poniedziałek, 17 marca 2014

(Wataha Ognia) od Vince

Po  udanej kolacji, postanowiłam wrócić do jaskini. Mięso jelenia nie było tak dobre jak ludzkie, ale nie narzekałam, chyba nadszedł czas porzucić dawne nawyki. Czułam się w miarę bezpiecznie na terenach mojej nowej watahy, lecz wciąż doskwierała mi samotność. Czyżbym była na nią skazana?
 Nawet nie zauważyłam kiedy dotarłam na miejsce, było już w miarę późno więc liczyłam na to ze nikogo nie spotkam.  Nie byłam pewna czy powinnam wracać do groty w której dzisiaj się obudziłam, istniało spore prawdopodobieństwo, że należy do Macabre.  Z resztą było tu wiele pokoi, więc mogłabym dzisiaj położyć się spać w którymkolwiek z nich. Nagle usłyszałam skrzypniecie drzwi – Cholera – pomyślałam. Odwróciłam się i zobaczyłam Maca.
-Vince? – nie wyglądał na zdziwionego.  Kiwnęłam tylko głową w nadziei że, nie będzie chciał prowadzić ze mną jakichś nocnych konwersacji.  Niestety, nie miałam racji -  Czekaj . Ostatnio nie mieliśmy okazji porozmawiać. Przyjąłem cię do Watahy, ale to nie znaczy, że już ci ufam. Nic o tobie nie wiem. – westchnęłam, z nieznanych przyczyn miałam nieodpartą ochotę go spoliczkować. Opanowałam się  i weszłam za nim do środka. W jego grocie panował straszny bałagan, podobnie jak w moim wcześniejszym miejscu zamieszkania. Usiadłam na wskazanym przez niego fotelu.
- Ja również, niczego o tobie nie wiem – odparłam oschle – Więc dlaczego mam ci cokolwiek mówić? – nie wyglądał na zadowolonego z mojej odpowiedzi.
- Może dlatego, ze cię przygarnąłem? – odpowiedział sarkastycznie.
- Chyba zrozumiałeś mnie źle, jestem ci naprawdę wdzięczna za uratowanie mi życia- zaczęłam - ale nie widzę powodu dla którego miałabym cię informować o szczegółach z mojej przeszłości. Jeśli jest to jakaś przeszkoda mogę opuścić twoją watahę chodź by zaraz… - wstałam i zaczęłam kierować się do wyjścia, kiedy Mac złapał mnie za nadgarstek. – Czego? – warknęłam.
- Znam jeden powód, dla którego powinnaś mi coś powiedzieć.
- Niby jaki? – traciłam cierpliwość.
- Jeśli niczego się nie dowiem, będę zmuszony wezwać Radę – powiedział z szatańskim uśmiechem. Rada? Nie,  nie mogę wpaść w ich ręce. Ale Macabre nie może nic wiedzieć, nikt nie może! Myślałam gorączkowo, Maca mogłabym namówić żeby siedział cicho, z Radą nie będzie tak łatwo, skarzą mnie na śmierć! Odetchnęłam głęboko.
- Co konkretnie chcesz wiedzieć? – syknęłam.
- Jak się tu znalazłaś? Dlaczego byłaś ranna? Wiesz standardowe procedury - powstrzymałam się od użycia moich mocy przeciwko Alfie. Nie wiedziałam od czego zacząć. Tak czy inaczej nie miałam niczego do stracenia.
- Słyszałeś o „V”? – spytałam, beztrosko przeglądając rupiecie porozrzucane na jego półkach.
- Masz na myśli, tego „V”?  – zdziwił się nie widząc związku -  Jakiś czas temu, pewien morderca pustoszył okoliczne wioski. Pozbawiał mieszkańców organów wewnętrznych, ślady zębów wskazywały, iż je konsumował. Niektórzy podejrzewali że to wilkołak. Ale najciekawsze było to, że każda z ofiar miała na szyi wypalone…
- „V”? – podsunęłam, uśmiechając się bezczelnie. Na twarzy Macabre pojawił się dziwny wyraz, zaczynał rozumieć o co mi chodzi – Jak Vince? – zaśmiałam się, ukazując przedramię z wypalona literą „V”.
(I co Mac? ^.^)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz