poniedziałek, 24 lutego 2014

(Wataha Wody) od Faith

-Dobra, możemy iść.-Spojrzałam zszokowana na Hoax'a, któremu "zabranie czegoś ze swojej groty" zajęło co najmniej pół godziny.
-Wróciłeś się po fajki?!-Nie mogłam uwierzyć. W ręce trzymał nową paczkę papierosów, a na jego twarzy igrał głupawy uśmieszek.
-Nie tylko.-Odpowiedział wymijająco i złapał mnie za rękę.-Myślałem, że ci się spieszy.
Jego dotyk mnie uspokajał. Kiwnęłam głową twierdząco, ale nie wyrwałam ręki z jego uścisku.
-No to chodźmy.-Pociągnął mnie za sobą, zupełnie tak jakby doskonale znał drogę.
-Czekaj. Ja prowadzę-Posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie i zmieniłam się w wilka. "Musimy przejść przez góry zanim zajdzie słońce. Potem możemy mieć problemy z górskimi stworzeniami"-Przekazałam mu.
Potem już się nie odwracałam. Nie musiałam. Wiedziałam, że cały podąża za mną, nie spuszczając ze mnie swoich złotych oczu.
Przez cały dzień nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa, ale cisza, która pomiędzy nami panowała nie była krępująca. Wręcz przeciwnie...Czułam się aż ZA swobodnie w jego towarzystwie..
-Udało się.-Wyspał Hoax w swojej ludzkiej postaci, kiedy tylko pokonaliśmy ostatnią górę w całym paśmie. Poszłam w jego ślady i oparłam dłonie na kolanach.-Ile jeszcze drogi do tej Arkadii?
-Przynajmniej kilka godzin. Nie ma sensu iść tam w nocy, może powinniśmy przespać się tutaj?-Spojrzałam na otaczający mnie lasek sosnowy. Całkiem niezłe miejsce jak na nocleg...Wystarczyłoby tylko zapalić ognisko.
-Też tak myślę.-Wyraz twarzy Hoax'a był trochę dwuznaczny. Zaczerwieniłam się lekko.
-Nic z tych rzeczy, głupku.-Pacnęłam go w ramię i zaczęłam zbierać gałęzie na rozpałkę, nie potrafiąc ukryć uśmiechu. Nagle poczułam, że jego ręce owijają się wokół mojej talii, przyciskając mnie do siebie. Serce zaczęło mi szybciej bić, kiedy odwróciłam się do niego twarzą. Dzieliły nas zaledwie 4 milimetry. To zdecydowanie za mało. Spróbowałam się wyrwać, ale chyba niezbyt się starałam, bo nie ruszyłam się nawet o centymetr. Całą moją uwagę pochłonęły piękne złote oczy Hoax'a wpatrzone w moje.
-Myślałam, że coś ustaliliśmy...Hoax, proszę nie zaczynaj wszystkiego od nowa.-jęknęłam.
-Nie. To ty coś ustaliłaś, nie pytając mnie o zdanie.
-Ktoś musiał- Wyrzuciłam.
-Daj spokój.-Jego wzrok złagodniał.-Nikogo tutaj nie ma. Tylko ty i ja. Nic nie musimy ustalać.
Pogładził mnie po policzku, jedną ręką trzymając mnie wciąż w talii.- Nie chcę z ciebie rezygnować na rzecz Rena. Obawiam się, że mogę tego nie wytrzymać.-Spojrzałam mu w oczy. Czaił się w nich smutek.
-Skąd wiesz, czy ja chcę rezygnować z niego?
Skrzywił się, ale nie odsunął.
-Wiem, że nie chcesz zrezygnować ze mnie i to powinno wystarczyć- Nie zdążyłam odpowiedzieć bo jego usta znalazły się na moich. Nie myślałam wtedy o Renie. O tym co powinnam, a czego nie. Hoax przycisnął mnie mocniej do siebie i zanim się zorientowałam leżeliśmy na ziemi. Poczułam jego usta na swojej szyji i dopiero wtedy odzyskałam trzeźwe myślenie.
-Stój!-Odepchnęłam go od siebie.-Nie mogę tak...Przynajmniej dopóki sama nie dowiem się czego chcę.
-Przepraszam..-Powiedział Hoax z nosem w moich włosach i uwolnił mnie ze swojego uścisku.
Zaczęłam trząść się z zimna, uświadamiając sobie, że nie rozpaliliśmy ognia. Hoax natychmiast to zauważył i objął mnie ramieniem.
-Wydaje mi się, że chyba mogę cię chociaż przytulić...Zamarzniesz.-Uśmiechnął się lekko. W odpowiedzi schowałam głowę w jego ramieniu i splotłam z nim dłoń. To wszystko nie miało żadnego sensu. Chciałam być bliżej. Jeszcze bliżej. Ale nie mogłam tego zrobić jemu, sobie, a przede wszystkim Renowi.

(Hoax? Dokończ proszę, prosiaczku)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz