Po udanej kolacji, postanowiłam wrócić do jaskini. Mięso jelenia nie było tak dobre jak ludzkie, ale nie narzekałam, chyba nadszedł czas porzucić dawne nawyki. Czułam się w miarę bezpiecznie na terenach mojej nowej watahy, lecz wciąż doskwierała mi samotność. Czyżbym była na nią skazana?
Nawet nie zauważyłam kiedy dotarłam na miejsce, było już w miarę późno więc liczyłam na to ze nikogo nie spotkam. Nie byłam pewna czy powinnam wracać do groty w której dzisiaj się obudziłam, istniało spore prawdopodobieństwo, że należy do Macabre. Z resztą było tu wiele pokoi, więc mogłabym dzisiaj położyć się spać w którymkolwiek z nich. Nagle usłyszałam skrzypniecie drzwi – Cholera – pomyślałam. Odwróciłam się i zobaczyłam Maca.
-Vince? – nie wyglądał na zdziwionego. Kiwnęłam tylko głową w nadziei że, nie będzie chciał prowadzić ze mną jakichś nocnych konwersacji. Niestety, nie miałam racji - Czekaj . Ostatnio nie mieliśmy okazji porozmawiać. Przyjąłem cię do Watahy, ale to nie znaczy, że już ci ufam. Nic o tobie nie wiem. – westchnęłam, z nieznanych przyczyn miałam nieodpartą ochotę go spoliczkować. Opanowałam się i weszłam za nim do środka. W jego grocie panował straszny bałagan, podobnie jak w moim wcześniejszym miejscu zamieszkania. Usiadłam na wskazanym przez niego fotelu.
- Ja również, niczego o tobie nie wiem – odparłam oschle – Więc dlaczego mam ci cokolwiek mówić? – nie wyglądał na zadowolonego z mojej odpowiedzi.
- Może dlatego, ze cię przygarnąłem? – odpowiedział sarkastycznie.
- Chyba zrozumiałeś mnie źle, jestem ci naprawdę wdzięczna za uratowanie mi życia- zaczęłam - ale nie widzę powodu dla którego miałabym cię informować o szczegółach z mojej przeszłości. Jeśli jest to jakaś przeszkoda mogę opuścić twoją watahę chodź by zaraz… - wstałam i zaczęłam kierować się do wyjścia, kiedy Mac złapał mnie za nadgarstek. – Czego? – warknęłam.
- Znam jeden powód, dla którego powinnaś mi coś powiedzieć.
- Niby jaki? – traciłam cierpliwość.
- Jeśli niczego się nie dowiem, będę zmuszony wezwać Radę – powiedział z szatańskim uśmiechem. Rada? Nie, nie mogę wpaść w ich ręce. Ale Macabre nie może nic wiedzieć, nikt nie może! Myślałam gorączkowo, Maca mogłabym namówić żeby siedział cicho, z Radą nie będzie tak łatwo, skarzą mnie na śmierć! Odetchnęłam głęboko.
- Co konkretnie chcesz wiedzieć? – syknęłam.
- Jak się tu znalazłaś? Dlaczego byłaś ranna? Wiesz standardowe procedury - powstrzymałam się od użycia moich mocy przeciwko Alfie. Nie wiedziałam od czego zacząć. Tak czy inaczej nie miałam niczego do stracenia.
- Słyszałeś o „V”? – spytałam, beztrosko przeglądając rupiecie porozrzucane na jego półkach.
- Masz na myśli, tego „V”? – zdziwił się nie widząc związku - Jakiś czas temu, pewien morderca pustoszył okoliczne wioski. Pozbawiał mieszkańców organów wewnętrznych, ślady zębów wskazywały, iż je konsumował. Niektórzy podejrzewali że to wilkołak. Ale najciekawsze było to, że każda z ofiar miała na szyi wypalone…
- „V”? – podsunęłam, uśmiechając się bezczelnie. Na twarzy Macabre pojawił się dziwny wyraz, zaczynał rozumieć o co mi chodzi – Jak Vince? – zaśmiałam się, ukazując przedramię z wypalona literą „V”.
(I co Mac? ^.^)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz