-O co chodziło ci z tym trawnikiem, do cholery?-Usiadłem koło Sol i pytająco uniosłem brew.
-Sama nie wiem, chciałam go chyba trochę postraszyć.-wzruszyła ramionami.
-Aha, chcesz zbudować sobie reputację zołzy w jego oczach?-Spytałem rozbawiony.
-Możliwe.-Uśmiechnęła się.-Ufasz mu?- Zmieniła nagle temat.
-Nie.
-Ale jednak przyjąłeś go do watahy...Nie sądzisz, że może nam narobić problemów?
-Przyjąłem go, bo lepiej mieć wroga po swojej stronie. Tylko w ten sposób mogę go mieć na oku. Nie martw się...Tylko jeden fałszywy ruch, a wyleci na zbity pysk i nie będzie po nim co zbierać.
-Na kilometr śmierdzi Radą-zmarszczyła nos z obrzydzeniem.
-Spokojnie, nie sądzę żeby był łowcą. W każdym razie na pewno nic ci nie grozi.-podałem jej rękę i pomogłem wstać.-Może lepiej wracajmy do jaskini. Lepiej go pilnować dopóki nie będę mieć całkowitej pewności, że jest po naszej stronie i nie szpieguje dla tych starych kutasów.
*
-Wybierz sobie którąkolwiek grotę i nie przywiązuj się do niej za bardzo. Domy są już w budowie.-Skinąłem do Are, przyglądającego się rozwidleniu w korytarzu.
-Jasne...Dzięki. Mam jeszcze pytanie..
-Wal.
-Gdzie mogę pilnować?
-Tylko na moich terenach. Wszystkie watahy przestrzegają podziału terytorium.
-Inne watahy?- Zdziwił się. Jako szpieg powinien wiedzieć...Dziwne, że jego ojciec-radny o niczym go nie poinformował. A może on faktycznie jest czysty? Czas pokaże.
-Taa, myślę, że nie zaszkodzi jak poznasz resztę...Postaraj się tylko nie zajść im za skórę.-Odwróciłem się i złapałem Sol za rękę w chwili, gdy już znikała w jednym z korytarzy.-A ty gdzie się wybierasz?
-Do swojej groty...
-O nie, kochanie. Śpisz w mojej sypialni.-Pocałowałem ją i czując na plecach wzrok Are, pociągnąłem ją za sobą.
-Ale...-zaczęła cicho.
-Z tego co sobie przypominam trzeba słuchać swojego Alfy, Sol. Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci spać samej, jeśli nie jestem pewien czy pod jednym dachem nie mieszka z nami nasz wróg?-Uśmiechnąłem się przebiegle. Właściwie to ta cała sytuacja była mi nawet na rękę. Miło by było mieć Sol w łóżku...
-Nie myślałam...-westchnęła.-Rozkaz jest rozkazem, Alfo.-wspięła się na palce, żeby dać mi szybkiego buziaka i uśmiechnęła się słodko. Are zniknął gdzieś w labiryncie korytarzy, a my byliśmy sami. Wkońcu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz