-Myślę, że mogę cię przygarnąć, Śmieciu - Hebi uderzyła mnie w ramię - A TERAZ MOŻESZ MI ŁASKAWIE WYTŁUMACZYĆ, CO MÓJ STANIK ROBIŁ W JEJ RĘCE?!
Zdałem sobie sprawę, że na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi. Trzeba improwizować.
-Tak, bardzo chciałbym ci to wytłumaczyć, ale... - myśl, myśl - muszę na siku! - nic lepszego nie mogłem wymyślić?!
Bez względu na to jak beznadziejny był mój wykręt, i co Hebi ma zamiar mi zrobić, wybiegłem z jaskini. Przeciskając się między głazami w skalnym labiryncie prowadzącym w dół góry (eh, siostrzyczko, nie miałaś lepszego miejsca na Watahę?) wydawało mi się, że czuję zapach obcego wilka, ale to uczucie ustąpiło.
Kiedy znalazłem się na samym dole zatrzymałem się, żeby pomyśleć. Trzeba będzie poczekać do nocy, aż Hebi zaśnie, do rana może zapomni o całej sprawie i nie będę musiał tłumaczyć się ze śledzenia jej przy pomocy stanika...Jakkolwiek to nie brzmi. I tu ponownie w moje myśli wpada Faith. Nie wiem czemu, ale odkąd opuściliśmy jaskinię Watahy Wody wszystkie moje myśli i rozważania, dziwnym zrządzeniem losu sprowadzają się do niej. I jeszcze ten wilk - Ren. Nie będę ukrywał, że jakoś gościa nie polubiłem. Dlaczego - to już zagadka dla filozofów.
Kontemplacje przerwało mi burczenie własnego brzucha.
"No tak, nie jadłem od dwóch dni..." ponownie wina Hebi.
Na szczęście miejsca na polowanie nie trzeba było długo szukać. Jedyną dobrą stroną lokalizacji Watahy Burzy był fakt, że las leżał u samych stóp gór. A w lesie pełno jeleni.
Nie miałem zamiaru czekać, aż burczenie w moim żoądku wywoła lawinę i zaufałem instynktowi łowcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz