sobota, 11 stycznia 2014

(Wataha Wody) od Faith

Obudziłam się z nie lepszym niż wczoraj samopoczuciem. Gdy dotarły do mnie wspomnienia z poprzedniego dnia, miałam ochotę znów zasnąć i najlepiej nigdy się nie obudzić. Po pierwsze: chyba czuję coś do Hoax'a. Po drugie: zasłabłam na jego oczach z niewiadomego powodu. Po trzecie: Ren wie, że cały dzień spędziłam właśnie z nim. I po czwarte: nie czułam się ani odrobinę lepiej. Zaczęłam zastanawiać się, co mogło mi zaszkodzić, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Dziękowałam Bogu, za pomoc Hoax'a, bo gdyby nie on najprawdopodobniej leżałabym teraz gdzieś w krzakach i umierała z wycieńczenia, albo oziębienia. Kiedy wstawałam z łóżka, czułam w głowie pulsujący ból, do którego dochodziły jeszcze mdłości. Przeklinałam w duchu, swój brak umiejętności samoleczniczych i znachorskich. Trzymając się za brzuch, jakimś cudem dowlokłam się do głównego pomieszczenia, mając nadzieję, że zastanę tam kogokolwiek przydatnego. Chyba mam ostatnio wyjątkowego pecha, bo zamiast Ice'a (którego się spodziewałam), na kanapie siedział Ren. No cóż...tak musiałabym wkońcu się z nim spotkać. Zdziwiło mnie tylko, że został tutaj na całą noc.
- Co ty tu robisz?- chyba niezbyt go zaskoczyłam, bo zamiast być zaskoczony, ten rzucił mi tylko zmartwione spojrzenie czarnych jak węgiel oczu.
- Dobrze się czujesz? Ledwo trzymasz się na nogach- w jednej chwili już był już przy mnie, podtrzymując mnie ręką w talii. Mimowolnie przypomniał mi się dotyk Hoax'a.
- Tak- powiedziałam, nie patrząc mu w oczy. Od razu zorientował się, że kłamię. Złapał mnie za podbródek i zmusił, żenym spojrzała mu w oczy. Serce znów zaczęło mi mocniej bić.
- Kłamiesz-stwierdził. Spuściłam wzrok.
- Jak mogę ci pomóc?- Byłam szczęśliwa, że nie wypytywał mnie o to, co wczoraj robiłam, ani dlaczego byłam z Hoax'em.
- Pomórz mi dostać się do Nivry- to było jedyne, co przychodziło mi do głowy. Jeśli ktoś miałby mi pomóc, to tylko ona.
- Dasz radę iść?
- Nie wiem... - zawahałam się i to mu wystarczyło. Patrzyłam na czarnego wilka, przynajmniej dwa razy większego ode mnie.
" Połóż się ma moim grzbiecie " w mojej głowie odezwał się jego głos. Ta sytuacja, aż za bardzo przypominała scenę z wczoraj, z tą różnią, że przede mną stał Hoax. Ułożyłam się posłusznie na grzbiecie basiora i mocno chwyciłam go pod boki. Biegliśmy dłużej, niż normalnie. Pewnie dla tego, że Ren miał na plecach dodatkowy ciężar, a wszystkiego nie ułatwiał jeszcze sypiący śnieg.
" Zatrzymaj się tutaj " wysłałam mu myśl, jakieś dwadzieścia metrów od miejsca, gdzie wyczuwałam Nivrę. Dalej chciałam iść sama.
Basior pozwolił mi zejść z niewielkim wahaniem i zmienił się w człowieka, żeby mnie podtrzymać.
- Dalej pójdę sama.
- Oszalałaś?! Nigdzie nie idziesz!-warknął.
- Ren...Zrozum, nie możesz mi rozkazywać.- potrząsnęłam głową.- Puść mnie.
Nie ruszył się.
- Zaniosę cię.- powiedział wkońcu.
- Nie, chcę iść sama. I tak już zrobiłam z siebie wystarczającą ofiarę.
- Dobrze, ale pozwolisz się zanieść jeszcze kawałek. Zrobię tak, żeby mnie nie zobaczyła. Może być?
- Może.- sapnęłam zrezygnowana i dałam się podnieść. Niósł mnie w ramionach, aż do samego wejścia jaskini Watahy Ziemi, pozwalając mi wdychać swój zapach. Kiedy wreszcie postawił mnie na ziemi, posłałam mu wdzięczny uśmiech i lekko się chwiejąc, stanęłam na palcach żeby pocałować go w policzek.
- Dziękuję.
- Daj znać jak będziesz mnie jeszcze potrzebować.-dodał.- Daj znać tak czy tak.- poprawił się i zniknął, bo zza drzew wychynęła Nivra.
- Musisz mi pomóc-powiedziałam krótko, ledwo utrzymując się na nogach.
( Nivra? )


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz