sobota, 12 kwietnia 2014

(Wataha Wody) od Faith

Siedziałam na kamieniu przy wodospadzie i obserwowałam wodę. Nie wiem ile czasu mi to zajęło, ale musiałam podjąć jakąś decyzję. I podjęłam.
"Spotkaj się ze mną przy wodospadzie na wolnych terenach. Proszę." wysłałam do Rena telepatycznie i czekałam. Wiedziałam, że przyjdzie.
*
Poczułam, że się zbliża, jeszcze zanim go zobaczyłam. Rysy wyostrzyły mu się w świetle księżyca, a z czarnych oczu nic nie dało się wyczytać. Wyglądał na spiętego i zagubionego. Pewnie ja też. Bez słowa usiadł obok mnie i wziął głęboki oddech, jakby zbierając siły.
-Faith...-zaczął, odwracając do mnie twarz.
-Nie, zaczekaj.-przerwałam mu.-Wiem, co chcesz mi powiedzieć, Ren.
-Tak mi przykro...
-W porządku.-zacisnęłam usta.- Nie mam do ciebie żalu, zawsze chciałam, żebyś był szczęśliwy. Niekoniecznie ze mną. To nie my wybieraliśmy dla siebie drogi, ale to my zdecydowaliśmy, że nią nie pójdziemy. Wiem, że rozumiesz, co mam na myśli...Chciałam tylko, żebyś wiedział, że zawsze będziesz dla mnie kimś ważnym.
Ren cały czas obserwował mnie nieprzeniknionym wzrokiem.
-Ty dla mnie też, Faith. Kimś bardzo ważnym.-Pogłaskał mnie po policzku, a jego czarne oczy nieco zmiękły.-Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić.
-Wiem, Ren. Nie skrzywdziłeś.-uśmiechnęłam się z trudem, czując, że w oczach wzbierają mi łzy.-Chciałam się spotkać, żeby się z tobą pożegnać...
-Pożegnać? Chcesz odejść?- W jego głosie zabrzmiał niepokój.
-Tak będzie dla wszystkich lepiej. Łatwiej.
-Łatwiej nie znaczy lepiej- wtrącił -Nie rób tego, Fai.
-Już postanowiłam. Chcę odejść.
-Nie myślałem, że kiedyś do tego dojdzie-pokręcił głową z niedowierzaniem.-To moja wina. Wszystko schrzaniłem...Dlaczego nie jesteś na mnie zła, do cholery?!
-Bo tutaj nie ma niczyjej winy. Proszę, możemy już o tym nie rozmawiać?
-Dobrze, w takim razie dokąd chcesz iść?- Wciąż na mnie patrzył, ale dał za wygraną. 
-Jeszcze nie wiem. Może pojadę do Nowego Jorku...Zawsze chciałam zobaczyć jak wygląda ludzka cywilizacja, a nigdy nie udało mi się opuścić Arkadii.
-Zawsze byłaś odważna.-uśmiechnął się smutno i spojrzał gdzieś w przestrzeń.
-Raczej powiedziałabym, że jestem tchórzem.-zaśmiałam się. Żadne z nas nie odzywało się przez krótką chwilę, aż Ren z powrotem spojrzał mi w oczy.
-Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa. Gdziekolwiek pójdziesz.
-Spróbuję-powiedziałam, czując, że po policzku spływa mi pojedyncza łza. Dowód, że jestem słaba. Że jednak myliłam się, kiedy myślałam, że nic do niego nie czuję. Nim zastanowiłam się co robię, pochyliłam się i złożyłam na ustach Rena krótki pocałunek.
-A ty bądź szczęśliwy z Sol.-pocałowałam go jeszcze w policzek i podniosłam się ze skały.
Jego ciemne oczy nie wyrażały nawet cienia zaskoczenia. Raczej smutek.
-Powodzenia, Faith.-skrzywił się lekko, jakby te słowa zadawały mu ból.
-Żegnaj, Ren.-powiedziałam tak cicho, że pewnie nie usłyszał i zostawiłam go za sobą, milczącego. Próbowałam zignorować dziwny ból w klatce piersiowej. Najcięższe pożegnanie miałam już za sobą. Jeszcze tylko cztery. 

2 komentarze: