Kiedy wróciłam do jaskini musiało być po północy. Mimo to Hoax'a nigdzie nie było.
-Pewnie znowu jest na fajkach...-mruknęłam do siebie. Nie miała czasu ani ochoty żeby zamartwiać się tym czy dorosły facet przypadkiem nie zgubił się w lesie. Zresztą słusznie, bo pół godziny później usłyszałam jak ktoś lata w tę i z powrotem szukając czegoś. Wyczułam, że to Hoax pewnie szuka tych papierosów, które ukryłam. 20 minut później znowu zrobiło się cicho.
Leżałam w ubraniu w szarej pościeli. Próbowałam myśleć o tej całej Radzie, o innych Watahach i wilkach, jednak nieważne o czym myślałam, moje myśli zawsze w końcu trafiały na szkarłatne oczy. To była największa przeszkoda na jaką w ciągu całego życia trafił mój umysł i w żaden sposób nie byłam w stanie jej obejść. Nawet nie wiedziałam jak i kiedy się tam znalazły. Po prostu były i to mi wystarczyło...
Te oczy prześladowały mnie nawet w snach. Obudziłam się jeszcze zanim wzeszło słońce, w sumie przespałam jakieś 2 godziny. Cholera wie dlaczego nagle naszła mnie ochota na spacer. Szybko zamieniłam czarne dżinsy i bokserkę na potargane szorty i duży czarny t-shirt. Glany nigdy nie były dla mnie dość brudne żeby zmienić je na inne buty, więc zostały. W Jaskini tradycyjnie nie było nikogo więc wyszłam zostawiając wiadomość, gdyby Hoax łaskawie wrócił (tym razem nie po paczkę papierosów). Bella wydała mi się na tyle odpowiedzialna żeby nie musieć zostawiać jej instrukcji.
Ja jeszcze nie wiedziałam gdzie idę - moje nogi owszem. W ten sposób trafiłam pod samą granicę Watahy Ognia. Zrozumiałam przesłanie.
Musiałam zebrać się w sobie żeby w końcu bardzo powoli ruszyć w stronę Jaskini. Nie było mi dane jednak dojść do celu. Wyczułam obcy zapach i zanim się obejrzałam leżałam na ziemi przygnieciona przez jakiegoś wilka.
Udało mi się ustalić, że to wadera. To nie był dobry moment na to, ale zaczęłam przyglądać przyglądać się wilczycy. Miała czarne, lśniące futro i błyszczące oczy.
"Kim jesteś?" wysłała mi pytanie telepatycznie.
-Rana ci się otworzyła - zwróciłam spokojnie uwagę na kapiącą mi na rękę krew.
"K i m j e s t e ś ?" poczułam jak pazury mocno wbijają się w moje ramiona.
Zacisnęłam usta. Moje milczenie musiało denerwować wilczycę.
"ODPOWIADAJ!"
Rozkazowi towarzyszyło jeszcze mocniejsze zaciśnięcie się pazurów na moich ramionach. To ostatecznie przeważyło szalę i wywołało u mnie wybuch niekontrolowanego śmiechu. Waderę zatkało, ale szybko się otrząsnęła.
"Nie boli cię to?"
-B-boli...no pewnie, że boli! - wydyszałam nadal się śmiejąc - Masz cholernie...ostreee...pazury!
"Dlaczego się śmiejesz?!"
-Bo mnie boli! Zjedź już ze mnie! - kiedy wadera nie zareagowała dodałam - Cholera, jestem Alfą Burzy, przyszłam do Macabre'a!
Teraz wilczyca powoli i dość nieufnie rozluźniła swój uścisk. Ból w okolicy szyi ustał. Usiadłam i obserwowałam przemianę czarnego wilka w kobietę. Dziewczyna była wyższa ode mnie, długie białe włosy opadały jej na twarz i czerwone oczy. Obie uparcie milczałyśmy. W końcu wstałam z ziemi i podałam jej rękę.
- Hebi.
Dziewczyna patrzyła mnie pytająco, ostatecznie jednak złapała moją dłoń.
-Vince.
-Domyślam się, że jesteś z Watahy Ognia?
-Nadal nie powiedziałaś co tu robisz.
-Wiesz gdzie jest Mac?
Obie bardzo skutecznie i uporczywie ignorowałyśmy swoje pytania.
"W ten sposób niczego się nie dowiem..."
- Przyszłam porozmawiać z twoją Alfą. Gdzie on jest?
-Nie wiem. Opuściłam jaskinię jakiś czas temu.
- Kurwa - mruknęłam. Szybko minęłam dziewczynę, jednak zatrzymałam się parę kroków za nią - Masz niesamowity "uścisk" - rzuciłam na pożegnanie z szelmowskim uśmiechem - Do zobaczenia...
Nie wiem czy mi odpowiedziała czy nie, potem myślałam już tylko o tym żeby znaleźć Mac'a.
(Mac gdzie się, kurwa, ukrywasz mendo najukochańsza? :))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz