sobota, 7 marca 2015

(Wataha Burzy) od Nataniela

- Test? – skrzywiłem się, unosząc brew. Jaki test? Z lekką irytacją popatrzyłem jak Hebi uśmiecha się szelmowsko i posyła w mą stronę perskie oczko.
- Tak. Rozmowa Z Ice’em. Chodźmy – odparła, po czym skierowała się w wybranym przez siebie kierunku.
Szliśmy dobrych kilkanaście minut w kompletniej ciszy, co doprowadzało mnie do szaleństwa. Nigdy nie spotkałem się z tak trudnym przypadkiem do rozgryzienia. Nigdy nie miałem problemów z przejrzeniem kogoś na wylot. Taki już byłem. A tutaj taka niespodzianka. Coraz bardziej mi się tu podoba. Patrzyłem na plecy idącej przede mną dziewczyny. Jej kruczoczarne włosy, które na nie opadały, w świetle słońca migotały fioletowymi refleksami, zupełnie jak sierść jej wilczej postaci.  Miałem na tyle czasu, aby przyjrzeć się jej całej sylwetce. Miała drobne ramiona, zgrabne nogi, a jej skóra była nieskazitelnie blada. Wyglądała tak krucho i niewinnie. Co za sprzeczność… Zakpiłem.
- Kto to ten Ice? – spytałem nagle, próbując jakoś przerwać tę irytującą ciszę. Na mojej twarzy pojawił się dobrze u mnie znany lisi uśmieszek.
- To Alfa – westchnęła krótko, po dość długim namyśle.
Przekrzywiłem głowę na bok i zaśmiałem się. Wiem co tu się kroi.
- Twój chłopak? – zagadnąłem, ale nie doczekałem się odpowiedzi. Bingo. Podszedłem do jednego z drzew i oparłem się plecami o jego pień – A jednak… To twój chłopak.
Zaniosłem się śmiechem.
- Widzę, że mam wysoką poprzeczkę… - zacząłem , zerkając na jej nadal oddalającą się sylwetkę, która nagle zastygła. Będzie wybuch… Świetnie.
Odsunąłem się od drzewa i zbliżyłem się do niej powoli. Okrążyłem ją i stanąłem z nią twarzą w twarz. Na mych  ustach nadal widniał diabelski uśmiech.
- Ale to mi nie przeszkodzi… Lubię wyzwania – wyszeptałem przybliżając swą głowę do jej twarzy i spojrzałem na nią znacząco.
Zawsze dostaję to czego chcę, dodałem w myślach. Czarnowłosa jak na komendę spiorunowała mnie morderczym wzrokiem.
- Kpisz, czy o drogę pytasz?! – łypnęła na mnie.
- Drogę to ja znajdę sobie sam… - odparłem poruszając teatralnie brwiami, a ona cała czerwona od złości, z rękoma podpartymi na biodrach, mierzyła mnie tymi swoimi zmysłowymi, rubinowymi oczami.
- Nie denerwuj się tak, bo marszczysz czoło… Chyba nie chcesz mieć zmarszczek, nie? – drażniłem się udając zatroskanego tą możliwością i z satysfakcją obserwowałem jak z irytacją wypuszcza powietrze.
- Już żałuję swojej decyzji … - fuknęła, odgarniając włosy z czoła. Ja na dźwięk tych słów uśmiechnąłem się do niej zawadiacko, po czym dotknąłem jej twarzy. Ona patrzyła się na mnie przez chwilę dość zagadkowym wzrokiem, jakby myśląc o tym jak powinna się zachować. Szybko jednak doszła do siebie i powróciła Hebi „ Jędza Trudna Do Zdobycia”
- Weźmiesz tę cholerną rękę z mojej twarzy, czy mam ci ją złamać?
Wlepiłem oczy w jej postać i stałem tak, czując narastającą falę śmiechu. Robiłem wszystko, aby tego nie okazać, ale wszystko poszło na marne i chwilę później parsknąłem tak głośno, jak tylko można było. Czarnowłosa mierzyła mnie zdziwionym, wręcz zdumiałym wzrokiem.
- Co cię tak śmieszy, do cholery? – spytała delikatnie zdezorientowana.
Dotknąłem ponownie jej miękkiego policzka i westchnąłem. Cholera, na serio mnie wzięło. Zerkałem na stojącą przede mną dziewczynę i musiałem się bić z mieszaniną myśli, które każda po drugiej walczyła o pierwszeństwo w mojej głowie.
- Aż tak boisz się czyjegoś dotyku? – spytałem ciepło. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Z jednej strony kochałem się z nią kłócić, dogryzać jej i dokuczać, z drugiej jednak miałem ochotę posiedzieć z nią w ciszy, patrząc w jej oczy.
Czekałem na jej zgryźliwą reakcję. Na to, aż strzepnie moją dłoń, lub krzyknie na mnie, czerwieniąc się ze złości, ale ona tylko westchnęła, spuściła wzrok i odeszła bez słowa.
Kurwa, powiedziałem coś źle? Patrzyłem na jej oddalającą się sylwetkę, czując targające mną sprzeczne uczucia. Ruszyłem za nią i już nic nie mówiłem. Powie mi, gdy będzie gotowa…
Po kilku minutach drogi piechotą, a potem kolejnych kilku przedzierając się przez las pod postacią wilka, dotarliśmy na miejsce i stanęliśmy przed sporą jaskinią.
- Szybka jesteś – odparłem, przerywając w końcu ciszę. Czekałem, aż się do mnie odezwie. Czekałem na jakiś znak świadczący o tym, że nie jest na mnie zła. Z tej niewielkiej odległości słyszałem każde uderzenie jej serca i  jej urywany oddech.
- Ty jesteś szybszy, Nat – usłyszałem nagle, gdy już straciłem jakąkolwiek nadzieję.
Hebi zwróciła swą twarz w moją stronę i uśmiechnęła się ciepło. Co do… Nie rozumiałem dlaczego tak się poczułem. Ta dziewczyna była zbiorem tak wielu sprzeczności, dzięki czemu była naprawdę bardzo interesującą i intrygującą istotą.
- Podoba mi się to jak skróciłaś moje imię… - odparłem miękko – Jesteś chyba pierwszą osobą, która to zrobiła. Do tej pory mówiono na mnie Numer Jeden, lub po prostu Nataniel.
- Numer Jeden? – dopytywała się.
- Yhym… Zazwyczaj nie mamy imion. Mnie pozwolili je zatrzymać, ponieważ mój ojciec był ich zaufanym sługą.
- Nie macie? O co ci chodzi?
- O eksperymenty tych gnoi.
Posłałem w jej stronę jeden z mych zgaszonych uśmiechów, po czym widząc jej minę, uniosłem brew ze zdziwieniem i ponownie się zaśmiałem.
- No co? – spytała znów zdezorientowana.
- Nie przejmuję się tym, co było. Teraz jestem daleko od tej kanalii… A dziwi mnie za to, to że od jakichś dwudziestu minut jesteś dla mnie miła, a teraz jeszcze mi współczujesz – powiedziałem, przeczesując włosy ręką.
- Nie przyzwyczajaj się – zaśmiała się i szturchnęła mnie w ramię. Na jej ustach znów wykwitł złośliwy uśmiech.  
Powróciła. Zażartowałem. I tak ma być.  Spojrzałem na wejście do jaskini uniosłem głowę w stronę słońca, biorąc głęboki wdech.
- Prowadź, księżniczko … - rzuciłem w jej stronę z lisim uśmieszkiem. 

1 komentarz: