-Jest rzecz, którą mogłabyś dla mnie zrobić...-Powiedziałem powoli.
-Tak..?- Nasze oczy się spotkały i przez jeden cholerny moment poczułem zawroty głowy. Co się ze mną dzieje do diaska?!
-Jest pewna osoba, którą chciałbym namierzyć...-Powiedziałem. Jedynym wyjściem z tej całej sytuacji było skierowanie myśli w stronę Faith.- Chcę tylko dowiedzieć się, czy nic jej nie jest.
Sol pokręciła lekko głową i zamrugała. Wyglądała tak, jakby ktoś obudził ją z głębokiego snu.
-Nie jestem pewna czy potrafię, ale mogę spróbować...Kim jest jest ta osoba?
Zawahałem się na chwilę. Właściwie to sam nie wiedziałem kim ONA dla mnie była.
-Przyjaciółką...-Mruknąłem w końcu. Kurwa, co miałem jej powiedzieć?!-Ma na imię Faith. Może nawet ją znasz.
Sol nagle posmutniała, a ja zacząłem się zastanawiać, czy to przeze mnie. Kurwa, jestem idiotą! Oczywiście, że przeze mnie! Ostatnio zachowuję się jak ostatni palant. Nie powinienem jej o nic prosić. A już zwłaszcza z własnych, egoistycznych pobudek.
-Nie miałam okazji jej poznać.-Szepnęła, odwracając wzrok.-Mogę spróbować ją namierzyć.
-Nie, to był głupi pomysł. Zapomnij o tym, dobrze?-Zmusiłem się, żeby spojrzeć jej w oczy. Miały nieodgadniony wyraz. Jak zawsze, kiedy próbowała coś przede mną ukryć. A niech to.
-Dlaczego?-Zaczęła nieśmiało.-Jestem ci coś winna. Powiedziałam, że spróbuję i to zrobię.
Zaskoczyła mnie determinacja słyszalna w jej głosie.
-Nie musisz.
-Wiem...
Resztę drogi milczeliśmy, a kiedy wreszcie stanęliśmy przed jaskinią Watahy Powietrza mogłem odetchnąć z ulgą. Nie wiem, skąd do cholery wzięło się to napięcie między nami, ale było nie do zniesienia. W korytarzu pojawił się Devon.
-Ren? To ty?
-Taa, coś się stało?-Uniosłem brew, podając Sol torbę z jej ubraniami.
-Po pierwsze: Od dłuższego czasu nie widziałem Sol, a po drugie: Mieliśmy tutaj małe starcie z trzema zwiadowcami Rady.-Najwyraźniej nie rozpoznał nastoletniej Sol, stojącej obok mnie.
-Co?!-Podniosłem głowę zaskoczony wiadomością o zwiadowcach.-Aż trzech?!
-Tak, sam w to nie wierzę. Zaatakowali nas, ale jakoś sobie poradziliśmy...-Urwał, kiedy zobaczył stojącą u mojego boku Sol.-Chwila. Nie przedstawisz mnie swojej koleżance?
Przez moje ciało przeszedł dziwny dreszcz. Skrzywiłem się.
-Już ją znasz, idioto.-Warknąłem, trochę za ostro.
-Cześć, Devon.-Odezwała się nieśmiało Sol.
-Sol?!- Jego spojrzenie było pełne zachwytu.
Znów przeszedł mnie ten przeklęty dreszcz. No bez jaj. Jestem zazdrosny?!
-Chodź, musimy pogadać o tych zwiadowcach.-Mruknąłem, piorunując go wzrokiem.-Sol musi być zmęczona po całym dniu szlajania się po mieście.-Odwróciłem się do Sol, z wyrazem twarzy: "Zostaw nas na chwilę."
Uśmiechnęła się nieśmiało do Devona, od czego serce podjechało mi do gardła. Cholerne hormony, cholerna zazdrość, cholerne dreszcze i cholerny Devon. Lepiej niech trzyma łapy z dala od niej. Od dziś, ta Mała ma status: "nietykalna". Bo ja tak powiedziałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz