- Kwitnąco wyglądasz Hebi - Ice uśmiechnął się do mnie, ale widać było, że nie ma najlepszego nastroju.
- Ty za to wyglądasz na ostro wkurzonego - odwzajemniłam uśmiecham siadając obok blondyna na trawie - To rzadki widok.
- Taa. Możliwe, że jestem wkurzony - przyznał niechętnie.
- To może powiesz komu mam pogratulować? -parsknęłam przechylając głowę na bok.
- Eh... - westchnął - Chyba Belli. Obawiam się, że nigdy nie zrozumiem kobiet...
Chłopak wpatrzył się w płynącą wodę. Zastanawiałam się o co musieli się pokłócić, że Ice jest aż tak zdenerwowany. Nieważne ile razy ja próbowałem doprowadzić go do takiego stanu, nigdy mi się nie udało. Zamierzałam złożyć Belli najszczersze gratulacje.
- Nie dąsaj się, nie bądź baba! - wyszczerzyłam się do Ice'a - Kłótnie w związkach to nic niezwykłego. Nie da się być aż tak idealnym żeby się nie sprzeczać...
Ice spojrzał na mnie błękitnymi oczami i uniósł brew.
- Co się gapisz?
- Hebi...- zaczął - To ty jednak masz jakiekolwiek pojęcie o uczuciach?
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem, który jednak zakończył się kiedy moja pięść uderzyła blondyna w brzuch.
- Spróbuj powiedzieć coś takiego jeszcze raz, a nie dożyjesz następnego spotkania z Bellą.
- Zapamiętam... - wycharczał.
Posłałam mu uśmiech. Spróbował się odwzajemnić, ale przez ból w okolicach trzustki wyszedł mu grymas.
- Bella...To fajna dziewczyna. Myślę, że do siebie pasujecie...Powinieneś się z nią pogodzić - mówiłam, a kiedy Ice milczał dodałam - Jeżeli tak czujesz oczywiście...
Ice spojrzał na mnie tym razem uśmiechając się szczerze.
- Tak...- powiedział powoli - Chyba masz rację.
- Czy ja się kiedyś pomyliłam? - zażartowałam, ale zrozumiałam, że w tych okolicznościach to słaby żart. Przypomniały mi się słowa Ice'a "Będziesz żałować, że mnie nie posłuchałaś...". Spojrzałam na niego. Wiedziałam, że myślał o tym samym. Spodziewałam się, że zaraz usłyszę kolejne morały na ten temat, jednak on tylko się uśmiechnął.
- Nie, oczywiście zawsze masz rację, Hebi.
Byłam w lekkim szoku, jednak szybko zrozumiałam. Ice właśnie pokłócił się z partnerką. Od przyjaciółki oczekiwał wsparcia, a nie kolejnego powodu do zmartwień. Starałam się na powrót przybrać spokojny wyraz twarzy.
- No, to co? Zamierzasz cały dzień tu siedzieć i się nad sobą użalać, czy pójdziemy się czymś zająć? Wiem! Pomogę ci z prezentem dla Faith i Rena! - zaproponowałam - Pokoje chyba nadal są niepomalowane, prawda?
(Ice, malujemy? :))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz