sobota, 31 maja 2014

(Wataha Ziemi) od Katniss

W drodze do jaskini Watahy Powietrza Devon milczał jak grób. Był bardzo czujny i nie spuszczał mnie z oczu. Czy on naprawdę brał mnie za taką ofermę, która kompletnie nie poradzi sobie w walce? Zaśmiałam się. Wszyscy podchodzili do tego bardzo poważnie, przecież co ma być to będzie, taki los był nam pisany. Ja się tam nawet cieszę, bo miałam już cholernie dość tej sielanki. Za niedługo z każdego mieszkańca Niemych Gór zrobiłby się wesoło hasający po łące baranek. No kurwa! Skoro ta jakaś tam Rada ustaliła jakieś reguły to mogliby ich chociaż w pewnym stopniu przestrzegać, a nie żyć jak powaleni na kocią łapę z myślą, że „wszystko będzie dobrze”. Czy ci wszyscy ludzie są naprawdę tak cholernie naiwni?! Miałam nadzieję, że jest tu chociaż jeden racjonalnie myślący człowiek, który postanowił zorganizować nam jakąkolwiek pomoc. No halo w nieco ponad dwadzieścia osób nie damy rady, nawet z tymi ich „mocami”. Nie wierzyłam w to, że przeżyjemy. Ja to bym wolała umrzeć jako pierwsza. Wkurwiało mnie już to, że Devon śledził każdy mój ruch, nawet to jak kładę stopę.
- Weź się człowieku ogarnij.- machnęłam mu przed oczami ręką, a on tak jakby wyrwał się z transu.
- O co Ci chodzi?- zapytał zdumiony.
- Gapisz się na mnie jak idiota.- uniosłam brwi do góry, a chłopak się zmieszał.- Rusz się trochę, bo nie zajdziemy tam do jutra.- pogoniłam go uderzając jego lewe ramię i ruszyłam szybko przed siebie nie zważając na to jakim tempem on idzie. Chciałam jak najszybciej wrócić. Kiedy wchodziłam do jaskini usłyszałam w oddali jakieś krzyki. Ktoś chyba wołał „kto tu jest”, ale gówno mnie to obchodziło. Przyszłam tu po coś i nie miałam zamiaru interesować się czymś innym.
- Poczekaj!- usłyszałam głos zdyszanego chłopaka za mną.
- Czego?- odwróciłam się niechętnie w jego stronę.
- Zaraz wracam.- pocałował mnie przelotnie i gdzieś zniknął. W pierwszej chwili pomyślałam, co on kurwa wyprawia?! Jakim prawem ot tak mnie całuje. Ale z drugiej strony lubiłam jego bliskość. Dobra, ważniejsze było to, że zostawił mnie samą, a tego ekwipunku było w chuj dużo. „Dzięki.”-wysłałam mu w myślach. Jakoś ten szajs zabrałam i udałam się w drogę powrotną. Nie chciałam na niego czekać, nie jest małym dzieckiem i równie dobrze może wrócić sam. Przeszłam kawałek drogi i usłyszałam za sobą czyjeś kroki, ten ktoś był w oddali, ale był. Zatrzymałam się gwałtownie i zorientowałam się, że ta osoba mnie goni.
- Mogłaś poczekać kochanie, nie musiałabyś tego wszystkiego dźwigać sama. Daj to.- Devon chwycił mnie w talii jednocześnie przejmując ode mnie trzy czwarte broni.- Nie ładnie z Twojej strony tak uciekać.- skarcił mnie palcem. Chyba miał ze mnie niezły ubaw.
- A co, miałam tam czekać na zbawienie?- zapytałam z irytacją w głosie.- Wleczesz się jak ślimak.- stwierdziłam.
- I vice versa.- chłopak uśmiechnął się do mnie blado i przyśpieszył lekko. Z łatwością dotrzymywałam mu kroku, nie zważając na to, że nawet lekko go wyprzedzałam. Kiedy wróciliśmy, zauważyłam, że atmosfera jest napięta, a Bella wydziera się na jakiegoś chłopaka. Przez chwile myślałam, że go pobije, ale to nie było zapisane w jej zachowaniu. To raczej on był bardziej skłonny uderzyć ją, a jeżeli by ją chociaż tknął to by tego na pewno gorzko pożałował. Wierzyłam jej. Nie powiedziałabym, że ten cały „Are” wyglądał na sympatycznego i w sumie będąc na jej miejscu, też oskarżyła bym go o kłamstwo. Nie znałam tej dziewczyny, którą porwali, ale widziałam, że była ważną osobą dla Belli. Także starałam się jej jakoś pomóc, żeby się tak bardzo nie martwiła. Ciągle płakała, a ja nie mogłam nic z tym zrobić. Ice patrzył na mnie z wyrzutem, że nie potrafię jej uspokoić, choć na chwilę. Wiadomo, że takie zamartwianie się męczy. Widać było po nim, że sam by się nią najchętniej zajął, ale nie miał na to czasu. Postanowiłam znaleźć jej zajęcie, żeby skupić na czymś jej myśli. Od razu do głowy przyszła mi myśl, żeby ją podszkolić w używaniu jej mocy. Opowiadała mi trochę o sobie kiedyś i o tym, że kiedy ten wieśniak próbował się do niej dobrać użyła tarczy. Dobry pomysł, aby potrenować jej rozszerzanie. Ta tarcza chroni przed każdą magią, a więc jeżeli osłoniłaby przynajmniej znaczną część mieszkańców Niemych Gór, moglibyśmy pokonać Radę. Problem polegał na tym, że jeżeli osłaniałaby innych (ponad dziesięć osób) to ona nie byłaby pod ochroną i trzeba by było ją osłaniać. Wymyśliłyśmy już nawet sposób na trening, nie spodobało się to zbytnio zebranym, ale otrzymałyśmy zgodę głównego przewodniczącego, który obecnie znajdował się w jaskini (Ice’a). Nie miałam pojęcia gdzie znajdowała się teraz Hebi i nie wiedziałam kompletnie co się dzieje z Macabre i Renem. Belli szło całkiem nieźle. Faktycznie po tym kiedy objęła prawie wszystkich w jaskini (wszystkich oprócz chłopaka, który pozwolił porwać Sol, zrobiła to specjalnie, widziałam po jej minie, kiedy na niego patrzyła) sama straciła kontrolę nad sobą i poczuła dość silną falę bólu. Żałowałam, że kazałam jej to zrobić, ale nie miałam innego wyboru, jeżeli nie chciałam, aby znowu zalała się łzami. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz