Dni i noce mijały mi strasznie szybko. Sam już nie wiem ile tu jestem, tydzień? Może dłużej. Czy tutaj nigdy się nic nie dzieje? Więcej zabawy było w Arkadii, a zwłaszcza kiedy to ja byłem głównym winowajcą całego zamieszania. Teraz to się im nie dziwię, że mnie tu zesłali, ale zastanawia mnie mnie jedno. Czemu kazali mi pominąć fakt skąd jestem. Czy to jakiś problem? Ciekawe czy tam teraz też panuję taki spokój co tutaj? Może powinienem wpaść do rodziny z wizytą? Wyjąłem telefon i wybrałem numer siostry (jednej z wielu). Tylko ona jedyna mogłaby się ucieszyć, z moich odwiedzin. Nie odbiera. Szlag by to trafił! Tak strasznie się tu nudzę! Usiadłem pod drzewem i zasnąłem. Obudził mnie dzwoniący telefon, w pierwszym momencie pomyślałem, że to siostra. Niestety był to inny członek mojej pierdolonej rodziny. Odrzuciłem połączenie, nie miałem zamiaru gadać z kimś kto z uśmiechem na ustach zesłał mnie na to zadupie. Telefon nie przestawał dzwonić. W końcu odebrałem.
- Czego chcesz? Najpierw zsyłasz mnie do jakiejś dziury zabitej dechami, a teraz dzwonisz. Czyżbyś stęsknił się za mną? - Zakpiłem z brata - Pewnie nudno wam tam beze mnie.
- Zdziwiłbyś się - Odezwał się mój "kochany" starszy braciszek - Z resztą to ty zadzwoniłeś pierwszy
- Może i pierwszy, ale nie do ciebie - Rozłączyłem się i wyłączyłem telefon, nie miałem ochoty wysłuchiwać ponownie, dlaczego musiałem tutaj trafić. Oczywiście powód był banalny. W końcu, za każdym razem byłem wyrzucany, z tego samego powodu. Moje zachowanie pozostawiało wiele do życzenia, tak samo podejście do innych oraz to, że mam problem z panowaniem nad swoją mocą. Rodzina miała mnie powyżej uszu. Mnie i mojego "karygodnego" zachowania. Kiedy dowiedzieli się o tej całej akcji postanowili mnie tutaj wyprawić bez możliwości powrotu, dopóki się nie zmienię i nie zacznę panować nad mocą, ale przecież to nie moja wina, że nad nią nie panuję. Przecież robię co w mojej mocy, aby w końcu się udało. Wracałem do siebie,żeby.... No właśnie, po co tam wracam? Przecież i tak nic tutaj nie robię. Szkoda mojego czasu, Alfa pewnie też, niedługo się przekona, że popełniła błąd przyjmując mnie do watahy. W jednej chwili pomyślałem o Mici. Czemu? Sam nie wiem. Potrząsnąłem głową. Przecież żadna dziewczyna nie da rady na mnie wpłynąć, ale jednak jakbym się zastanowił, to gdyby była to dziewczyna pokroju Mici, to czemu nie? Wyciągnąłem telefon z kieszeni, żeby przestać myśleć o tym wszystkim. Włączyłem go. Miałem dwie wiadomości, obie były od brata. W pierwszej pisał, że mam więcej nie
próbować kontaktować się z nimi, natomiast w drugiej ostrzegał mnie, że zamierza mnie odwiedzić i sprawdzić jak sobie radzę. Ja pierdolę! Po jakiego on chce mnie sprawdzać? Myślałem, że wysłali mnie tutaj
właśnie po to, aby nie musieć się martwić tym, że zrobię coś złego. Zaczęło się ściemniać. Chyba najwyższy czas zbierać się do siebie. Nie śpieszyło mi się zbytnio z powrotem. Szlajam się po terenach innych watah, ale wydaje mi się, że nikogo nie ma. Nic dziwnego. Gdybym mógł o sam bym się stąd wyniósł. Zmęczony po całym tym "spacerku" rzuciłem się na łóżko i momentalnie zasnąłem. Obudziłem się wcześnie, myślałem o wiadomości od brata. Co on zamierza zrobić gdy okaże się, że nic a nic się nie zmieniło? Gorzej jeśli postanowi zostać na "dłużej".
Powinienem chyba poinformować o tym Hebi, ale nie wydaje mi się to dobrym pomysłem. W końcu kazali zachować mi w tajemnicy skąd jestem. Mimo wszystko, ja jednak potrzebuję kogoś komu mógłbym się wygadać. Wcześniej nie miałem tego problemu, ale tutaj to co innego. Muszę się prze wietrzyć. Znam już każdy zakamarek terenu swojej watahy, to chyba znaczy, że pora pozwiedzać tereny innych, ale najpierw muszę coś zjeść. Umieram z głodu, zjadłbym dosłownie wszystko. Po posiłku składającego się z jelenia ruszyłem, żeby sobie trochę pozwiedzać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz