Kiedy Sol prawie siłą wciągnęła mnie do łazienki i zamknęła drzwi, zaczęłam się bać o swoje bezpieczeństwo. Uspokoiłam się trochę, kiedy przypomniałam sobie, że w domu są jeszcze inni. Jeden krzyk, a któreś z nich na pewno by się zorientowało, że coś jest nie tak. Sol już raz kogoś zabiła, a teraz była zbyt roztrzęsiona, żeby się opanować...Nie poradziłabym sobie z jej mocami, w razie gdyby...Spróbowała mnie skrzywdzić.
-Faith, co tu się dzieje? Od kiedy bratasz się z wampirami i skąd wiedziałaś, że jestem w Arkadii? A najważniejsze, co ci strzeliło do głowy, żeby mnie ratować? Przecież mogło być ich więcej, mogli złapać tez ciebie, Faith...nie wybaczyłabym sobie, gdyby złapano was z mojego powodu. Ratowanie mnie ściągnęło na was wszystkich Radę!- Ku mojemu zaskoczeniu po jej policzkach popłynęły łzy. Nie zastanawiając się nad tym co robię, objęłam ją ramionami, ignorując nieprzyjemne wspomnienie o tym, że właśnie pocieszam dziewczynę, która uwiodła Rena. Mojego Rena. Kiedy ją przytuliłam, dotarło do mnie, że nie mam już do niej o to żalu. Nie trudno jest zakochać się w Renie.
-Po pierwsze: Uspokój się- pogładziłam ją po plecach.- Po drugie: Jak pewnie zauważyłaś, nie jesteśmy już małymi dziećmi i wiemy co robimy. Nie dalibyśmy się tak po prostu złapać, nawet gdyby było ich więcej. Po trzecie: Rada już dawno ma nas na muszce, więc jedno wykroczenie więcej nic nie wniesie do naszej i tak już kiepskiej sytuacji.
-Ale skąd wiedziałaś, że tam jestem?-Nie dawała za wygraną. Otarła policzki mokre od łez.
-Od jakiegoś czasu Ice próbował nawiązać ze mną kontakt, ale moja tarcza nie pozwalała mu na dotarcie do mnie. W Nowym Jorku wilkołak ma wielu wrogów. Lepiej jest chronić przed nimi swoje myśli...Ostatnio wyłączyłam na chwilę osłonę, i wtedy Ice przekazał mi, że zostałaś porwana. Raczej nie miałam za dużo do myślenia. Nie wiadomo, do czego byłby zdolny ten dupek.
-Czemu po tym, jak odbiłam ci Rena, postanowiłaś się dla mnie narażać?- W jej zielonych oczach błysnęła podejrzliwość.
-Obiecałam, że będę wam pomagać.-Powiedziałam sucho, opierając się na krawędzi umywalki.-Poza tym, nie mam już do ciebie o to żalu. Szczerze mówiąc zależy mi na szczęściu Rena, a skoro ty potrafisz mu je dać...Jestem ci za to wdzięczna.- Nie mogłam uwierzyć, że powiedziałam to na głos, ale mina Sol...Mówiła wszystko.
Sol wyglądała na zdołowaną, zdezorientowaną i...zmęczoną. Nie dziwne. Jakieś dwie godziny wcześniej ta męska dziwka- Cain, próbował ją zgwałcić. Ren wpadnie w szał, kiedy już się dowie. Zawsze obwiniał się o całe zło tego świata...Pewnie ciężko mu będzie wybaczyć sobie to, że Sol dostała się w ręce Rady.
-Co do wampirów...-kontynuowałam dość rzeczowo.- Na razie poznałaś North'a i Westa. To bracia. Później poznam cię z Lily, Meg i ... i Cassie.-Imię ostatniej dziewczyny powiedziałam po dłużej przerwie. Sama nie do końca rozumiałam jej relację z resztą. Była ich częścią, jednocześnie nie będąc jedną z nich.- Są po naszej stronie. Przekonanie ich do współpracy zajęło mi trochę czasu, ale ostatecznie możemy na nich liczyć. Musisz wytrzymać z nimi tylko dwa dni. Ren pewnie wychodzi ze skóry...Dasz radę przekazać mu, że wszystko z tobą w porządku, czy ja mam to zrobić?
-Ja to zrobię.
-Ale za chwilę. Najpierw musimy jakoś doprowadzić cię do porządku. Zobaczymy, co da się z nimi zrobić...-Przeczesałam palcami jej długie, splątane teraz włosy. Najbardziej drażnił mnie fakt, że mimo tej zalanej łzami twarzy, podkrążonych oczu, poplątanych włosów i rozerwanego ubrania...Sol nadal była śliczna.
-Kąpiel powinna ci pomóc- podeszłam do wanny i odkręciłam kurek z wodą, dolewając do wody fiołkowego olejku.- Myślę, że zakopiemy wojenny topór.- Uśmiechnęłam się do niej i obserwując zdumienie w jej oczach, pomogłam jej zdjąć resztki, które zostały z jej ubrań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz