czwartek, 3 kwietnia 2014

(Wataha Powietrza) od Rena

Zaraz po zniknięciu Sol wyszedłem na zewnątrz, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Do diabła, czy już zawsze będę czuł to bolesne ściskanie w dołku za każdym razem, gdy ta mała zniknie?! Impreza już praktycznie dobiegała końca, a ja straciłem całą ochotę na zabawę, kiedy tylko zauważyłem zniknięcie pewnej drobnej, jasnowłosej dziewczyny z niezwykłymi mocami. Przetarłem oczy dłonią i leniwie ruszyłem w stronę jaskini mojej Watahy, z nadzieją, że Sol tam będzie. Niestety to nie jest koncert życzeń, a nadzieja jest matką głupich..Niech to szlag.
*
Przez pół nocy i cały ranek prawie rozbijałem się o ściany ze wściekłości i przede wszystkim z nerwów, bo Sol nie wróciła do jaskini. Na szczęście nikogo oprócz mnie nie było, więc mogłem w spokoju kląć pod nosem i rzucać każdym badziewiem, który stanął mi na drodze. To idiotyczne, ale nie jestem przyzwyczajony do takich emocji, bo jeszcze żadna dziewczyna takich u mnie nie wzbudzała. Kolejna cholerna dygresja.
Po jakimś czasie zacząłem się poważnie zastanawiać, czy po prostu nie iść jej poszukać. Przetrząsnąć każdy skrawek gór, a jeśli trzeba będzie to iść do miasta. Wkurzyłaby się, że jestem "nadopiekuńczy", bo skoro tak nagle zniknęła top może być znak, że chciała tylko pobyć trochę sama. Z dala ode mnie. Ta myśl zabolała mnie nawet bardziej niż ta, że uciekła...Już miałem wychodzić, kiedy wychwyciłem w powietrzu ostry zapach krwi. Bez zbędnych ceremoniałów wpadłem do pomieszczenia, z którego dobiegał, a serce prawie wywaliło mi z piersi, gdy zobaczyłem Sol, bezwiednie osuwającą się na ziemię i otaczającą ją kałużę krwi. 
-Sol, co się stało!-Podbiegłem do niej i przycisnąłem dłoń do głębokiej, wciąż krwawiącej rany w jej boku. Kurwa, to wyglądało naprawdę źle. Prawdę mówiąc..nigdy się tak o nikogo nie bałem.
-K-ktoś m-m-mnie u...-Zakrztusiła się własną krwią, która ciurkiem popłynęła z jej ust. 
-Ciii.-Wziąłem ją na ręce, wciąż przyciskając dłoń do jej rany. Wiedziałem, że powinna się zagoić za góra dwie godziny, ale do tego czasu mogła stracić mnóstwo krwi. Położyłem ją na moim łóżku, nie zwracając uwagi na plamiącą pościel krew i szybko ugryzłem swoją rękę, którą błyskawicznie przystawiłem do ust Sol.
-Pij. Krew członka tej samej watahy leczy rany.-Wszystkie mięśnie miałem napięte, widząc ją w takim stanie. Taka śliczna, taka delikatna...Leżała teraz, cała pokryta świeżą krwią, z szeroko otwartymi oczami i wpatrywała się we mnie słabym wzrokiem. Podczas gdy powoli piła moją krew, wyciągnąłem drugą dłoń i delikatnie dotknąłem jej twarzy.-Już dobrze...-szepnąłem, widząc jak jej ciałem wstrząsa dreszcz, a kolejne łzy płyną po policzkach.-Rana już się goi.-Powoli odkryłem jej brzuch, w którym to celu musiałem podnieść nieco jej nową, jak mi się zdawało bluzkę i odsłonić naprawdę spory kawałek jej ciała. Z ulgą stwierdziłem, że krwotok ustał, a paskudny ślad po ugryzieniu zaczął się zabliźniać. W najgorszym wypadku zostanie po nim tylko jaśniejszy ślad na skórze. Oderwałem na chwilę oczy od jej rany i zdałem sobie sprawę, że przestała pić.-Wypij więcej, nic mi nie będzie.
-Wystarczy..-pokręciła głową i przymknęła oczy. 
Wstrzymałem oddech, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że właśnie dotykam dłonią jej idealnego, gładkiego jak jedwab brzucha i natychmiast obciągnąłem jej koszulkę. Z jej oczu znów popłynęły łzy i z przerażeniem odnotowałem jak się wtedy zachowałem. Bez słowa podniosłem się na łóżko i położyłem obok, tak żeby jedną ręką móc objąć ją w talii, a drugą przyciągnąć do mojej klatki piersiowej. Była taka krucha...Ku mojemu zaskoczeniu położyła głowę we wgłębieniu mojej szyji i wtuliła się w moje ramiona. Leżeliśmy tak jakąś chwilę w zupełnym milczeniu, aż odezwałem się z twarzą w jej włosach:
-Błagam cię, Sol...Nie rób mi tego nigdy więcej.-i zasnąłem, przyciskając ją jeszcze bardziej do siebie.
(Sol?)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz