środa, 14 maja 2014

(Wataha Powietrza) od Sol

Ren prosił bym znalazła Arego i go sprawdziła, jednak nigdzie go nie widziałam. Chciałam spróbować namierzyć go za pomocą tego smrodu Rady...I wtedy poczułam coś, co mną wstrząsnęło.
Rada była blisko.
Namierzyłam Rena, wysłałam mu telepatycznie sygnał, by mnie odnalazł.
W postaci wilka biegłam jak szalona w jego kierunku,a gdy wreszcie go ujrzałam moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej, oboje zmieniliśmy postać i padliśmy sobie w ramiona.
Czułam jego niepokój, coś było nie tak...Był wściekły i wyprowadzony z równowagi.
-Ren...Zbliżają się, to nie są tylko zwiadowcy...
-Wiem Sol...Musimy wrócić do jaskini, wszyscy już tam są...
Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
-Nie bój się, nie pozwolę im Cię skrzywdzić-powiedział, mierząc mnie poważnym spojrzeniem obsydianowych oczu.

Alfy Watah Powietrza i Ognia-Ren i Macabre...
Wyszli Radzie na spotkanie, a ja i Bella sparaliżowane strachem polegałyśmy na ramionach Ice'a...Inni w ciszy oczekiwali,w końcu nie wytrzymałam.
-Ren i Macabre poszli negocjować z Radą, która prawdopodobnie nie da im dojść do słowa, a my mamy siedzieć bezczynnie na dupie w tej zapyziałej norze?!
Odsunęłam się od Ice'a i Belli, oczy wszystkich były skierowane na mnie.
-Prawda, mamy Alfy, przewodzą nami, mamy stanowiska, ale w przeciwieństwie do Arkadyjczyków-tworzymy jedność. Jesteśmy sobie równi, każdy z Was jest dla mnie bratem, dopiero w Niemych Górach dowiedziałam się co to znaczy mieć rodzinę i być jej częścią. Czy Wy tego nie czujecie? Nie jestem wojownikiem. Nie odbieram życia, jednak postawię na szali własne za każdego z Was, za każdą Watahę. Nie zamierzam czekać tu na śmierć, jeśli mam umrzeć to w walce. Nie pozwolę by dwóch członków mojej rodziny straciło zdrowie lub życie, by trafili do niewoli lub by którykolwiek z Arkadyjczyków położył łapy, na którymkolwiek z Was, jasne?!
Mój głos odbijał się echem po jaskiniach. Na początku nie wierzyłam, że to należy do mnie.
-Idę z Tobą-obok mnie wyrósł Are.
Wśród zgromadzonych podniosła się wrzawa.
-Rozpętałaś rewolucję, teraz nie ma odwrotu. Podoba mi się-dodał z nonszalanckim uśmieszkiem.
-I tak doszłoby do konfrontacji...-westchnął Ice.
-Rozgrzałaś ich do walki, obyś przyniosła nam szczęście, bez niego nie mamy szans...-Wyszeptała do mnie Bella i posłała uśmiech.
Zaczęło się planowanie, dość czasu już straciliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz