czwartek, 27 lutego 2014

(Wataha Powietrza) od Devona

Wyszedłem na zewnątrz, całkowicie znudzony wiedzeniem swojego nudnego i "świętoszkowatego" trybu życia. Może i chcę się zmienić, ale nie mam zamiaru zostać żadnym pieprzonym mnichem, albo pustelnikiem, który siedzi cały czas w jaskini i gapi się w ścianę jak kretyn. Nie byłem przyzwyczajony do takiego nudnego życia i powoli zacząłem się zastanawiać czy moje "nawrócenie" ma wogóle jakichś sens. Zycie inkuba nie jest przecież aż takie złe...Z tego, co zdążyłem się zorientować przez ponad 19 lat bycia uwodzicielem pracującym dla złych mocy. No, ale z drugiej strony- TO JEST HANIEBNE. I  złe. I kutaśne. Sam nie wiem jeszcze czy tutaj zostanę, czy wrócę do uwodzenia kobiet w celu zesłania ich na wieczne potępienie. Wybór w brew pozorom nie jest wcale prosty.
Moje jakże inteligentne rozważania przerwał sygnał, że ktoś mnie obserwuje. Podniosłem wzrok i zobaczyłem chłopaka siedzącego na skale i lustrującego mnie spojrzeniem. Czyżby wiedział o czym myślałem? Nie. Niemożliwe. Jedyną osobą, która mogła mnie rozgryźć była Sol. Niby taka mała i wystraszona, ale jakże uzdolniona. Istny mały demon. Nie dziwię się, że Renowi tak bardzo na niej zależy.
-Znamy się?-Zapytałem, podchodząc do faceta. Wyglądał na wystraszonego i zaciekawionego jednocześnie.
-Nie sądzę...-Zaczął.- Jestem Nezumi.-Powiedział nieśmiało, na co ja podałem mu rękę.
-Miło. Devon.-Posłałem mu przyjazny uśmiech.- Szukasz tu czegoś? Nie widziałem cię wcześniej..
-Właściwie to..Jestem nowym członkiem Watahy Powietrza...-Speszył się.- Ren mnie przyjął.
-Bosko! Wkońcu przestanę siedzieć sam w jaskini.-Ucieszyłem się.-Rena ciągle nie ma, a Sol to straszna włóczęga. Nigdy nie wiem gdzie ich wywieje, a ja nie mam tu zbyt dużo znajomych z...pewnym \ osobistych powodów-Trochę się rozgadałem, a chłopak otworzył szeroko oczy.
-Kto to jest Sol?
-Nieważne..Pewnie niedługo się spotkacie.-Zbyłem go.-Lepiej przygotuj się na najgorsze.-Postanowiłem go trochę postraszyć, choć może tak bardzo nie mijałem się z prawdą. Sol była niezaprzeczalnie groźna.  Nawet jako mała chuda dziewczynka, która nie potrafi jeszcze przemienić się w wilka z własnej woli.
-O czym t-ty mówisz?- Zająknął się. Chyba go przestraszyłem.
Już otwierałem usta, żeby coś powiedzieć, kiedy usłyszałem czyjeś telepatyczne wołanie w głowie.
"POMOCY!!!"  Nezumi najwyraźniej też je słyszał, bo natychmiast zerwał się ze skały.
-Ktoś potrzebuje pomocy.-Rozglądnął się wokół
"Boże, pomocy..."
Przemieniłem się w wilka, a Nezumi zrobił dokładnie to samo.
-" To ktoś, kto jest teraz gdzieś na terenach Ognia. Pospieszmy się, to ktoś z naszych." Wysłałem mu w myślach i pobiegłem w stronę, w którą prowadził mnie instynkt. 
*
Trzy szare wilki niemiłosiernie wbijały swoje ostre zęby w gardło nieszczęśnika. Nezumi jęknął cicho, przejęty widokiem jego krwi. Nagle od drugiej strony na plecy jednego z atakujących rzucił się kremowo-złoty wilk. Zaczął szarpać futro i skórę przeciwnika w furii, aż wkońcu zrzucił go w przepaść. Pozostała dwójka rzuciła mu się do gardła, zostawiając swoją ofiarę w spokoju. Bez zastanowienia ruszyłem na ratunek złotemu basiorowi, który leżał teraz na plecach, przykryty ciężkim cielskiem szarego wilka, ale drugi z nich ruszył prosto na mnie, obnażając kły.
-Proszę, proszę. Czyż już się kiedyś nie spotkaliśmy, Devonie?-Usłyszałem w głowie znajomy głos.
-Na twoje nieszczęście spotykamy się dzisiaj, Urios. I już to już więcej się nie powtórzy.-Warknąłem i skoczyłem mu do gardła. Potem turlikając się, zatrzymaliśmy się nad przepaścią. Ostatkiem sił, odwróciłem się i podciąłem mu łapy, a gdy stracił równowagę, patrzyłem jak spada w przepaść z niemym wrzaskiem.
Byłem cały we krwi. Ta walka kosztowała mnie więcej niż myślałem, ale nie czułem bólu. Nie czułem zupełnie nic oprócz ulgi. A co z resztą?! Dopiero teraz odwróciłem się powoli , żeby spojrzeć na moich wilczych "braci".

"Co z wami, chłopaki?"


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz