-Może lepiej, żeby to Luc poszedł...-Powiedziałem z wyraźnym naciskiem. Sytuacja, w której chciał postawić mnie Alexius byłaby dla mnie odrobinę...niekomfortowa.
-Wiem, co robię. Idź.-Alexius nawet na chwilę nie zdejmował z twarzy stanowczej i opanowanej maski. Prawie nigdy jej nie zdejmował. Nawet do snu.
Skinąłem głową, twardo patrząc mu w oczy i ruszyłem w ślad za Lidią.
Ledwo przekroczyłem może z pół kilometra, gdy do moich nozdrzy uderzył bardzo dobrze znany mi zapach. Ostra woń-mieszanina goździków, róży i krwi. Tak pachniała tylko Vince.
Zobaczyłem ją jakąś chwilę później, z jej wystudiowaną, pogardliwą miną i płonącymi czerwonymi oczami, w których jednak czaił się cień strachu. Odsunąłem najbliższą gałąź, żeby lepiej widzieć. Lidia wyglądała na wściekłą, Victor uśmiechał się drwiąco, a Vince skanowała otoczenie spojrzeniem, ustawiwszy się w bezpiecznej pozycji blisko brata. Zupełnie jak zawsze. Tylko razem byli śmiertelni niebezpieczni. Osobno byli słabi. Na tyle słabi, by zostać zabitymi przez Radę. Wystarczyłoby tylko ich rozdzielić...I gdyby Alexius chciał wymierzyć im karę, nic nie mogłoby go już powstrzymać.
Mój tok myśli zastygł, kiedy zatrzymało się na mnie spojrzenie szkarłatnych oczu.
-Gor....-mruknął Victor.
-Nic się nie zmieniliście-powiedziałem, patrząc wprost na Vince. Wciąż lichej budowy, z długimi białymi włosami, jasną skórą i intensywnym spojrzeniem. Zmieniło się tylko coś w jej oczach.
-Potrzebujesz obstawy, Lidio?-Victor zarechotał.-Dwoje na dwoje to uczciwy układ.
-Po co przyszedłeś?-Lidia syknęła w moją stronę.-Poradziłabym sobie.
-Nie wątpię, ale muszę respektować rozkazy.-wzruszyłem ramionami, cały czas obserwując Vince.-Rada nie chce was skrzywdzić...Możecie wrócić z własnej woli-powiedziałem do rodzeństwa.
-Nie wrócimy-warknęła dziewczyna.-Będziecie musieli zabrać nas stąd siłą.
Nie poruszyłem się, kiedy podeszła i przyłożyła mi sztylet do gardła. Kątem oka widziałem jak Lidia sięga po swoją kuszę i prawie niezauważalnie ruszając ramieniem naciąga cięciwę, mierząc w dziewczynę.
-Ale najpierw poderżnę ci gardło...-powiedziała szeptem, patrząc mi w oczy.
-Krzywda za krzywdę-powiedziałem jeszcze ciszej. Za to co jej kiedyś zrobiłem, być może i nawet na to zasłużyłem. Chociaż bycie tak blisko niej...Ten zapach...Te oczy...Ten sposób poruszania się...Były wystarczającą karą.
-Ostatnie słowo?-Czerwone oczy zaszkliły się lekko.
-Padnij!-Krzyknąłem, pociągając dziewczynę na ziemię, w tym samym momencie, kiedy strzała przecięła powietrze i boleśnie otarła się o jej bok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz