-A kogóż to moje piękne oczy widzą? - usłyszałam nad sobą szyderczy głos.
Ciężko było go nie poznać, jednak mimowolnie spojrzałam w górę.
-MACABRE!
-A kogo się spodziewałaś? Dobrej Wróżki?
Super. Spośród wszystkich żywych istot na całej Ziemi musiałam trafić właśnie na niego.
-Co tam robisz, do cholery? - Macabre pochylił się nad przepaścią. Albo interesował go rodzaj skał, albo to kiedy i jak szybko będę spadać, bo nie wierzę, że był na prawdę ciekawy jak się tam znalazłam.
Nie odezwałam się.
-Halo? Ziemia do Hebi, słyszysz mnie, Kurwiszonie?!
-Niestety tak...
-Dobra - teraz się wyprostował - Rozumiem, że nie chcesz mojej pomocy...
Szczerze? W tamtym momencie pomoc byłaby jak najbardziej mile widziana, ale w końcu to Macabre - Alfa Ognia i największy dupek jakiego świat znał.
-Pewnie, że nie! Sama sobie poradzę debilu! - i żeby potwierdzić moje słowa spróbowałam odwrócić się przodem do skał.
Chwyciłam wystającą gałąź (albo raczej korzeń) i podparłam się nogami o wystające kamienie. Basior patrzył na to wszystko jakby ze znudzeniem i lekkim rozczarowaniem. Chciałam nacieszyć się tym drobnym zwycięstwem. Podniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy. Prawie wypuściłam z rąk korzeń za który się trzymałam. Nie wiem co się stało, nawet nie wiem co widziałam w jego oczach.
Po tym jak straciłam na chwilę równowagę Macabre jakby lekko drgnął, jednak nic nie zrobił. Dupek. Spróbowałam podciągnąć się i wrócić na poprzednią pozycję. Okazało się, że to nie był mój najlepszy pomysł życia. Kamienie na, których opierały się moje stopy pękły. Moje palce mocniej zacisnęły się na drewnie, nogi bezwładnie zwisały nad przepaścią, znowu usłyszałam głos przywódcy Watahy Ognia:
-Jesteś pewna, że nie chcesz pomocy?
Zdziwiło mnie trochę, że się przy tym nie śmiał. Musiałam wyglądać naprawdę zabawnie kurczowo ściskając niewiadomego pochodzenia fragment drzewa.
-A wyglądam jakbym chciała?! - taa...
Tym razem się nie powstrzymał. Na jego twarzy pojawił się uśmiech godny psychopaty.
-Noo...
-NIE ODZYWAJ SIĘ!
Cholera, to nie było najlepsze położenie, ale ostatnia rzecz na jaką miałam ochotę to błaganie tego idioty o pomoc. Jednak to nie była sytuacja, w których ma się wybór.
-Podaj mi rękę...-wymamrotałam.
-Co?
-Dawaj łapę!
-Przepraszam, to chyba nie tak się mówi...
Zabiję go. Kiedyś go zabiję.
Ręce zaczynały mi się ześlizgiwać.
-Proszę, pomóż...!
Mocno zacisnęłam powieki.Spadając krzyczałam. Tak mi się przynajmniej wydawało. Okazało się, że nie krzyknęłam, nawet nie spadłam. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam szeroki uśmiech Macabre.
-I co? Długo leciałaś?
Nie mogłam wykrztusić ani słowa. Jego oczy mnie zahipnotyzowały.
-Dobrze się czujesz, Wasza Wysokość? - zapytał stawiając mnie na ziemi.
Ocknęłam się, kiedy moje stopy dotknęły podłoża.
W podzięce za ratunek wymierzyłam mojemu wybawcy porządny kopniak w krocze.
(Mac - bolało?:))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz