piątek, 7 marca 2014

(Wataha Powietrza) od Sol

-Dobrze... Mam nadzieję, że nie zestarzejesz się znów po kolejnej przemianie.
-Ja też. W takim ciele jest mi całkiem dobrze.-Nasze spojrzenia spotkały się na sekundę, zanim odwróciłam wzrok. Bałam się, że sposób w jaki na niego patrzę wszystko zdradzi... Przecież spojrzeniem można powiedzieć tak wiele...
Zmieniliśmy postacie na wilcze i w ciszy ruszyliśmy do miasteczka, o którym mówił Ren.
Droga była zasadniczo prosta,więc na szczęście wystarczało, że biegłam przy nim.
Myślami bowiem byłam daleko... Konkretnie... Na polanie... Czy to, że wtedy byłam z Renem coś znaczy? Czy to może tylko chwilowa wizualizacja moich pragnień?
Wszystko tak kołatało mi w głowie, że ledwo dostrzegłam miasto. Byliśmy całkiem blisko ale na poboczu, bez skrępowania zmieniliśmy się w ludzi. Zapewne komicznie wyglądałam w tej króciutkiej sukience, ale nie przejęłam się tym. 'To była wizja, smarkulo.' Ach, jak tęskno było mi do głosu Szamanki. Na pewno miała rację. Z następnych zamyśleń wyrwał mnie jego śmiech.
-Sol! Słuchasz mnie w ogóle? -był wyraźnie rozbawiony moją zadumą, a może wyglądem.
-Tak, oczywiście, że Cię słucham!- odpowiedziałam machinalnie.
-Wolę powtórzyć-spoważniał-Nie odchodź ode mnie i staraj się nie rzucać w oczy.
Kiwnęłam głową potakująco. Ani mi się śni od niego odchodzić.
Weszliśmy do miasta. Było małe, zapewne wszyscy się tam znają, dlatego przyglądano nam się badawczo. Weszliśmy do swego rodzaju sklepu z ubraniami. Miła, choć wyczulona na obcych sprzedawczyni od razu wiedziała czego szukać. Podała mi parę rzeczy do rąk i wręcz wepchnęła mnie do przymierzalni.
Zdjęłam starą sukienkę i zapuściłam się w wir przymierzania.
Podsłuchałam, że inna klientka pyta Rena, co takiego mi się stało.
-Jesteśmy podróżnikami, napadnięto nas. Moja ukochana, nie mogąc się obronić poniosła większe szkody....- powiedział to tak przekonująco, że sama mogłabym uwierzyć. 'Moja ukochana...' powiedział tak pewnie by nie ujawniać imion...
Szmata, którą nazywałam sukienką wylądowała w koszu. Zostawiłam na sobie ciemne shorty, szary sweterek, którego rękawy podwinęłam, szare podkolanówki i adidasy.
Ren zajrzał do mnie, zmierzył mnie wzrokiem.
-Ładnie.-stwierdził z uśmiechem, zabrał resztę rzeczy i szybko poszedł zapłacić.
Kupił dla mnie tyle rzeczy... Było mi strasznie głupio.
Ruszyliśmy z powrotem. Tym razem w ludzkich postaciach, nadal jednak w milczeniu...
-Ren...Chciałabym Ci za wszystko podziękować. Tak dużo dla mnie robisz, a ja właściwie nic dla Ciebie nie zrobiłam...
-Jest rzecz, którą mogłabyś dla mnie zrobić...
-Tak..?- nasze oczy się spotkały, to był piękny moment. Świat zawirował wokół nas dwojga, tak przynajmniej mi się wydawało...

(Ren, co mogę dla Ciebie zrobić?)
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz