Szybko dotarłem do jaskini. Nie miałem zamiaru opuszczać Hebi (jeszcze w takim momencie), ale sytuacja zaczynała robić się dla mnie niezręczna. Nie miałem ochoty opowiadać NIKOMU o moim ojcu "najukochańszym" ani o "przewspaniałym" dzieciństwie. Nie żebym to wszystko źle wspominał - nie wspominam w ogóle.
Musiałem trochę pogrzebać po grocie żeby znaleźć jakąś koszulkę. Z niewiadomych przyczyn często gubiłem swoje ubrania. Bluza, którą miałem na sobie podczas spotkania z Hebi (a przynajmniej do jego połowy) też przepadła. Dziewczyna pożyczyła mi koszulkę swojego brata. No i na koniec historii wracamy do punktu, gdzie nie mogę znaleźć nic swojego i jestem skazany na noszenie koszuli Hoax'a...
Usiadłem na łóżku. Cholera, jakim pieprzonym cudem życie, za każdym razem kiedy już prawie udaje mi się zapomnieć o tym powalonym, starym kutasie, postanawia mi to wszystko przypomnieć w jakiś uroczy sposób?! Starałem się o tym nie myśleć, ale ostatecznie nie uniknąłem retrospekcji z dziesięciu lat wstecz.
To czego najbardziej nienawidzę w moich oczach jest to, że pokazują mi obrazy jakby z innej rzeczywistości nawet kiedy nie śpię. Tym razem były to wspomnienia...
Ech, jeżeli moje myśli chciały już koniecznie uciekać tam to niech chociaż robią to jakoś pożytecznie. Zacząłem zastanawiać się jak radzi sobie Faith no i kogo tak w ogóle zabrała ze sobą. Na początku myślałem, że pójdzie z Renem, ale on został. Nie dziwię się, też bym go zostawił.
Fai zawsze była dość dobra w znajdywaniu informacji, ma swoje sposoby, a nawet jeśli niczego się nie dowiedziała na pewno pójdzie do swoich rodziców. Tak, rodzice Faith powinni jej pomóc, czy będą znali sytuację czy nie. Kiedy byliśmy jeszcze mali i gdy mieliśmy okazję się spotkać to zawsze właśnie w ich domu. W sumie był to jedyny dom w jakim była w ogóle taka możliwość. Ciężko byłoby rozmawiać kiedy obok Cain zabawia się ze swoim "haremem" albo Alexius wywraca kogoś flakami na wierzch żeby przekonać się, że to jednak boli. Cholera, jeżeli ci dwaj postanowią "wpaść" do rodziców Fai wesoło nie będzie. Albo jak nagle przypomną sobie, że mają dzieci i zaczną pytać o Nieme Góry...
Otrząsnąłem się kiedy usłyszałem w korytarzu jakieś dźwięki. Podniosłem się z łóżka i chwilę nasłuchiwałem. Kiedy ten ktoś wymijał moją grotę rozpoznałem jego zapach.
-Vince? - wystawiłem głowę przez wejście na korytarz.
Nie pomyliłem się, stała tam białowłosa wadera. Skinęła głową i chciała iść dalej, ale ją zatrzymałem.
- Czekaj - mruknąłem. Trzeba to było w końcu załatwić - Ostatnio nie mieliśmy okazji porozmawiać. Przyjąłem cię do Watahy, ale to nie znaczy, że już ci ufam. Nic o tobie nie wiem.
(Vince? Może parę słów? ;))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz