piątek, 28 lutego 2014

(Wataha Ognia) od Macabre

Świadomy tego co przewspaniała Rada Starych Kutasów może wymyślić całą noc patrolowałem teren. Oczywiście nawet zasranego lisa nie znalazłem. Po prostu zmarnowałem noc...Zamierzałem wrócić do groty żeby przespać chociaż tę godzinę zanim słońce całkiem wzejdzie. Kiedy postawiłem pierwsze kroki w stronę jaskini gwałtownie uderzyła mnie fala gorąca. Bariera, którą ustawiłem wokół terenów Watahy Ognia została naruszona.
"Kurwa, ktoś wszedł na moje tereny!"
Zlokalizowałem położenie intruza i popędziłem w jego kierunku. Wyglądało na to, że próbował trafić do jaskini. Zatrzymałem się parę metrów za czarnym wilkiem. Nie przypominał mi wilczej postaci nikogo z Rady. Wydało mi się to trochę dziwne, bo znałem wszystkich. Z drugiej strony mogli wysłać jakiegoś mało znaczącego przydupasa albo nowicjusza jako mięso armatnie.  To by było bardzo w ich stylu. Wilk szedł powoli, widać było, że nie zna terenów i czegoś szuka.  
Napiąłem mięśnie. Bezgłośnie zbliżałem się do wilka. Znałem jego zapach, ale byłem zbyt zmęczony żeby cokolwiek kojarzyć. 
Gałązka chrupnęła pod moją łapą. Czarny wilk się odwrócił. Za późno. Udało mi się na niego skoczyć i przygwoździć do ziemi. 
"POSRAŁO CIĘ?!" usłyszałem w głowie kobiecy głos.
Ja pierdziele, czy ja muszę być taki głupi...
"HE-BI?!"
Zeskoczyłem z wadery jak oparzony i przybrałem ludzką postać. Hebi zrobiła to samo i podniosła się z ziemi. 
-Po co przyszłaś? - zapytałam strzepując jej kurz z ramienia. 
-Chciałam...porozmawiać...z tobą... - wyznała patrząc mi w oczy. 
-Ze mną? - zapytałem nie chcąc okazać czegoś w rodzaju zadowolenia - Ale o czym?
-O niczym...Tak po prostu - teraz wpatrzyła się w przestrzeń.
Zapanowała niezręczna cisza. Boże, dlaczego ja nigdy nie wiem co jej powiedzieć?!
-To...Może się przejdziemy?

(Idziesz, Hebi?)

(Wataha Ognia) od Mici

Krew? Znowu? Co się tutaj dzieje? Chyba powinnam to sprawdzić. Może okażę się pomocna. Przemieniłam się i ruszyłam. Na miejscu było czterechech chłopaków, jeden ewidentnie potrzebował natychmiastowej pomocy. Szybko się wykrwawiał. Bez chwili wahania podbiegłam do nich i zajęłam się nim. Wszędzie był śnieg, czy to wszystko jego sprawka? Dotknęłam jego krwawiącej rany i dzięki swojej mocy udało się zatamować krwawienie. Kiedy skończyłam obejrzałam się na resztę towarzystwa. Wyglądali na zaskoczonych. Nic dziwnego. Przecież kto by się spodziewał że znikąd pojawi się dziewczyna i uleczy rannego.
- Chyba powinnam się przedstawić. - Wstałam i otrzepałam z siebie śnieg - Jestem Mici z Watahy Ognia. A wy?

(Devon? Nazumi? Ice?)

czwartek, 27 lutego 2014

(Watah Burzy) od Hoax'a

-I co potem? - spojrzałem Faith głęboko w oczy.
-Potem odwiedzimy moich rodziców.
Skrzywiłem się na tą myśl. W żaden sposób nie potrafiłem dostrzec w niej jasnych stron.
-Przykro mi, ale bez tego się nie obejdzie - dodała dziewczyna klepiąc mnie po ramieniu.
-Niech będzie... - uśmiechnąłem się do niej.
-Dobrze. Chodźmy już. Tylko nie zapomnij...
-Tak, wiem, zrobiłaś ze mnie swojego przydupasa - wysiliłem się na żart.
*
Zwiady nie dostarczyły nam żadnych istotnych informacji - nie wpuszczona nas właściwie nigdzie, nie pomógł nawet status Faith. Często musieliśmy wykręcać się z pytań typu "Jak sobie radzicie w nowym miejscu?" i "Po co przyszliście". Chciałem już ogłosić te "przeszpiegi" kompletną katastrofą, ale okazało się, że Fai jednak zdobyła jakąś informację. Nie miała jednak czasu wyjawić mi o co w tym chodzi, bo musieliśmy iść do jej rodziców...

(proszę cię bardzo, świnko ty moja ;D)

(Wataha Wody) od Ivalio

  Uratowali mnie... Spojrzałem na nich... Broczyłem krwią... Zaskomliłem z bólu...
''Pomocy...” Wciąż dławiłem się krwią, nie mogąc nabrać normalnego oddechu.. ciemniało mi przed oczami.. nie chciałem umierać.. nie … nie teraz...
   Ktoś mnie podniósł... skomlałem z bólu... Czując jak moje ciało zmienia kształty na ludzkie... krew... nie... ten ból...
'' Spokojnie, pomożemy ci.. Nie szarp się tak''
  Panika wzrastała.. coraz mniej tlenu... śnieg dookoła wirował.. bałem się, że kogoś zamrożę... nie.. ja nie chcę... Zimny śnieg zaczął sypać się z nieba, okrywając wszystko grubą warstwą. Temperatura się obniżyła.. a ja powoli traciłem przytomność.. Było ze mną źle, bardzo źle.
   Straciłem przytomność.

(Wataha Wody) od Faith

Słońce przyświeciło mi w oczy, zmuszając je do otwarcia. Zamrugałam nerwowo i podniosłam się na łokciu, a mój wzrok padł na wciąż śpiącego Haox'a. Resztkami  woli  powstrzymałam się od pogłaskania go po policzku, kiedy jego twarz przybrała wyjątkowo uroczy wyraz i zamiast tego trąciłam go lekko w ramię.
-Hoax.-Syknęłam.-Musimy już iść.
Niechętnie przekręcił się na bok i otworzył oczy, mrużąc je przed słońcem.
-Już? Może poleżmy jeszcze kilka minut...
-Nie ma mowy.-Podniosłam się z ziemi.-Zawsze możesz tu zostać, jeśli coś ci nie odpowiada. Uniosłam brew.
-Niech ci będzie...-Mruknął i zaczął zbierać swoje rzeczy.-Masz jeszcze jakieś życzenia, Jaśnie Pani?
-Nie denerwuj się tak..Kiedy już tam dotrzemy będziesz mógł się wyspać.
-Ciekaw jestem, jak mi to zrekompensujesz?-Uśmiechnął się diabolicznie i pocałował mnie delikatnie w usta, sprawiając, że jak za każdym razem zapomniałam o czym wogóle mówiłam.
-Stop!-Odepchnęłam go.-Zbieraj się, chcę tam jeszcze dzisiaj dojść.
-Oczywiście, Jaśnie Pani.

*

-Witam w Arkadii.-Wysapałam, kiedy przed naszymi oczami ukazał się widok na względnie duże miasteczko otoczone najpiękniejszym widokiem górskim, jaki kiedykolwiek widziałam.
-Czujesz bariery magiczne? Są cholernie silne. Jak oni to robią, u diabła?-Hoax wyglądał na zaintrygowanego.
-Mają tutaj najbardziej uzdolnionych magów na świecie. To oni tworzą Radę.-Wyjaśniłam.
-Tą Radę, która każe ci wychodzić za mąż za tego...-Hoax uniósł brew, ale kiedy zobaczył wyraz mojej twarzy natychmiast odwrócił wzrok.-za Rena?
-Dokładnie tak.-Rzuciłam przez ramię, zakładając ręce na piersi. Wejście do miasta było strzeżone, więc aby dostać się do środka musieliśmy przejść przez kontrolę. Od dziecka mieszkałam w Arkadii, ale nigdy nie znalazłam innego wyjścia ani wejścia do miasta. To była konieczność przez którą nie mogliśmy zostać w ukryciu.
-Pamiętaj: należysz do mojej watahy, jesteś moim najlepszym łowcą i wybrałam cię na mojego towarzysza.
-Wiem, wiem.-Hoax skinął głową i podążył za mną do bramy.
-Witam w mieście, Panienko.-Strażnik pochylił głowę.-Kim jest twój towarzysz?-Wskazał na Hoax'a.
-Jest członkiem mojej watahy, Marcusie. Jest tutaj mile widziany.-Skłamałam.
-Wobec tego witam w Arkadii.-Ukłonił się lekko i zwrócił się spowrotem do mnie.-Czy mam poinformować rodziców Panienki o odwiedzinach?
-Nie, dziękuję Marcusie. Chcę zrobić im niespodziankę. -Złapałam Hoax'a za rękę i pociągnęłam za sobą.-Pozdrów Milenne.-dodałam i ze sztucznym uśmiechem opuściłam strażnicę. To było zbyt łatwe.
-Widzę, że dobrze się znacie?-Zaczął Hoax.
-Tutaj wszyscy się znają. Za kilka minut wieść o moim przybyciu do miasta rozejdzie się po wszystkich domach. Nie mamy za wiele czasu na węszenie więc musimy się pospieszyć.
-I co potem?-Spojrzał mi głęboko w oczy.
-Potem odwiedzimy moich rodziców.-Widząc jego skrzywioną minę poklepałam go po ramieniu.- Przykro mi, ale bez tego się nie obejdzie...

(Hoax? Nap. coś o tych zwiadach i czego się dowiedzieliśmy, a ja napiszę o mamusi <333)

(Wataha Powietrza) od Rena

Sol, Sol... Do jasnej cholery, Sol!-Krzyczałem, łapiąc osuwającą się na ziemię dziewczynkę. Wyglądała strasznie. Jej oczy wywróciły się na drugą stronę, ukazując białka, a twarz stała się trupio blada. Krew odpłynęła mi z twarzy z determinacji. Ta mała nie mogła umrzeć! Kurwa, nie na moich rękach! Próbowałem przemówić do niej telepatycznie, ale nie czułem jej. Zupełnie tak jakby w jej ciele nie duszy. Przez sekundę znów poczułem jej esencję, a w mojej głowie zabrzmiało jedno, słabe słowo: Przepraszam....
Teraz naprawdę się wystraszyłem.
Nie wiem nawet kiedy, ale jakimś dziwnym trafem, postawiłem sobie za punkt honoru zadbanie o tą małą dziewczynkę, leżącą teraz w moich ramionach. Nie wiem, co mi się stało. Może to dlatego, że było mi jej żal? A może dlatego, że zależało mi na tym, żeby udało jej się dorosnąć? A może dlatego, że nigdy nie miałem rodzeństwa, ani prawdziwej rodziny? Sam nie wiem. Nieistotne. Ważne  było raczej to, że ona najprawdopodobniej właśnie umierała, albo już umarła na moich oczach.
-Sol! Nie wydurniaj się! Wróć do mnie, u diabła!!!- Szczypałem ją po policzku, ale nic nie działało. Najbardziej dobijające było to, że doskonale wiedziałem co jej jest, ale nie umiałem jej pomóc. Kiedy przesadzi się z użyciem swojej mocy...Konsekwencje mogą być obrzydliwie...okropnie...Głębokie. Często objawiają się w wymiarze śmierci. TYLKO NIE TO. Kurwa. Jeśli ona umrze, nie wybaczę sobie tego do końca mojego usranego życia. I tego się najbardziej boję.
Pochyliłem się nad nią i dotknąłem dłonią jej czoła.
-Władasz żywiołem Ducha, mała. Wracaj z tych cholernych zaświatów! Tam nie ma dla ciebie miejsca.-
Uspokoiłem się trochę. I tak jej nie pomogę. Ona musi poradzić sobie z tym sama, a ja mogę jedynie patrzeć. -I WŁAŚNIE DLATEGO NIE POZWALAŁEM CI WYCHODZIĆ Z JASKINI, SOL.-Mruknąłem do bezwładnego ciała dziewczynki w poszarpanej sukience. I czekałem. Aż wróci. Bo ktoś z taką potężną mocą nie może nie wrócić.

(Sol? Wrócisz na ten zasrany świat, czy nie?!)

(Wataha Powietrza) od Devona

Wyszedłem na zewnątrz, całkowicie znudzony wiedzeniem swojego nudnego i "świętoszkowatego" trybu życia. Może i chcę się zmienić, ale nie mam zamiaru zostać żadnym pieprzonym mnichem, albo pustelnikiem, który siedzi cały czas w jaskini i gapi się w ścianę jak kretyn. Nie byłem przyzwyczajony do takiego nudnego życia i powoli zacząłem się zastanawiać czy moje "nawrócenie" ma wogóle jakichś sens. Zycie inkuba nie jest przecież aż takie złe...Z tego, co zdążyłem się zorientować przez ponad 19 lat bycia uwodzicielem pracującym dla złych mocy. No, ale z drugiej strony- TO JEST HANIEBNE. I  złe. I kutaśne. Sam nie wiem jeszcze czy tutaj zostanę, czy wrócę do uwodzenia kobiet w celu zesłania ich na wieczne potępienie. Wybór w brew pozorom nie jest wcale prosty.
Moje jakże inteligentne rozważania przerwał sygnał, że ktoś mnie obserwuje. Podniosłem wzrok i zobaczyłem chłopaka siedzącego na skale i lustrującego mnie spojrzeniem. Czyżby wiedział o czym myślałem? Nie. Niemożliwe. Jedyną osobą, która mogła mnie rozgryźć była Sol. Niby taka mała i wystraszona, ale jakże uzdolniona. Istny mały demon. Nie dziwię się, że Renowi tak bardzo na niej zależy.
-Znamy się?-Zapytałem, podchodząc do faceta. Wyglądał na wystraszonego i zaciekawionego jednocześnie.
-Nie sądzę...-Zaczął.- Jestem Nezumi.-Powiedział nieśmiało, na co ja podałem mu rękę.
-Miło. Devon.-Posłałem mu przyjazny uśmiech.- Szukasz tu czegoś? Nie widziałem cię wcześniej..
-Właściwie to..Jestem nowym członkiem Watahy Powietrza...-Speszył się.- Ren mnie przyjął.
-Bosko! Wkońcu przestanę siedzieć sam w jaskini.-Ucieszyłem się.-Rena ciągle nie ma, a Sol to straszna włóczęga. Nigdy nie wiem gdzie ich wywieje, a ja nie mam tu zbyt dużo znajomych z...pewnym \ osobistych powodów-Trochę się rozgadałem, a chłopak otworzył szeroko oczy.
-Kto to jest Sol?
-Nieważne..Pewnie niedługo się spotkacie.-Zbyłem go.-Lepiej przygotuj się na najgorsze.-Postanowiłem go trochę postraszyć, choć może tak bardzo nie mijałem się z prawdą. Sol była niezaprzeczalnie groźna.  Nawet jako mała chuda dziewczynka, która nie potrafi jeszcze przemienić się w wilka z własnej woli.
-O czym t-ty mówisz?- Zająknął się. Chyba go przestraszyłem.
Już otwierałem usta, żeby coś powiedzieć, kiedy usłyszałem czyjeś telepatyczne wołanie w głowie.
"POMOCY!!!"  Nezumi najwyraźniej też je słyszał, bo natychmiast zerwał się ze skały.
-Ktoś potrzebuje pomocy.-Rozglądnął się wokół
"Boże, pomocy..."
Przemieniłem się w wilka, a Nezumi zrobił dokładnie to samo.
-" To ktoś, kto jest teraz gdzieś na terenach Ognia. Pospieszmy się, to ktoś z naszych." Wysłałem mu w myślach i pobiegłem w stronę, w którą prowadził mnie instynkt. 
*
Trzy szare wilki niemiłosiernie wbijały swoje ostre zęby w gardło nieszczęśnika. Nezumi jęknął cicho, przejęty widokiem jego krwi. Nagle od drugiej strony na plecy jednego z atakujących rzucił się kremowo-złoty wilk. Zaczął szarpać futro i skórę przeciwnika w furii, aż wkońcu zrzucił go w przepaść. Pozostała dwójka rzuciła mu się do gardła, zostawiając swoją ofiarę w spokoju. Bez zastanowienia ruszyłem na ratunek złotemu basiorowi, który leżał teraz na plecach, przykryty ciężkim cielskiem szarego wilka, ale drugi z nich ruszył prosto na mnie, obnażając kły.
-Proszę, proszę. Czyż już się kiedyś nie spotkaliśmy, Devonie?-Usłyszałem w głowie znajomy głos.
-Na twoje nieszczęście spotykamy się dzisiaj, Urios. I już to już więcej się nie powtórzy.-Warknąłem i skoczyłem mu do gardła. Potem turlikając się, zatrzymaliśmy się nad przepaścią. Ostatkiem sił, odwróciłem się i podciąłem mu łapy, a gdy stracił równowagę, patrzyłem jak spada w przepaść z niemym wrzaskiem.
Byłem cały we krwi. Ta walka kosztowała mnie więcej niż myślałem, ale nie czułem bólu. Nie czułem zupełnie nic oprócz ulgi. A co z resztą?! Dopiero teraz odwróciłem się powoli , żeby spojrzeć na moich wilczych "braci".

"Co z wami, chłopaki?"


wtorek, 25 lutego 2014

(Wataha Powietrza) od Nazumiego

 Szedłem spokojnie korytarzami, znalazłem odpowiednią grotę. Była niewielka, ciemna… idealna dla mnie. Wszedłem do niej i ułożyłem się w kącie. Ech znowu nie miałem co robić, znowu myślałem o Ivalio, znowu byłem całkiem sam. Miałem ochotę stamtąd wyjść ale.. i tak bym nikogo nie zastał. Każdego prawie się bałem, tylko jego nie. Co w nim takiego było? I czemu do cholery aż tak mi się podoba? Uderzyłem pięścią o ziemię, oczywiście ręka zaczęła krwawić. Ech… wszystko zepsuję.. nie umiem nawet spokojnie siedzieć. W ścianie była malutka szparka przez którą wlatywało światło.
Jedyne światło… tyle mi wystarcza. Uśmiechałem się sam do siebie…. Wszystkie smutki nagle zniknęły.. dlaczego? I… dlaczego to światło mi się z nim kojarzyło… z Ivalio. Dawało ono malutkie światełko w ciemnej grocie… Dla mnie Ivalio był tym światełkiem moim sercu.. rozmawiałem z nim zaledwie kilkadziesiąt minut ale naprawdę go polubiłem. Tęskniłem za nim. 
Ech.. nie wytrzymałem tam długo i wyszedłem.. znowu błądziłem po naszym terytorium. Ale tym razem już ‘legalnie’. Są jednak jakieś pozytywy… Przez kilka godzin chodziłem po terenie i oglądałem każde zakamarki, będąc znudzony.. wszystkim. W pewnej chwili ujrzałem jakąś postać. To był mężczyzna…. Tylko tyle mogłem zauważyć. Podszedłem trochę bliżej, ale bałem się chociaż przywitać. Usiadłem na jednej ze skał i wpatrywałem się w tego kogoś.

(Devon)                                            

(Wataha Burzy) od Hebi

Kiedy wróciłam do jaskini musiało być po północy. Mimo to Hoax'a nigdzie nie było.
-Pewnie znowu jest na fajkach...-mruknęłam do siebie. Nie miała czasu ani ochoty żeby zamartwiać się tym czy dorosły facet przypadkiem nie zgubił się w lesie. Zresztą słusznie, bo pół godziny później usłyszałam jak ktoś lata w tę i z powrotem szukając czegoś. Wyczułam, że to Hoax pewnie szuka tych papierosów, które ukryłam. 20 minut później znowu zrobiło się cicho.
Leżałam w ubraniu w szarej pościeli. Próbowałam myśleć o tej całej Radzie, o innych Watahach i wilkach, jednak nieważne o czym myślałam, moje myśli zawsze w końcu trafiały na szkarłatne oczy. To była największa przeszkoda na jaką w ciągu całego życia trafił mój umysł i w żaden sposób nie byłam w stanie jej obejść. Nawet nie wiedziałam jak i kiedy się tam znalazły. Po prostu były i to mi wystarczyło...
Te oczy prześladowały mnie nawet w snach. Obudziłam się jeszcze zanim wzeszło słońce, w sumie przespałam jakieś 2 godziny. Cholera wie dlaczego nagle naszła mnie ochota na spacer. Szybko zamieniłam czarne dżinsy i bokserkę na potargane szorty i duży czarny t-shirt. Glany nigdy nie były dla mnie dość brudne żeby zmienić je na inne buty, więc zostały. W Jaskini tradycyjnie nie było nikogo więc wyszłam zostawiając wiadomość, gdyby Hoax łaskawie wrócił (tym razem nie po paczkę papierosów). Bella wydała mi się na tyle odpowiedzialna żeby nie musieć zostawiać jej instrukcji.
Ja jeszcze nie wiedziałam gdzie idę - moje nogi owszem. W ten sposób trafiłam pod samą granicę Watahy Ognia. Zrozumiałam przesłanie.
Musiałam zebrać się w sobie żeby w końcu bardzo powoli ruszyć w stronę Jaskini. Nie było mi dane jednak dojść do celu. Wyczułam obcy zapach i zanim się obejrzałam leżałam na ziemi przygnieciona przez jakiegoś wilka.
Udało mi się ustalić, że to wadera. To nie był dobry moment na to, ale zaczęłam przyglądać przyglądać się wilczycy. Miała czarne, lśniące futro i błyszczące oczy.
"Kim jesteś?" wysłała mi pytanie telepatycznie.
-Rana ci się otworzyła - zwróciłam spokojnie uwagę na kapiącą mi na rękę krew.
"K i m  j e s t e ś ?" poczułam jak pazury mocno wbijają się w moje ramiona.
Zacisnęłam usta. Moje milczenie musiało denerwować wilczycę.
"ODPOWIADAJ!"
Rozkazowi towarzyszyło jeszcze mocniejsze zaciśnięcie się pazurów na moich ramionach. To ostatecznie przeważyło szalę i wywołało u mnie wybuch niekontrolowanego śmiechu. Waderę zatkało, ale szybko się otrząsnęła.
"Nie boli cię to?"
-B-boli...no pewnie, że boli! - wydyszałam nadal się śmiejąc - Masz cholernie...ostreee...pazury!
"Dlaczego się śmiejesz?!"
-Bo mnie boli! Zjedź już ze mnie! - kiedy wadera nie zareagowała dodałam - Cholera, jestem Alfą Burzy, przyszłam do Macabre'a!
Teraz wilczyca powoli i dość nieufnie rozluźniła swój uścisk. Ból w okolicy szyi ustał. Usiadłam i obserwowałam przemianę czarnego wilka w kobietę. Dziewczyna była wyższa ode mnie, długie białe włosy opadały jej na twarz i czerwone oczy. Obie uparcie milczałyśmy. W końcu wstałam z ziemi i podałam jej rękę.
- Hebi.
Dziewczyna patrzyła mnie pytająco, ostatecznie jednak złapała moją dłoń.
-Vince.
-Domyślam się, że jesteś z Watahy Ognia?
-Nadal nie powiedziałaś co tu robisz.
-Wiesz gdzie jest Mac?
Obie bardzo skutecznie i uporczywie ignorowałyśmy swoje pytania.
"W ten sposób niczego się nie dowiem..."
- Przyszłam porozmawiać z twoją Alfą. Gdzie on jest?
-Nie wiem. Opuściłam jaskinię jakiś czas temu.
- Kurwa - mruknęłam. Szybko minęłam dziewczynę, jednak zatrzymałam się parę kroków za nią - Masz niesamowity "uścisk" - rzuciłam na pożegnanie z szelmowskim uśmiechem - Do zobaczenia...
Nie wiem czy mi odpowiedziała czy nie, potem myślałam już tylko o tym  żeby znaleźć Mac'a.

(Mac gdzie się, kurwa, ukrywasz mendo najukochańsza? :))

(Wataha Burzy) od Dark'a

W końcu jestem. Nieme góry. Podróż była długa, ale było warto. Teraz zostało mi tylko znaleźć kogoś, kto przyjmie mnie do siebie. I tu pojawia się ten cholery problem. Kto weźmie do siebie kogoś takiego jak ja? Z resztą nie ważne. Jestem głodny i do tego zmęczony. Szybka przemiana i już jestem na czyimś terenie. Teraz tylko znaleźć Alfę i zapytać o możliwości dołączenia do nich. Nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie. Olałem to. Szlajam się po tym terenie już dobrą godzinę. Gdzie do kurwy nędzy może być Alfa tego terenu?! 
(Hebi? Gdzie jesteś?)

(Wataha Wody) od Ivalio

Stałem nad rozpadliną. O ironio nikt mnie nie zatrzymał. Najwidoczniej to, że nie jestem Alfą robi ze mnie coś gorszego.
  Przykucnąłem i wgapiłem się w tropy.
  Byli tu. Węszyli tu. Rada.
  Śnieg zawirował dookoła. Lód wyskoczył dookoła mnie.
  Nie miałem siły na jego powstrzymywanie.
  Rada na naszym terytorium? Moje stare stado? Moi prześladowcy?
  ,,Ice… Mamy problem… duży problem..,,
  Wysłałem myśl.
   ,,Zwiadowcy Rady tu są…,,
   Spojrzałem w kierunku grot. ~ Wataha Ognia. Macabre… Trzy skradające się szare wilki.~ Wzdrygnąłem się.  Wilki.
    Przemieniłem się i pomknąłem przed siebie. Śnieg zacierał mój ślad, a ja goniłem za zwiadowcami.
   ,,Są na terytorium Watahy Ognia. Gonię ich.,,
     Teraz już nawet nie starałem się ukrywać. Mknąłem za wilkami w okowach lodu i śniegu. Dogonię ich zanim znikną w rozpadlinie?
     Nie miałem pojęcia.
     Szare wilki. Przyśpieszyłem i walnąłem w jednego z nich. Jednego się nie spodziewałem. Było ich pięciu…
     Zęby na moim gardle.
    ,, POMOCY!,,
    Mój krzyk przedarł przestrzeń. Zamroziłem dwóch z nich. Ale znowu byłem ranny. Rozszarpane gardło.
    Przemieniłem się w człowieka… Ostatnie ugryzienia i znikli  w rozpadlinie… Krztusiłem się własną krwią.
   ,, Boże… pomocy,,
 Słabe mentalne zawołanie.
  Więc jednak jestem gorszy. Boże. Za co…?


(Ktoś?)

(Wataha Ognia) od Mici

Chłopak przemienił się i zwyczajnie mnie zostawił. Wyglądał na zezłoszczonego. Opisał Mac'a niezbyt pochlebnie, a to szkoda. Czy to możliwe, że się pomyliłam? Nawet jeśli, to trudno. Nie zastanawiając się długo przemieniłam się i ruszyłam z powrotem do swojego ,,domu''. Na miejscu nigdzie nie widziałam Vince, zupełnie jakby zapadła się pod ziemię. Ruszyła do swojej groty i poszłam spać. - Ciekawe jak długo będę mogła tu zostać? - Zapytałam się w nadziei, że odpowiedź przyjdzie do mnie sama. Tak się jednak nie stało. Miałam dziwny sen. Śniło mi się moje rodzinne miasto, i chłopak? Nie wiem skąd on się tam wziął. Byłam prawie pewna, że nigdy go nie widziałam. Uśmiechnął się do mnie, zaczął coś mówić, niestety nic nie usłyszałam. Ruszył w moją stronę, był naprawdę przystojny. Nagle usłyszałam: ,, W końcu możesz być szczęśliwa.'' - powiedział i pocałował mnie delikatnie w czoło. Obudziłam się. -Co to do cholery miało znaczyć? - Kompletnie nic z tego nie rozumiem. Czy to może coś znaczyć? Jeśli tak to; czy to może być prawda? W końcu miałam być szczęśliwa? Kim był ten chłopak i czemu on? Poczułam, że po policzku spływa mi łza. Szybko ją starałam, przecież to głupie płakać z takiego powodu. Wyszłam na zewnątrz żeby się przewietrzyć. - Głupota. - stwierdziłam i zaczęłam spacerować po terytorium.

(Wataha Burzy) od Isabelli

Miałam nadzieję, że wreszcie będę mogła odpocząć, jednak moje koszmary nie dawały mi na to najmniejszych szans. Śniła mi się śmierć ojca. Znowu, ale w pewnym momencie sen gwałtownie się zmienił. Od razu przyszła mi na myśl ta mała śmieszna dziewczynka, która odebrała ode mnie te moje wszystkie złe uczucia. Nie pamiętam, co śniło mi się potem, możliwe całkiem, że nic mi się już nie śniło. Przez pewną chwilę poczułam powiew wiatru na mojej twarzy, jednak byłam zbytnio zmęczona, żeby choćby lekko otworzyć oczy i zobaczyć co się dzieje. Poczułam, że jest mi chłodniej. Pomyślałam, że może to Ice wyszedł pozostawiając za sobą delikatny powiew wiatru. Nie minęło jednak parę chwil, a poczułam miękkość pościeli na moim ciele, na pewno nie mojej. Moja była z bawełny. I znowu to przyjemne uczucie bezpieczeństwa. Postanowiłam, że nie będę się teraz budzić. Muszę być wypoczęta, wiedziałam jednak, że już nie śpię. Skoro słyszałam te wszystkie szmery na około. Tak, miałam już pewność, że nie zasnę. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że nie jestem u siebie. Byłam przerażona. Porozglądałam się trochę i stwierdziłam, że znam tą grotę. Upewniłam się w tym po tym jak zobaczyłam Ice’a obok siebie. Moje serce nagle stanęło, a ja wstrzymałam oddech.
- Coś się stało? – spytał, ze spojrzeniem pełnym niepokoju. Odetchnęłam z ulgą. Był tu, obok mnie naprawdę.
- Wszystko. – wyszeptałam mu delikatnie do ucha. Byłam pełna szczęścia. No może do czasu, kiedy zobaczyłam moją sukienkę. Teraz najchętniej bym się przebrała. Em.. ale nie mam w co. Nie jestem u siebie i tylko z tego powodu najbardziej tego żałuję. Ice wziął mnie pod brodę, spojrzał głęboko w oczy i zapytał, prawie bezgłośnie.
- Czyli co? Bella powiedz..- ach, a on dalej nie rozumiał, że ja jestem szczęśliwa. I to dzięki niemu. Nie chciałam być jednak wobec niego niemiła i postanowiłam mu to wszystko powoli wytłumaczyć.
- Ice, popatrz. – spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się lekko. – Jestem tu z Tobą, nic mi już nie grozi, jestem bezpieczna. – objęłam go ramionami. – To jak mam się czuć? – miałam nadzieję, że nie zrozumie tego jako przekaz, że nic nie rozumie. Po prostu chciałam się z nim trochę podroczyć.
- Jesteś szczęśliwa? – zapytał przybliżając się do mnie. Uznałam, że bierze mnie za głupią. Poczułam, że na moją twarz wylewa się rumieniec. Ech, jak ja tego nie lubiłam.
- Tak. – wbiłam wzrok w ramę łóżka. Nie chciałam, żeby zobaczył mnie w takim stanie. Ice zaśmiał się cicho.
- Słodko wyglądasz. – popatrzyłam na niego z ukosa. Jak on mógł tak perfidnie kłamać? Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i posłałam w jego stronę niewinne spojrzenie.
- Dziękuję. – obdarowałam chłopaka lekkim buziakiem w policzek. Zaburczało mi w brzuchu. Jeju, co za wstyd. A kilka godzin temu jadłam. Nie miałam jednak siły, żeby wstać. Mimo iż rany po zadrapaniach nie piekły mnie już tak bardzo, to byłam naprawdę bardzo zmęczona. Spróbowałam wstać, jednak szybko upadłam. Ice podniósł mnie i posadził z powrotem na łóżku.
- Ja pójdę. – rzucił w moją stronę blady uśmiech. – Jakieś specjalne życzenia? – nie będę go wykorzystywała. Najwyżej będę głodna.
- Naprawdę nie trzeba, Ice. – powiedziałam, ale on chyba zrozumiał wyraz mojej twarzy, bo już go nie było. Nie minęło jednak zbyt dużo czasu, a znów zobaczyłam go w progu groty, tym razem trzymając wielki kawał jeleniego mięsa. Podał mi go, uśmiechając się szelmowsko.
- Pobrudzę Ci pościel.. – odezwałam się lekkim głosem, nie mogąc się doczekać kiedy będę mogła wreszcie to mięso spożyć. Ice zaśmiał się niewiarygodnie głośno i ukazał ręką zbiór poszew na pościel. Dokładnie takich samych jaka była teraz. Zaczęłam powoli jeść, a Ice przypatrywał mi się z uczuciem. Nie lubię kiedy się ktoś na mnie patrzy jak jem. Ech.. muszę zwrócić mu uwagę, inaczej nie będę mogła w spokoju zjeść.
- Ice, mógłbyś mi się tak nie przyglądać? – poczułam się jak idiotka, ale musiałam. 

(Ice?) 

(Wataha Powietrza) od Sol

-Nieważne-westchnął, odsuwając mnie od ciała.- Myślę, że jak już przerobimy tego śmierdzącego trupa na popiół, będziesz tak łaskawa wyjaśnić mi jak to zrobiłaś, Kochana.
W milczeniu przyglądałam się płonącemu dręczycielowi, dla takiego bydlaka śmierć była wybawieniem.
Gdy ogień wygasł, a z trupa nic nie pozostało spojrzałam na Rena. 'Czy powinnam prosić o zgodę...?' zapytałam się samej siebie.
'Nie.' padła odpowiedź z środka. Uklękłam przed kupką pozostałości po mężczyźnie, dwoma palcami dotknęłam swych ust, oczu i wymawiając w duchu słowa pieśni, zwróciłam się do Bogini o życie pośmiertne godne, wcześniejszego dla tego łajdaka.
Czułam zdziwienie i lekkie poirytowanie Rena.
-Wybacz mi.- uśmiechnęłam się delikatnie, czułam się dziwnie słaba.
-Sol, Sol... Do jasne cholery, Sol! -słyszałam nawoływanie mojego imienia, świat wirował, a ja upadłam. Głos Rena wpierw dźwięczał mi w uszach, potem gdzieś w głowie. Przemawiał do mnie telepatycznie, zdołałam odesłać mu odpowiedź: przepraszam...
Wyczerpana przez używanie swoich umiejętności straciłam kontakt z tym światem...


(Ren..?)

poniedziałek, 24 lutego 2014

(Wataha Powietrza) od Rena

- Alfa powiadasz? To znaczy że znasz Mac'a? - Ta mała zaczynała mnie ostro denerwować, ale starałem się nie dać tego po sobie poznać. Uniosłem brew.
- Cóż za błyskotliwość.-Skomentowałem.
- Co możesz mi o nim powiedzieć?- Nie dawała za wygraną. Wilki z Watahy Ognia potrafią być takie irytujące...
- Cóż, jeśli już tak bardzo chcesz wiedzieć. Jest nieobliczalny, psychicznie chory, głupi i raczej mało inteligentny, ale da się lubić. Jeśli można to wogóle tak nazwać. A jeżeli chcesz się dowiedzieć czy jest niebezpieczny...To na twoim miejscu uciekałbym z podkulonym ogonem. Bo jest. -Przyznaję, że mina tej dziecinki nieźle mnie rozbawiła.- Skoro to wszystko, wybacz mi Milady, ale wydaje mi się, że wyczerpałaś na dziś limit mojej cierpliwości.
Odwróciłem się, błyskając zębami i w postaci wilka odbiegłem kilkadziesiąt metrów dalej. Swoją drogą, ciekawe czy wzięła sobie moje słowa do serca. Bo jeśli tak..Macabre chyba da mi w mordę pierwszy raz odkąd skończyliśmy 10 lat.
Przez moje chaotyczne myśli przebił się krzyk. Krzyk dziecka. Dziewczynki konkretnie. Kurwa, tylko jedna osoba mogła krzyczeć tak w myślach i być małą dziewczynką. Pobiegłem za zapachem Sol, który ciągnął się wzdłuż skalistego zbocza, coraz bardziej przyspieszając swój bieg. Kiedy ją zobaczyłem doznałem szoku. Niczym szmaciana lalka ze zwieszonymi rękami stała nad skrwawionym ciałem obcego mężczyzny, który ku mojej uldze nie był wilkołakiem. Nagle dotarło do mnie, że to jakiś wieśniak w średnim wieku, który najwidoczniej chciał wybadać dziewice tereny na których mieszkamy lub upolować zwierzynę. Może nawet chciał upolować nas.
-Powiedz mi, Sol...-Zacząłem, stając za nią.- Jak to jest, że zawsze znajduję cię w niewłaściwym dla ciebie miejscu i o niewłaściwym czasie? Samą?
-On był zły. Chciał zrobić krzywdę Belli.-Powiedziała, patrząc w przestrzeń.
-Kto to do cholery jest Bella?!-Zmarszczyłem czoło, ale przypomniałem sobie dziewczynę, która BARDZO niegrzecznie się do mnie odezwała swego czasu.-A. Ta Bella.-Jakoś nie specjalnie było mi jej żal.-I mam przez to rozumieć, że dlatego go zabiłaś?
-Zgadza się
-Nieważne-westchnąłem, odciągając ją od ciała.- Myślę, że jak już przerobimy tego śmierdzącego trupa na popiół, będziesz tak łaskawa wyjaśnić mi jak to zrobiłaś, Kochana.
Nie odzywała się, kiedy zbierałem drewno na stos, ani gdy wrzuciłem ciało na jego szczyt, podpalając je ogniem z zapalniczki. Dopiero kiedy z wieśniaka pozostała tylko kupka śmierdzącego proszku, zwróciła ku mnie swoje zimne spojrzenie.

(Sol?)

(Wataha Wody) od Ice'a

Ciało zdrętwiało mi od uścisku Belli zwiniętej w moich ramionach. Mimo to nie ruszyłem się nawet o milimetr, zasłuchany w jej głęboki, spokojny oddech. Miałem tylko nadzieję, że nie śnią jej się żadne koszmary...Jeszcze tego by brakowało.
Omiotłem spojrzeniem jej poharatane ciało. Musiała ostro walczyć z tym gnojem, który próbował ją..Nie potrafię nawet o tym myśleć, żeby nie zwrócić śniadania. Całą sukienkę miała w strzępach, ale szczególnie rzucający w oczy był spory kawał materiału zwisający bezwiednie z jej klatki piersiowej, ukazując koronkowy stanik. Delikatnie przykryłem ją swoją koszulą i odwróciłem wzrok. Nie mogłem na to patrzeć. Na to co było moją winą. Powinienem był być z nią. Nawet jeśli nie kocham jej tak, jakby tego chciała.
Jęknęła cicho. A więc jednak...Nawet w śnie nie miała spokoju. 
Podjąłem szybką decyzję i najdelikatniej jak mogłem podniosłem ją na rękach. Nie obudziła się, więc postawiłem ostrożnie nogę na skale, chcąc wyjść z jaskini. Udało się bez problemu, a Bella nadal spała. Widocznie była wykończona...
Włączyłem swoją maksymalną szybkość i wciąż trzymając ją na rękach, pobiegłem do Jaskini Watahy Wody. Faith aktualnie jest daleko stąd, więc obejdzie się bez żadnych niezręcznych pytań. Ivalio raczej nie powinien mieć nic przeciwko.
Położyłem dziewczynę na moim łóżku i cicho okryłem satynową kołdrą. Przez jej uśpioną twarz przemknął cień ulgi, kiedy położyłem się obok i objąłem ją ramieniem. 
Skoro nie obudziła się aż do teraz, nie powinienem jej zabierać czasu na regenerację. Podobno sen jest najlepszym lekiem na wszystkie rany. Mam tylko nadzieję, że tym razem też podziała..

(Bella?)

Dark - Wataha Burzy


postać wilcza

postać ludzka

Imię: Dark
Płeć: Basior
Wiek: 19 lat
Żywioł: Burza
Moce: Pozbawia mocy innych
Stanowisko: Wojownik
Rodzina: Ma w nią wyjebane
Partnerka/Partner: Jeszcze nie ma
Charakter: Zboczony, chamski, bezlitosny, szalony, fan S-M, tatuaży i percingu, psychopata, stały w uczuciach, arogancki, pewny siebie.
Kontakt: craven.dj8@gmail.com



(Wataha Wody) od Faith

-Dobra, możemy iść.-Spojrzałam zszokowana na Hoax'a, któremu "zabranie czegoś ze swojej groty" zajęło co najmniej pół godziny.
-Wróciłeś się po fajki?!-Nie mogłam uwierzyć. W ręce trzymał nową paczkę papierosów, a na jego twarzy igrał głupawy uśmieszek.
-Nie tylko.-Odpowiedział wymijająco i złapał mnie za rękę.-Myślałem, że ci się spieszy.
Jego dotyk mnie uspokajał. Kiwnęłam głową twierdząco, ale nie wyrwałam ręki z jego uścisku.
-No to chodźmy.-Pociągnął mnie za sobą, zupełnie tak jakby doskonale znał drogę.
-Czekaj. Ja prowadzę-Posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie i zmieniłam się w wilka. "Musimy przejść przez góry zanim zajdzie słońce. Potem możemy mieć problemy z górskimi stworzeniami"-Przekazałam mu.
Potem już się nie odwracałam. Nie musiałam. Wiedziałam, że cały podąża za mną, nie spuszczając ze mnie swoich złotych oczu.
Przez cały dzień nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa, ale cisza, która pomiędzy nami panowała nie była krępująca. Wręcz przeciwnie...Czułam się aż ZA swobodnie w jego towarzystwie..
-Udało się.-Wyspał Hoax w swojej ludzkiej postaci, kiedy tylko pokonaliśmy ostatnią górę w całym paśmie. Poszłam w jego ślady i oparłam dłonie na kolanach.-Ile jeszcze drogi do tej Arkadii?
-Przynajmniej kilka godzin. Nie ma sensu iść tam w nocy, może powinniśmy przespać się tutaj?-Spojrzałam na otaczający mnie lasek sosnowy. Całkiem niezłe miejsce jak na nocleg...Wystarczyłoby tylko zapalić ognisko.
-Też tak myślę.-Wyraz twarzy Hoax'a był trochę dwuznaczny. Zaczerwieniłam się lekko.
-Nic z tych rzeczy, głupku.-Pacnęłam go w ramię i zaczęłam zbierać gałęzie na rozpałkę, nie potrafiąc ukryć uśmiechu. Nagle poczułam, że jego ręce owijają się wokół mojej talii, przyciskając mnie do siebie. Serce zaczęło mi szybciej bić, kiedy odwróciłam się do niego twarzą. Dzieliły nas zaledwie 4 milimetry. To zdecydowanie za mało. Spróbowałam się wyrwać, ale chyba niezbyt się starałam, bo nie ruszyłam się nawet o centymetr. Całą moją uwagę pochłonęły piękne złote oczy Hoax'a wpatrzone w moje.
-Myślałam, że coś ustaliliśmy...Hoax, proszę nie zaczynaj wszystkiego od nowa.-jęknęłam.
-Nie. To ty coś ustaliłaś, nie pytając mnie o zdanie.
-Ktoś musiał- Wyrzuciłam.
-Daj spokój.-Jego wzrok złagodniał.-Nikogo tutaj nie ma. Tylko ty i ja. Nic nie musimy ustalać.
Pogładził mnie po policzku, jedną ręką trzymając mnie wciąż w talii.- Nie chcę z ciebie rezygnować na rzecz Rena. Obawiam się, że mogę tego nie wytrzymać.-Spojrzałam mu w oczy. Czaił się w nich smutek.
-Skąd wiesz, czy ja chcę rezygnować z niego?
Skrzywił się, ale nie odsunął.
-Wiem, że nie chcesz zrezygnować ze mnie i to powinno wystarczyć- Nie zdążyłam odpowiedzieć bo jego usta znalazły się na moich. Nie myślałam wtedy o Renie. O tym co powinnam, a czego nie. Hoax przycisnął mnie mocniej do siebie i zanim się zorientowałam leżeliśmy na ziemi. Poczułam jego usta na swojej szyji i dopiero wtedy odzyskałam trzeźwe myślenie.
-Stój!-Odepchnęłam go od siebie.-Nie mogę tak...Przynajmniej dopóki sama nie dowiem się czego chcę.
-Przepraszam..-Powiedział Hoax z nosem w moich włosach i uwolnił mnie ze swojego uścisku.
Zaczęłam trząść się z zimna, uświadamiając sobie, że nie rozpaliliśmy ognia. Hoax natychmiast to zauważył i objął mnie ramieniem.
-Wydaje mi się, że chyba mogę cię chociaż przytulić...Zamarzniesz.-Uśmiechnął się lekko. W odpowiedzi schowałam głowę w jego ramieniu i splotłam z nim dłoń. To wszystko nie miało żadnego sensu. Chciałam być bliżej. Jeszcze bliżej. Ale nie mogłam tego zrobić jemu, sobie, a przede wszystkim Renowi.

(Hoax? Dokończ proszę, prosiaczku)

piątek, 21 lutego 2014

(Wataha Powietrza) od Sol

Siedziałam cały czas przed tą jedną grotą, oni z niej wyszli.
W różnym czasie, w różne miejsca.
Każdy w swoją stronę.
Postanowiłam sprawdzić co u Belli.
Stanęłam nad dziurą po moim 'wejściu smoka'.
Nachyliłam się tak,by nie spaść i by mnie nie zobaczyła.
Zobaczyłam, że śpi, wtulona w chłopaka, który wcześniej był u Rena.
Chyba miała koszmar, zabrałam to więc z jej głowy i schowałam głęboko w sercu, razem z żalem, smutkiem i jej ranami...
Poszłam na spacer w góry...
Pogładziłam sukienkę, która miała na swoim koncie o wiele za dużo przejść...
Nagle wszystko we mnie wezbrało i zaczęłam płakać.
Straciłam nad sobą panowanie, zobaczyłam, że zbliża się do mnie jakiś mężczyzna.
Wieśniak, około 40 lat. Chciał rzucić się na mnie z nożem, po tym uznałam, że to na pewno nie wilk. My nie potrzebujemy broni.
Poczułam na nim zapach Belli. A więc to on.
Spojrzałam mu w oczy.
-Masz cierpieć draniu...
Prawie krzyczałam, łzy przestały płynąć.
Kości mężczyzny zaczęły wykręcać się w najbardziej nienaturalne kierunku, łamały się, płynęła krew, krzyczał, jęczał.
A ja spokojnie się temu przyglądałam.
Gdy ciało przestało wić się z bólu mrugnęłam.
Ukucnęłam obok niego, z buta wyciągnęłam nożyk, a z sakiewki małe pudełeczko.
Zeskrobałam nieco zaschniętej krwi i schowałam...
Przyglądałam się zwłokom i myślałam co z nimi zrobić, co zrobić z sobą...
Siedziałam tam tylko...

(Znajdzie mnie ktoś? ;.: )

czwartek, 20 lutego 2014

(Wataha Burzy) od Isabelli

Objęłam Ice’a ramionami jak tylko potrafiłam najmocniej i wtuliłam się w niego bez opamiętania. Chciałam być tylko pewna, że on jest obok mnie naprawdę. Że to nie jest tylko sen i, że nie obudzę się w tej paskudnej jaskini z tym okropnym mężczyzną! Spojrzałam Ice’owi prosto w oczy i zapomniałam o całym świecie. Był tylko on. Jednak coś zrozumiałam.
- Ice… ale to nie możliwe. – zbiłam chłopaka z pantałyku tym co powiedziałam. Spojrzał na mnie z ukosa, więc szybko mu to wytłumaczyłam. – Ta Twoja obietnica. – spuściłam wzrok na dół. Ice nadal nie rozumiał o co mi chodzi. Obiecał mi coś czego nie może spełnić. Przecież ja nawet nie wiem kto to był. I to mnie najbardziej drażni. Chłopak wziął mnie za brodę tak, abym nie mogła ominąć jego wzroku.
- Ale Ja Ci to obiecałem, kochanie. – objęłam go jeszcze mocniej, choć myślałam, że już się nie da. Przy nim czułam się naprawdę bezpiecznie. Skrzywiłam się lekko, ponieważ rany po odrapaniach zaczęły mnie bardzo piec, a zakurzona sukienka nie pomagała w regeneracji. Nie miałam siły, żeby wstać i je przemyć, chociaż bardzo chciałabym to zrobić. Cóż musiałam wytrzymać. Przesunęłam się w stronę ściany i ułożyłam wygodnie. Byłam bardzo wyczerpana i zmęczona. I choć zaczął się dzień ja poczułam, że najchętniej poszłabym spać. Jednak nie miałam najmniejszego zamiaru tracić choćby sekundy spędzonej z Ice’m. Ku memu zdziwieniu chłopak położył się przodem do mnie obejmując mnie ramieniem. Był tak blisko, że czułam jego oddech na mojej szyi. Byłam szczęśliwa będąc z Ice’m. Po feralnym poranku czas na przyjemności.
- Wiesz co, Ice..- odważyłam się powiedzieć. – Dziękuję. – serce zaczęło mi mocniej bić. Ach ten stres.
- Za co? – szepnął mi do ucha.
- Za to, że jesteś. – nie pamiętam co działo się dalej, nie pamiętam czy został ze mną. Zasnęłam. U boku Ice’a.

środa, 19 lutego 2014

(Wataha Wody) od Ice'a

Poczułem dziwne ukłucie w piersi i już wiedziałem, że stało się coś złego. Tym razem z Bellą. Jęknąłem, mając nadzieję, że nie zrobiła sobie czegoś przez mnie, a moje serce zaczęło szybciej bić. Nie jestem głupi. Oczywiście zauważyłem ślady po nacięciach żyletką na jej nadgarstkach, ale postanowiłem to przemilczeć, wiedząc, że nie pomogę jej w niczym, domagając się wspominania najboleśniejszych momentów jej życia.
Rzuciłem wszystko i pognałem do Watahy Burzy, jak najszybciej mogłem. Dzięki mojej nadprzyrodzonej szybkości już w kilkanaście sekund przetrząsnąłem cały teren, ale jej nigdzie nie było.
Żołądek zacisnął mi się w panice. Boże, to nie może być prawda. Nie mogło jej się nic stać! Nie przez mnie! Osunąłem się po skalnej ścianie, chowając twarz w dłoniach. "Co teraz?!" Musiałem ją znaleźć...Jeśli bym tego nie zrobił, wyrzuty sumienia zeżarłyby mnie żywcem...
Załamany poczułem znajomy zapach...Omal nie wyskoczyłem ze skóry, kiedy zobaczyłem rąbek jej sukienki, wystający z niewielkiej dziury w skale.
-Bella! Jezu, Bella nic ci nie jest?!- Podbiegłem do niej i objąłem jej twarz dłońmi. Płakała. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Jej ubranie było poszarpane, a skulone ciało poranione. Zupełnie jakby ktoś ją podrapał...- Kochanie, spójrz na mnie.-Podniosłem jej podbródek, ale wzrok nadal miała spuszczony na ziemię, a z jej piersi wyrwało się ciche pojękiwanie.-Ktoś cię zranił?- Oprócz mnie oczywiście. Serce waliło mi jak młotem w oczekiwaniu na jej odpowiedź, która nie nadeszła.
Bella zaczęła łkać, wciąż wpatrzona w niewidoczny punkt.
-Błagam, powiedz...
-O-on chciał-ł...-Zaczęła, ledwo zaczerpując tchu, ale nie dokończyła, bo rozpłakała się na dobre.
-O Boże.-Dotarło do mnie to, co próbowała powiedzieć.- Czy ktoś cię skrzywdził?- Udało mi się pochwycić jej spojrzenie. Pełne goryczy, bólu i upokorzenia. Gniew wzrósł we mnie, kiedy nie odpowiedziała.-Skrzywdził cię ktoś?! Komuś udało się ciebie skrzywdzić?! Bella, odpowiedz!
-U-uccieekła-mm- Schowała twarz w moim ramieniu, mocząc mi koszulę. Kamień spadł mi z serca.
Przytuliłem ją i pogładziłem po włosach, próbując uspokoić spazmy płaczu, które ją ogarniały.
-Już wszystko dobrze...Jestem przy tobie i nigdy już cię nie zostawię. Jesteś bezpieczna.-Szepnąłem w jej włosy i delikatnie pocałowałem ją w czoło.- Dorwę tego gnoja. Obiecuję.

(Wataha Ognia) od Mici

- Co tutaj jeszcze robisz? - Zapytał mnie. Wyglądał na zirytowanego.
- Szczerze mówiąc to miałam nadzieję że mnie jeszcze trochę poturbujesz. Masz całkiem ostre ząbki. - Dotknęłam swojej szyi. Poczułam na ręku cieplą i lepką krew. Uśmiechnęłam się. " No nieźle" - Pomyślałam - " Będzie nowa ranka do kolekcji " - Pewnie myślisz, że jestem głupia lub nienormalna, ale wiesz co? - Odezwałam się do chłopaka - Taka jest prawda. Dasz mi chwilkę? - Zapytałam. Odeszłam na bok i zajęłam się swoją raną na szyki. Chwilę później krew przestała już płynąć. Znając swoje moce stosowane na mnie, to została mi tylko blizna. - Okej. To na czym skończyliśmy? - Zapytałam ironicznie.
- Widzę, że potrafisz leczyć. - Odezwał się basior podchodząc do mnie. - Kim jesteś?
- Jestem Mici. Jestem z Watahy Ognia. Miło mi? A tobie jak na imię?
- Ren. Alfa Watahy Powietrza. 
- Alfa powiadasz? To znaczy że znasz Mac'a? - Zapytałam. Byłam ciekawa, co inni o nim myśleli. Być może nie pomyliłam się w stosunku do niego i może udało by się udowodnić Vince, że nie ma się czego obawiać.

(Ren?)

(Wataha Powietrza) od Rena

Pewnie przeleżałbym cały dzień rozciągnięty na łóżku, z rękami założonymi za głowę i gapiłbym się w sufit, zastanawiając się nad tym, co u diabła  robi teraz Fai, gdyby nie radar w mojej głowie. Ktoś naruszył moje bariery magiczne. Ktoś kto nie należał do mojej watahy i komu na pewno nie udzieliłem pozwolenia na szwędanie się po moim terytorium. Podbudowany perspektywą wyżycia się na kimś, z mgnieniu oka znalazłem się niedaleko intruza.
Zawrzała we mnie wściekłość, na widok białej wilczycy niewielkich rozmiarów, bezczelnie polującej na MOIM terenie. Nic nie poradzę na to, że mój instynkt Alfy jest o wiele silniejszy od uprzejmości i zasad dobrego wychowania, którymi...no powiedzmy, że mój "tatuś" raczej mnie nie karmił za młodu.
Na wspomnienie ojca powstrzymałem obrzydzenie. Moment, w którym mogłem się od niego uwolnić notuję jako najlepszy w moim życiu. Można powiedzieć, że brak mi szacunku, ale każdy żywiłby na moim miejscu dokładnie takie same uczucia w stosunku do człowieka, podwalającego się do każdej kobiety, pijącego litry alkoholu i nie znającego żadnej, absolutnie żadnej litości nawet dla swojego stada. Jedyne czego się od niego nauczyłem to walka. Nic więcej.
Nie zamierzałem dłużej patrzeć jak wadera z obcego stada narusza moje terytorium i skoczyłem do przodu, powalając ją na plecy. Całym ciężarem swojego wilczego ciała oparłem się na jej brzuchu i spojrzałem jej groźnie w oczy. Z mojego gardła wyrwało mi się warknięcie.
-Czego tu szukasz?!- Użyłem telepatii.
-Właściwie to niczego.-Z jej oczu biła wesołość zupełnie nie pasująca do sytuacji. Przycisnąłem ją mocniej do ziemi i pochyliłem się tak, żeby zbliżyć zęby do jej gardła.
-Polowałaś tu! - Warczałem, czując jej drżenie.
-Możliwe.
-Radziłbym współpracować, Mała.- Lekko wbiłem zęby w jej szyję.- Nie jestem w nastroju do żartów.
Jęknęła cicho z bólu. Nie wiem, co mi odbiło, ale chyba zrobiło mi się jej żal. Tylko na moment.
Poluźniłem uścisk szczęki i odnalazłem jej wzrok.- Następnym razem mogę już nie być taki miły.- Wysłałem do niej myśl i ku własnemu zaskoczeniu, puściłem waderę. Odszedłem kilka kroków dalej  i zmieniłem postać. Nie chcę być taki jak ojciec. Gdybym zrobił jej krzywdę, sam bym sobie zaprzeczył. Zapatrzyłem przed siebie, na suche gałęzie oplatające małe oczko wodne i poczułem na szyi czyjś palący wzrok.
-Co tutaj jeszcze robisz- zacisnąłem zęby i skrzyżowałem ramiona, ale nie odwróciłem się. Ta dziewczyna musi być albo odważna, albo naiwna.

(Mici?)












poniedziałek, 17 lutego 2014

(Wataha Burzy) od Haox'a

Próbowałem zasnąć, ale mój mózg nawet na chwilę nie chciał o tym słyszeć. Przed oczami przesuwały mi się obrazy z najbliższych 24 godzin; spotkanie z Faith, pocałunek, ona ucieka i wizyta tego idioty Rena. Wyszedłem na zewnątrz. Słońce już prawie wschodziło, możliwe, że to ono sprawiło, że ruszył zupełnie nieznaną drogą przed siebie. Coś kazało mi iść kompletnie nieznaną trasą, jednocześnie podpowiadało w którą stronę skręcić, tam gdzie się rozwidlała. Parę razy złapały mnie wątpliwości: Może to tylko moja wyobraźnia? Może lepiej poszukam Hebi? Co ja do cholery wyprawiam?!
Ale nie zawróciłem. Wkońcu zatrzymałem się na kompletnie pustym polu: żadnych drzew, żadnych zwierząt, parę kamieni i drobne rośliny. Jednak było w tym coś magicznego. Sięgnąłem do kieszeni. Po dłuższym poszukiwaniu udało mi się z niej wyciągnąć jedyną rzecz, która była w stanie mnie odstresować i rozjaśnić umysł- papierosa.
Chwilę później znalazłem zapałki. Nie miałem ochoty wracać do jaskini- do rozwrzeszczanej Hebi i mojej groty, w której nadal był tylko materac. I ani chwili spokoju...
Tu przynajmniej mogłem być sam ze swoim papierosem (i nikt nie udawał kaszlu, drąc się, że zatruwam ludzi). Ponownie nie dane mi było trwać w tym przekonaniu przez resztę poranka. Właśnie w momencie, kiedy zaciągałem się po raz kolejny, poczułem zapach innego wilka. Konkretnie wilczycy i to bardzo znajomej. Na dodatek całkiem blisko. Odszukałem srebrnowłosą postać wzrokiem.
-Co ty tutaj robisz?-zadałem pytanie, podchodząc bliżej.
-Raczej co ty tutaj robisz?-Faith błyskawicznie wstała, otrzepując ubranie z piasku. Nasze oczy się spotkały. Nie mogłem przestać na nią patrzeć, teraz kiedy księżyc nikt nie byłby w stanie powiedzieć, czy napewno nie jest aniołem. Żadne z nas nic nie mówiło. Ciszę przerwała Faith:
-Hoax...-Zacięła się.- Przepraszam, że wtedy uciekłam, ale musiałam...jakoś to wszystko ogarnąć. I myślę, że powinniśmy to skończyć zanim jeszcze się zaczęło.
Znowu nastąpiła głucha cisza. Starałem się poukładać sobie to wszystko w głowie. Wkońcu się odezwałem.
-A co jeśli ja nie chcę?
-To czego chcemy nie ma żadnego znaczenia.-Pokręciła głową.
-Jasne...-parsknąłem.-Nie odpowiedziałaś na pytanie..Co tutaj robisz?
-Muszę odbyć w Arkadii małą misję szpiegowską. Chciałam cię prosić, żebyś poszedł tam ze mną, ale teraz to chyba nie ma sensu, więc poradzę sobie jakoś...Sama.
Chciałem odpowiedzieć:
-Żądasz tego ode mnie po ty, co sama powiedziałaś?-ale tak naprawdę powiedziałem:
-Zrobię wszystko, żeby ci pomóc.-posłałem jej szelmowski uśmiech. Spojrzałem Faith w oczy i zobaczyłem w nich wdzięczność.- Muszę jeszcze wrócić po coś do jaskini-dodałem, rzucając na wpół wypalonego papierosa w krzaki.

(Faith?)

(Wataha Burzy) od Isabelli

Po spacerze z Sol byłam naprawdę bardzo zmęczona, więc dziewczyna odprowadziła mnie do jaskini i położyłam się spać. Przebudziłam się w nocy kilka razy z wyrazem niepokoju na twarzy. Nie pamiętam już, co mnie tak bardzo zmartwiło. Przez cały poranek nękały mnie myśli, co mogło być przyczyną mojego nocnego strachu. Od kilku dni budziłam się z szybkim ruchem serca oblana zimnym potem. Starałam się powoli zrozumieć samą siebie. Nie wychodziło mi to zbytnio, ale się starałam. Obudził mnie powiem świeżego powietrza i kilka promyków słońca na moim policzku. Ech, ta dziura w suficie nie dawała mi spokoju. Rozkoszowałam się chwilę tym cudownym słońcem, widać było, że powoli zbliża się wiosna. Och, jak ja kocham tą porę roku! Nie miałam na dziś żadnych planów. Hm, dawno nie rozmawiałam z Hebi, ale postanowiłam zostawić dziewczynę w spokoju. Nie będę jej psuć planów. Zaburczało mi w brzuchu, ale tak cholernie bardzo nie chciało mi się wychodzić z łóżka. No cóż, takie życie. Zrzuciłam kołdrę na ziemię i wstałam powoli. Zakręciło mi się w głowie, ale to zbagatelizowałam. Ubrałam się i wyszłam. Szukałam jakiegoś strumyczka, z którego mogłabym się napić i orzeźwić. Przez całą drogę miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi, ale to pewnie tylko wymysły mojej wyobraźni. Wyczułam w powietrzu zapach smacznego jelenia. O jest! Widzę go. Szybko zmieniłam postać i rzuciłam się na niczego nieświadome zwierzę. Gdy skończyłam jeść, znowu czułam na sobie czyjś wzrok. Przeszły przeze mnie delikatne dreszcze. Gdzie ja w ogóle jestem?! Chyba się zapędziłam. Nie powinnam była iść tak daleko sama. Znowu poczułam ten dziwny strach. Poczułam, że moje serce bije teraz jak młot. Zaczęłam biec ile sił w nogach. Upadłam. Poczułam czyjś oddech na szyi. Czyjaś ręka właśnie blokowała mi usta. Nie mogłam krzyczeć. Nie mogłam nic powiedzieć. Tak bardzo się bałam. Tak bardzo. Musiał być to mężczyzna, ponieważ miał bardzo mocny uścisk. Jedną dłonią zaciskał mi usta a drugą blokował ręce.
- Jeżeli będziesz grzeczna to nic Ci się nie stanie. – usłyszałam szept. Wyciągnął sznur i obwiązał nim moje kostki, tak, że nie mogłam poruszyć nogami. Zasłonił mi czymś usta. Najwidoczniej chciał mieć wolną dłoń. Spojrzałam na niego pełnymi rozpaczy oczami. Był wysoki i mocno zbudowany. O wiele starszy ode mnie. Byłam w środku lasu z obcym mężczyzną, który ewidentnie chciał zrobić mi krzywdę. Mimo iż właśnie rozpoczął się dzień było bardzo ciemno. Nawet gdybym próbowała, nie miałabym z nim żadnych szans. Miałam tylko ogromną nadzieję, że mnie ktoś znajdzie zanim będzie za późno.
- Nie możemy tu zostać. – powiedział z ironicznym uśmieszkiem na twarzy. Zaciągnął mnie za nogi do jakiejś jaskini. Zimno i wilgotno. Tak mogłam ją najlepiej opisać. Było dokładnie tak samo jak w najgorszym z moich koszmarów. On mnie dotykał. Błagałam w myślach, żeby przestał, ale on dalej to robił. Pomyślałam, że muszę zapobiec temu, co miało wydarzyć się za kilka chwil. Postaraj się Bella. Użyj swoich mocy. Skupiłam swój wzrok na nim, tarcza wybuchła kiedy jego ręka akurat lądowała na moim lewym biodrze. Potrzebna mi była do tego, aby mi się nic nie stało. Tylko tą technikę opracowałam perfekcyjnie. Skupiłam swoje myśli.  Skupiłam swoje myśli. Abym mogła go pokonać. Uśmiechnęłam się szeroko i wypuściłam czar. Wreszcie. Mężczyzna upadł na ziemię i zwijał się z bólu. A ja mogłam uciec. Niestety nie byłam pewna ile moje tortury wytrzymają, dlatego postanowiłam biec jak najszybciej. Wciąż czułam na sobie jego dotyk. To jego zbereźne spojrzenie. Ten perfidny uśmiech. Po co ja tam do cholery szłam! Wbiegłam do jaskini cała zalana łzami. Byłam pełna wstydu. To upokarzające być dotykaną przez obcego mężczyznę. A ja kochałam Ice’a! Usiadłam na łóżku szlochając. Czułam tylko jedno. Gorycz.

(Wataha Ognia) od Mici

Znowu zostałam sama. No cóż trudno. Szłam dalej w głąb jaskini. Zastanawiając się, co Vince myślała o Mac'u, wydaje mi się że jest on warty zaufania. Tylko pytanie, czy ja aby zbyt szybko mu nie zaufałam? Rozglądałam się szukając jakiegoś kąta dla siebie. Kiedy już znalazłam niewielką, lecz przytulną grotę stwierdziłam, że to będzie od teraz mój dom. Dość długo zachwycałam się nowym miejscem, nawet nie zauważyłam, że na dworze jest już ciemno. Usłyszałam głośne burczenie w brzuchu 
 " Chyba pora coś zjeść" - pomyślałam. Przemieniłam się i poszłam zapolować. Na zewnątrz panował półmrok. W pobliżu chyba nie było niczego dobrego do zjedzenia, więc ruszyłam dalej w poszukiwaniu czegoś konkretnego. Dotarłam do jakiegoś lasu. Poczułam, że przekraczam jakąś "barierę"? Długo się nad tym nie zastanawiałam, bo wpadłam na trop jakiejś bezbronnej sarny. Szybko ją znalazłam. Kiedy już miałam zabrać się do jedzenia pomyślałam, że może dam jej jakieś imię. Dominika, tak, to imię wydawało mi się dobre. Może to dziwne, ale nadawanie imion moim ofiarom sprawiało, że smakowały mi one bardziej. Po posiłku zdecydowałam się, że jeszcze sobie trochę pozwiedzam. Podziwiałam tamtejszy krajobraz kiedy poczułam ucisk na klatce piersiowej. Przyjemny ból sprawił, że zaczęłam się rumienić. Pomyślałam że spadło na mnie drzewo lub coś podobnego, ale usłyszałam warknięcie a następnie w głowie usłyszałam męski głos - "Czego tu szukasz?!"

 (Ktoś? Coś?)

niedziela, 16 lutego 2014

(Wataha Ognia) od Vince

- Potrafię leczyć – powiedziała o wiele pewniej Mici -Wydaje mi się, że panuje nad nim całkiem nieźle.
- Rozumiem -  wyszeptał, dalej zaintrygowany Mac. Teraz nie miałam już wątpliwości, że to on mnie tu przyprowadził. Mimo to, nie miałam zamiaru mu ufać. Tym bardziej, nie powinien wiedzieć o innych moich umiejętnościach, ani o tym dlaczego musiałam uciekać.
Głos Macabre wyrwał mnie  z zamyślenia – Cóż, jest już trochę późno, jak już mówiłem, wybierzcie sobie jakąś grotę, a jutro dokończymy naszą rozmowę.
- Dobrze  powiedziała z zapałem Mici
- Niech będzie – mruknęłam, pod nosem, idąc w głąb  jaskini. Mici szła za mną.
- Wydaje się całkiem miły – przerwała ciszę.
- Aham – przytaknęłam niezbyt szczerze, nie mogąc pozbyć się wrażenia , że gdzieś już widziałam Macabre, oczywiście był to totalny absurd, zważając na to że moje życie, lub to co z niego pamiętam, trwało  jakiś miesiąc góra.
- Chyba niezbyt go lubisz -  bardziej stwierdziła, niż spytała Mici.
- Ech, za bardzo go nie znam, więc może minąć trochę czasu, nim w pełni mu zaufam – próbowałam jakoś naprawić sytuację, nie chciałam, żeby Mici coś podejrzewała.
- Rozumiem – szepnęła Mici.  Z mojego brzucha wydał się dziwny dźwięk. Zaskoczona przypomniałam sobie ze nie jadłam niczego od ponad tygodnia!
– Muszę iść, Mici – odwróciłam się i pobiegłam w stronę wyjścia od razu zamieniając się w  wilka. Będąc już kilkanaście metrów od jaskini, poczułam nieznany mi dotąd zapach, nie byłam tu sama…

(?)

sobota, 15 lutego 2014

(Wataha Powietrza) od Sol

Wróciłam do siebie, ukryta między kamiennymi ścianami, spokojna i zmęczona... A jednak nie umiałam zasnąć. Czegokolwiek bym nie robiła- moje oczy pozostawały otwarte. Tak też było przez dłuższy czas. W końcu moje ciało zdrętwiało i postanowiłam je rozruszać. Nie bardzo orientowałam się, która jest godzina. Bałam się, że kogoś obudzę, więc starałam się być jak najciszej. W końcu usłyszałam coś, co wskazywało na życie. Dwa głosy. Wyczuwałam coś dziwnego... Jakby zapach soli morskiej. A więc był to wilk z Watahy Wody. Po chwili doszły do mnie głosy. Słuchałam jak Ren rozmawia z nieco młodszym basiorem. Młodszym od niego. Nie trudno było być starszym ode mnie. Uśmiechnęłam się do siebie. Podsłuchałam rozmowę. A więc Faith poszła do Arkadii- kimkolwiek była- i to z Hoaxem. To imię nasunęło mi się samo. A potem usłyszałam je w rozmowie tamtej dwójki. Siedziałam pod ścianą i czekałam. Nie do końca wiem na co, ale wyczekiwałam cierpliwie. Nieświadomi mojej obecności rozprawiali dalej.
A siedzę dokładnie za plecami Ice'a, przyszło mi na myśl.


(Ice, Ren ?) 

(Wataha Powietrza) od Rena

Po twarzy muskał mnie ciepły promień słońca, który wdarł się przez okno. Przekręciłem się na bok i powoli otworzyłem oczy, przecierając się po twarzy. Jezu, wkońcu obudziłem się wyspany i nikt mi nie przeszkadzał. Już miałem uznać to za cud, ale niestety do jaskini wparował Ice.
-Czego?-Wysyczałem, wciskając twarz w poduszkę. Może byłem trochę...wredny? Dla mojego przyszłego szwagra, ale nie lubię, kiedy ktoś przeszkadza mi w spaniu, a nie jest płci żeńskiej.
-Jest coś, co mogłoby cię zainteresować.- Założył ręce na piersi i oparł się o framugę drzwi.
-Mhm- mruknąłem, zaspany.-No to słucham.
-Faith poszła do Arkadii dziś w nocy.
Na tą informację, natychmiast otworzyłem oczy i podniosłem głowę.
-Żartujesz, tak?
-Chciałbym.
Odgarnąłem niesforne kosmyki z czoła i usiadłem na skraju łóżka, przyglądając się jego twarzy.
-Kurwa, dlaczego ona mnie nigdy nie słucha?!- Warknąłem.
-Nie tylko ciebie.-Skwitował Ice.-Chociaż nie. W jednym cię posłuchała.
Rzuciłem mu pytające spojrzenie.
-W czym?
Zwęził przebiegle swoje niebieskie oczy i uśmiechnął się pogardliwie.
-Nie poszła tam sama.
-Więc z kim, u diabła?-Wciągnąłem koszulkę przez głowę i próbowałem ogarnąć swoje włosy.
-Też mnie to zastanawia.-Uniósł brew.- Nie chciała powiedzieć, ale mam pewne...hmm..podejrzenia.
-Jakie podejrzenia?
-Z tego, co udało mi się dowiedzieć wszyscy mieszkańcy wciąż są w Niemych Górach, oprócz Fai i oczywiście jeszcze jednej osoby...
-A tą osobą jest...?- Zaczynałem się poważnie niecierpliwić.
-Hoax.
-No bez jaj. Poszła z nim?!-Ten cwaniak jest bardziej bezczelny niż myślałem. Kurwa. Zdałem sobie sprawę z tego, że spędzą ze sobą co najmniej kilka dni sam na sam, a Hoax ewidentnie leci na moją...Sam nie wiem kim ona dla mnie jest, ale napewno jest kimś ważnym, kim nie chce dzielić się z tym Wrzodem na dupie, jakim jest Hoax.- Przysięgam, że jak go zobaczę mogą puścić mi nerwy, a wtedy go zabiję.
-Czyżby zazdrość, Ren?-zakpił Ice. Nagle stał się ironiczny.-To do ciebie nie pasuje.
-Zamknij się- Minąłem go w drzwiach. Chyba całkiem go już porypało skoro próbował  mnie wkurzyć.
-Albo wiesz co? Pieprzyc to. Mam nadzieję, że Fai nie wywinie mi żadnego numeru, a nawet jeśli, zabiję go na jej oczach.- Na samą myśl, że on jest blisko niej, przechodzi mnie dreszcz wściekłości, ale nie chcę żeby Ice myślał, że jestem zazdrosny. Bo nie jestem, prawda?
-O ile wrócą.-Zauważył Ice. Właśnie. A co jeśli ona z nim uciekła? Uciekła ode mnie? Na Boga, przez te kilka dni będę się musiał bardzo mocno starać, żeby nie iść tam za nimi. Co ja gadam?! Chyba całkowicie mnie pogięło...To przecież tylko dziewczyna. Mogę mieć tuzin innych. Tylko nic nie poradzę na to, że chcę właśnie ją. I tylko ją. A najbardziej przeraża mnie fakt, że tym razem mogę nie dostać tego, czego chcę.


