piątek, 4 kwietnia 2014

(Wataha Powietrza) od Rena

Przełknąłem ślinę, kiedy moje spojrzenie bezwiednie powędrowało po półnagim ciele Sol, leżącej właśnie w moim łóżku. W pokoju zawisło nagle napięcie, które przekładało się niestety także na napięcie w moich lędźwiach. Kurwa, a tak się starałem! Jak mogłem po raz drugi pozwolić jej spać w moim łóżku?! Ze mną?!Jak mogłem pozwolić jej tak się do mnie zbliżyć?! Mogłem się domyślić jak to się skończy. A skończyło się bardzo źle. Zdałem sobie sprawę z tego, że wciąż się gapię i w dodatku wstrzymuję oddech, więc zmusiłem się żeby podnieść wzrok do twarzy Sol, która była teraz cała zaczerwieniona ze wstydu.
-Kiedy, u diabła, zdążyłaś zdjąć ubranie?!-Wykrztusiłem w końcu, chcąc przerwać to cholerne milczenie.
Nie odezwała się, więc podjąłem desperacki ruch w jej stronę, chcąc jakoś zakryć ją przed moim rozpalonym wzrokiem, kocem, który właśnie trzymałem w ręce. Dlaczego ona tak mnie pociąga?! Dlaczego nie mogę jej tak po prostu zignorować?! Dlaczego nie mogę odwrócić wzroku od jej idealnego ciała, dziewczęcej sylwetki, ślicznej twarzy...Co ja pierdolę?!
Chory tok myśli przerwał dźwięk mojego oddechu, który stał się teraz urywany i przyspieszony. Podobnie zresztą jak mój puls. Czułem, że Sol czuje to samo. Moje wyczulone zmysły wyczuwały zbyt szybkie bicie jej serca zaledwie kilka centymetrów od mojej piersi, kiedy pochylałem się, żeby ją okryć.
Poczułem w sobie pierwotną potrzebę, żeby sprawdzić jak smakują te idealne usta...
-Muszę iść.-powiedziałem ochrypłym z pożądania głosem i ostatkiem silnej woli odsunąłem się od dziewczyny.-Zostań tutaj jeśli chcesz..Rana się zagoiła, ale straciłaś dużo krwi, więc powinnaś odpoczywać.-dodałem, próbując przybrać obojętny ton i wyraz twarzy.
Sol wyglądała na smutną, a ja skrzywiłem się na myśl, że to przeze mnie.
-Znajdę skurwiela, który ci to zrobił.-warknąłem przez zaciśnięte zęby, tłumiąc swoje pożądanie gniewem, aż wkońcu został po nim tylko gorzko-słodki ból w moim ciele.
Prawie wybiegłem z jaskini, zaklinając się, żeby nie spojrzeć znów w te zielone oczy, a kiedy nie dotrzymałem danej sobie obietnicy, oparłem się wściekle o ścianę, a z mojego gardła wydobył się warkot.
Ulgę w swoim cierpieniu mogłem znaleźć jedynie w znalezieniu i poćwiartowaniu tego szarlatana, który odważył się szarpnąć na życie kogoś, na kim mi zależy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz