poniedziałek, 17 lutego 2014

(Wataha Burzy) od Isabelli

Po spacerze z Sol byłam naprawdę bardzo zmęczona, więc dziewczyna odprowadziła mnie do jaskini i położyłam się spać. Przebudziłam się w nocy kilka razy z wyrazem niepokoju na twarzy. Nie pamiętam już, co mnie tak bardzo zmartwiło. Przez cały poranek nękały mnie myśli, co mogło być przyczyną mojego nocnego strachu. Od kilku dni budziłam się z szybkim ruchem serca oblana zimnym potem. Starałam się powoli zrozumieć samą siebie. Nie wychodziło mi to zbytnio, ale się starałam. Obudził mnie powiem świeżego powietrza i kilka promyków słońca na moim policzku. Ech, ta dziura w suficie nie dawała mi spokoju. Rozkoszowałam się chwilę tym cudownym słońcem, widać było, że powoli zbliża się wiosna. Och, jak ja kocham tą porę roku! Nie miałam na dziś żadnych planów. Hm, dawno nie rozmawiałam z Hebi, ale postanowiłam zostawić dziewczynę w spokoju. Nie będę jej psuć planów. Zaburczało mi w brzuchu, ale tak cholernie bardzo nie chciało mi się wychodzić z łóżka. No cóż, takie życie. Zrzuciłam kołdrę na ziemię i wstałam powoli. Zakręciło mi się w głowie, ale to zbagatelizowałam. Ubrałam się i wyszłam. Szukałam jakiegoś strumyczka, z którego mogłabym się napić i orzeźwić. Przez całą drogę miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi, ale to pewnie tylko wymysły mojej wyobraźni. Wyczułam w powietrzu zapach smacznego jelenia. O jest! Widzę go. Szybko zmieniłam postać i rzuciłam się na niczego nieświadome zwierzę. Gdy skończyłam jeść, znowu czułam na sobie czyjś wzrok. Przeszły przeze mnie delikatne dreszcze. Gdzie ja w ogóle jestem?! Chyba się zapędziłam. Nie powinnam była iść tak daleko sama. Znowu poczułam ten dziwny strach. Poczułam, że moje serce bije teraz jak młot. Zaczęłam biec ile sił w nogach. Upadłam. Poczułam czyjś oddech na szyi. Czyjaś ręka właśnie blokowała mi usta. Nie mogłam krzyczeć. Nie mogłam nic powiedzieć. Tak bardzo się bałam. Tak bardzo. Musiał być to mężczyzna, ponieważ miał bardzo mocny uścisk. Jedną dłonią zaciskał mi usta a drugą blokował ręce.
- Jeżeli będziesz grzeczna to nic Ci się nie stanie. – usłyszałam szept. Wyciągnął sznur i obwiązał nim moje kostki, tak, że nie mogłam poruszyć nogami. Zasłonił mi czymś usta. Najwidoczniej chciał mieć wolną dłoń. Spojrzałam na niego pełnymi rozpaczy oczami. Był wysoki i mocno zbudowany. O wiele starszy ode mnie. Byłam w środku lasu z obcym mężczyzną, który ewidentnie chciał zrobić mi krzywdę. Mimo iż właśnie rozpoczął się dzień było bardzo ciemno. Nawet gdybym próbowała, nie miałabym z nim żadnych szans. Miałam tylko ogromną nadzieję, że mnie ktoś znajdzie zanim będzie za późno.
- Nie możemy tu zostać. – powiedział z ironicznym uśmieszkiem na twarzy. Zaciągnął mnie za nogi do jakiejś jaskini. Zimno i wilgotno. Tak mogłam ją najlepiej opisać. Było dokładnie tak samo jak w najgorszym z moich koszmarów. On mnie dotykał. Błagałam w myślach, żeby przestał, ale on dalej to robił. Pomyślałam, że muszę zapobiec temu, co miało wydarzyć się za kilka chwil. Postaraj się Bella. Użyj swoich mocy. Skupiłam swój wzrok na nim, tarcza wybuchła kiedy jego ręka akurat lądowała na moim lewym biodrze. Potrzebna mi była do tego, aby mi się nic nie stało. Tylko tą technikę opracowałam perfekcyjnie. Skupiłam swoje myśli.  Skupiłam swoje myśli. Abym mogła go pokonać. Uśmiechnęłam się szeroko i wypuściłam czar. Wreszcie. Mężczyzna upadł na ziemię i zwijał się z bólu. A ja mogłam uciec. Niestety nie byłam pewna ile moje tortury wytrzymają, dlatego postanowiłam biec jak najszybciej. Wciąż czułam na sobie jego dotyk. To jego zbereźne spojrzenie. Ten perfidny uśmiech. Po co ja tam do cholery szłam! Wbiegłam do jaskini cała zalana łzami. Byłam pełna wstydu. To upokarzające być dotykaną przez obcego mężczyznę. A ja kochałam Ice’a! Usiadłam na łóżku szlochając. Czułam tylko jedno. Gorycz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz