środa, 5 marca 2014

(Wataha Wody) od Ice'a

- Ice, mógłbyś mi się tak nie przyglądać?-Spytała Bella z ustami pełnymi jedzenia.
- Jak sobie życzysz, Kochanie.-Pogłaskałem ją czule po policzku i podszedłem do drzwi.-Poradzisz sobie beze mnie przez jakąś godzinę?-Zawahałem się.
- A stało się coś?
- Czuję, że ktoś z mojej watahy ma kłopoty. Teraz zastępuję Alfę, więc wiem takie rzeczy tak po prostu. Oczywiście jeśli nie chcesz żebym szedł...zostanę.-Posłałem jej pytające spojrzenie.
- Nie..Idź. Poczekam tu na ciebie.-Powiedziała nieśmiało, kiedy zbliżyłem się by pocałować ją w czoło.
- Będę najszybciej jak się da.
*
Dobrze, że poszedłem. Ivalio wpadł w niemałe tarapaty i leżał na ziemi w kałuży krwi. Cholera jasna, czy ten chłopak musi mieć takiego pecha?! Wokół niego kłębiły się 3 szare wilki, atakujące jego omdlałe już ciało. Wkurzyłem się. Nikt nie ma prawa go zagryźć, a już na pewno nie w mojej obecności. Ruszyłem więc na ratunek ofierze. Skoczyłem jednemu z wilków na plecy i zacisnąłem szczęki na jego karku. Pod skórą poczułem wibracje, dające mi znak, że mam do czynienie ze zwiadowcami Rady. Skąd się tutaj wzięli i dlaczego atakowali naszych ludzi?! Nie mogłem się już wycofać. Walka była zaciekła, a ja sam odniosłem trochę obrażeń. Ku mojemu zaskoczeniu na pomoc przyszło mi jeszcze dwóch wilków. Z  tym, że ten jeden walczył, a drugi klęczał przy krwawiącym Ivalio i wyglądał na bardzo przejętego. 
Koniec końców udało nam się jakoś wygrać tę walkę, a wszyscy trzej zwiadowcy skończyli jako zimne trupy na dnie przepaści. Wszystko działo się jakby w przyspieszonym tempie: Dziewczyna o imieniu Mici uleczyła Ivalio, dwaj faceci, którzy pomogli mi w walce jakoś się przedstawili, a potem zaczęliśmy się zastanawiać po jakie licho wysłano tutaj zwiadowców i dlaczego zaatakowali Ivalio.
Skoro już wszyscy się znamy..Ivo..Co ci kurcze odbiło?!-Z moich ust padło pytanie.
-Instynkt.-Burknął i odwrócił wzrok.-Trochę mnie poniosło.
-Trochę?! Zabić się chciałeś?!Przecież nawet nad sobą nie panujesz?!-Przyznaję, że się wściekłem.
-Ej,ej...Uspokójcie się..-Devon stanął między nami z rozłożonymi rękami.-Może i się wygłupił.-Skinął na Ivalio, który ze wstydu i zapewne strachu wyprodukował już trochę śniegu.-Ważniejszy jest raczej fakt, co robili tutaj ci zwiadowcy...
-Tak...Racja.-Zgodziłem się. Facet mądrze gadał.

*

-Dobra, widzę, że nikt nie wie kompletnie nic na ten temat, dlatego dalsza dyskusja chyba nie ma sensu..-Odezwałem się. Było mi zimno i wciąż bolały nie rany, które poniosłem w starciu z szarym wilkiem.-Myślę, że dowiemy się wszystkiego od mojej siostry, kiedy wróci.
-Zgadzam się z Icem.-Wtrącił Devon.-Powinniśmy wracać do siebie.
Reszta twierdząco skinęła głowami. Chyba nikomu nie chciało się debatować na -5 stopniach mrozu (sprawka Ivalio). Potraktowałem ich milczenie jako zgodę i uśmiechnąłem się do każdego po kolei.
-No to skoro się ze mną zgadzacie... Ja uciekam. Dam wam znać jeśli czegoś się dowiem.-Kiwnąłem głową na Ivalio.-Idziesz ze mną, Ivo?
-Nie...Posiedzę jeszcze chwilę.
-Jak chcesz. Postaraj się tylko już nikim nie bić.

*
-Ice?!Co ci się stało?!- W wejściu powitał mnie przestraszony głos Belli. Posłałem jej ciepły uśmiech i usiadłem na najbliższym krześle.
-Nic..To tylko lekkie zadrapania. Miałem mały..pojedynek, ale jest już dobrze. A ty jak się czujesz?

(Bella?)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz