Buszując po terenach Watahy Powietrza w końcu spotkałam naszego Przywódcę.
-Cześć, przeszkadzam Ci, Ren?
Splotłam palce obu dłoni za plecami i patrzyłam na jego przystojną twarz, słońce idealnie go oświetlało, podkreślając męskie, acz nie ostre rysy twarzy, wspaniałą karnację i wyraz... onieśmielenia, a może zakłopotania? Widocznie chciał go ukryć.
-Sol... Nie, w niczym mi nie przeszkadzasz.
Nie bardzo wiedziałam od czego zacząć, Ren nieco mi to ułatwił.
-Niedaleko jest dobry kąt do rozmowy, co Ty na to?
-Alfie się nie odmawia- uśmiechnęliśmy się do siebie i ruszyliśmy.
Po paru minutach spaceru byliśmy na miejscu. Maleńka polana, otoczona skałami, przeszywana różnorodnym i wielobarwnym kwieciem, usiedliśmy na trawie, dość blisko, choć przyzwoicie daleko od siebie. Zaczęłam bawić się źdźbłem trawy, byłam nadzwyczaj spokojna.
-A więc mieliśmy dokończyć naszą rozmowę...-wyczułam nutę napięcia w jego głosie.
-Tak, mieliśmy.
-A więc uważasz...Ehh...-wziął głęboki wdech-Powiesz mi dlaczego chcesz odejść z Watahy Powietrza?
-Wcale nie chcę z niej odejść!- spokój, który w sobie miałam, momentalnie mnie opuścił- Nie chcę z niej odejść, jasne? Ja po prostu się tego boję... Spotkałeś kiedyś kogoś władającego Duchem, mającego kontrolę nad umysłami jak i ciałami innych, kogoś kto umiałby rzucać ogniem, wywoływać deszcz, trzęsienia ziemi, kogoś kto myślą może pozbawić życia? Ja też nie. Rada zapewne także. Jestem czymś innym nieznajomym... A gdy ludzie ich pokroju czegoś nie znają, gdy jest silniejsze od nich wszystkich razem wziętych... W strachu chcą się tego pozbyć... Nie chcę narazić mieszkańców Niemych Gór, i nie chcę stąd odejść, odejść od Ciebie ... Ale boję się, cholernie się boję, że będę musiała...
Nie wiedziałam kiedy się rozpłakałam. Czułam tylko bezpieczeństwo jakie dawały mi obejmujące moje roztrzęsione ciało ramiona Rena...
(Ren, co dalej?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz