Sol, Sol... Do jasnej cholery, Sol!-Krzyczałem, łapiąc osuwającą się na ziemię dziewczynkę. Wyglądała strasznie. Jej oczy wywróciły się na drugą stronę, ukazując białka, a twarz stała się trupio blada. Krew odpłynęła mi z twarzy z determinacji. Ta mała nie mogła umrzeć! Kurwa, nie na moich rękach! Próbowałem przemówić do niej telepatycznie, ale nie czułem jej. Zupełnie tak jakby w jej ciele nie duszy. Przez sekundę znów poczułem jej esencję, a w mojej głowie zabrzmiało jedno, słabe słowo: Przepraszam....
Teraz naprawdę się wystraszyłem.
Nie wiem nawet kiedy, ale jakimś dziwnym trafem, postawiłem sobie za punkt honoru zadbanie o tą małą dziewczynkę, leżącą teraz w moich ramionach. Nie wiem, co mi się stało. Może to dlatego, że było mi jej żal? A może dlatego, że zależało mi na tym, żeby udało jej się dorosnąć? A może dlatego, że nigdy nie miałem rodzeństwa, ani prawdziwej rodziny? Sam nie wiem. Nieistotne. Ważne było raczej to, że ona najprawdopodobniej właśnie umierała, albo już umarła na moich oczach.
-Sol! Nie wydurniaj się! Wróć do mnie, u diabła!!!- Szczypałem ją po policzku, ale nic nie działało. Najbardziej dobijające było to, że doskonale wiedziałem co jej jest, ale nie umiałem jej pomóc. Kiedy przesadzi się z użyciem swojej mocy...Konsekwencje mogą być obrzydliwie...okropnie...Głębokie. Często objawiają się w wymiarze śmierci. TYLKO NIE TO. Kurwa. Jeśli ona umrze, nie wybaczę sobie tego do końca mojego usranego życia. I tego się najbardziej boję.
Pochyliłem się nad nią i dotknąłem dłonią jej czoła.
-Władasz żywiołem Ducha, mała. Wracaj z tych cholernych zaświatów! Tam nie ma dla ciebie miejsca.-
Uspokoiłem się trochę. I tak jej nie pomogę. Ona musi poradzić sobie z tym sama, a ja mogę jedynie patrzeć. -I WŁAŚNIE DLATEGO NIE POZWALAŁEM CI WYCHODZIĆ Z JASKINI, SOL.-Mruknąłem do bezwładnego ciała dziewczynki w poszarpanej sukience. I czekałem. Aż wróci. Bo ktoś z taką potężną mocą nie może nie wrócić.
(Sol? Wrócisz na ten zasrany świat, czy nie?!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz