środa, 9 kwietnia 2014

(Wataha Powietrza) od Rena

-Muszę przyznać, że to całkiem kusząca propozycja...-pierwszy odezwał się Macabre.-Ale nie chce mi się wierzyć, że chcą odpuścić za jedną drobnej budowy osóbkę z całkiem niezłymi mocami. Mogą mieć całą armię takich jak ona.-Wskazał na Sol, która nie okazywała ani cienia strachu.
Na jej "rewelację" poczułem, że coś ściska mnie w dołku i nie mogłem wykrztusić z siebie nawet słowa. Stałe po prostu zszokowany i nie spuszczałem wzroku z pozostałych.
-Myślę, że da się to załatwić jakoś inaczej...-Zaczęła powoli Faith.- Rada nie może nam zrobić nic szczególnie okrutnego, między innymi dlatego, że chroni nas pochodzenie naszej krwi.
-Ty na serio myślisz, że ich to obchodzi?-Mac uniósł brew z rozbawieniem.-Nie muszę tutaj nadmieniać jakie atrakcje zafundował mi mój kochany ojczulek, kiedy...-nie dokończył, bo przypomniał sobie o obecności Hebi, która najwyraźniej nie została jeszcze poinformowana o jakże uroczym dzieciństwie Macabre'a. Nie byłem tym specjalnie zdziwiony. Mac nienawidził o tym mówić.
-Spokojnie, jeszcze nic nie wiadomo.-Po raz pierwszy odezwała się Nivra.-Mamy jeszcze tydzień do ceremonii, do tego czasu możemy wymyślić jakiś plan.
-I poważnie zastanowić się nad ofiarą.-Stwierdził sucho Mac za wszelką cenę unikając patrzenia w oczy Sol. Ten kutas chyba nie wiedział co pierdoli!
-Kurwa! Nad niczym nie będziemy się zastanawiać!-Wrzasnąłem, czując jak zapala się we mnie moc. Niewidzialna siła rzuciła Mac'a na najbliższą ścianę.
-Pojebało cię?!-Warknął.
-Nie będzie żadnej ofiary.-syknąłem i zaborczo objąłem Sol ramieniem, jednocześnie cofając się do wyjścia.- Ona jest w mojej watasze i to ja decyduję. Chcą wojny to będą ją mieli. Sukinsyny zapłacą za to co odpierdalali przez te wszystkie lata.
-Ren, uspokój się.-Przy moim boku znalazła się nagle Faith i położyła mi rękę na ramieniu.-Nie możemy podejmować takich decyzji po wpływem chwili.
-Możemy.-Warknąłem i wyrwałem się z jej uścisku, łapiąc Sol za rękę. Zdawałem sobie sprawę, że to trochę chamskie, ale w tamtej chwili miałem to w dupie. Wywlokłem za sobą Sol, która nie odezwała się ani słowem i ruszyłem w stronę jaskini.
-Ren...-zaczęła cicho.
-Nie!-Odwróciłem się gwałtownie i niewiele myśląc wpiłem usta w jej wargi, przygważdżając ja do jakiegoś drzewa. Jej usta były dokładnie takie jak sobie wyobrażałem. Miękkie, ciepłe i słodkie...Zatraciłem się w tym pocałunku i całowałem ją coraz głębiej, przywierając całym ciałem do dziewczyny. Jęknęła cicho i włożyła palce w moje włosy, przyciągając mnie jeszcze bliżej do siebie. Boże, jak ja tego chciałem. Od tak dawna marzyłem tylko żeby móc poczuć smak jej ust, żeby być tak blisko. Nie wiem nawet kiedy znaleźliśmy się w mojej sypialni. Oderwałem usta od jej warg tylko po to, żeby przenieść je na jej szyję i obojczyki. Całowałem delikatnie jej skórę, podtrzymując ją ramionami, podczas gdy moje dłonie błądziły po jej plecach. Podniosłem głowę, żeby spojrzeć jej w oczy i z powrotem wróciłem do jej ust. Powoli rozpiąłem jej sweter, który upadł miękko na ziemię i zatoczyłem koła na jej nagim brzuchu.
-Jesteś....taka....idealna..-szeptałem między pocałunkami.
Staliśmy przez chwilę oparci o siebie czołami. Miałem jeszcze szansę, żeby zwalczyć ta cholerną pokusę, to całe pożądanie, ale ta szansa prysła, kiedy Sol drżącymi dłońmi powoli zaczęła ściągać mi koszulkę przez głowę. Bez słowa pocałowałem ją w czoło i pociągnąłem za sobą na łóżko. W bardzo powolnym tempie pozbyliśmy się reszty naszych ubrań. Upajając się uczuciem, kiedy moja skóra ociera się o jej skórę, obsypywałem jej twarz lekkimi pocałunkami. Kurwa, co ja robię?!
-A ślub..?-cichy, zachrypnięty głos Sol ledwo do mnie docierał przez mgłę doznań. Nigdy wcześniej tak nie było. Z żadną dziewczyną nie czułem się tak...No właśnie. Jak?
-Ślubu nie będzie.-szepnąłem i przyciągnąłem ją jeszcze bliżej. Tak, że bliżej już się nie dało. I wtedy było już za późno, bo z moich ust po raz pierwszy w życiu wypłynęły słowa, z których wcześniej nie zdawałem sobie sprawy.
-Kocham cię, Sol. Jesteś moja i nikt mi cię nie odbierze.-Poddałem się. Dalsza walka z tym co czuję nie miała żadnego sensu.
-Ja ciebie też...-szepnęła i odnalazła moje usta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz