełnie obcej krainie na czyimś terytorium, jako intruz. Jeśli ten misiek mnie nie zabije, to tutejsze wilki na pewno mnie zagryzą i dokończą całą sprawę. Niedźwiedź wyszedł zza gęstych krzewów, strącając z nich grubą pokrywę śniegu. Stanął na tylnych łapach i zaryczał. Skuliłem się jeszcze bardziej. Ten dźwięk rozrywał mnie od środka. Wściekły Gryzzli uderzył mnie łapą, posyłając w ten sposób na drzewo. Krzyknąłem z ogromnego bólu. Nie mogłem się już bronić. Byłem zbyt osłabiony. Przymknąłem oczy w oczekiwaniu na śmierć....

(Ktokolwiek?)

(Wataha Ognia) od Mici

Otaczająca mnie ciemność nie wróżyła niczego dobrego. Najprawdopodobniej zbliżała się burza. Siedziałam samotnie w jakiejś jaskini. Objęłam kolana rękami i wpatrywałam się w przestrzeń.
 "Powinnam być teraz gdzie indziej" pomyślałam, "Nie ma co się nad sobą użalać" - zganiłam się i ruszyłam w stronę wyjścia. Wszędzie wokół mnie panowały cisza i półmrok. Ostrożnie ruszyłam przed siebie. 
"Chyba nikogo tu nie ma" pomyślałam i wróciłam do jaskini aby dokonać przemiany. Ból towarzyszący mi przy niej był wspaniały. Uwielbiam swoją wilcza postać. Jest cudowna pod każdym względem. Ruszyłam więc w drogę. Tak jak przewidziałam rozpętała się burza
 "No świetnie" pomyślałam "Chyba powinnam poszukać jakiegoś schronienia, tylko gdzie? Nie widzę tu żadnej jaskini".
 Zrezygnowana położyłam się pod drzewem i nawet nie wiem kiedy zasnęłam, obudziłam się dopiero nad ranem. Świeciło słońce, lecz było zimno. Stwierdziłam, iż nie ma co tracić czasu i ruszyłam dalej. Czułam straszliwy głód "Trzeba by czegoś poszukać, żebym nie padła w połowie drogi" jak pomyślałam tak zrobiłam. Dotarłam na cudnie wyglądający teren. Nie wiedzieć czemu poczułam się tutaj jak w domu. Widząc cały ten krajobraz z rzekami lawy i płonącymi drzewami czułam, że w końcu znalazłam swoje miejsce. Tylko czy jestem tu mile widziana?  

Ivalio - Wataha Wody

Postać wilcza:


Postać ludzka:




Imię: Ivalio (Ivo. Ivi)
Płeć: Basior
Żywioł: Woda
Moce: Lód,śnieg,śnieżne wichury, szkło
Rodzina: nie żyją
Partner/Partnerka: brak
Charakter: samotny, wiecznie smutny, pogrążony w bólu, ale potrafi być, po dłuższym poznaniu- sympatyczny i przyjacielski; jest nieufny, ale szybko się przywiązuje,
kontakt: (GG) 47856128

środa, 29 stycznia 2014

(Wataha Powietrza) od Rena

Macabre coś przede mną ukrywa. Nie mam pojęcia co, ale to musi mieć jakiś związek z tą Hebi. Dziewczyna musiała mu zajść za skórę, skoro nie chciał iść ze mną na jej tereny...Może sobie nie chcieć.  I tak się dowiem co knuje ten bałwan. To tylko kwestia czasu.
Zmieniając nieco temat...Dzięki niezwykłej uprzejmości rzeczonego, byłem właśnie w drodze do Watahy Burzy. Jak zwykle najbardziej gówniana robota przypadła mnie. W takich chwilach jak ta, zastanawiam się po jakie licho pozwoliłem na powstanie tej przeklętej watahy. Znam odpowiedź: Hebi pewnie i tak zrobiłaby to, co chciała, więc nie było sensu z nią walczyć.
Kiedy znalazłem się już pod jaskinią, którą już zdążyła sobie przywłaszczyć, dałem uśpić swoją czujność i wpadłem w jakąś niebanalną pułapkę, którą ta mała suka ustawiła ze pewne w celu ochrony. Zakląłem z bólu, gdy ostry jak brzytwa drut wbił się w moją łydkę. Szarpnąłem nogę i wyswobodziłem się z metalu dokładnie w chwili kiedy w wejściu pojawił się ten cwaniak Hoax. Moja twarz musiała wyrażać ogromną niechęć.
-Czego tu chcesz? - Warknął, pocierając oczy. Ojć, chyba kogoś obudziłem. Jaka szkoda...
-Nic od ciebie - odpowiedziałem wymijająco. Nie byłem w humorze do pogawędek z gościem, który miał naprawdę niesamowity talent do wkurwiania mnie. - Gdzie Hebi?
-Czego chcesz od mojej siostry?
-Nie twój interes. To sprawa pomiędzy Alfami...- bawił mnie jego wyraz twarzy. Postanowiłem wejść do środka i się rozgościć, ale zagrodził mi drogę.
-Czego chcesz od mojej siostry? - powtórzył- Mam ci to przeliterować?
Nie ukrywam, że bardzo mnie rozbawił tym swoim zawziętym spojrzeniem.
-Kim jesteś, żeby mi rozkazywać, Chłoptasiu? To ja tutaj jestem Alfą, a ty prędzej czy później będziesz musiał to zaakceptować. Za kilka miesięcy będę też twoją Alfą- Syknąłem, uśmiechając się drwiąco.- A na dodatek będę miał wyłączne prawa do Faith, która nigdy na ciebie nie spojrzy.
Jego wyraz twarzy gwałtownie się zmienił i przez chwilę wyglądał jakby chciał coś powiedzieć. Nie odezwał się jednak, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie.
-Nie umknął mi sposób w jaki na nią patrzysz- ciągnąłem, opierając się niedbale o skałę. Nie zaprzeczył, ale jego poziom wkurzenia na pewno wzrósł o ponad połowę. - Nigdy nie będzie twoja, Chłoptasiu.  Zapamiętaj to sobie.- Nie wiem jak rozmowa zeszła na Faith, ale jego mina była bezcenna. Biedak wyglądał jakby chciał mi dać w ryj.
Dalsza gadanina nie miała sensu. Chyba dotarło coś do tego zakutego łba.
-Spierdalaj stąd.  Hebi tutaj nie ma. - Powiedział coś wkońcu.
-To jeszcze nie koniec, Chłoptasiu.- rzuciłem przez ramię. -Radzę ci o niej zapomnieć,  bo i tak nie masz szans.-wiedziałem, że doskonale wie o kim mówię.
Puściłem się pędem w niewiadomą stronę, kiedy usłyszałem za sobą znajomy krzyk:
-ZOBACZYMY!
Jednak nie dotarło...Szkoda. A mogło być tak pięknie. Cóż,  jakoś sobie z tym poradzę. Na razie mam inne sprawy na głowie.  Muszę znaleźć tego ćwoka Macabre i powiedzieć mu, że nie znalazłem Hebi. Złapałem jego zapach i poszedłem w jego kierunku,  gdy coś mnie zatrzymało. W oddali dostrzegłem damską sylwetkę. Zmieniłem się w człowieka ni ruszyłem w jej kierunku. Będąc wystarczająco blisko, mogłem dokładnie przyjrzeć się nieznajomej. Wyglądała na około 11 lat, miała blond włosy i oczy w kolorze wyblakłej żółci.
- Kim jesteś i jak się nazywasz?- zapytałem.
-Jestem Sol i chcę tu zamieszkać.- Powiedziała cicho.
Nie chciałem dzieci w mojej watasze, ale kiedy ją zobaczyłem, poczułem chęć zaopiekowania się tą dziewczynką. A to przecież takie...niemęskie, prawda? Ale to może dlatego, że zawsze chciałem miec rodzeństwo.
-Mogę przyjąć cię do swojej watahy, jeśli chcesz..- zmrużyłem oczy w oczekiwaniu na odpowiedź.

(Sol?)

Vince - Wataha Ognia

Postać ludzka:


Postać wilcza:




Imię: Vince 
Płeć: Samica
Żywioł: Ogień 
Moce: sprawianie bólu bez dotykania, przejmowanie ciała, narzucanie swojej woli innym. 
Rodzina: nie pamięta :___; 
Partner/Partnerka: brak :3 
charakter: mocno psychiczna, nieufna, czerpie przyjemność z zadawaniu bólu innym, do wszystkiego podchodzi neutralnie, w głębi serca, bardzo wrażliwa. 
kontakt: 34324952 (GG)

(Wataha Burzy) od Hoax'a

Nie mam pojęcia jak udało mi się wrócić do groty, bo czułem się jakbym był tak nawalony jak...zresztą nieważne.
Jakaś część mnie było w całości za walnięciem się na łóżko (na tak, ja nadal miałem matę) i wymazaniem z pamięci tego dnia. Ta inna część miała ochotę rozerwać mnie od środka za to, że nie pobiegłem za Faith.
Cholera, parę godzin temu spałem, a teraz znowu czuję się zmęczony jakbym walczył na froncie dzień i noc. Zrezygnowany padłem na matę.
Nie pamiętam co mi się śniło, ale miałem ochotę ucałować tego kto mnie obudził.
Z zewnątrz dochodziły dość głośne odgłosy. Najwyraźniej ktoś wpadł w jedną z zastawionych przez Hebi pułapek mających utrudnić dostęp do jaskini wilkom z poza watahy. Leniwie podniosłem się z ziemi i ruszyłem do wyjścia sprawdzić kto miał takie szczęście. Kiedy wyszedłem na początku oślepiło mnie słońce. Musiało być już południe. W końcu moje oczy przyzwyczaiły się do światła i mogłem zobaczyć do kogo należała ciemna sylwetka.
Błagam, zapomnijmy o tym co miałem ochotę zrobić po przebudzeniu.
Przede mną stał sam Ren.
Skrzywiłem się. On najwyraźniej też nie był zachwycony moją osobą.
-Czego tu chcesz? - przywitałem się pierwszy.
-Nic od ciebie - odpowiedział wymijająco - Gdzie Hebi?
-Czego chcesz od mojej siostry?
-Nie twój interes. To sprawa pomiędzy Alfami...
Naprawdę irytował mnie jego ton. Chciał wejść do środka, ale zagrodziłem mu wejście.
-Czego chcesz od mojej siostry? - powtórzyłem pytanie - Mam ci to przeliterować?

(Ren?)

wtorek, 28 stycznia 2014

Mici - Wataha Ognia



Imię: Mici
Płeć: Samica
Żywioł:Ogień
Moce: Leczenie
Rodzina: Porzucona
Partner: Brak ;_;
Charakter: trochę psychiczna, zboczona, pewna siebie, kreatywna, szczera do bólu, masochistka, z lekka psychopatka, potrafi zaleźć za skórę, oddana, łatwo ulega uczuciom, pozytywnie zastawiona do życia.
Kontakt: GG: 48683036 Fb: https://www.facebook.com/iza.mackowska.56

niedziela, 26 stycznia 2014

(Wataha Powietrza) od Sol

Mam taki przyjemny sen... Nie ma już samotności. Jestem na polanie i widzę jak biegną do mnie inne wilki, już nie jestem odmieńcem... Nagle słyszę brzęk metalu uderzającego o twarde podłoże. Ból przeszywa mój kręgosłup. Budzę się. Znów ogarnia mnie paniczny lęk. Jestem zamknięta w klatce. Tak małej bym mogła być w formie wilka. Zaraz, zaraz... Wilcza forma?! Przecież ja nie mogę...Nie wiem jakim cudem zmieniłam się w wilka. Czułam, że nim jestem, ale przemiana nigdy mi nie wychodziła.
Górę i dół klatki stanowią metalowe płyty,a boki tworzą pręty z twardszego tworzywa. Uderzam w nie, by przewrócić klatkę. Teraz widzę więcej.
Jestem w jakiejś jaskini... Boję się... Tak strasznie się boję....Zaczynam wyć i skomleć,ale pewnie nikt mnie nie usłyszy...
A może jednak.
Słyszę jak uderzają łapy w biegu. Zatrzymały się. Wyję jeszcze raz, dłużej.
Wiem,że nie jest to głośne wycie, jednak po pustych korytarzach niesie się echo. To dobrze, czy źle?
Czy moje młode gardło rozwiewa nadzieje na ratunek czy raczej je stwarza...
Kroki zwalniają, słyszę jak węszy.
Nie mam już siły wyć...Wydobywam z siebie tylko słabe skomlenie.
Dostrzegam czyjąś sylwetkę.
Musi to być dorosły wilk! A z jaką lekkością się porusza. To na pewno samiec...

Sol- Wataha Powietrza

Postać ludzka:


Postać wilcza:




Imię: Sol
Płeć: Samica
Wiek: przypuszczalnie 10/11 lat
Żywioł: Nie odkryty
Moce: rozwinięta telepatia, manipulacja umysłem poprzez kontakt wzrokowy, tworzenie iluzji, prorocze sny,przejmowanie negatywnych uczuć ludzi wokół (Nie jest świadoma niektórych umiejętności),wykazuje zainteresowanie magią.
Rodzina: nieznana
Partner/Partnerka: poszukiwaczka miłości
Charakter: nieśmiała, naiwna, wierząca w dobro całego świata i wszystkich ludzi, kochająca naturę, delikatna, często płacze, wrażliwa, dusi w sobie smutek swój i innych,opanowana
Kontakt: 42411183 (GG)

sobota, 25 stycznia 2014

(Wataha Wody) od Ice'a

Nareszcie mogłem się porządnie wyspać. Zdałem sobie sprawę z tego, że większości mojego czasu spędzałem ostatnio z Bellą, zaniedbując tym samym swoje obowiązki. Niedobrze... Całe szczęście, że nie widziałem się z Faith, bo na pewno urwałaby mi głowę. Nie ma to jak siostra Alfa... Nieważne. Pewnie będę miał szansę jakoś się zrehabilitować. Świadomy, że nazajutrz najprawdopodobniej będę harował nosząc całe stosy drewna do groty, uszczelniać otwory, poszerzać luki na okna itd. zapadłem w głęboki sen. Śniła mi się Hebi. Może nie byłoby to specjalnie dziwne, gdyby nie to, że była z Macabre. Trzymała coś w ręku...Próbowałem się na tym skoncentrować, ale nie ujrzałem tego, co było w zawiniątku. Hebi rzucała się Mac'owi na szyję i obejmowała go z niezwykłą dla siebie czułością, a ja obserwowałem wszystko z niewielkiej odległości. Wiem, że to był tylko sen, ale nie potrafię wytłumaczyć tego co poczułem. Nagle zalała mnie fala bezwzględnego żalu i smutku, pomieszanych z rezygnacją. Nie wiem, co było potem, bo obudziłem się na zimnej, kamiennej podłodze w mojej grocie. Smutek zniknął, ale z pewnością pozostał gdzieś głęboko w mojej podświadomości.
"Ogarnij się Ice! To był tylko głupi sen." Ochrzaniłem się w myślach.
Wstałem, ociągając się. Dziwne...W jaskini głównej nie było nikogo oprócz mnie. Najwidoczniej Faith też się gdzieś szlaja... Olałem to. Skoro jej nie ma, to znaczy, że znów mam dzień wolny. Postanowiłem, że pozwiedzam trochę naszą jaskinię. Dotychczas znałem tylko kilka pomieszczeń, a przecież cała grota miała tak dużo rozgałęzień i zawiłych korytarzy, które ciągnęły się zapewne jeszcze dużo dalej pod górami.
Pierwsze pomieszczenie, na które się natknąłem było dość małe i raczej nie ciekawe, ale te które odwiedziłem późnej niemal zwaliły mnie z nóg. Nie wiedziałem, że Faith urządziła tutaj pomieszczenie z roślinami, spiżarnię i chyba garderobę, bo wszędzie wisiały jej ubrania. Dalej natknąłem się na coś absolutnie oszałamiającego. Grota była bardzo dużych rozmiarów. Wydawało mi się, że nawet większych niż główna jaskinia. Nie miałem pojęcia, jak to się stało, ale wszędzie rozsiane były małe jeziorka z lazurową wodą, jakby podświetlone księżycowym światłem od dna. Błękitne blaski odbijały się na ścianach jaskini, tworząc naprawdę zadziwiające kształty. Nie mogłem się powstrzymać... Jednym ruchem zdjąłem z siebie ubranie i wskoczyłem do wody. Była ciepła i zdecydowanie czysta. Zauważyłem, że jeziorka łączą się ze sobą, poprzez niewielkie wodospady, bijące pianę. Kiedy przeprowadzaliśmy się do Niemych Gór nie miałem pojęcia, że będzie tu tak pięknie...Nikt tego nie podejrzewał.

(Wataha Burzy) od Hebi

-A kogóż to moje piękne oczy widzą? - usłyszałam nad sobą szyderczy głos.
Ciężko było go nie poznać, jednak mimowolnie spojrzałam w górę.
-MACABRE!
-A kogo się spodziewałaś? Dobrej Wróżki?
Super. Spośród wszystkich żywych istot na całej Ziemi musiałam trafić właśnie na niego.
-Co tam robisz, do cholery? - Macabre pochylił się nad przepaścią. Albo interesował go rodzaj skał, albo to kiedy i jak szybko będę spadać, bo nie wierzę, że był na prawdę ciekawy jak się tam znalazłam.
Nie odezwałam się.
-Halo? Ziemia do Hebi, słyszysz mnie, Kurwiszonie?!
-Niestety tak...
-Dobra - teraz się wyprostował - Rozumiem, że nie chcesz mojej pomocy...
Szczerze? W tamtym momencie pomoc byłaby jak najbardziej mile widziana, ale w końcu to Macabre - Alfa Ognia i największy dupek jakiego świat znał.
-Pewnie, że nie! Sama sobie poradzę debilu! - i żeby potwierdzić moje słowa spróbowałam odwrócić się przodem do skał.
Chwyciłam wystającą gałąź (albo raczej korzeń) i podparłam się nogami o wystające kamienie. Basior patrzył na to wszystko jakby ze znudzeniem i lekkim rozczarowaniem. Chciałam nacieszyć się tym drobnym zwycięstwem. Podniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy. Prawie wypuściłam z rąk korzeń za który się trzymałam. Nie wiem co się stało, nawet nie wiem co widziałam w jego oczach.
Po tym jak straciłam na chwilę równowagę Macabre jakby lekko drgnął, jednak nic nie zrobił. Dupek. Spróbowałam podciągnąć się i wrócić na poprzednią pozycję. Okazało się, że to nie był mój najlepszy pomysł życia. Kamienie na, których opierały się moje stopy pękły. Moje palce mocniej zacisnęły się na drewnie, nogi bezwładnie zwisały nad przepaścią, znowu usłyszałam głos przywódcy Watahy Ognia:
-Jesteś pewna, że nie chcesz pomocy?
Zdziwiło mnie trochę, że się przy tym nie śmiał. Musiałam wyglądać naprawdę zabawnie kurczowo ściskając niewiadomego pochodzenia fragment drzewa.
-A wyglądam jakbym chciała?! - taa...
Tym razem się nie powstrzymał. Na jego twarzy pojawił się uśmiech godny psychopaty.
-Noo...
-NIE ODZYWAJ SIĘ!
Cholera, to nie było najlepsze położenie, ale ostatnia rzecz na jaką miałam ochotę to błaganie tego idioty o pomoc. Jednak to nie była sytuacja, w których ma się wybór.
-Podaj mi rękę...-wymamrotałam.
-Co?
-Dawaj łapę!
-Przepraszam, to chyba nie tak się mówi...
Zabiję go. Kiedyś go zabiję.
Ręce zaczynały mi się ześlizgiwać.
-Proszę, pomóż...!
Mocno zacisnęłam powieki.Spadając krzyczałam. Tak mi się przynajmniej wydawało. Okazało się, że nie krzyknęłam, nawet nie spadłam. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam szeroki uśmiech Macabre.
-I co? Długo leciałaś?
Nie mogłam wykrztusić ani słowa. Jego oczy mnie zahipnotyzowały.
-Dobrze się czujesz, Wasza Wysokość? - zapytał stawiając mnie na ziemi.
Ocknęłam się, kiedy moje stopy dotknęły podłoża.
W podzięce za ratunek wymierzyłam mojemu wybawcy porządny kopniak w krocze.

(Mac - bolało?:))



czwartek, 23 stycznia 2014

(Wataha Ognia) od Macabre

-Że gdzie, kurwa?!
-Do Watahy Burzy - Ren był coraz bardziej zniecierpliwiony, a ja nawet nie miałem nastroju do czerpania z tego radości.
-Chyba cię posrało.
Uparcie stałem w miejscu. Ren odwrócił się do mnie i zmrużył oczy.
-Daruj sobie, na mnie ten wzrok nie działa - prychnąłem - Nie mam zamiaru iść na tereny tej suki.
Renowi zadrgała powieka. Jakiś czas wyglądał jakby szukał odpowiednich słów, tzn. takich, które miałyby siłę uderzenia mnie w czaszkę i roztrzaskania jej na miliony kawałków, ale w końcu musiało do niego dotrzeć, że Mac jest niezniszczalny.
-Dobra - zrezygnował - To spieprzaj szukać Ice'a albo Nivry.
-A twojej panienki nie?
-SPIERDALAJ MAC!
-Nie drzyj mordy, bo ci żyłka pęknie i Fai cię nie zechce.
Rozdzieliliśmy się w takiej miłej atmosferze. Doszło oczywiście do dłuższej wymiany zdań, ale nie ma co się tym zanudzać.
Biegłem w postaci wilka. Mijałem drzewa, głazy, mniejsze głazy, padlinę - bardzo urozmaicony krajobraz. Wcześniej nie czułem potrzeba orientowania się co do położenia jaskini Watahy Ziemi, co do Wody też jakoś nie miałem przekonania, więc teraz kierowałem się tylko po zapachu ich członków i Alf. Nie wiem czy to ja jestem taki głupi czy mój nos zdurniał, ale po jakimś czasie dotarło do mnie, że wcale nie idę za zapachem Ice'a czy Nivry, w każdym razie coś sprawiło, że mknąłem za zupełnie nie znanym zapachem. Wróć. Znałem ten zapach, po prostu zarówno w momencie, w którym go poznałem jak i teraz byłem zbyt zdenerwowany, by choćby próbować go zidentyfikować.
Ostatecznie doszło do tego, że zatrzymałem się przed jakimś urwiskiem. Tu zapach maksymalnie się wyostrzył. Rozglądałem się poszukując jego źródła.
Usłyszałem odgłos przypominający jęk. Wyglądało na to, że jego autor znajduje się gdzieś w okolicy urwiska. Zmieniłem się w człowieka i podszedłem bliżej.
Okazało się, że tak naprawdę ktoś był. Nachyliłem się żeby lepiej widzieć.
Zesztywniałem. Na moich ustach pojawił się szyderczy uśmiech.
-A kogóż to moje piękne oczy widzą?

(Hebi!)

(Wataha Burzy) od Isabelli

Przez chwile miałam ochotę dać Ice’owi w twarz, ale na jego szczęście tego nie zrobiłam.
- Dobranoc, Kochanie. – poczułam lekki pocałunek w policzek. Obróciłam się, ale go już nie było. Zastanawiałam się, czy nie za ostro go potraktowałam, ale nie miałam innego wyjścia jeżeli chciałam się czegokolwiek od niego dowiedzieć. Może źle zrobiłam, że nie powiedziałam mu o mojej tajemnej mocy, ale sądzę, że tak będzie lepiej. Wiem, potrafię czytać w myślach, ale wolę słyszeć to co ktoś ma mi do powiedzenia, a nie tylko czytać. W sumie to nawet ja nie znałam powodu, za co tak naprawdę  obraziłam się na Ice’a. Nienawidziłam siebie za to, że jestem taką egoistką. Ten dzień dla mnie był bardzo męczący emocjonalnie. Tyle emocji ile czułam dzisiaj nie czułam chyba jeszcze nigdy. Zazdrość, rozczarowanie, miłość, radość, wstyd, zakłopotanie, zniecierpliwienie, złość, smutek, przygnębienie, zauroczenie. Oj, długo by wymieniać. Siedziałam teraz sama w ciemności. Postanowiłam wrócić na noc do Jaskini, żeby się w końcu wyspać. Uznałam za słuszne, żeby to Ice w końcu wykazał się jakąś inicjatywą. Moim marzeniem jest, żeby to w końcu on o mnie trochę powalczył. Bo mnie ta walka za niedługo wykończy. Weszłam do groty i rzuciłam się na łóżko. Postanowiłam, że nie będę za dużo myśleć o Ice’ie, ale po prostu się nie da. Ech.. Spróbowałam zasnąć, po jakiś dwóch godzinach mi się to udało. Spałam jak zabita. Obudziłam się dość wcześnie, upolowałam sobie jakiegoś królika i poszłam na spacer.

wtorek, 21 stycznia 2014

(Wataha Wody) od Ice'a

-Cóż...Lubię ciebie.-odparłem, cały czas się uśmiechając.
-To wiem. A Coś jeszcze?
-Lubię dużo rzeczy...Ciepło, wodę, gwiazdy, wino, muzykę, ładne dziewczyny...-Tu zakończyłem swoją wyliczankę, bo Bella pacnęła mnie w głowę.
-Dobrze wiedzieć-udała obrażoną.
-Właśnie dlatego lubię ciebie.-Pogłaskałem ją po głowie, śmiejąc się.
-A. Czyli nie lubisz mnie za mój charakter, tylko za mój wygląd?! Super.-zamrugałem nerwowo.
-A czy ja coś takiego powiedziałem?
-Nie, ale tak pomyślałeś!
-Skąd możesz wiedzieć, co pomyślałem?!-Traciłem nerwy. Te kobiety...kiedyś mnie wykończą.
-Czyli jednak.
-Co?!
-Gówno. Jestem obrażona, zostaw mnie samą.-odwróciła się, zakładają ręce na piersi.
-Oszalałaś?
-Może.
-Bella, ja...-zacząłem.
-Zamknij się. Nie słyszałeś? Chcę być sama.
-Dobra, już dobra. Idę...-Wstałem, nie chcąc się dłużej narażać.
-Świetnie, nawet mnie nie przeprosisz.
Szczęka mi opadła. To jest już przesada...
-Za co?!
-Nieważne. Spadaj.
Stwierdziłem, że nie oddzywanie się będzie najlepszym rozwiązaniem.
-Dobranoc, Kochanie- Zaryzykowałem i pocałowałem ją w policzek. Przez chwilę myślałem, że oberwę w twarz, ale tym razem mi się udało. W obawie o swoje życie, wróciłem do swojej Jaskini.

(Wataha Wody) od Faith

-Czy coś się stało? - Hoax przybrał poważną minę. Podeszłam bliżej, powoli ważąc każdy krok. Zatrzymałam się kilkanaście centymetrów przed jego twarzą, żeby móc lepiej mu się przyjrzeć. Wyglądał całkiem normalnie, poza tym, że połowa jego czarnych, niesfornych włosów była mokra.
-Nie zauważyłeś żadnych zmian w swoim samopoczuciu od wczoraj?
Zmrużył oczy.
-Nie. Myślałem, że to ty źle się czułaś?- Przekrzywił głowę i podniósł jedną brew, mierząc mnie wzrokiem.- Ale wiedzę, że chyba jest już lepiej...
-Tak...Przyszłam, bo znam powód mojej choroby.
Rzucił mi pytające spojrzenie.
-Jeleń miał zatrutą krew. Jedliśmy go RAZEM, więc trucizna może zadziałać też na ciebie.
-To niemożliwe. Czuję się świetnie.-Jego zdziwienie nie mogło być udawane.
Westchnęłam cicho i zrezygnowana spuściłam głowę.
-Nieważne. Być może miałeś szczęście, ale lepiej będzie jeśli na wszelki wypadek zjesz to-podałam mu garść ziół, którymi wyleczyła mnie Nivra.
-Niech będzie-schował roślinę do skórzanej sakiewki i wsunął dłonie w kieszenie spodni.
Stał tak przez chwilę, zastanawiając się nad tym co chce powiedzieć, aż wkońcu zdałam sobie sprawę z tego, że odległość między nami jest zdecydowanie za mała. Zrobiłam krok do tyłu i zaczęłam nerwowo bawić się swoim długim warkoczem.
-Chyba powinnam już iść..-odezwałam się słabo.-Muszę powiedzieć Nivrze, żeby zajęła się tą trucizną. Inaczej nie będziemy mieli co jeść.- Z każdym słowem oddalałam się o kolejny krok.
-Fakt...- Hoax wyglądał na lekko zdezorientowanego.- Spotkamy się jeszcze?- Uśmiechnął się łobuzersko.
-Pewnie tak.
-Później?- Od intensywnego spojrzenia jego złotych oczu zmiękły mi nogi. Tym razem na pewno nie byłam chora.
Przysięgam, że chciałam powiedzieć "nie".
-Przyjdź na moje tereny, pod wodospady.- Nie bardzo wyszło mi to moje "nie".
Nie czekałam na odpowiedź, bo doskonale wiedziałam, że tam będzie. Nie byłam tylko pewna,czy ja powinnam tam być razem z nim.

*

Oczywiście nie poszłam do Nivry. Planowałam zrobić to dopiero następnego dnia, kiedy będę mogła normalnie myśleć. Zamiast tego chodziłam bez sensu po lesie, próbując ogarnąć swoje uczucia. Nie potrzebowałam znać zdania Alfy Ziemi, żeby wiedzieć, że nie powinnam spotykać się z Hoax'em. Ale jak miałam wytłumaczyć to, że serce biło mi mocniej na widok dwóch różnych chłopaków?! Wybór powinien być prosty. Moim przeznaczeniem było życie z Renem i nie było sensu go zmieniać. Wiedziałam, co musze zrobić. Pod wodospady dotarłam po zmroku, z oddali widząc czekającego na mnie Hoax'a, który rzucał kamienie do lazurowej wody, podświetlonej przez księżyc. Na mój widok podniósł głowę.
-Myślałem, że już nie przyjdziesz...-zaczął, ale uciszyłam go gestem dłoni. Usiadłam obok niego na skale i wzięłam głęboki wdech. Nawet nie miał pojęcia jak bardzo nie chciałam tego, co miałam powiedzieć.
-Hoax...Przyszłam, bo chciałam ci powiedzieć, że nie możemy tego dalej ciągnąć.
-Stało się coś?- dotknął mojego ramienia.
-Pamiętasz jak zaczęłam mówić ci o Renie? To jest bardziej skomplikowane niż myślisz.- ciągnęłam jak w transie, wpatrzona w spokojną taflę wody.- Za kilka miesięcy mam zostać jego partnerką. Połączymy nasze watahy w jedną potężniejszą i będziemy jej wspólnie przewodzić jako Alfy.-wyrzuciłam.
-Chcesz mi powiedzieć, że ty...-zaczął.
-Wychodzę za mąż.-Dokończyłam, nie spuszczając oczu z wody.-Nie możemy dłużej się ze sobą widywać. Pomiędzy nami coś jest..To coś więcej niż przyjaźń i dlatego muszę to przerwać, rozumiesz?
-Nie. Nie potrafisz nawet na mnie spojrzeć!- wrzasnął. Zacisnęłam powieki czując napływające mi do oczu łzy.- Popatrz na mnie!- pociągnął mnie za brodę, zmuszając do spojrzenia sobie w oczy. Było w nich zdecydowanie za dużo wściekłości.
-To jest mój obowiązek, Hoax. To co do ciebie czuję nie ma większego znaczenia.
-Ale dla mnie ma- syknął, zbliżając swoją twarz do mojej.- Chcesz wyjść za tego kretyna?!
-Nie mów tak o nim. Ren jest dla mnie ważny.- Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza .
-Świetnie!- puścił mnie.- Jeśli tego właśnie chcesz. Myślałem, że między nami może coś być, ale widocznie się myliłem. Powodzenia z twoim księciem z bajki, Fai.- skierował się w stronę lasu. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale po prostu pobiegłam za nim. Przecież osiągnęłam to co chciałam. Dlaczego nie potrafiłam go po prostu zostawić w spokoju i pozwolić mu odejść?!
-Hoax, czekaj! To nie tak...
-Jak myślę?- dokończył, uśmiechając się drwiąco.- Nie oszukujmy się. Dałaś mi wszystko bardzo jasno do zrozumienia.
-Ty też jesteś dla mnie ważny-sapnęłam, łapiąc go z biceps.-Po prostu nie mogę...
-Kłamiesz.
-Pocałuj mnie- sama nie mogłam uwierzyć, że to powiedziałam. On tylko pokręcił głową.
-Nie będę cię całował, po tym czego się dowiedziałem. Poproś o to Rena.
Byłam tak zszokowana tym co powiedział, że nie wydusiłam z siebie ani słowa. Skrzywił się.
-Myślisz, że będę cię błagać?!- wrzasnęłam, kiedy otrzeźwiałam. Ku mojemu zaskoczeniu, poczułam jego dłonie na talii, a chwilę później jego usta znalazły się ma moich. Poddałam się pocałunkowi, nie myśląc o niczym innym, aż przytulił mnie do siebie.
-Mówiłeś, że nie będziesz mnie całował-szepnęłam w kołnierzyk jego koszuli. Westchnął cicho.
-Nie mogłem się powstrzymać.
-Przepraszam-szepnęłam, wtulając się mocniej w jego ramię.- Przepraszam, że nie mogę...
Chwilę później byłam już u siebie, zostawiając Hoax'a samego.

piątek, 17 stycznia 2014

(Wataha Burzy) od Isabelli

( … ) To cała historia. Mówiłem, że to nic ciekawego. – dokończył Ice. Popatrzyłam mu głęboko w oczy i uśmiechnęłam się lekko.- Mnie to bardzo zaciekawiło. – odparłam z dumą i poważaniem. Tym właśnie rozweseliłam Ice’a. Cieszyłam się, że potrafię go rozweselić. Szkoda jednak, że jemu było to obojętne. Usiadłam z powrotem opierając głowę o jego ramię. Słońce już dawno zaszło i było ciemno. Bardzo ciemno. Ledwo widziałam rysy jego twarzy. Byłam zadowolona z tego, że Ice był przy mnie. Przy nim czułam się bezpieczna. A tego teraz najbardziej potrzebowałam. Było mi obojętne jak spędzam z nim czas, ważne, że spędzam. Siedzieliśmy tak w ciszy jeszcze jakiś czas. Ja słuchałam bicia jego serca i naszych miarowych oddechów.- Powiedz mi co najbardziej lubisz? – usłyszałam po chwili. Poczułam delikatny dotyk na moich włosach. Najwyraźniej Ice się nimi bawił.- Szczerość. – rzuciłam przez ramię starając się na niego nie patrzeć.- To już wiem. – odpowiedział sarkastycznie. – Coś jeszcze? – pomyślałam, że trochę go podenerwuję.- Czerwony i czarny, muzykę, przytulanie, spacery, ciszę, wierność, lojalność, cenię sobie zaufanie, inteligencję, piękne widoki, wyrozumiałość, dobre jedzenie, szacunek, świetną zabawę, interesujące książki, sztukę, obrazy, wiersze, romantyzm, tolerancję, nienawidzę egoizmu, egocentryzmu, bawienia się uczuciami, zmuszania do czegokolwiek, uzależnienia, popisywania się, lubię długo spać, potrafię z siebie zrobić furiatkę, lubię kiedy mnie ktoś odprowadza, chętnie zawieram nowe znajomości. – uśmiechnęłam się lekko. Odwróciłam się w jego stronę i zapytałam. – A ty?
( Ice? )

(Wataha Burzy) od Hoax'a

Lubiłem spędzać czas z Faith i z pewnością odkąd się poznaliśmy spędziliśmy go ze sobą całkiem sporo, ale nie miałbym nic przeciwko temu, żeby było go jeszcze więcej.
Do jaskini wróciłem bardzo późno w nocy. Hebi zasnęła przy dogasającym ogniu. Wyglądała całkiem uroczo i gdybym jej nie znał pewnie ani przez chwilę nie pomyślałbym o niej jak o demonie w ciele dziewczynki. Przez chwilę zastanawiałem się czy jej nie wnieść do środka - ognisko już prawie zgasło i robiło się zimno -, ale ryzykowałbym, że się obudzi, a w tedy musiałbym się tłumaczyć gdzie byłem... Dać mojej siostrze trochę władzy i dorosły facet od razu boi się wracać po nocy do domu.
Przeskoczyłem przez całą jaskinię i padłem na mate rozłożoną w mojej grocie.
"Pasuje tu wstawić jakieś normalne meble..." pomyślałem i zasnąłem.
Rano okazało się, że ani Hebi, ani nikogo z Watahy Burzy już (albo jeszcze) nie ma w jaskini. Postanowiłem rozejrzeć się na zewnątrz i przy okazji odetchnąć świeżym powietrzem (ZAPAMIĘTAĆ: Sprawdzić, co to w ogóle za miejsce gdzie Hebi znalazła jaskinię, bo cuchnie jakby coś zdechło).
Nogi same poniosły mnie nad rzekę. Widocznie do nich zdążyło już dotrzeć, że trzeba się umyć - umysł nadal trawił tę informację.
Nachyliłem się nad taflą i chlusnąłem sobie wodą w twarz. Oczy już całkiem przyzwyczaiły się do światła dnia, mimo to czułem jakbym nadal spał.
Zdawało mi się nawet, że widzę Faith...
-Hoax?
Zamurowało mnie.
-Co ty tu robisz?
Była zaskoczona, że mnie widzi, ale w jej głosie dało się też wyczuć ulgę.
-Tak po prostu...przyszedłem... - tylko tyle zdołałem wydukać. Faith w świetle poranka była jeszcze piękniejsza niż zapamiętałem...
Kiedy tak gapiłem się na nią jak głupi zdałem sobie sprawę z tego, że całą twarz i część włosów mam mokrą, a woda skapuje mi z podbródka na koszule. Szybko przetarłem się rękawem i wstałem z ziemi.
-Miło cię widzieć - uśmiechnąłem się do niej.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, ale coś mnie w nim zaniepokoiło.
-Czy coś się stało? - zapytałem poważnie.
(Fai??????)

czwartek, 16 stycznia 2014

(Wataha Wody) od Ice'a

- Przestań mówić takie rzeczy, Bella. To jak wyglądasz powinno ci się bardzo podobać.-mruknąłem, patrząc na nią spode łba.
- Jasne...A tobie się podoba?- zaczęła dłubać coś przy swojej spódnicy.
- Bardzo- stwierdziłem w sumie z całą prawdą. Bo Bella na prawdę była ładna. Może tylko trochę nie w moim typie, ale jednak.
- Nie wierzę ci.
- Jak mogę ci to udowodnić?- Zatrzepotałem rzęsami, przekrzywiając głowę.
- Domyśl się, głupku.
Zastanowiłem się chwilę, ale nic nie przychodziło mi do głowy, więc pochyliłem się tylko i złożyłem na jej policzku delikatny pocałunek. Podziałało, bo zamiast dalej gadać od rzeczy, chwyciła mnie za koszulę i przyciągnęła do siebie. Dziwnie było całować się z kimś, kogo przed chwilą właściwie się odtrąciło, ale w tamtej chwili było mi wszystko jedno. Nie powinienem jej pozwalać na tak dużo, jednak nie potrafiłem powiedzieć " NIE ". Odsunęła się i oprała głowę na moim ramieniu.
- A ty? Czemu nie mówisz nic o sobie?
- Nie mam o czym mówić- zauważyłem sucho.
- Napewno masz. Dawaj. Chcę wiedzieć wszystko. Podobno miałam cię najpierw dobrze poznać?
- Dobra- westchnąłem.- Ale uprzedzam, że umrzesz z nudów.
- O to się nie martw.
- Więc...Wcześniej mieszkałem z rodzicami i siostrą w jednym z miast Arkadii.
- Naprawdę?- podniosła głowę zaciekawiona.- Jak tam jest?
- No cóż.. Ładnie. Tylko, że tam nie ma życia. Wszystko jest kontrolowane przez Radę Starszych, dyktującej prawo. To oni kazali nam się tu przenieść. Naszym rodzicom średnio się to podobało, ale nie powiedzieli ani słowa, bo od początku wiedzieli, że moja siostra jest urodzona do bycia Alfą. Więc zrobiliśmy to co nam kazali.
- Faith to twoja siostra, prawda?- wtrąciła się Bella.
- Tak. Ona została obarczona największym obowiązkiem.
- Jakim?
- Pamiętasz Rena...Faith ma zostać jego partnerką Alfa w czasie ceremonii zaślubin za kilka miesięcy i jednocześnie scalić ze sobą pozostałe watahy w jedną, potężną. Rada chce mieć swoją prywatną, lojalną armię...
- Coś w rodzaju żony i królowej w jednym?
- Tak. A Ren czymś w rodzaju króla. To dobrze...On nadaje się do tej roli. Fai z resztą też, tylko, że nie wiem czy ona tego chce. A ja mam stać u jej boku bez względu na to jakie decyzje podejmie. To cała historia. Mówiłem, że to nic ciekawego.


środa, 15 stycznia 2014

(Wataha Ognia) od Macabre

CZEGO?!
Po tym jak brutalnie przerwano mi pogawędkę z tą zdzirą, Hebi, musiałem opuścić tereny "Watahy Burzy".
Otóż, jakże "wspaniała", Rada wymyśliła sobie rozmowę. Lepszego momentu naprawdę nie dało się wybrać... Trzeba było zejść gówniarzowi z oczu, bo zawsze było ryzyko, że posiada zdolności telepatyczne, a znając życie te staruchy stwierdzą, że to co chcą powiedzieć jest "ważne".
Rzuciłem dziewczynie spojrzenie z serii "To jeszcze nie koniec" i oddaliłem się możliwie jak najdalej od jej terenów. Tu moja historia wraca do: CZEGO?!
"Kultury trochę! Wiesz z kim rozmawiasz?!"
"No niestety..." gorzej to mogłem trafić tylko na ojca "Czego chcesz Sullivan?"
Sullivan był jednym z najwyżej postawionych i najmłodszych członków Rady. Do jego głównych zadań należało przede wszystkim pilnowanie porządku i wymierzanie kar, więc niczego dobrego po rozmowie z nim nie mogłem się spodziewać.
"Jesteście na terenie Niemych Gór właściwie od jakichś 16 godzin..." wiedziałem "...a już dochodzą mnie informacje o tym ile rozpierdoliliście! I dziwnym trafem ja kojarzę z tym CIEBIE!"
No tak, pasuje dodać jeszcze jeden fakt o Sullivanie. Koleś naprawdę mnie nie lubi.
Milczałem więc mówił dalej.
"Raczysz mi wytłumaczyć dlaczego tak jest?"
"Zastanówmy się...Bo jesteś idiotą?"
"Módl się żebym nie dostał pozwolenia na przejście się do was..."
"Ale co się czepiasz, zamieszanie przy czymś takim zawsze będzie, nie?" coś właśnie do mnie dotarło "Ej, skąd ty niby wiesz, że mamy tu rozpierdziel?"
"Nie twój interes, ja pytam, nie ty" kompletnie zignorował moje pytanie.
Nie zapowiada się dobrze. Trzeba będzie znaleźć Rena i Fai i to szybko. Jeśli Rada nas szpieguje to nie ma szans na chociaż odrobinę prywatności, wszystko co zrobimy i powiemy prawdopodobnie zostanie wykorzystane przeciwko nam + nigdy nie prosiłem się o rozmowę z tym palantem. To trzeba zakończyć.
"Nawet nie próbuj  przerwać połączenia" cholera, skąd on wie takie rzeczy?! "Teraz słuchaj, bo nie będę powtarzał: JESZCZE RAZ USŁYSZĘ, ŻE COŚ KOMBINUJECIE SZCZYLE, A PRZYRZEKAM, ŻE OSOBIŚCIE PRZEJDĘ SIĘ DO WAS NAWET NIE TRACĄC JUŻ CZASU NA INFORMOWANIE O TYM RESZTY!"
Chciałem mu coś jeszcze powiedzieć, ale połączenie zostało przerwane. Wyglądało na to, że nie żartuje, ale teraz były ważniejsze sprawy niż groźby tej ofiary społecznej.
Rada nas podgląda.

wtorek, 14 stycznia 2014

(Wataha Wody) od Faith

Wiedziałam, że Nivra będzie potrafiła mi pomóc. Po zjedzeniu zielska, które mi dała z każdą chwilą czułam się coraz lepiej, co oznaczało, że przy odrobinie szczęścia będę mogła wrócić sama do domu, nie prosząc Rena o pomoc. Nie spieszyło mi się specjalnie do konfrontacji z moim przyszłym " partnerem ", nie dlatego, że zrobiłam coś złego, ale dlatego, że sama nie wiedziałam co ostatnio się ze mną działo, to też nie  potrafiłabym mu wytłumaczyć, gdyby zapytał. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że kłamanie wychodziło mi na prawdę świetnie.
- Dziękuję. - Powiedziałam do wadery, krzątającej się po jaskini. - Ale skąd wiedziałaś...?
Nivra milczała przez chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Nie mam pojęcia... Po prostu wiedziałam.- Powiedziała wkońcu.
- Słuchaj, jeśli chcesz mogę pomóc ci trochę w odblokowaniu twojej podświadomości. Dzięki ten dowiemy się skąd masz wiedzę zielarską.
Zastanowiła się chwilę.
- Nie wiem, czy chcę to wiedzieć...Ale dzięki. Przemyślę to- posłała mi uśmiech.
Zapadła chwila ciszy, a każda z nas zajęła się czymś innym. Przypomniały mi się chwile, kiedy potrafiłyśmy przegadać całe wieczory i chciałam znowu poczuć się jak zwykła nastoletnia wilczyca, a nie Alfa Wody, przyszła Partnerka Alfy Powietrza.
- Nivra?- odezwałam się.- Mogę cię o coś zapytać?
- Jasne- W jej oczach pojawił się błysk zaciekawienia.
- Chodzi o Rena...- Zaczęłam, bawiąc się swoimi długim warkoczem, ale nie potrafiłam skończyć.
- Nie kochasz go, prawda?
Pokręciłam głową, spuszczając wzrok na ziemię. Była zdecydowanie zbyt bystra.
- Nie o to chodzi. Ja...On jest dla mnie ważny, ale sama nie wiem czego chcę. Nie rozumiesz. To Rada narzuca nam partnerstwo. W tym nie musi być żadnej miłości. Wystarczy lojalność.
- Wiem, co ustaliła Rada. Ty i Ren macie być razem, żeby połączyć w jedno inne Watahy. Wiem też, że nikt nie pytał was o zdanie i, że to wasz obowiązek, ale wiem też, że nie można wszystkiego zawsze robić dla dobra innych. Jeśli go nie kochasz...
- Nie kończ.- Przerwałam jej.- Zawsze byliśmy blisko, ale...małżeństwo to dla mnie za duża sprawa. To wszystko.
Zmierzyła mnie przenikliwym spojrzeniem zielonych oczu.
- Nie chodzi o Rena, mam rację?
Chciałam zaprzeczyć, ale nie potrafiłam.
- Jak on ma na imię?- Zapytała spokojnie.
W mojej głowie pojawił się obraz Hoax'a.
- Czy to ważne? Wiem, że muszę o nim zapomnieć zanim cokolwiek się zacznie.- Warknęłam
- To zależy...Nie wszystko zawsze jest takie jasne, Fai.- mruknęła, ale ja już nie słuchałam. Właśnie dotarło do mnie, że Hoax też jadł jelenia.
- Gdzie rośnie ta lecznicza roślina?-Krzyknęłam, zrywając się na równe nogi.
- Przy rzece, ale...czekaj!- Nivra próbowała mnie zatrzymać, ale ja już zmieniałam się w wilka.
" Dokończymy później " wysłałam jej myśl i pobiegłam w stronę rzeki.
( Hoax? )

poniedziałek, 13 stycznia 2014

(Wataha Burzy) od Isabelli

Postanowiłam, że dam jeszcze trochę czasu Ice’owi. Nie mogę na niego aż tak naciskać, jeżeli nie chcę go w zupełności stracić. Wiem, że ogromnym błędem było to jak zachowałam się w stosunku do Rena, ale byłam lekko zdenerwowana. Tak, lekko. Ciekawe co by było, gdybym wpadła w furię. Po tej krótkiej rozmowie z Ice’m byłam strasznie zmęczona. Oparłam głowę na jego ramieniu i zasnęłam dając mu dużo czasu na przemyślenia. Nie spałam jednak długo. Nigdy długo nie śpię. Gdy się obudziłam zauważyłam, że Ice jest ciągle przy mnie. Uśmiechnęłam się lekko do niego.
- Dzień dobry. – powitał mnie odwzajemniając uśmiech.
- Raczej dobry wieczór. – powiedziałam spoglądając na zachód słońca.
- A to przepraszam. – chłopak najwidoczniej nie zauważył, kiedy słońce zaczęło się chować za horyzontem.
Zaburczało mu w brzuchu. Zaśmiałam się cicho.
- Widzisz tamtego jelenia? – szepnęłam mu do ucha. – Wiesz co masz robić. – przypomniałam sobie dzień, kiedy również razem polowaliśmy. W niedługim czasie jedliśmy już razem. Gdy skończyliśmy, poszliśmy usiąść pod tym samy drzewem, pod którym, w południe zastał mnie zalaną łzami. Miło było sobie tak posiedzieć i pogadać o niczym.
- Opowiedz mi coś o sobie. – zaproponował z uśmiechem.
- No dobrze. – wiedziałam o co mu chodzi. – To jak już wspominałam mój ojciec zginął, a matki nienawidzę. Podobno mam siostrę, ale nie wiem co się z nią dzieję. Nie znam jej. Więc uważam, że nie jest ona moją siostrą. Zauważyłeś już pewnie, że na początku kiedy tu trafiłam czułam się trochę nieswojo. Już lepiej się czuję. Wyglądam tak jak wyglądam. Ech..nie żeby mi coś nie pasowało. – popatrzył na mnie spode łba.
(Ice?)

sobota, 11 stycznia 2014

(Wataha Ziemi) od Nivry

Usłyszałam jakiś ruch przy wejściu do mojej jaskini. Wychyliłam więc głowę przez wejście i pierwszym co zobaczyłam była Faith, inna niż zwykle, blada z podkrążonymi oczami i chwiejąca się na nogach. Kiedy się do niej zbliżyłam szepnęła:
- Musisz mi pomóc...
Podpierając się na moim ramieniu zdołała przejść jeszcze kilka kroków i opadła na łóżko.
- Co ci jest? Co się stało? - Zadawałam te pytania trochę bez sensu, bo gdyby Faith wiedziała co jej jest z pewnością poradziłaby sobie sama. Nie myślałam o tym, co mówię - byłam śmiertelnie przerażona. Za chwilę jednak opanowałam się. ONA POTRZEBUJE POMOCY - ta jedna myśl pozwoliła mi odzyskać jasność umysłu.
- Zaczekaj... Od kiedy tak się czujesz?
- Od wczoraj - zdołała wyszeptać. Była niezwykle silna, inna dziewczyna już dawno by zemdlała. MYŚL, MYŚL - mówiłam sobie. I nagle pojawiło się jakieś wspomnienie z mojego dzieciństwa, coś kiedy jeszcze żyłam we własnym mieszkaniu... Jakaś blada osoba tak bardzo przypominająca leżącą teraz, słabą Faith. Za nic nie mogłam sobie przypomnieć, kto to mógł być... Ale wiedziałam jedno: powodem tamtej choroby była zatruta krew jakiegoś dzikiego zwierzęcia.
- Polowałaś? - Zapytałam szybko.
- Tak... Polowałam na terenie Watahy Burzy... Na jelenia...
TAK TO BYŁ JELEŃ... - znów pojawiło się to dziwne wspomnienie. Nie miałam czasu dłużej się zastanawiać. Wybiegłam z jaskini. Szybko przemieniłam się w wilka. Coś mi mówiło, że lekarstwem jest jakaś roślina, rosnąca nawet pod śniegiem... ETUIR - znów jakaś myśl przesłoniła mi umysł.
- Etuir - szepnęłam do siebie jakby powtarzając za kimś.
Biegłam najszybciej jak potrafiłam. Etuir rosnął w pobliżu rzek, choć sama nie wiedziałam skąd to wiem. Zbliżyłam się do brzegu, chwyciłam w zęby kilka zielonych roślin i ruszyłam z powrotem. Wpadłam do jaskini jak burza, zmieniłam się w człowieka i drżącymi rękami podałam Faith Etuir. Spojrzała na mnie pytająco.
- Jedz. - Szepnęłam. Z każdą chwilą na twarzy Faith pojawiały się rumieńce. Pod wieczór Alfa Wody poczuła się już lepiej. Miała nawet siłę wstać i przejść kilka kroków. Nadal była słaba, ale najważniejsze było to, że poczuła się lepiej.
- Dziękuję. - Powiedziała do mnie już bardziej rześkim tonem. - Ale skąd wiedziałaś...?
Na to pytanie jednak nie umiałam znaleźć odpowiedzi.

(Wataha Wody) od Faith

Obudziłam się z nie lepszym niż wczoraj samopoczuciem. Gdy dotarły do mnie wspomnienia z poprzedniego dnia, miałam ochotę znów zasnąć i najlepiej nigdy się nie obudzić. Po pierwsze: chyba czuję coś do Hoax'a. Po drugie: zasłabłam na jego oczach z niewiadomego powodu. Po trzecie: Ren wie, że cały dzień spędziłam właśnie z nim. I po czwarte: nie czułam się ani odrobinę lepiej. Zaczęłam zastanawiać się, co mogło mi zaszkodzić, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Dziękowałam Bogu, za pomoc Hoax'a, bo gdyby nie on najprawdopodobniej leżałabym teraz gdzieś w krzakach i umierała z wycieńczenia, albo oziębienia. Kiedy wstawałam z łóżka, czułam w głowie pulsujący ból, do którego dochodziły jeszcze mdłości. Przeklinałam w duchu, swój brak umiejętności samoleczniczych i znachorskich. Trzymając się za brzuch, jakimś cudem dowlokłam się do głównego pomieszczenia, mając nadzieję, że zastanę tam kogokolwiek przydatnego. Chyba mam ostatnio wyjątkowego pecha, bo zamiast Ice'a (którego się spodziewałam), na kanapie siedział Ren. No cóż...tak musiałabym wkońcu się z nim spotkać. Zdziwiło mnie tylko, że został tutaj na całą noc.
- Co ty tu robisz?- chyba niezbyt go zaskoczyłam, bo zamiast być zaskoczony, ten rzucił mi tylko zmartwione spojrzenie czarnych jak węgiel oczu.
- Dobrze się czujesz? Ledwo trzymasz się na nogach- w jednej chwili już był już przy mnie, podtrzymując mnie ręką w talii. Mimowolnie przypomniał mi się dotyk Hoax'a.
- Tak- powiedziałam, nie patrząc mu w oczy. Od razu zorientował się, że kłamię. Złapał mnie za podbródek i zmusił, żenym spojrzała mu w oczy. Serce znów zaczęło mi mocniej bić.
- Kłamiesz-stwierdził. Spuściłam wzrok.
- Jak mogę ci pomóc?- Byłam szczęśliwa, że nie wypytywał mnie o to, co wczoraj robiłam, ani dlaczego byłam z Hoax'em.
- Pomórz mi dostać się do Nivry- to było jedyne, co przychodziło mi do głowy. Jeśli ktoś miałby mi pomóc, to tylko ona.
- Dasz radę iść?
- Nie wiem... - zawahałam się i to mu wystarczyło. Patrzyłam na czarnego wilka, przynajmniej dwa razy większego ode mnie.
" Połóż się ma moim grzbiecie " w mojej głowie odezwał się jego głos. Ta sytuacja, aż za bardzo przypominała scenę z wczoraj, z tą różnią, że przede mną stał Hoax. Ułożyłam się posłusznie na grzbiecie basiora i mocno chwyciłam go pod boki. Biegliśmy dłużej, niż normalnie. Pewnie dla tego, że Ren miał na plecach dodatkowy ciężar, a wszystkiego nie ułatwiał jeszcze sypiący śnieg.
" Zatrzymaj się tutaj " wysłałam mu myśl, jakieś dwadzieścia metrów od miejsca, gdzie wyczuwałam Nivrę. Dalej chciałam iść sama.
Basior pozwolił mi zejść z niewielkim wahaniem i zmienił się w człowieka, żeby mnie podtrzymać.
- Dalej pójdę sama.
- Oszalałaś?! Nigdzie nie idziesz!-warknął.
- Ren...Zrozum, nie możesz mi rozkazywać.- potrząsnęłam głową.- Puść mnie.
Nie ruszył się.
- Zaniosę cię.- powiedział wkońcu.
- Nie, chcę iść sama. I tak już zrobiłam z siebie wystarczającą ofiarę.
- Dobrze, ale pozwolisz się zanieść jeszcze kawałek. Zrobię tak, żeby mnie nie zobaczyła. Może być?
- Może.- sapnęłam zrezygnowana i dałam się podnieść. Niósł mnie w ramionach, aż do samego wejścia jaskini Watahy Ziemi, pozwalając mi wdychać swój zapach. Kiedy wreszcie postawił mnie na ziemi, posłałam mu wdzięczny uśmiech i lekko się chwiejąc, stanęłam na palcach żeby pocałować go w policzek.
- Dziękuję.
- Daj znać jak będziesz mnie jeszcze potrzebować.-dodał.- Daj znać tak czy tak.- poprawił się i zniknął, bo zza drzew wychynęła Nivra.
- Musisz mi pomóc-powiedziałam krótko, ledwo utrzymując się na nogach.
( Nivra? )


(Wataha Wody) od Ice'a

Nie pamiętam kiedy było mi tak głupio jak teraz. Bella chyba nieźle się wkurzyła, bo w pewnym sensie obraziła Rena, a to z pewnością nie było dobre posunięcie.
- Powiedz tej laluni, że przy naszym następnym spotkaniu, mogę już nie być taki miły- powiedział do mnie beznamiętnym tonem, kiedy wadera wybiegła z jaskini.
- Ona nie zna jeszcze swojego miejsca, Ren. Odpuść.- Próbowałem jakoś ją z tego wyciągnąć. Sam nie chciałbym mieć na pieńku z Renem, ale ona jeszcze nie widziała przed kim powinna czuć respekt.
- Niech ci będzie- westchnął, rozkładając się na kanapie.- Ale masz ją nauczyć szacunku do Alf.
Skinąłem głową. Wyglądało na to, że Ren nie jest z byt dobryn nastroju. Zawsze gadał ze mną jak z równym sobie.
- Chcesz tu czekać na Faith? Z nim?- wskazałem na chłopaka, z którym przyszedł.
- Ja tak, Devon nie.
- Dlaczego nie? Bardzo chętnie zostanę.-odezwał się facet o imieniu Devon.
- Nie, nie zostaniesz.- Ren był nieugięty.
- Jak chcesz.- Basior poddał się i wyszedł z jaskini z podejrzanym uśmieszkiem na twarzy.
- Ja też spadam.- rzuciłem w stronę Alfy Powietrza i zmieniłem się w wilka. Szedłem tropem Belli i z zaskoczeniem stwierdziłem, że prowadzi on do miejsca. w którym ostatnio się spotkaliśmy. Zmieniłem postać, widząc siedzącą pod drzewem Bellę. Chyba płakała.
- Przepraszam - powiedziałem, chcąc, żeby zrobiła mi miejsce.
- Nie znasz innego słowa?!- wrzasnęła i zakryła twarz dłońmi.
- Uspokój się, Bella.- dotknąłem jej ramienia.- Przyszłem, żeby ci coś powiedzieć.
- Że mnie nie kochasz. Wiem.- pociągnęła nosem.
- Nie o to chodzi... Ja po prostu potrzebuję więcej czasu. Zależy mi na tobie, ale prawie się nie znamy.
- Jasne, niech ci będzie...- otarła łzy z policzków.- Jeśli chodzi o to, co wydarzyło się u ciebie w jaskini...- zaczęła.
- To był impuls. Obiecuję, że to się nie powtórzy.
- Aha, wszystko jasne. Czyli to były tylko głupie hormony, tak?!
- NIE! Bella, musisz mnie najpierw poznać. Nie chcę cię wykorzystać, rozumiesz?!- nie wytrzymałem.
- Tak. Przepraszam.- W jej oczach było zbyt dużo sprzecznych emocji.
- Więc w porządku?- zapytałem, opierając brodę o jej czoło.
- Tak.- Objąłem ją ramionami i pozwoliłem zasnąć. Miałem sporo czasu, żeby pomyśleć nad tym co czułem JA.

(Wataha Burzy) od Hebi

- Nikomu nie można ufać.
Odkąd pamiętam byłam o tym święcie przekonana.
- Mi można - usłyszałam cichy głos Ice'a. Spojrzałam na niego. Spróbował się uśmiechnąć - On cię skrzywdzi. Trzymaj się od niego z daleka.
- Kim jesteś, że śmiesz mi mówić, co mam robić?!
- Przyjacielem - zamknęłam się, kiedy Ice niemal wyszeptał to słowo - Dobranoc, Hebi.
Patrzyłam jak zmienia się w wilka i znika za drzewami. Przeniosłam wzrok na ognisko.
"Przyjaciel...to tylko kolejny wróg, który się jeszcze nie ujawnił"
Spróbowałam zapomnieć o Ice'ie. Skupiłam się na ognisku.
"Ogień..." przypomniałam sobie wydarzenia z poranka "Macabre..."
*
Nie wiedziałam kiedy zasnęłam.
Obudziło mnie słońce, ognisko już dawno się wypaliło. Nie czułam w okolicy niczyjej obecności, co oznaczało, że ani Bella, ani Hoax jeszcze nie wrócili. 
Podniosłam się z ziemi. Mój wzrok powędrował ku słońcu - znowu ogień - a myślami wróciłam do mojego spotkania z Alfą Watahy Ognia.
Jego zachowanie było dość dziwne (nawet jeżeli wezmę pod uwagę fakt, że prawdopodobnie jest chory psychicznie), szczególnie kiedy opuszczał tereny Watahy Burzy. Najpierw wyglądał jakby chciał stanąć do walki, a potem tak po prostu odszedł. I jeszcze te oczy...Śniły mi się.
Nie mogłam ich zapomnieć. W tamtym momencie wyglądały jakby należały do kogoś zupełnie innego. Nawet ja to widziałam, mimo iż znaliśmy się tak naprawdę około 10 minut.
Kiedy o tym myślałam podjęłam prawdopodobnie najgłupszą decyzję mojego życia:
"Muszę go znaleźć".

piątek, 10 stycznia 2014

(Wataha Wody) od Faith

- Więc...Pomyślałam, że Hebi może chcieć odzyskać swój stanik...-Przerwałam ciszę, która między nami zapadła. To głupie, ale wydawało mi się, że pomiędzy naszymi ramionami, oddalonymi od siebie o kilka milimetrów, powietrze zaczęło się elektryzować...
- Tak...Może mógłbym iść teraz z tobą po niego?- Zapytał Hoax. Nie będę kłamać, że miałam coś przeciwko.
- Władca, pyta o zdanie swoją zwykłą poddaną?- Spróbowałam ukryć swoje ZBYT radosne nastawienie na perspektywę spędzenia jeszcze trochę czasu z Hoax'em.
Uśmiechnął się do mnie jednym ze swoich najlepszych uśmiechów, wyglądając przy tym na prawdę uroczo. Warto było się poniżać dla takiego widoku.
- Nie taką znowu "zwykłą"...- Powiedział wkońcu. Na chwilę moje serce zamarło, gdy prawie utopiłam się w jego bursztynowych oczach. Chciałam wiedzieć o czym myślał, co czuł...Miałam taką moc, ale nie chciałam używać jej na nim. Nie potrafię tego wyjaśnić, po prostu nie umiem, nie mogę robić niektórych rzeczy kiedy on jest blisko. To zaczynało się robić niebezpieczne, więc musiałam podjąć jakąś decyzję. Ren. Pomyślałam o Renie i o tym, że być może jestem w stosunku do niego nie w porządku. Nie powinnam czuć się tak w pobliżu innego chłopaka.
Odwróciłam wzrok od przystojnej twarzy Hoax'a.
- Jasne, że możesz. Moja wataha z radością przyjmuje gości.
- Dzięki. Jak nie oddam jej tego cholernego stanika, w najlepszym wypadku zostanę łysy.
- Mogłabym go spalić, ale podobają mi się twoje włosy- Popełniłam błąd, kiedy znów spojrzałam mu w twarz. Nogi mi zmiękły i coś zaczęło obracać się w moim żołądku. Ren, Ren. Pamiętaj o Renie.
- Wszystko w porządku?- Hoax złapał mnie w pasie, od czego zrobiło mi się jeszcze bardziej niedobrze. Musiałam być blada, bo jego twarz przybrała zmartwiony wyraz.
Czy on musiał mnie obejmować?! Nie mogłam się skupić, ale zawroty głowy nieco złagodniały. Zaskoczona, zdałam sobie sprawę z tego, że to jego bliskość pomaga mi wrócić do siebie. Zrezygnowana, oparłam głowę o jego bok.
- Tak, zakręciło mi się tylko w głowie.- Wyjąkałam. Wyszarpałam się z jego uścisku, ale moje nogi nadal przypominały watę. Osunęłabym się na ziemię, gdyby nie muskularne ramię Hoax'a, który widząc w jakim jestem stanie, przyciągnął mnie do siebie. Co to do k*rwy miało być?! Co jest ze mną nie tak?! Nie pamiętam kiedy ostatnio osłabłam.
- Chyba jednak nie.- mruknął.
- Mam ostatnio dużo pracy... To pewnie dlatego.- Wymyśliłam coś szybko, odrywając się od niego z żalem.
- Zaniosę cię do twojej jaskini- powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Niech ci będzie- zrezygnowana, położyłam się na plecach dużego, czarnego wilka, w którego zmienił się Hoax. Byłam niemal pewna, że nie dałabym dzisiaj rady dojść do domu o własnych siłach. Wtuliłam głowę w miękkie futro, wciągając w nozdrza piżmowy zapach basiora. Biegł szybko, ale jednocześnie bardzo ostrożnie. Zupełnie jakbym była lekką, porcelanową lalką, którą może rozbić. Nie pozwolił mi zejść, aż do samej jaskini, gdzie bardzo powoli ześlizgnęłam się z jego grzbietu i wspomagana jego ramieniem wstałam na dwie nogi. W milczeniu wprowadził mnie do środka, obejmując mnie tym razem w talii. Po ciele przechodził mi prąd, ale nigdy nie przyznałabym się, że w tamtej chwili czułam coś więcej niż tylko mdłości. Omal znów nie osunęłam się na ziemię, kiedy z mroku wyłonił się Ren.
- Gdzie byłaś? Czekam na ciebie od kilku godzin.- Wydawał się zirytowany. Gdy jego wzrok padł na Hoax'a, a potem jego dłoń na mojej talii, zdałam sobie sprawę, z tego jak wyglądamy.- Co ty tu ku*wa robisz?! -warknął do Hoax'a, zaciskając dłonie w pięści.
- Odprowadzam twoją dziewczynę. Źle się poczuła, Pajacu.- Basior wydawał się nie poruszony i pociągnął mnie do mojej groty. Byłam tak zaskoczona i zdezorientowana, że nie powiedziałam ani słowa, kiedy pomagał mi usiąść na łóżku. Ren chyba się zatkał, bo stał wciąż w tym samym miejscu i nie powiedział ani słowa.
- Czekaj.-Podniosłam się na łokciach, widząc jak Hoax wychodzi.- A stanik?- Podałam mu własność Hebi.
- Dzięki, może uda mi się zachować włosy- posłał mi uroczy uśmiech, chowając bieliznę do kieszeni.
- To ja dziękuję- powiedziałam.-I przepraszam za...no wiesz...- wskazałam głową na milczącego teraz Rena.
Słyszałam jeszcze jak mówi coś do Rena, a potem wszystko spowiła ciemność.

(Wataha Burzy) od Hoax'a

-Co to jest "Pojednanie" i jaki to ma związek z tobą i Renem? - kompletnie odechciało mi się ukrywać faktu, że cała sytuacja mocno mnie irytuje.
-Nieważne. Możemy o tym nie rozmawiać?
-Niech będzie - nie do końca to rozumiałem, ale kiedy patrzyła mi w oczy mogłem nawet skoczyć w ogień. Zrezygnowałem z dalszego dochodzenia i posłałem jej uśmiech.
-A więc...- zaczęła- Pozwolisz mi zapolować ten jeden, jedyny raz na waszym terenie, o Panie?
Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu kiedy złożyła mi ukłon.
- W drodze wyjątku - zmieniłam się w wilka, a Faith zaraz za mną "Pod warunkiem, że zdobycz dzielimy na pół"
"Jak sobie życzysz, Panie"
*
-Właściwie jak tu trafiliście? - Faith nagle zadała mi pytanie po dość udanym polowaniu.
-Hm?
-Ty i Hebi. Jak trafiliście do Niemych Gór? Ten teren nie powinien być łatwy do odnalezienia.
Chwilę milczałem. Musiałem się zastanowić co powiedzieć. Nie chciałem jej okłamywać, ale z drugiej strony wiedziałem, że jeśli powiem choćby jedno słowo za dużo Hebi nie da mi żyć. W końcu powiedziałem:
-Kiedy nasz ojciec zniknął, sam musiałem opiekować się Hebi. Ona była wtedy jeszcze bardzo mała, więc większość obowiązków przypadła mi - spojrzałem w złote oczy Faith. Wydawała się być zainteresowana - Przyszedł czas, że nie mogliśmy już dłużej mieszkać w miasteczku. Ludzie zrobili się podejrzliwi. Pewnej nocy po prostu opuściliśmy nasz dom. Od tej pory ciągle zmienialiśmy położenie. Nigdzie nie było dla nas miejsca, a kiedy już było szybko okazywało się, że nie możemy tam zostać. Kiedy ostatnio próbowaliśmy ustalić, gdzie pójdziemy "trochę" się posprzeczaliśmy - skrzywiłem się na wspomnienie stanika ciśniętego w moją twarz - Hebi gdzieś pobiegła, jakimś cudem znalazła się w Niemych Górach, a ja pobiegłem za nią... Resztę znasz.
-Rozumiem...A co dokładnie masz na myśli mówiąc, że wasz ojciec "odszedł"?
Cholera. Jednak powiedziałem jedno słowo za dużo. Zacząłem się nerwowo rozglądać z nadzieją, że na kamieniu albo korze drzewa znajdę odpowiedź jak się z tego wykręcić przy okazji nie oszukując Faith.
-Przepraszam, nie powinnam pytać - dziewczyna najwyraźniej odebrała moje rozpaczliwe przeszukiwanie skał i drzew jako prawdziwą rozpacz. 
Spróbowałem się do niej uśmiechnąć.
-Nie przejmuj się...
Patrzyliśmy sobie w oczy. Zawsze kiedy tak jest nie mogę powstrzymać się od uśmiechu...
Nie wiem ile trwała cisza, ale w końcu przerwała ja Faith.
-Więc...Pomyślałam, że Hebi może chcieć odzyskać swój stanik...
-Tak...Może mógłbym teraz iść z tobą po niego?

(Faith, my Lady?)

środa, 8 stycznia 2014

(Wataha Burzy) od Isabelli

- W dupie. – powiedziałam z odrazą. Ubrałam się i miałam zamiar wyjść, ale Ice złapał mnie za rękę.
„Zobaczymy się jeszcze?” – wysłał mi myśl. Uśmiechnęłam się, bo kiedyś to już od niego słyszałam.
„Całkiem możliwe.” Odpowiedziałam mu. Wyswobodziłam moją rękę z jego uścisku i wyszłam. Mało obchodziło mnie to co Ren sobie pomyślał. Zmieniłam się w wilka i biegłam. Chciałam uciec jak najdalej stąd, żeby nikt mnie nie znalazł, ale nie. Nie mogłam mu tego zrobić.  Postanowiłam się przejść i wszystko przemyśleć. Ale nie byłam w stanie myśleć. Łzy same pociekły mi po policzkach, ale nie miałam siły, by toczyć z nimi walki i je zatrzymywać. Po głowie chodziło mi tylko jedno : „biegnij, biegnij jak najdalej”.  Walczyłam z tą myślą długo. Oj, nie chciałabym się znaleźć na miejscu tego kto by mnie teraz spotkał. Kopnęłam z całej siły w pobliskie drzewo i już cała zalana byłam łzami.  Usiadłam. Nie miałam zamiaru wracać dziś do jaskini. Zostanę tu. Posiedzę, bo i tak nie zasnę. Teraz to najchętniej zapadłabym się pod ziemię.  Nie myśl o tym. Nie bądź głupia. Jesteś głupia. Zakochałaś się w chłopaku, który prawie nic do Ciebie nie czuje.  Mówiłam do siebie w myślach. Super. Jeszcze do tego wszystkiego zwariowałam. Oparłam się o pień drzewa i rozpłakałam. Znowu. Jeju, ile ja mam tych łez.  Pamiętam, zanim jeszcze zmieniałam się w wilka, to się cięłam. Pamiętam to. Teraz kiedy zobaczyła stare ślady. Och..nie wiem co mam powiedzieć. Żałuję. Tak, bardzo.  Znowu byłam głodna. Kiedy przypomniałam sobie dzisiejszy poranek znowu po moich policzkach płynęły strumienie łez. Cóż, idę na polowanie. Tym razem sama. Zaszłam tego smakowitego jelenia od tyłu i już w niedługim czasie jadłam. Nie oddaliłam się zbytnio od mojego cudownego drzewa. To dobrze. Wyświetliłam sobie mentalnie mapę. Popatrzyłam. Uff. Jestem na wolnych terenach. Wspaniale. Ułożyłam się pod drzewem żeby zasnąć, ale nie potrafiłam.  Nagle poczułam szturchnięcie w plecy. Przeraziłam się. Wstałam.
- Przepraszam. – usłyszałam po raz kolejny. To mnie zaczynało już irytować.
( Ice? )

(Wataha Powietrza) od Rena

- Nie wolno ci występować przeciw mnie, jako swojemu Alfie, ale z innymi możesz robić wszystko, co ci się żywnie podoba.- Mówiłem do Devona, bawiącego się końcem swojego kucyka.
- Fajnie. Dalej- ponaglił mnie.
- Nasze tereny graniczą z terenami Watahy Ognia, ale nie wolno nam tam polować. Możesz to robić tylko na terytorium należącym do naszej watahy.
- A skąd mam widzieć, gdzie przebiega ta cała "granica"? Nasikałeś tam, czy jak?- Nie mogłem się powstrzymać od jęku.
- Nie! Istnieje tam magiczna bariera, dzięki której wiem, że ktoś obcy znajduje się na mojej ziemi, kretynie.-Warknąłem poirytowany.
- Czaję. Kontynuuj.- Devon wydawał się nie poruszony.
- Nie wolno ci sprowadzać tutaj ludzi.- ciągnąłem.- Jakichkolwiek.-dodałem.
- Czyli dziwki nie wchodzą w grę?
- NIE.
- To co ja mam tutaj robić?! Przecież muszę jakoś zaspokajać swoje fizyczne potrzeby.- Basior był wyraźnie oburzony. Omal nie parsknąłem śmiechem, widząc jego zbolałą minę.
- Wader tutaj nie brakuje, jeżeli o to ci chodzi.
- Wiem. Nawet mam już jedną na oku. Widziałem ją, kiedy włóczyłem się po górach.
- Jak wyglądała?- zainteresowałem się.
- Hmmm... Pociągająca. Ładna. Nawet bardzo. Z długimi włosami w dziwnym kolorze.-powiedział od niechcenia. Zaniepokoiłem się.
- Srebrne?- Miałem nadzieję, że nie mówił o Faith.
- Dokładnie! Znasz ...- nie dokończył, bo złapałem go za szyję i przycisnąłem do ściany.
- Nie dotkniesz jej. Zrozumiano?!- warknąłem mu prosto w twarz.
- Dobra- syknął, walcząc o oddech.- Puść mnie!
Poluzowałem ścisk, ale nie puściłem.
- Ona jest nietykalna. Zapamiętaj to sobie.-dodałem przez zaciśnięte zęby i puściłem szyję chłopaka.
Uderzył z trzaskiem o podłogę i zaczął rozmasowywać sobie szyję, na której zostały ciemne ślady.
- Wyluzuj, nie wiedziałem, że to twoja dziewczyna...
- To nie jest moja dziewczyna.- rzuciłem.- Ale i tak nie masz prawa się do niej zbliżać.
- Niech ci będzie, psie ogrodnika- westchnął.- Pokażesz mi wszystkie inne tereny?- Zmienił błyskawicznie temat.
Skinąłem głową i ruszyłem w postacie wilka. Zapadała już noc, ale lubiłem chodzić po zmroku. Devon podążał  w ślad za mną przez Watahę Ognia, Ziemi i w końcu Wody. Przechodząc obok jaskini, postanowiłem zapytać Faith, czy nie mogłaby pomóc mi sprowadzeniu odrobiny wody do mojej groty.
" Zaczekaj tu, muszę coś szybko załatwić " zwróciłem się do Devona i wszedłem do jaskini.
Było ciemno, ale wiedziałem, że ktoś jest w środku. Z kanapy dobiegały jakieś jęki i westchnienia, które mogły oznaczać tylko jedno. Ktoś się tutaj BARDZO niegrzecznie bawił. Wyciągnąłem zapałki, modląc się w duchu, żeby nie zobaczyć tam Faith z jakimś fagasem. Zapaliłem pochodnię na ścianie, a moim oczom ukazały się dwa splątane ze sobą ciała Ice'a i jakiejś dziewczyny. Kiedy mnie zobaczyli natychmiast zerwali się z kanapy i zaczęli zbierać rzeczy w podłogi. Ice Szybko zapiął spodnie i rzucił mi zaskoczone spojrzenie,a za mną pojawił się Devon.
- Fiu fiu. Chyba trafiliśmy w sam środek akcji.- Zagwizdał.
- Gdzie, do cholery jest Faith?- Zadałem jedyne pytanie, które przychodziło mi do głowy.
( niech dokończy kto chce )


(Wataha Wody) od Ice'a

Nie ruszyłem się nawet o milimetr przez cały dzień, siedząc cały czas z twarzą w dłoniach. To co zrobiłem nie dawało mi spokoju i sam nie widziałem co tak na prawdę czuję. Wiedziałem za to, że jestem totalnym dupkiem, skoro zostawiłem Bellę, po tym jak ją pocałowałem. Nagle usłyszałem, że do groty ktoś wszedł
-Ice?
 Podniosłem głowę i z przerażeniem stwierdziłem, że Isabella właśnie stała kilka metrów dalej ode mnie.
- Przepraszam.- Wiem, że się powtarzam, ale nic co mógłbym powiedzieć nie przychodziło mi do głowy.
- Ale za co ty mnie przepraszasz?! Przecież sama tego chciałam!- Zdaje się, że dokończyła zdanie, które wczoraj jej przerwałem.
Sam nie znałem odpowiedzi na to pytanie. Nie żałowałem tego, że ją pocałowałem, tylko tego, że to nie była Hebi. Cholera! Co jest ze mną nie tak?! Może przepraszałem ją za to, że nie jestem wobec niej szczery? A może za to, że zależy mi jednocześnie na dwóch dziewczynach. Może za to, że ją pocałowałem i dałem nadzieję, a od początku wiedziałem, że czuję coś (chodź nie wiem co) do Alfy Burzy. To było nie fair w stosunku do Belli i żałowałem, że sprawy się tak potoczyły. Bo ona była na prawdę świetna i mimo wszystko zależało mi na niej. Tylko, że z Hebi łączyło mnie coś, czego do końca sam nie rozumiałem. Coś co nie miało żadnych szans.
Bella spojrzała mi głęboko w oczy i wstrzymała oddech, na co natychmiast odwróciłem wzrok.
- Ice, ale ja Cię kocham- wydusiła z siebie na bezdechu.
Przez jedną długą sekundę zastygliśmy bez ruchu. Machinalnie zwróciłem ku niej spojrzenie i zobaczyłem w jej oczach strach. Chciałem odpowiedzieć jej to samo, ale nie mogłem. Zabawne, że wszystko skomplikowało się w tak krótkim czasie.
Dotknąłem policzka wadery i posłałem jej słaby uśmiech.
- Tak ci się tylko wydaje.- powiedziałem bez emocji i uchwyciłem smutny błysk rozczarowania w jej oczach.
- Nic do mnie nie czujesz, prawda?- zapytała z łzą w oku.
To co później zrobiłem, było całkiem nieprzewidziane. " Przepraszam, Hebi " pomyślałem, czując mieszaninę różnych emocji. Przywarłem do niej ustami i przygniotłem ją całym ciężarem swojego ciała. Jęknęła i włożyła rękę pod moją koszulkę. Przeniosłem usta na jej szyję, złapałem ją w pasie i wciąż całując położyłem na kanapie. Przerwałem tylko na chwilę, żeby spojrzeć jej w oczy,  po czym zadarłem jej koszulę i zacząłem kreślić koła na obnażonej skórze.
- Powiedz, jeśli tego nie chcesz- szepnąłem jej w ucho.
( Bella? )

wtorek, 7 stycznia 2014

(Wataha Burzy) od Isabelli

 - Za co mnie przepraszasz? Przecież, sama tego… - powiedziałam w końcu, ale nie zdążyłam dokończyć. 
Nie zdążyłam mu powiedzieć jak świetnie się przy nim czuje. Nie zdążyłam mu powiedzieć, że obawiam się iż się w nim zakochałam.  
Już go nie było. Może po prostu on tego nie chciał. Może zrobił to tylko dlatego, ponieważ uważał, że tak będzie lepiej. Cóż, dla mnie to kolejny dowód tego, że na pewno jestem w nim zakochana. Siedziałam pod tym samym drzewem, pod którym rano go spotkałam. Siedziałam i płakałam. O nie. Nie mogę się poddać.  
Kocham go i muszę o niego walczyć. Postanowiłam, że wybiorę się do niego na spokojnie porozmawiać, bo nie mogę tak tego zostawić. Najpierw muszę sobie jednak to wszystko przemyśleć. Uspokoić się. Ukoić moje myśli. Zamknęłam oczy. Słuchałam śpiewu ptaków, szumu wiatru. Wreszcie mogłam spokojnie myśleć. Tak muszę mu to powiedzieć. Nie mam nic do stracenia. Kierowałam się w stronę jaskini Watahy Wody, czułam jego zapach, podążałam dokładnie tą samą drogą, którą on wcześniej podążał. Jestem.  Weszłam i powoli zmierzałam korytarzem, aż go znalazłam. Siedział pod ścianą z twarzą w dłoniach. 
- Ice? – zapytałam niepewna, czy dobrze robię. 
Chłopak spojrzał na mnie przerażony.  
- Przepraszam. – usłyszałam z jego ust po raz kolejny.  
- Ale za co Ty mnie przepraszasz?! Przecież sama tego chciałam! – Nie mogłam już wytrzymać. 
Może on przepraszał mnie za to, że on tego nie chciał. Już sama się pogubiłam. Nie odpowiedział mi na to pytanie. Usiadłam koło niego i popatrzyłam mu prosto w oczy. Chłopak szybko odwrócił wzrok. Kocham go. Tak teraz mam 100% pewność. 
Zastanawiałam się czy nie odejść, ale wyszłabym na tchórza, a ja taka nie jestem. Po prostu powiem mu to co czuję, to nie jest przestępstwem.  
- Ice, ale ja Cię kocham. – powiedziałam w końcu wstrzymując oddech. 
Czekałam na tą odpowiedź jak na śmierć. Myślałam, że umrę. Tak bardzo się bałam tego, co mogę usłyszeć. 

(Ice?)

(Wataha Wody) od Ice'a

" Ty zajdziesz go od tyłu, a ja odetnę mu drogę " wysłałem Belli myśl.
" Tylko nie pozwól mu uciec " drażniła się ze mną. W sumie, to całkiem poprawiało mi humor.
" Tak jest " kiedy odwróciłem się do niej, jej już nie było. Skierowałem wzrok na ścieżkę, którą właśnie skradała się do nieświadomego niebezpieczeństwa jelenia. Przygotowałem się do ataku na przerażone zwierzę, biegnące teraz w moją stronę. Bez wahania rzuciłem mu się do gardła i rozciąłem je kłami. Pachniał świetnie, a mnie poleciała już ślinka na myśl o ciepłym posiłku. Poczekałem na Bellę.
" Co najbardziej lubisz? " spytałem z błyskiem rozbawienia w oczach.
" Żeberka " zamerdała ogonem.
" No to zajadaj! " Wskazałem łbem na leżącego na ziemi zwierza. Chwilę później jedliśmy razem, zachwycając się delikatnością mięsa. Gdy wreszcie się najedliśmy, zostawiliśmy resztki i odeszliśmy dalej od miejsca polowania. Zadowolony, zamieniłem się w człowieka, a Bella poszła w moje ślady. Przebywanie z nią nie było wcale takie złe, bo dzięki tej dziewczynie zapominałem o Alfie Burzy, która mimo wszystko, z nieznanych mi powodów siedziała mi w głowie. Ice, idioto! Nie myśl o niej. To, że ma ładną buzię, nie tłumaczy twojego zachowania! Muszę przestac się nią interesowac...
Moje myśli przerwało szturchnięcie. Spojrzałem trochę nieprzytomnie na twarz Belli, zbyt blisko mojej.
- Wszystko dobrze? - Zapytała z troską.
- Tak, zamyśliłem się. Przepraszam.- Popatrzyłem jej w oczy i nagle zdałem sobie sprawę, że Hebi nie ma już w mojej głowie. Teraz widziałem tylko brązowe oczy Belli.
- O czym tak myślałeś?- Uśmiechnęła się, siadając bliżej mnie, przy drzewie.
I wtedy to zrobiłem. Nie powinienem, ale jednak to zrobiłem. Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem. Zaskoczona, odwzajemniła pocałunek, a przed oczami znów zakręcił mi się obraz Hebi. Cholera. Ice, ogarnij się, skarciłem się w myślach i objąłem waderę ramionami, całując jeszcze mocniej. Zdałem sobie sprawę z tego, co robię dopiero po całej minucie i natychmiast puściłem dziewczynę, zrywając się na równe nogi.
- Przepraszam...Przepraszam, ja.... nie chciałem...- Jąkałem się, sam nie widząc, czy chciałem czy nie. Bez względu na odpowiedź i tak to zrobiłem i moje " przepraszam "  nie było kompletnie nic warte.
Dziewczyna patrzyła na mnie jak na wariata.
- Za co mnie przepraszasz? Przecież, sama tego...- Nie dokończyła, bo w postaci wilka pobiegłem do swojej jaskini i ukryłem twarz w dłoniach. Po raz drugi okazałem się tchórzem.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

(Wataha Burzy) od Isabelli

Nie zwracałam uwagi na bardzo interesującą dyskusję Ice’a i Hebi na samym środku mojej groty i sięgnęłam po otwartą książkę. Dopiero kiedy Ice zwrócił się do mnie, odłożyłam „ Cichego Zabójcę ” na bok.
- Zobaczymy się jeszcze? – rzucił z przepraszającym uśmiechem na twarzy.
- Pewnie. – odpowiedziałam.
Wyszli. Nastąpiła cisza. To znaczy, nie taka dosłowna, bo słychać ich jeszcze było w korytarzu, a potem w dalszej części jaskini. Starałam się nie myśleć za dużo o tym wysokim blondynie, z którym spędziłam cały dzień. Nie było to jednak takie proste. Będę głupia jeżeli się w nim zakocham. Cóż, on na pewno nigdy nie zwróci na mnie uwagi, a drugi raz nie chcę mieć złamanego serca. Było już dosyć późno. Jej, nie zauważyłam nawet kiedy zapadł zmrok. Lubię mrok i nie lubię jednocześnie. Wtedy zostaję sama ze swoimi myślami. A ja tego nienawidzę. Postanowiłam, że położę się już spać. Jednak nie mogłam zasnąć. Po głowie ciągle krążył mi Ice. Jego oczy, włosy, głos. Jezu... Jestem idiotką, no wiem. Zaczęłam sobie coś nucić. Myślałam, że to ukoi moje myśli, i że wreszcie spokojnie zasnę. Nic z tego. Postanowiłam, że wybiorę się na mały spacer. Obeszłam jaskinię dookoła i znalazłam jakieś ustronne ciche miejsce. Usiadłam i zamknęłam oczy. Słuchałam szumu wiatru pośród drzew. Poczułam, że jestem senna. Nareszcie. Tak, to zawsze mnie uspokajało. Poszłam do groty i zasnęłam. Obudziłam się około czwartej nad ranem. Posprzątałam w grocie, dokończyłam książkę i  pomyślałam, że mogłabym wybrać się do mojego nowego znajomego. Kierowałam się jego zapachem, który doprowadził mnie na polanę. Polanę na wolnych terenach. Uff. Odetchnęłam z ulgą, że nie będę musiała walczyć. Znalazłam Ice’a za jednym z drzew. Siedział po turecku. Chyba medytował. Zaśmiałam się.
- Przestraszyłaś mnie! – krzyknął, zaskoczony. Usiadłam obok niego.
- No to jesteśmy kwita. – uśmiechnęłam się do Ice’a, przypominając sobie wczorajszy dzień, kiedy to on zjawił się w mojej grocie strasząc mnie.
- Co Ty tu robisz? – zapytał. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Szczerze, to przyszłam tu, bo się za nim stęskniłam, ale nie powiem mu tego. Myśl Bella, myśl!
- Zrobiłam już wszystko co do mnie należało i wybrałam się na przechadzkę. – na moje szczęście uwierzył. – A ty, co tak tu leniuchujesz? – Wczoraj mówił, że Faith zawsze potrafi znaleźć mu zajęcie, a on tu sobie tak spokojnie siedzi.
- Ta sama odpowiedź padła przed chwilą z twoich ust. – uśmiechnął się lekko do mnie.
- Yhm, bo Ci uwierzę. – uderzyłam go lekko w ramię.
- Nie chcesz, to nie wierz. – obrócił się do mnie plecami.
- Ej, tylko mi się tu nie obrażaj, Książę. – miałam nadzieję, że zrozumie mój przekaz.
- Tylko nie tak ostro. – zaśmiał się i skarcił mnie machając mi przed oczami palcem. Zaburczało mi w brzuchu. – Oj, chyba będziemy musieli wybrać się na polowanie. – zarumieniłam się.
- Prowadź – Machnęłam przed nim ręką.
( Ice? )

niedziela, 5 stycznia 2014

(Wataha Burzy) od Hebi

-Myślę, że mogę cię przygarnąć, Śmieciu. A TERAZ MOŻESZ MI ŁASKAWIE WYTŁUMACZYĆ, CO MÓJ STANIK ROBIŁ W JEJ RĘCE?!
-Tak, bardzo chciałbym ci to wytłumaczyć, ale...Muszę na siku!
Mój brat wybiegł z jaskini aż się za nim kurzyło. Nie szkodzi, ogolę mu głowę kiedy będzie spał.
To zdecydowanie był dość męczący dzień i moim jedynym marzeniem w tym momencie był jak najszybszy sen. Niestety, ktoś się uparł żeby za żadne skarby nie dawać mi dziś spokoju i wtargnął na teren Watahy. Zapach był słaby, ledwo go wyczułam.
"Dobra, masz przerąbane" było mi wszystko jedno, kto raczył zaszczycić mnie swoją obecnością. Chciałam po prostu zobaczyć jak jego/jej głowa rozbija się o skałę.
Po zapachu można było wywnioskować, że to samiec i znajduje się przy wejściu. Postanowiłam zrobić mu niespodziankę i wyszłam przejściem, które wcześniej znalazłam. W ludzkiej postaci przemknęłam między skałami i znalazłam się tuż za "gościem". Patrząc z tyłu nie dało się zbyt wiele o nim powiedzieć. Mężczyzna, może 3 lata starszy ode mnie, czarne włosy, średni wzrost (choć przy mnie i tak był wysoki), całkiem nieźle zbudowany, cały czas trzymał ręce w kieszeni. Musiał wyczuć moją obecność, bo gwałtownie się odwrócił. Teraz mogłam mu się przyjrzeć. Chłopak był dość blady, miał urzekająco czarne oczy i może gdyby nie grymas na twarzy, jaki zwykle wywołuje widok czegoś gnijącego, którym mnie obdarzył może nie kopnęłabym go w krocze.
- Co ty wyprawiasz, Mała...?! - chłopak krzyknął i prawie zgiął się w pół.
- Dla twojego dobra, lepiej nie kończ tego zdania - przerwałam mu - Zjeżdżaj.
Najwyraźniej go to rozbawiło, bo minimalnie się uśmiechnął.
- Urocze...Dobra, zejdź mi z drogi, chcę pogadać z tym debilem, który założył tu Watahę...
- Stoi przed tobą.
Nastąpiła cisza. Chłopak zmrużył oczy.
- Jaja sobie robisz?! TY jesteś Alfą?
- Masz z tym jakiś problem, intruzie?! - zrobiłam krok w jego stronę.
- Mnie nazywasz intruzem?! To ty tu jesteś obca...
- ...Hebi.
- Szukałem jakiegoś odpowiedniego wyzwiska, ale nieważne... - wyjął ręce z kieszeni. Zauważyłam, że jedna z dłoni miała metaliczny kolor - Macabre, Alfa Watahy Ognia. A teraz słuchaj, bo nie będę się powtarzał - spieprzaj stąd dopóki jestem miły, albo będą musieli zdrapywać cię ze ściany!
Co za gnojek...
- Teraz ty słuchaj! Nie mam zamiaru się stąd ruszać i nie potrzebuję waszego pozwolenia żeby tu zostać!
Nie miałam nastroju do żartów i Macabre najwyraźniej też nie. Myślałam, że będę musiałam z nim walczyć, ale kiedy podszedł do mnie skrzywił się i jego oczy drastycznie się zmieniły. Nie byłam tylko pewna, co w nich widzę i nawet mi się to podobało. Wrażenie to jednak szybko ustąpiło, bo znowu patrzył na mnie ten sam gnojek, którego spotkałam pięć minut temu.
- Później - wysyczał.
Obdarzył mnie chłodnym spojrzeniem, odwrócił się i zszedł po stromym zboczu jakby nigdy nic. Bardziej zdziwiła mnie jednak moja reakcja. Byłam kompletnie sparaliżowana i nie zdawałam sobie z tego sprawy dopóki nie odczułam potrzeby pobiegnięcia za nim i nakopania mu w ten...
Kiedy "blokada" ustąpiła wróciłam do jaskini. Myślałam, że kogoś uduszę, bo czekała mnie miła niespodzianka - dało się wyczuć obecność kolejnego obcego wilka...I to w grocie Isabelli.
Jednak tym razem to nie był całkiem obcy zapach. Byłam pewna, że już go wcześniej czułam...
Zdaję sobie sprawę z faktu, że najpierw należy zapukać, ale istnieją sytuacje wyjątkowe.
-Cześć Hebi - powitał mnie głos Isabelli.
Pasowałoby jej odpowiedzieć, ale jedyne co mogłam z siebie wykrztusić na widok wysokiego blondyna stojącego obok niej było: ICE?!

(Ice?)