(Wataha Wody) od Ice'a

Szukałem Fai cały ranek, ale nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Jej zapach w jaskiniach był już bardzo niewyraźny, co oznaczało tylko jedno: Nie ma jej już od dłuższego czasu. To dziwne...Nigdy nie zniknęłaby tak bez żadnego wyjaśnienia, a już na pewno nie złamałaby obietnicy. Z tego co wiem, miała mieć dzisiaj kolejną lekcję z Ivo...Zacząłem go szukać, modląc się, żeby on nie miał z tym nic wspólnego. Nigdy nie wiadomo, co mu strzeli do głowy, więc każdy może skończyć jako bryła lodu (tak jak ja, całkiem niedawno). Miałem nadzieję, że nie zamroził Faith.
Zobaczyłem, że Ivalio jakimś sposobem pokrył ściany korytarzy czymś podobnym do szkła, przedstawiającym różne płaskorzeźby. Wszystko wyglądało teraz pięknie, ale nie widziałem sensu w jego pracy..No bo jeśli to lód, przecież i tak się roztopi. Prędzej czy później. Chyba, że...to nie był lód.
Nie trudno było go znaleźć. Siedział w źródlanej grocie i przyozdabiał ściany tym dziwnym czymś..lodem? A może szkłem? Tylko skąd do cholery miałby moc władania szkłem?! Jak na razie wiadomo mi tylko o lodzie.
- CO TY WYPRAWIASZ?- Nie mogłem ukryć oburzenia.
Ivo odwrócił się gwałtownie i otworzył szeroko oczy.- Ozdabiam jaskinię.-Już się nie jąkał. Dobrze. Ale i tak nie mogłem powstrzymać warknięcia wydobywającego się z mojego gardła. Jeśli zrobił coś mojej siostrze...Zrobi się nieprzyjemnie. Boże. Sam siebie nie poznaję.
- To ZAUWAŻYŁEM! Oszalałeś? Myślałem że już panujesz nad LODEM!-Warczałem. Jedynym sposobem, żeby dowiedzieć się, czy zamroził Faith, był blef.
- To jest szkło.. -cofnął się. A więc jednak nic jej nie zrobił. Widziałem to w jego oczach, ale i tak wzbierał we mnie gniew. To gdzie do diabła była Fai?!- Może...poszukamy...Faith?-Zmienił temat.
- Ty też jej nie widziałeś?- Uspokoiłem się. Nie mogę tak warczeć na niewinnego człowieka.
- Nie. Nie przyszła w umówione miejsce.
- Dobra, chodź. Trzeba sprawdzić cały teren, może jeszcze gdzieś wyczujemy jej zapach.
Zmieniłem się w wilka, a Ivo poszedł w moje ślady. Kilka godzin biegaliśmy bez sensu po Niemych Górach, ale znaleźliśmy tylko lekki, słodkawy zapach u samych stóp gór. Musiała przekroczyć granicę już spory czas temu. Ale dlaczego w takim razie się do mnie nie odezwała? Jak na mój rozkaz, w głowie zadźwięczał mi głos siostry:
"Ice?Słyszysz mnie?"
~Tak. Gdzie jesteś, do diabła?~Odpowiedziałem w myślach.
"Ren będzie wiedział. Wrócę za kilka dni"
~Nic ci nie jest?~Spytałem.~Chyba nie poszłaś sama do Arkadii?!~Olśniło mnie.
"Nie jestem sama..." Urwała, lekko zakłopotana.
~To z kim?!
"Nieważne. Powiedz Ivalio, że wznowimy lekcje jak wrócę. Niech postara się nikogo nie zamrozić."
Urwała kontakt. Tajemnice...Świetnie. I tak się dowiem. Popatrzyłem na Ivo, stojącego obok mnie.
-Wracamy. Faith zawiesza wasze lekcje na kilka dni..Mam nadzieję, że przez ten czas nie zamienisz wszystkich w rzeźby lodowe.-Posłałem mu nikły uśmiech i bez słowa, pobiegłem do Watahy Powietrza.

(Wataha Ognia) od Mici

Z cienia wyszedł przystojny chłopak. Wyglądał jakby miał wszystkiego dosyć. Najpierw spojrzał na Vince, wyglądało na to, że już ją kiedyś widział, ona natomiast wyglądała jakby widziała go pierwszy raz w życiu. Kiedy spojrzał na mnie jego wyraz twarzy automatycznie się zmienił, wydawałoby się, że próbował mnie rozgryźć. - Hej - odezwałam się pierwsza. Podchodząc do niego wyciągnęłam rękę. - Jestem Mici. - uśmiechnęłam się.
- Macabre. Dla przyjaciół Mac. - podał mi rękę. - Czegoś tu szukacie? - Spojrzał za mnie na Vince. Zetknęłam na nią z nadzieją że coś powie. Posłałam jej nieśmiały uśmiech. Dziewczyna jakby dzięki temu nabrała odwagi, bo podeszła do nas - Szukamy schronienia - Odpowiedziała Macabre'owi stając obok mnie.
- To dobrze trafiłyście. Jestem Alfą Watahy Ognia. Może pójdziemy do mojej groty i wszystko omówimy? - Zapytał nas - Jak dla mnie spoko. - Odpowiedziałam a następnie spojrzałam na Vince, która kiwnęła tylko głową. Mac zaprowadził nas do groty, gdzie wcześniej dotarła idąc zapachem dziewczyny. - Jeśli chcecie to możecie tu zostać i wybrać sobie jakąś grotę. - Wydawałoby się, że jego nastawienie zmieniło się diametralnie. Nawet zdawało mi się, że na jego twarzy zagościł uśmiech. Lecz zanim wskaże nam, w którą stronę mamy iść spojrzał na mnie. 
- A może twoja przyjaciółka przedstawiła by się? Co prawda spotkałem ją wcześniej ale tak jakoś nie było okazji żeby spytać o imię. - Podeszłam do Vince i pociągnęłam ją w stronę Alfy. Szturchnęłam ją zachęcająco łokciem i uśmiechnęłam
-Mam na imię Vince - Przedstawiła się i podała mu rękę. Ta natomiast tak jak przy naszym spotkaniu zajęła się ogniem. Dziewczyna się przestraszyła i szybko cofnęła rękę.
- Przepraszam - powiedziała. Mac z jednej strony wyglądał na zdziwionego, a z drugiej na zaintrygowanego zaistniałą sytuacją.
- Nic nie szkodzi. To ci się często zdarza? - Zapytał. Vince przytaknęła.
-Jeszcze nie do końca panuje nad swoją mocą. - Dziewczyna mówiąc to musiała czuć się głupio.
"Biedna Vince" pomyślałam - A ty? - Tym razem zwracał się do mnie. - Jaką masz moc? Panujesz nad nią? - Potrafię leczyć - mój głos zabrzmiał o dziwo bardzo pewnie - Wydaje mi się, że panuje nad nim całkiem nieźle.

 (Vince? Mac?)

(Wataha Wody) od Ivalio

Faith gdzieś znikła.
Stałem przed jaskinią. Czekałem tu jak dureń, a jej nie było. Myślałem, że przyjdzie, ale nie. Nie przyszła. Ta faktycznie, odbyła się kolejna lekcja.
Prychnąłem niewesoło, patrząc jak wirują płatki śniegu. No miło. Zapomniała.
Westchnąłem. Czekanie na nią nie miało sensu. Ale w końcu to Alfa. Mogła nie mieć czasu.
Lekko się do siebie uśmiechnąłem, wspominając Nezumiego. Potrząsnąłem głową by wyzbyć się tego obrazu.
Wróciłem do jaskini. Skoro Faith o mnie zapomniała. Skoro Ice przeżywał jakieś dziwne załamanie to niestety ja sam muszę się czymś zająć.
Wszedłem do jaskini i spojrzałem dosyć nieprzychylnie na wilczyce, śpiącą na kanapie.
Ciekawe co oni wczoraj tu robili.
Warknąłem i zagłębiłem się w korytarze. Doszedłem do swojej jaskini. Trochę tam posiedziałem, ale po jakimś czasie bezczynnego siedzenia wróciłem do głównej jaskini.
Nie było tej Wadery.
Odetchnąłem z ulgą.
Zamknąłem oczy, czując jak moc we mnie wzbiera. Szkło. Ciekawe czy dalej potrafię to, co dawniej.
Dotknąłem ściany jaskini. Z pod moich palców wychodziło szkło.
Skoro nie mam jako takich obowiązków to mogę trochę upiększyć tę jaskinie.
Stworzyłem płaskorzeźby na ścianach. Biegnące wilki przez bezkres lasu.. Nad nimi wielki księżyc. Na skale Alfa, wyjąca do księżyca... Fale dookoła nich przypominające wirującą wodę.... Polowanie... Wielkie uciekające stado.. dookoła nich wilki... pędzące przed siebie z bojowym nastawieniem... Cały sufit usiany małymi kryształkami... Jaskinia wyglądała pięknie... tak... bardzo ... wilczo ?
Widać było, że zamieszkuje tu Wataha Wody.
Wyglądało to bajecznie z dodatkami z ciemnego drewna.
Podłoga była ciemna.. przydałoby się.. jeszcze nad tym popracować.
Zmieniłem całe korytarze. Wilki szły po ścianach... Gdzieniegdzie się wylegując. Gdzieś się bawiąc... nad pokojami wypisałem imiona mieszkańców. No cóż zabijałem czas, a obok podobizny ich wilczych postaci. Tych których nie widziałem jako wilków w prawdziwym świecie, widziałem w swoim umyśle. Puste jaskinie zostawiłem w spokoju. Z resztą do środka nie wchodziłem. Nie sądzę by było to miłe... Dotarłem w końcu do miejsca z jeziorkami. To też zmieniłem niektóre rzeczy.
Ściany lśniły bajecznie od szkła. Między jeziorkami pojawiały się małe tęcze. A ja sobie pracowałem nad kolejnym ,,obrazem,,.
- CO TY WYPRAWIASZ? - oburzony głos sprawił, że niemal dostałem zawału. Jeny! Nie mógł ostrzec że zaraz krzyknie? Odwróciłem się gwałtownie. Ice był dziwnie wkurzony.
- Ozdabiam jaskinie. - zauważyłem mądrze, na co Beta zareagowała warknięciem. Ktoś mu nastąpił na odcisk....
- To ZAUWAŻYŁEM! Oszalałeś? Myślałem że już panujesz nad LODEM!- znowu na mnie warknął. Cofnąłem się nieznacznie. Co się mogło stać? Czy chodziło o zniknięcie Faith?
-To jest szkło.. - kolejna durna odpowiedź. Widziałem jak gniew w nim wzbiera. Znowu się cofnąłem.- Może... poszukamy.. Faith? - spytałem, próbując zmienić temat.

(Ice?)

piątek, 14 lutego 2014

(Wataha Powietrza) od Sol

Pożegnałam się i przybita wróciłam do swojej kryjówki.
Usłyszałam kroki, zbliżały się.
Ktoś szedł tędy w ludzkiej postaci, zaciekawiłam się.
Wyszłam naprzeciw spacerowiczowi.
Gdy tylko mnie zobaczył zamarł w bezruchu.
Bał się.
Bardzo się bał. A jego strach wzbudził we mnie rozbawienie.
-Cześć...- powiedziałam prawie szeptem.
-H-hej...- wyjąkał równie cicho.
-Jestem Sol...-wyciągnęłam do niego rękę, myślał przez chwilę po czym uścisnął ją przyjaźnie. Wyczytałam co chciałam, Ren go akceptował. Uśmiechnęłam się.
-Nezumi. -powiedział już nieco głośniej i puścił moją dłoń.
-Wiem.- wyrwało mi się- Słyszałam, że przyjdzie mi spotkać kogoś nowego w Watasze Powietrza.
Uf... Jakoś wybrnęłam. Zapatrzyłam się w jego życiu, widziałam, gdzie jesteśmy, że stoi przede mną, ale widziałam też to, co w jego głowie.
Dziwne uczucie.
-Znów tak patrzysz. -usłyszałam jego zaciekawiony ton i dostrzegłam w nim nutkę lęku.
-To znaczy jak?- wyrwałam się z zamyśleń i spojrzałam na niego.
-Na początku zobaczyłem tylko Twoje oczy, myślałem,że to jakaś zjawa...-zaczął nieśmiało- Przed chwilą znów wyglądały tak... Tak martwo.
-A jak jest teraz? -spytałam rozbawiona.
-Znów ożyły...- zaśmiał się.- Plotę głupoty.
-Nie, nie. Skąd... Mogę zadać Ci dziwne pytanie? -wpadłam na pewien pomysł.
-Śmiało. -wyglądał na strachliwego, ale dziecka się nie bał.
Tu popełnił błąd. Milczałam.
-Twoje oczy...Znowu... -wybełkotał.
-Powiedz mi... Czy czujesz ból? -uśmiechnęłam się lekko, a chłopak zaczął zwijać się z bólu.
Starałam się na niego patrzeć, by skupić energię wychodzącą z mojego wnętrza na jednym stałym celu.
Krzykiem mógł kogoś zwabić, więc przestałam, ukucnęłam przy nim i patrząc głęboko w jego oczka, przeprosiłam.
Nie wiedział za co, nie rozumiał. Uśmiechnął się i powiedział, że jest zmęczony.
-Dobranoc...- dałam mu całusa w policzek- I niech przyśni Ci się Twój Eden.
Nakazałam mu- oczywiście używając swych zdolności- nie iść za mną.Zaśmiałam się i pobiegłam jednym z wielu korytarzy do mojego cudownego miejsca. 

(Kto zechce mnie spotkać? ^.^ )

(Wataha Powietrza) od Rena

Niezmordowanie szukałem intruza, ale nigdzie nie znalazłem jednej oznaki obecności kogoś nieproszonego na terenie Niemych Gór. Może Nivra się pomyliła? A może szpieg nie nocował tutaj...Może ukrył się gdzieś, gdzie nie narusza naszych magicznych granic? A może to tylko jakiś nowy przybłęda, któremu zachciało się straszyć samotną dziewczynę? Jedno było pewne- Jeśli był tu ktoś z Rady, już go tutaj nie ma.
Chciałem zawiesić swoje poszukiwania głównie dlatego, że chciałem się wkońcu jakkolwiek by to nie zabrzmiało :WYSPAĆ. 
Zmęczenie powoli zaczynało mnie dobijać, a to doskonale usypiało też moją czujność, więc dalsze polowanie nie miało dziś żadnego sensu.
Chciałem już wracać do swojej jaskini, kiedy zobaczyłem małą istotkę z jasnymi włosami, biegnącą w moją stronę. Nie trudno było rozpoznać dziewczynkę...Zmieniłem się więc w człowieka, żeby nie wzbudzać w niej niepotrzebnego strachu, albo żalu, że nie może zrobić tego samego.
-Witaj. - rzekła beztrosko.
-Gdzie Devon?- Rozglądnąłem się, ale nigdzie nie widziałem chłopaka. No bez jaj. Kazałem mu jej pilnować! Kurwa, czy upilnowanie 12 letniej dziewczynki jest na prawdę takie trudne?!
-Został w jaskiniach Watahy Powietrza.
-Ukręcę mu łeb... Miał Cię pilnować. -Warknąłem zdenerwowany. Devon ma przerąbane.
-Sama wyszłam. Chciał mnie zatrzymać, ale mu na to nie pozwoliłam.-Powiedziała stanowczo i spojrzała mi głęboko w oczy. To dziwne, ale nagle całkiem przestałem się wściekać...Najwyraźniej używała na mnie swojej mocy, która nie pozwalała mi się przeciwstawić. No pięknie. Zdominowany przez dziecko.
-Dobrze... -powiedziałem powoli, chociaż chciałem powiedzieć całkiem co innego-Nie powinnaś sama opuszczać jaskiń.-Dodałem, łapiąc ją z rękę.
-Przepraszam. -wbiła wzrok w ziemię, ale nie zrobiło mi się jej żal.
-Nieważne...-Przez chwilę miałem mętlik w głowie, a gdy zdołałem dojść do siebie, wykorzystałem moment i zaskoczyłem ją.- Zabraniam ci używać na mnie swoich mocy, Sol. Nigdy więcej tego nie rób.
Wyglądała na przestraszoną, ale kiwnęła głową potulnie. 
-Jest już bardzo późno. Chodź, zaniosę cię do domu- wziąłem ją na plecy i ludzkim tempem ruszyłem na tereny Powietrza. Mała nie odzywała się przez całą drogę, a kiedy postawiłem ją na ziemi, tylko kiwnęła głową, powiedziała "Dobranoc" i zniknęła gdzieś w korytarzach. Devon i tak się nie wywinie, bo jutro odbędę sobie z nim bardzo niemiłą pogawędkę na temat tej małej, unikatowej istotki. Na dziś koniec. 
Przynajmniej miałem taką nadzieję dopóki nie usłyszałem wołania.
-J..jest tu ktoś? - Głos był słaby, ale należał do mężczyzny.
-Mhm. – mruknąłem i zbliżyłem się do niego w postaci wilka. 
-Cz...czy to ty jesteś alfą? – Chłopakowi łamał się głos, więc zamieniłem postać, żeby dodatkowo go nie stresować.
.-Tak. A ty kim jesteś?- Spytałem, unosząc brew.
- Etto… -cicho zaczął- Jestem Nezumi. Chciałem dołączyć do watahy… błąkałem się po tym terenie od kilku dni, ale nikogo nie znalazłem – Facet błądził po ziemi wzrokiem, najwyraźniej bojąc się na mnie spojrzeć. Jego strach przede mną zaczynał mnie już wkurzać. I to jak cicho mówił...Ledwo go słyszałem.
-Proszę, proszę...Pytanie tylko czy się nadajesz?- Postanowiłem chwilę z niego pożartować, ale chyba nie załapał, bo wyglądał jakby chciał uciec.- Nieważne, zapomnij.-westchnąłem.- Wybierz sobie jakąś grotę. Witam w Watasze Powietrza...Nezumi?- Posłałem mu krótki uśmiech i walnąłem się na moje łóżko.
-Dzięki- Wyrzucił i powoli ruszył w głąb korytarzy.

(Wataha Wody) od Faith

Nie musiałam słyszeć tego, o czym rozmawiały pozostały Alfy, żeby wiedzieć co muszę zrobić.
Zanim słońce wzeszło byłam już ubrana w czarne spodnie ze skóry, koszulę i najcieplejszy kaszmirowy sweter jaki znalazłam wśród bałaganu w mojej sypialni. Związałam włosy w warkocz, sięgający mi do pasa i ubrałam skórzane trzewiki. Wiedziałam, że Ren poluje teraz na intruza, chcąc się dowiedzieć w jak dużym stopniu powinniśmy czuć się zagrożeni, ale nie chciałam czekać. Przeszłam przez duży pokój i przykryłam kocem śpiącą na kanapie Nivrę. Najwyraźniej chciała poczekać, aż się obudzę, by móc ze mną porozmawiać, ale ja nie mogłam tracić czasu. Wrócę tu tak szybko, jak będę mogła. 
Nie oglądając się, opuściłam teren swojej watahy i skierowałam się na północ, w kierunku pasma górskiego, odgradzającego naszą krainę od reszty świata. Biegłam w postaci wilka, modląc się, żeby nie spotkać po drodze Rena, który na pewno próbowałby mnie zatrzymać. Jego zapach był wyczuwalny, ale nie świeży, co znaczyło tylko jedno- Ren był daleko stąd. 
Uniosłam głowę, żeby przyjrzeć się wyrastającym przede mną skalistym wzniesieniom. Żeby dostać się do Arkadii, trzeba pokonać całe pasmo gór, które nie należą do najłagodniejszych. Dla obcego mogłoby to stanowić problem, ale ja niejednokrotnie analizowałam mapę wzniesień we własnej pamięci i byłam przygotowana na wszystko. Wiedziałam, że muszę się spieszyć jeśli nie chcę żeby ktoś próbował mnie zatrzymywać, ale nie mogłam oprzeć się chęci odwiedzenia jednego ze swoich ulubionych miejsc w Niemych Górach. Ostrożnie zeszłam po skałkach przypominających stopnie do wąskiej kotliny, która w połowie była zanurzona w granatowej wodzie. Ciemność powoli zaczynała się rozjaśniać, a wysokie trawy rosnące wokół wody bujały się w rytm wiatru, wydając delikatny szum podobny do dźwięku fal. Usiadłam we wgłębieniu skalnej ściany, zakrywającej wejście do kotliny i oparłam brodę na kolanach. Serce zabiło mi mocniej, kiedy zobaczyłam, że wśród rosnących kilka metrów dalej sosen, przemieszcza się jakiś cień.
-Co ty tutaj robisz?- Na dźwięk głosu Hoax'a zalała mnie fala różnych sprzecznych uczuć.
Stał teraz blisko, a w ustach trzymał na wpół wypalonego papierosa. Wypuścił dym z płuc.
-Raczej co ty tutaj robisz?-Wstałam i zaczęłam otrzepywać ubranie z piasku. Kiedy spojrzałam mu w oczy zalała mnie fala obrazów. Nasz pocałunek, polowania, to jak na mnie patrzył...Ale chwilę potem zastąpiły je czarne oczy Rena i to, co powiedział mi wczoraj wieczorem. Sama nie wiedziałam, które uczucia były dla mnie ważniejsze, ale teraz, kiedy Hoax był tak blisko..Wszystko trafił szlag, a moje serce zaczęło miotać się żałośnie w dwie całkowicie różne strony. Wyrzuciłam te myśli z mojej głowy i skupiłam się na jednej, najważniejszej rzeczy: Muszę wykonać swoje zadanie.
Tylko jak mam wykonać to cholerne zadanie, kiedy Hoax stoi zaledwie kilka metrów ode mnie, a na ustach wciąż czuję pocałunek Rena?!

( Hoax? )


czwartek, 13 lutego 2014

(Wataha Powietrza) od Sol

- Mogę zostać z Tobą ile tylko mi się podoba. – i tak nie mam dokąd wracać, dodałam w myślach.
Nie spieszyło mi się, miło spędzałam z nią czas. Polubiłam ją bardzo.
- Wiesz co Bella...
- Tak?
- Ja nie zabijam. W tej formie bardzo łatwo jest zdobyć coś innego wśród ludzi... Jestem straszliwie głodna, a nie mam zielonego pojęcia, gdzie powinnam tu szukać jakichś owoców, czy tego typu rzeczy...
Uśmiechnęła się i skinęła głową, abyśmy skręciły. Krótką trasę przebyłyśmy w milczeniu, aż w końcu zobaczyłam coś w rodzaju lasu z drzew owocowych.
Nazbierałyśmy owoców, potem odprowadziłam ją do jej groty. Przysłoniłyśmy pozostałość po moim 'wejściu',a gdy zasnęła szybko opuściłam jaskinię.
Ruszyłam w kierunku, w który pokierowała mnie moja intuicja, tak przynajmniej to nazywam, po prostu czułam gdzie jest Alfa mojej obecnej watahy.
'Wataha Wody, naruszasz ich terytorium...' zabrzmiało w mojej głowie, ale nie zamierzałam się cofać, weszłam do jaskini i wyraźnie wyczułam obecność innych wilków.
A zwłaszcza jednego, był całkiem blisko. Przebiegłam kawałek i ujrzałam piękny szary błysk oczu czarnego wilka.
Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego.
-Witaj. - rzekłam beztrosko, a wilk zmienił się w człowieka.
-Gdzie Devon?
-Został w jaskiniach Watahy Powietrza.
-Ukręcę mu łeb... Miał Cię pilnować. -warknął zdenerwowany.
-Sama wyszłam. Chciał mnie zatrzymać, ale mu na to nie pozwoliłam.
Powiedziałam stanowczo i spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Dobrze...
Idzie mi coraz lepiej, pomyślałam zadowolona z użycia swoich mocy. Nie był już na niego zły i to się liczyło.
-Nie powinnaś sama opuszczać jaskiń.
-Przepraszam. -wbiłam wzrok w ziemię.
-Nieważne...- Jego umysł nadal był przyćmiony przez moją manipulację, ale lada moment się ocknął. - Wracajmy.


(Ren?) 

(Wataha Powietrza) od Rena

Jedynym plusem spotkania Alf, było obserwowanie spokojnej twarzy Fai, która spała oparta o moje ramię. Macabre gadał właściwie sam do siebie, bo ani ja, ani Hebi nie byliśmy zainteresowani tym, co miał nam do przekazania. Poza tym..Macabre nie będzie mi mówił co mam robić. Ja I tak zrobię to, co będzie mi się podobało, a z Hebi mógł podyskutować na osobności. Dobrze wiedziałem, że tego chciał najbardziej.
Przyłapałem się na tym, że mimowolnie pogładziłem śpiącą Alfę Wody po gładkim policzku. Drgnęła lekko, ale nie otworzyła oczu. Macabre przyglądał mi się z boku, a na jego ustach malował się szatański uśmieszek. Miałem to w dupie, bo sam nie był lepszy. Nawet głupi zauważyłby jak cały czas robi maślane oczy do Hebi. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale do jaskini wpadła zdyszana Nivra. Jej kasztanowe włosy były rozwiane, a na twarzy wystąpiły delikatnie rumieńce. Kuśtykała lekko na jednej nodze i wyglądała na przerażoną.
-Proszę, proszę..Kogo moje piękne oczy widzą? Czym zasłużyliśmy sobie na wizytę Waszej Wysokości?-Zakpił Macabre, unosząc czarną brew.
-Zamknij mordę, Mac.-Warknąłem w jego stronę, nadal obejmując Faith.- Coś się stało?-Zwróciłem się do Nivry. Cała się trzęsła i najwyraźniej nie ucieszył ją widok śpiącej jak niemowlę Fai.
-Ktoś mnie gonił...Skaleczyłam się, a potem zobaczyłam martwego mężczyznę...-Wydyszała.
-Czy ten mężczyzna miał jasne włosy, charakterystyczną bródkę i ogólnie brzydką...twarz?- Macabre najwyraźniej dobrze się bawił, używając swojego ironicznego tonu. Nivra kiwnęła głową.
-Więc nie ma się czym przejmować-Skwitował. Najwyraźniej nie potrafił nawet porządnie usunąć ciała Dimitriego.
-Kto cię gonił?-Wtrąciłem się.
-Nie mam pojęcia. Nigdy wcześniej go nie widziałam...
-Są dwa wyjaśnienia. Albo to jakiś nowy, albo kolejny szpieg. Jeśli to szpieg, nie zostało nam dużo czasu...
-Wątpię.-Parsknął Mac.- A nawet jeśli, to co za problem? Zabijemy go i pozamiatane.
Nie odezwałem się. To nie było takie proste jak się wydawało, a ja nie podzielałem entuzjazmu basiora.
-Znajdę tego intruza, a jeśli to ktoś z Rady...Skończy jak Dimitri.-Rzuciłem i podniosłem się z kanapy, trzymając Faith na rękach. Zaniosłem ją do jej sypialni i położyłem na łóżku. Kiedy pochylałem się, żeby przykryć ją kołdrą, otworzyła lekko oczy. Uśmiechnąłem się do niej i pocałowałem ją w czoło.
-Dobranoc-powiedziałem cicho i wyszedłem, słysząc w głowie jej odpowiedź.
Minąłem resztę, nie zawracając sobie głowy żadnym pożegnaniem i zmieniłem się w wilka. Znajdę tego intruza, a kiedy już to zrobię...Będzie mnie błagał o litość.