Moje jakże inteligentne rozważania przerwał sygnał, że ktoś mnie obserwuje. Podniosłem wzrok i zobaczyłem chłopaka siedzącego na skale i lustrującego mnie spojrzeniem. Czyżby wiedział o czym myślałem? Nie. Niemożliwe. Jedyną osobą, która mogła mnie rozgryźć była Sol. Niby taka mała i wystraszona, ale jakże uzdolniona. Istny mały demon. Nie dziwię się, że Renowi tak bardzo na niej zależy.
-Znamy się?-Zapytałem, podchodząc do faceta. Wyglądał na wystraszonego i zaciekawionego jednocześnie.
-Nie sądzę...-Zaczął.- Jestem Nezumi.-Powiedział nieśmiało, na co ja podałem mu rękę.
-Miło. Devon.-Posłałem mu przyjazny uśmiech.- Szukasz tu czegoś? Nie widziałem cię wcześniej..
-Właściwie to..Jestem nowym członkiem Watahy Powietrza...-Speszył się.- Ren mnie przyjął.
-Bosko! Wkońcu przestanę siedzieć sam w jaskini.-Ucieszyłem się.-Rena ciągle nie ma, a Sol to straszna włóczęga. Nigdy nie wiem gdzie ich wywieje, a ja nie mam tu zbyt dużo znajomych z...pewnym \ osobistych powodów-Trochę się rozgadałem, a chłopak otworzył szeroko oczy.
-Kto to jest Sol?
-Nieważne..Pewnie niedługo się spotkacie.-Zbyłem go.-Lepiej przygotuj się na najgorsze.-Postanowiłem go trochę postraszyć, choć może tak bardzo nie mijałem się z prawdą. Sol była niezaprzeczalnie groźna. Nawet jako mała chuda dziewczynka, która nie potrafi jeszcze przemienić się w wilka z własnej woli.
-O czym t-ty mówisz?- Zająknął się. Chyba go przestraszyłem.
Już otwierałem usta, żeby coś powiedzieć, kiedy usłyszałem czyjeś telepatyczne wołanie w głowie.
"POMOCY!!!" Nezumi najwyraźniej też je słyszał, bo natychmiast zerwał się ze skały.
-Ktoś potrzebuje pomocy.-Rozglądnął się wokół
"Boże, pomocy..."
Przemieniłem się w wilka, a Nezumi zrobił dokładnie to samo.
-" To ktoś, kto jest teraz gdzieś na terenach Ognia. Pospieszmy się, to ktoś z naszych." Wysłałem mu w myślach i pobiegłem w stronę, w którą prowadził mnie instynkt.
*
Trzy szare wilki niemiłosiernie wbijały swoje ostre zęby w gardło nieszczęśnika. Nezumi jęknął cicho, przejęty widokiem jego krwi. Nagle od drugiej strony na plecy jednego z atakujących rzucił się kremowo-złoty wilk. Zaczął szarpać futro i skórę przeciwnika w furii, aż wkońcu zrzucił go w przepaść. Pozostała dwójka rzuciła mu się do gardła, zostawiając swoją ofiarę w spokoju. Bez zastanowienia ruszyłem na ratunek złotemu basiorowi, który leżał teraz na plecach, przykryty ciężkim cielskiem szarego wilka, ale drugi z nich ruszył prosto na mnie, obnażając kły.
-Proszę, proszę. Czyż już się kiedyś nie spotkaliśmy, Devonie?-Usłyszałem w głowie znajomy głos.
-Na twoje nieszczęście spotykamy się dzisiaj, Urios. I już to już więcej się nie powtórzy.-Warknąłem i skoczyłem mu do gardła. Potem turlikając się, zatrzymaliśmy się nad przepaścią. Ostatkiem sił, odwróciłem się i podciąłem mu łapy, a gdy stracił równowagę, patrzyłem jak spada w przepaść z niemym wrzaskiem.
Byłem cały we krwi. Ta walka kosztowała mnie więcej niż myślałem, ale nie czułem bólu. Nie czułem zupełnie nic oprócz ulgi. A co z resztą?! Dopiero teraz odwróciłem się powoli , żeby spojrzeć na moich wilczych "braci".
"Co z wami, chłopaki?"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz