Przez ostatni tydzień atmosfera w Niemych Górach zagęściła się na tyle, że można by ją spokojnie kroić nożem. Nikt nie wiedział czego możemy się spodziewać po Radzie, a już na pewno nikt nie miał ochoty zostać przez nią w jakikolwiek sposób ukarany. Za to każdy miał coś za skórą. Starałem się nie myśleć nawet o tym, co zrobiłaby mi ta banda ważniaków, gdyby dowiedzieli się, że jestem demonem...Skupiłem się więc na pracy i w pojedynkę zacząłem zacharowywać się na śmierć przy budowie drugiego domu, który zgodnie z planem miał być jeszcze większy od początkowego. Byłem bardziej niż mile zaskoczony, kiedy na budowie zjawiła się Levi.
-Cześć...-uśmiechnęła się nieśmiało i z ciekawością rozglądnęła się po surowych ścianach z pustaków, które jak narazie udało mi się postawić.
-Sie masz?-Poklepałem ją po ramieniu, z nieskrywaną sympatią.-Co cię do mnie sprowadza, Levi?
-Cóż...Właściwie to pomyślałam, że przydałaby ci się jakaś pomoc.-wzruszyła ramionami, rumieniąc się lekko.
-A znasz się na budownictwie?-Nawet ja słyszałem w swoim głosie powątpiewanie.
-Nie...Ale może mógłbyś mnie nauczyć...hmm...Tego co ty robisz.
-Coś da się z tym zrobić.-posłałem w jej stronę rozbrajający uśmiech. -Masz jakieś moce, które jakoś pomogłyby nam w pracy? Nie wiem, czy wykorzystywanie dziewczyn do ciężkich prac fizycznych byłoby zgodne z moim sumieniem...
(Levi? ;))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz