poniedziałek, 17 lutego 2014

(Wataha Burzy) od Haox'a

Próbowałem zasnąć, ale mój mózg nawet na chwilę nie chciał o tym słyszeć. Przed oczami przesuwały mi się obrazy z najbliższych 24 godzin; spotkanie z Faith, pocałunek, ona ucieka i wizyta tego idioty Rena. Wyszedłem na zewnątrz. Słońce już prawie wschodziło, możliwe, że to ono sprawiło, że ruszył zupełnie nieznaną drogą przed siebie. Coś kazało mi iść kompletnie nieznaną trasą, jednocześnie podpowiadało w którą stronę skręcić, tam gdzie się rozwidlała. Parę razy złapały mnie wątpliwości: Może to tylko moja wyobraźnia? Może lepiej poszukam Hebi? Co ja do cholery wyprawiam?!
Ale nie zawróciłem. Wkońcu zatrzymałem się na kompletnie pustym polu: żadnych drzew, żadnych zwierząt, parę kamieni i drobne rośliny. Jednak było w tym coś magicznego. Sięgnąłem do kieszeni. Po dłuższym poszukiwaniu udało mi się z niej wyciągnąć jedyną rzecz, która była w stanie mnie odstresować i rozjaśnić umysł- papierosa.
Chwilę później znalazłem zapałki. Nie miałem ochoty wracać do jaskini- do rozwrzeszczanej Hebi i mojej groty, w której nadal był tylko materac. I ani chwili spokoju...
Tu przynajmniej mogłem być sam ze swoim papierosem (i nikt nie udawał kaszlu, drąc się, że zatruwam ludzi). Ponownie nie dane mi było trwać w tym przekonaniu przez resztę poranka. Właśnie w momencie, kiedy zaciągałem się po raz kolejny, poczułem zapach innego wilka. Konkretnie wilczycy i to bardzo znajomej. Na dodatek całkiem blisko. Odszukałem srebrnowłosą postać wzrokiem.
-Co ty tutaj robisz?-zadałem pytanie, podchodząc bliżej.
-Raczej co ty tutaj robisz?-Faith błyskawicznie wstała, otrzepując ubranie z piasku. Nasze oczy się spotkały. Nie mogłem przestać na nią patrzeć, teraz kiedy księżyc nikt nie byłby w stanie powiedzieć, czy napewno nie jest aniołem. Żadne z nas nic nie mówiło. Ciszę przerwała Faith:
-Hoax...-Zacięła się.- Przepraszam, że wtedy uciekłam, ale musiałam...jakoś to wszystko ogarnąć. I myślę, że powinniśmy to skończyć zanim jeszcze się zaczęło.
Znowu nastąpiła głucha cisza. Starałem się poukładać sobie to wszystko w głowie. Wkońcu się odezwałem.
-A co jeśli ja nie chcę?
-To czego chcemy nie ma żadnego znaczenia.-Pokręciła głową.
-Jasne...-parsknąłem.-Nie odpowiedziałaś na pytanie..Co tutaj robisz?
-Muszę odbyć w Arkadii małą misję szpiegowską. Chciałam cię prosić, żebyś poszedł tam ze mną, ale teraz to chyba nie ma sensu, więc poradzę sobie jakoś...Sama.
Chciałem odpowiedzieć:
-Żądasz tego ode mnie po ty, co sama powiedziałaś?-ale tak naprawdę powiedziałem:
-Zrobię wszystko, żeby ci pomóc.-posłałem jej szelmowski uśmiech. Spojrzałem Faith w oczy i zobaczyłem w nich wdzięczność.- Muszę jeszcze wrócić po coś do jaskini-dodałem, rzucając na wpół wypalonego papierosa w krzaki.

(Faith?)

3 komentarze:

  1. Muszę przyznać, że to wybitnie inteligentne, zabierać do Arkadii na przeszpiegi członka watahy, która według tamtejszych założeń nie powinna istnieć :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cicho ...Mamy w tym pewien cel ;d

    OdpowiedzUsuń