Już nigdy tam nie wrócę! I mogę to sobie obiecać. A tak po za tym, to niby dokąd mam wracać? Do tej patologii? Nie, dzięki. Byłam zła i choć bardzo się starałam nie dawałam rady tego ukryć. W aktualnym momencie, po prostu ociekałam nienawiścią. Poczułam ukłucie w klatce piersiowej i spojrzałam przed siebie. Stanęłam jak wryta. Moim oczom ukazał się cudowny widok- Nieme Góry. Wreszcie tu jestem. Poczułam powiew świeżej bryzy na policzku. Słońce właśnie wschodziło. Wspaniały krajobraz. Zabrakło mi tchu w piersiach, aby móc wyrazić to, co teraz czułam. Wzięłam kilka głębokich oddechów, świeże powietrze. Tego właśnie potrzebowałam. Nie to co w „domu”, tylko smród fajek i alkoholu. Ruszyłam żwawo przed siebie. Musiałam się tam znaleźć przed południem. Zrobiło się cieplej, dlatego zdjęłam płaszcz i powiesiłam go na najbliższej gałęzi. Nie będzie mi już potrzebny. Wiosna, kocham tą porę roku. Wszystko mieni się kolorami, rodzi się do życia zaczyna się jakiś nowy etap. Nie cierpię tylko tych wszystkich ludzi, którzy chodzą tacy szczęśliwi i uśmiechnięci. Ja po prostu nie znam takiego uczucia jak „szczęście”, a uśmiech nie gości na mojej twarzy prawie w ogóle. Ostatni raz uśmiechnęłam się kiedy miałam siedem lat. A teraz jestem już odpowiedzialną za siebie dziewiętnastolatką. Nie mam rodziny. Dla mnie oni już nie żyją. I mam to kompletnie gdzieś, czy ich przypadkiem nie ranię. Oni byli zadowoleni, kiedy ranili mnie, a więc po co ja mam przejmować się nimi. Na samo wspomnienie o nich ciągnęło mnie na wymioty. I znowu powróciły do mnie takie uczucia jak gorycz, rozpacz, poirytowanie, żal, smutek, cierpienie, euforia zła, nienawiści, wstydu i egoizmu. Nienawidziłam siebie za to, że nie potrafię tak po prostu cieszyć się życiem, ale cóż..to właśnie ja. Nigdy, nikomu nie ufam, zawsze stawiam na swoim, to chyba moja najlepsza cecha, rzadko zwracam uwagę na uczucia innych, i choć nie lubię ranić innych ludzi, bardzo często to robię. Jestem już na miejscu. Przede mną rozpościera się las, a w oddali widać jakąś jaskinię i latające skały. Usłyszałam szum wody. Może wreszcie będę mogła się umyć i coś zjeść. Byłam cała z błota, a we włosach miałam liście i kawałki kory drzew. W końcu idę już trzy dni. Południe, woda, jak na tą godzinę była zadziwiająco ciepła. Umyłam się porządnie i wyszorowałam swoje blond włosy. Wyszłam na brzeg i wycisnęłam z nich nadmiar wody. Szybko się przebrałam, wzięłam łuk i strzały i wyruszyłam na poszukiwanie jakiegoś smakowitego jelenia. Jest! Widzę go! Był jakieś dwanaście metrów ode mnie. Podeszłam trochę bliżej i wypuściłam strzałę. Strzał w dziesiątkę! Trafiła w samo serce jelenia, dobrze, że zwierzę nie musiało dodatkowo cierpieć. Zmieniłam postać i zabrałam się do jedzenia. Oczywiście nie zjadłam wszystkiego, zawsze mało jadłam. Usłyszałam za sobą szelest. Odwróciłam się gwałtownie i zaczęłam warczeć, ukazując kły, które były jeszcze z krwi jelenia.
- Spokojnie!- krzyknęła postać wychylająca się zza drzewa. Zmieniłam postać na ludzką i nieufnie zrobiłam kilka kroków w tył. Chciałam się jej przyjrzeć. Była to dziewczyna, wysoka, o kasztanowych włosach i pięknych, dużych, niebieskich oczach. Jej sukienka falowała teraz na wietrze. Wzdrygnęłam się. Nie lubię sukienek.
- Nie chcę zrobić Ci krzywdy.- kontynuowała.- Tylko, chodzi o to, że znajdujesz się na terenie mojej watahy.- posłała mi blade spojrzenie. Ja w zamian zjechałam ją wzrokiem z góry na dół.- Nivra, Alfa Watahy Ziemi.- dziewczyna wyciągnęła przed siebie prawą dłoń. Najwidoczniej chciała się przywitać, ale ja nie dbam o takie sentymenty. Zarzuciłam łuk na ramię i odwróciłam się do niej tyłem. Tysiące myśli przemknęło teraz przez moją głowę. A może do niej dołączyć? Potrzebuję schronienia, a to jest chyba najlepsze rozwiązanie. Nivra podeszła do mnie i chwyciła mnie za ramię. Wystraszyłam się i automatycznie odskoczyłam na bok.
(Nivra?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz