środa, 19 lutego 2014

(Wataha Wody) od Ice'a

Poczułem dziwne ukłucie w piersi i już wiedziałem, że stało się coś złego. Tym razem z Bellą. Jęknąłem, mając nadzieję, że nie zrobiła sobie czegoś przez mnie, a moje serce zaczęło szybciej bić. Nie jestem głupi. Oczywiście zauważyłem ślady po nacięciach żyletką na jej nadgarstkach, ale postanowiłem to przemilczeć, wiedząc, że nie pomogę jej w niczym, domagając się wspominania najboleśniejszych momentów jej życia.
Rzuciłem wszystko i pognałem do Watahy Burzy, jak najszybciej mogłem. Dzięki mojej nadprzyrodzonej szybkości już w kilkanaście sekund przetrząsnąłem cały teren, ale jej nigdzie nie było.
Żołądek zacisnął mi się w panice. Boże, to nie może być prawda. Nie mogło jej się nic stać! Nie przez mnie! Osunąłem się po skalnej ścianie, chowając twarz w dłoniach. "Co teraz?!" Musiałem ją znaleźć...Jeśli bym tego nie zrobił, wyrzuty sumienia zeżarłyby mnie żywcem...
Załamany poczułem znajomy zapach...Omal nie wyskoczyłem ze skóry, kiedy zobaczyłem rąbek jej sukienki, wystający z niewielkiej dziury w skale.
-Bella! Jezu, Bella nic ci nie jest?!- Podbiegłem do niej i objąłem jej twarz dłońmi. Płakała. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Jej ubranie było poszarpane, a skulone ciało poranione. Zupełnie jakby ktoś ją podrapał...- Kochanie, spójrz na mnie.-Podniosłem jej podbródek, ale wzrok nadal miała spuszczony na ziemię, a z jej piersi wyrwało się ciche pojękiwanie.-Ktoś cię zranił?- Oprócz mnie oczywiście. Serce waliło mi jak młotem w oczekiwaniu na jej odpowiedź, która nie nadeszła.
Bella zaczęła łkać, wciąż wpatrzona w niewidoczny punkt.
-Błagam, powiedz...
-O-on chciał-ł...-Zaczęła, ledwo zaczerpując tchu, ale nie dokończyła, bo rozpłakała się na dobre.
-O Boże.-Dotarło do mnie to, co próbowała powiedzieć.- Czy ktoś cię skrzywdził?- Udało mi się pochwycić jej spojrzenie. Pełne goryczy, bólu i upokorzenia. Gniew wzrósł we mnie, kiedy nie odpowiedziała.-Skrzywdził cię ktoś?! Komuś udało się ciebie skrzywdzić?! Bella, odpowiedz!
-U-uccieekła-mm- Schowała twarz w moim ramieniu, mocząc mi koszulę. Kamień spadł mi z serca.
Przytuliłem ją i pogładziłem po włosach, próbując uspokoić spazmy płaczu, które ją ogarniały.
-Już wszystko dobrze...Jestem przy tobie i nigdy już cię nie zostawię. Jesteś bezpieczna.-Szepnąłem w jej włosy i delikatnie pocałowałem ją w czoło.- Dorwę tego gnoja. Obiecuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz