sobota, 10 maja 2014

(Wataha Burzy) od Hebi

Cholera, przestało być zabawnie. 
Dotychczas, nawet mimo tego co usłyszałam od Ice'a, podświadomie miałam nadzieję i wierzyłam w to, że obejdzie się bez większych problemów, może nawet pokojowo. Trwało to tak długo dopóki nie zobaczyłam na własne oczy ojca Mac'a, Ren'a i reszty Rady. 
Nie mam pojęcia jak udało mi się rozpoznać Alexiusa. Patrząc na jego wygląd nie było ani jednej cechy, w której Macabre by go przypominał. Pierwszą rzeczą o jakiej pomyślałam było to, że albo jest podobny do matki, albo do "sąsiada". 
Nie wiele byłam w stanie dostrzec, tylko księżyc oświetlał postacie, dodatkowo widok zasłaniały głowy obserwujących. Nigdy nie byłam szczególnie wysoka i czasem potrafiło mi to utrudnić życie. Nie mogłam przyjrzeć się twarzom zbliżających się postaci. Nie byłam nawet w stanie określić ich płci w większości przypadków. Skupiłam się na srebrnookim mężczyźnie na czele tej "wycieczki". Światło księżyca sprawiało, że jego włosy miały taki sam kolor jak oczy, ale w rzeczywistości z pewnością był blondynem. Odniosłam wrażenie, że mrozi ludzi wzrokiem, a kiedy się uśmiecha płaczą małe dzieci. 
- Ja pierdolę... - Mac skrzywił się na widok ojca. 
- Popierdolisz sobie później - rzucił przez ramię Ren, który był już przy wyjściu - Teraz mamy ważniejsze sprawy.
- Nawet ty wydajesz mi się teraz bardziej wkurwiający niż zwykle...- czarnowłosy chłopak niechętnie ruszył za swoim przyjacielem. Chciałam iść z nimi, ale mnie zatrzymał - Zostań tu. Zaraz wracam, później się spotkamy - wypowiedział to kłamstwo i jednocześnie posłał mi swój najpiękniejszy uśmiech. 
Nie mieliśmy pewności czy, kiedy prawdziwa wojna się zacznie będziemy mieli okazję spotkać się przynajmniej raz ani czy będziemy mogli to zrobić po jej zakończeniu. Chciałam w to wierzyć, wmawiałam sobie, że wierzę, ale to było takie samo kłamstwo jak słowa Mac'a. On też to wiedział. Może po prostu nie chciał mnie ranić? Albo  nie dopuszczał tej myśli do świadomości? Mimo wszystko nigdy nie mogłam powiedzieć, że w pełni zrozumiałam to co kryje się w jego oczach. 
Sylwetki Alf Ognia i Powietrza zniknęły w ciemności. Odczekałam parę minut, aż wszyscy skupią się na czymś innym i wymknęłam się z jaskini. Nie zamierzałam siedzieć bezczynnie na tyłku ani dopuścić do tego, że stracę jedynego mężczyznę, którego kochałam. Ciekawość też odegrała tu swoją rolę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz