środa, 14 maja 2014

(Wataha Powietrza) od Rena

- Ile mamy tu jeszcze czekać, do cholery?!- Macabre dosłownie wychodził z siebie podczas, gdy ja obserwowałem go obojętnie i opierałem się o drzewo, rozmasowywując sobie obolałą od napięcia szczękę.
- Nie przypuszczałem, że aż tak się stęsknisz- Odwróciliśmy się gwałtownie, kiedy z tyłu zadźwięczał zimny głos tego skurwysyna- Alxiusa. Wyprostowałem się, gotowy do ataku, patrząc jak po kolei za nim wyłaniają się sylwetki jego przydupasów.
- Za tobą zawsze.
"Daruj sobie teatrzyk" warknąłem telepatycznie do Mac'a. Rozumiem, że był wkurwiony. Ja też. Ale gówno pomoże nam pajacowanie.
"Chyba straciłeś rozum jeśli myślisz, że po tym jak mnie tu wyciągnąłeś będę się jeszcze powstrzymywał" odpowiedział i uśmiechnął się szyderczo do ojca.
-Po waszym zachowaniu wnioskuję, że spodziewaliście się naszej wizyty-zlustrował nas szarymi oczami.-A jednak nie poczyniliście żadnych starań ku temu, by nas zadowolić.
-Nie będziemy was niczym zadowalać-syknął Mac, coraz bardziej wkurwiony.-Przejdźcie lepiej do rzeczy, bo ni chuja nie chce mi się tu stać.
-Nigdy nie nauczysz się okazywać mi szacunku, synu-Spokojny głos Alexiusa zadrżał lekko. Mac zawsze potrafił chociaż odrobinę wyprowadzić go z równowagi.-Doskonale rozumiecie, jaki jest cel naszej wizyty. Wystąpiliście przeciwko Radzie i musicie ponieść karę.
Wypuściłem z sykiem powietrze z płuc i uniosłem brew. Wiem, że mówiłem co innego, ale pieprzyć to. Koniec tej szopki.
-Pierdolimy wasze żałosne prawa, Alexiusie-warknąłem. Mac spojrzał na mnie zaskoczony, ale skinął głową.-Zabiliśmy waszych beznadziejnych zwiadowców i zabijemy was, jeśli będzie trzeba.
-Jak zawsze niepokorny Rennier Foster...-Alexius zacmokał z dezaprobatą, robiąc krok w moją stronę.-Nie tak miałeś go wychować, Cain.
-Ren jest moją największą porażką, przyjacielu-Człowiek, którego zwą "moim ojcem" stanął u boku swojego pana, niczym wierny pies, uśmiechając się do mnie obojętnie i błyskając zielonymi oczami.
Cała świta Rady stała w milczeniu, przyglądając się nam niespokojnie, w każdej chwili gotowa przystąpić do ataku, z rozkazu swojego pana.
-Myślę, że jestem w stanie wybaczyć jemu i całej reszcie te lekceważące nas czyny. Zabicie Glenna i Dimitirego, złamanie zasad powstawania watah, ukrywanie naszych wrogów, odwołanie ślubu...Odejście naszej uroczej Faith...Wszystko to pójdzie w zapomnienie...-Przechadzał się tu i z powrotem, wyliczjąc. W momencie, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, zatrzymał się zaledwie kilka centymetrów od mojej twarzy.-W zamian za Sol i Ivalio.-Z zadowoleniem przyglądał się mojej twarzy.-No i może jeszcze za tą szkarłatnooką sukę mojego syna. Jak jej było? Hebi?
-Ty pierdolony psie!-warknął Mac.-Nie dotkniesz jej, ani nikogo innego. Najpierw będziesz musiał nas zabić.


(Mac???)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz