niedziela, 5 stycznia 2014

(Wataha Burzy) od Hebi

-Myślę, że mogę cię przygarnąć, Śmieciu. A TERAZ MOŻESZ MI ŁASKAWIE WYTŁUMACZYĆ, CO MÓJ STANIK ROBIŁ W JEJ RĘCE?!
-Tak, bardzo chciałbym ci to wytłumaczyć, ale...Muszę na siku!
Mój brat wybiegł z jaskini aż się za nim kurzyło. Nie szkodzi, ogolę mu głowę kiedy będzie spał.
To zdecydowanie był dość męczący dzień i moim jedynym marzeniem w tym momencie był jak najszybszy sen. Niestety, ktoś się uparł żeby za żadne skarby nie dawać mi dziś spokoju i wtargnął na teren Watahy. Zapach był słaby, ledwo go wyczułam.
"Dobra, masz przerąbane" było mi wszystko jedno, kto raczył zaszczycić mnie swoją obecnością. Chciałam po prostu zobaczyć jak jego/jej głowa rozbija się o skałę.
Po zapachu można było wywnioskować, że to samiec i znajduje się przy wejściu. Postanowiłam zrobić mu niespodziankę i wyszłam przejściem, które wcześniej znalazłam. W ludzkiej postaci przemknęłam między skałami i znalazłam się tuż za "gościem". Patrząc z tyłu nie dało się zbyt wiele o nim powiedzieć. Mężczyzna, może 3 lata starszy ode mnie, czarne włosy, średni wzrost (choć przy mnie i tak był wysoki), całkiem nieźle zbudowany, cały czas trzymał ręce w kieszeni. Musiał wyczuć moją obecność, bo gwałtownie się odwrócił. Teraz mogłam mu się przyjrzeć. Chłopak był dość blady, miał urzekająco czarne oczy i może gdyby nie grymas na twarzy, jaki zwykle wywołuje widok czegoś gnijącego, którym mnie obdarzył może nie kopnęłabym go w krocze.
- Co ty wyprawiasz, Mała...?! - chłopak krzyknął i prawie zgiął się w pół.
- Dla twojego dobra, lepiej nie kończ tego zdania - przerwałam mu - Zjeżdżaj.
Najwyraźniej go to rozbawiło, bo minimalnie się uśmiechnął.
- Urocze...Dobra, zejdź mi z drogi, chcę pogadać z tym debilem, który założył tu Watahę...
- Stoi przed tobą.
Nastąpiła cisza. Chłopak zmrużył oczy.
- Jaja sobie robisz?! TY jesteś Alfą?
- Masz z tym jakiś problem, intruzie?! - zrobiłam krok w jego stronę.
- Mnie nazywasz intruzem?! To ty tu jesteś obca...
- ...Hebi.
- Szukałem jakiegoś odpowiedniego wyzwiska, ale nieważne... - wyjął ręce z kieszeni. Zauważyłam, że jedna z dłoni miała metaliczny kolor - Macabre, Alfa Watahy Ognia. A teraz słuchaj, bo nie będę się powtarzał - spieprzaj stąd dopóki jestem miły, albo będą musieli zdrapywać cię ze ściany!
Co za gnojek...
- Teraz ty słuchaj! Nie mam zamiaru się stąd ruszać i nie potrzebuję waszego pozwolenia żeby tu zostać!
Nie miałam nastroju do żartów i Macabre najwyraźniej też nie. Myślałam, że będę musiałam z nim walczyć, ale kiedy podszedł do mnie skrzywił się i jego oczy drastycznie się zmieniły. Nie byłam tylko pewna, co w nich widzę i nawet mi się to podobało. Wrażenie to jednak szybko ustąpiło, bo znowu patrzył na mnie ten sam gnojek, którego spotkałam pięć minut temu.
- Później - wysyczał.
Obdarzył mnie chłodnym spojrzeniem, odwrócił się i zszedł po stromym zboczu jakby nigdy nic. Bardziej zdziwiła mnie jednak moja reakcja. Byłam kompletnie sparaliżowana i nie zdawałam sobie z tego sprawy dopóki nie odczułam potrzeby pobiegnięcia za nim i nakopania mu w ten...
Kiedy "blokada" ustąpiła wróciłam do jaskini. Myślałam, że kogoś uduszę, bo czekała mnie miła niespodzianka - dało się wyczuć obecność kolejnego obcego wilka...I to w grocie Isabelli.
Jednak tym razem to nie był całkiem obcy zapach. Byłam pewna, że już go wcześniej czułam...
Zdaję sobie sprawę z faktu, że najpierw należy zapukać, ale istnieją sytuacje wyjątkowe.
-Cześć Hebi - powitał mnie głos Isabelli.
Pasowałoby jej odpowiedzieć, ale jedyne co mogłam z siebie wykrztusić na widok wysokiego blondyna stojącego obok niej było: ICE?!

(Ice?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz