poniedziałek, 19 maja 2014

(Wataha Powietrza) od Rena

Z trudem hamowałem napływające do mnie obrzydzenie. Cain patrzył na mnie swoimi zielonymi oczami i uśmiechał się chytrze. Na pewno dostarczyłem mu nie lada rozrywki. Nie codziennie udaje mu się przecież mnie powkurwiać. Dziwna relacja ojca z synem, ale tylko taką znam.
-Jesteś tak samo nieposłuszny jak twoja matka, Ren-wywarczał.-Później porozmawiamy o dalszej części twojej kary.
Błysnął białymi zębami i odszedł w ślad za resztą Rady. O czym on, kurwa mówił?! Jak to DALSZA część kary? Mój ojciec jest nieobliczalny i chuj wie, co mógł wymyślić. Powinienem go zabić kilkanaście lat temu, kiedy po raz pierwszy wymierzał mi baty i pieprzył się z pierwszą lepszą dziwką na moich oczach.
Zostaliśmy we trójkę: Ja, Mac i Lar- nieszczególnie lubiany brat Alexiusa. W sumie to nie mogliśmy trafić lepiej. Lar był kompletnym beztalenciem i zakałą rodziny, a w dodatku on był jeden, a nas dwóch.
-To nie było mądre posunięcie, stryjku - Mac patrzył nieufnie na Lar'a, nie zdejmując z twarzy kpiącego uśmiechu.- Znając twoje umiejętności...Może być całkiem zabawnie. Czekaj, czekaj...Co to było? Ach, właśnie. Nie masz ŻADNYCH umiejętności. 
-Daj spokój, Mac - Lar uśmiechnął się leniwie.- Oboje dobrze wiemy, ze to wszystko nie ma sensu. Nie chcecie z nami walczyć, uwierzcie mi na słowo. Dajcie nam tylko tych cholernych zakładników, a damy wam spokój. Nie sądzę, żeby był z nich jakiś wieli pożytek. Prawdę mówiąc, powinniście nam jeszcze za nich zapłacić- przerwał, bo Macabre splunął mu w twarz. Miło.
-Widzę, że nie jesteście skłonni do rozejmu...Trudno- Lar otarł twarz ze wściekłością.-W takim razie, będę stał w pierwszy rzędzie, kiedy Rada karze nabić wasze zakute łby na belki.
-Właśnie taką mam nadzieję.
-Dobra, skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy, to myślę, że możemy przystąpić do wyrywania my języka- Odezwałem się do Macabre'a, ignorując jasnowłosego.
-Ja raczej myślałem o kastracji...
Zerknąłem na Lar'a, który przez chwilę wyglądał, jakby ktoś uderzył go w twarz.
-Nie jesteście zabawni - warknął.
-A powinniśmy?-Uniosłem brew z rozbawieniem.
Mac skinął głową i puścił do mnie oczko.
"Pospiesz się, nie mamy całego dnia" usłyszałem w głowie.
Poszukałem w sobie telekitycznej mocy, która po chwili uderzyła w Lar'a, przygważdżając go do drzewa.
-Nie dasz rady wydostać się z telekitycznego uścisku, Rena, Wójaszku- Zaśmiał się Mac.
-Rozpoczniecie tym wojnę! Kretyni, nie rozumiecie?!
-Najpierw język, potem kastracja - syknąłem, do przyjaciela.
-Oczywiście. Wolisz sztylet, czy nóż do mięsa?-Zapytał.
-Weź ten do mięsa. Jest bardziej tępy- podpowiedziałem, kiedy w półmroku błysnęło srebrne ostrze.
Moja pewność została zachwiana dopiero w momencie, kiedy w mojej głowie pojawił się drwiący głos mojego ojca :
"Pozdrowię od ciebie Sol."

(Mac?)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz