czwartek, 30 stycznia 2014

(Wataha Wody) od Ivalio

Powoli, z mozołem przedzierałem sie przez śnieg. Zostawiałem za sobą czerwony ślad – krew. Mam dosyć. Na przyszłość muszę zapamiętać, by unikać Gryzzli. Zwłaszcza że jeden z tych "misi," podążał aktualnie moim krwawym tropem. No nie powiem, żeby mi się to specjalnie podobało... Moja wilcza postać drżała, a niebiesko-białe futro pokryte było śniegiem i moją krwią. Właśnie. Śniegiem. Byłem tak zdesperowany i ciężko ranny, że nie potrafiłem zapanować nad własną mocą. Wszystko dookoła siebie zasypywałem białymi, zimnymi płatkami i lodem. Jak zawsze. Ja nigdy nie potrafiłem się kontrolować. Dlatego moje stare stado mnie wygoniło. Jeszcze mnie bolał kark po pogryzieniu przez wojowników. Z resztą nic w tym dziwnego. Tak mnie zaatakowali, że nie miałem szans na uniknięcie ran. Wygnaniec... Najpierw prześladowany przez moje stado, a teraz zastąpił ich ten niedźwiedź.
Starałem się ignorować ból. Podążałem przed siebie, powoli kuśtykając. Rozorany bok i skręcona łapa wcale mi nie pomagały. Ciężko dyszałem, a śnieg wirował wokół mnie. Wilcza postać była na skraju wytrzymałości. Od kilku dni nie miałem nic w ustach, a na domiar złego powoli się wykrwawiałem. Potknąłem się o korzeń i zapiszczałem z bólu. Rozłożony na zimnej ziemi, zmieniłem postać. Spróbowałem się ruszyć, ale moje 16- letnie ludzkie ciało protestowało, posyłając do mózgu impulsy bólu. Ryk wściekłego niedźwiedzia zmotywował mnie jednak do działania. Znowu zmieniłem się w błękitnego wilka i cierpiąc ogromne boleści, powlokłem się dalej. Nie miałem szans. Łapy się pode mną uginały. Znowu upadłem. Nie miałem już sił na to by się podnieść. Przybrałem ludzką postać i skuliłem się na śniegu. Wokół mnie powiększała się plama krwi. Ciało drżało. ”Gryzzli!!! POMOCY!!!” krzyknąłem mentalnie... czułem jak moje zawołanie niesie się daleko, odbijając się od drzew i głazów. Mimo to wiedziałem, że nie ma dla mnie nadziei, nikt mi nie pomoże. Jestem sam w zupełnie obcej krainie na czyimś terytorium, jako intruz. Jeśli ten misiek mnie nie zabije, to tutejsze wilki na pewno mnie zagryzą i dokończą całą sprawę. Niedźwiedź wyszedł zza gęstych krzewów, strącając z nich grubą pokrywę śniegu. Stanął na tylnych łapach i zaryczał. Skuliłem się jeszcze bardziej. Ten dźwięk rozrywał mnie od środka. Wściekły Gryzzli uderzył mnie łapą, posyłając w ten sposób na drzewo. Krzyknąłem z ogromnego bólu. Nie mogłem się już bronić. Byłem zbyt osłabiony. Przymknąłem oczy w oczekiwaniu na śmierć....

(Ktokolwiek?)

1 komentarz: