czwartek, 1 maja 2014

(Wataha Burzy) od Hoax'a

Cholera, sam nie wiem co mnie napadło. Decyzja żeby wyruszyć razem z Faith nie była dobrze przemyślana...Nie była w ogóle przemyślana. Chciałem po prostu być blisko niej, nie ważne czy jako przyjaciel czy ktoś więcej. Sama przeprowadzka, podróż, opuszczenie Niemych Gór nie było problemem. Tak często byliśmy zmuszeni z Hebi zmieniać miejsce zamieszkania, że Nieme Góry są właściwie naszym rekordem mieszkalności. Prawdziwym problemem było dla mnie to, że tym razem muszę ją zostawić.
Nie należy tego ukrywać - jest irytująca, straszna, nigdy nie przyzna się do błędu i nie powie co czuje naprawdę. Ale jest też moją młodszą siostrą i pewnie nigdy nie pozbędę się tego "nadopiekuńczego" odruchu. No i pewnie dostałbym po łbie gdyby to słyszała...
Zastanawiałem się czy nie spakować się lepiej, w końcu paczka papierosów może okazać się mało przydatna na dłuższą metę. Sięgnąłem do szuflady jeszcze raz. Teraz miałem w kieszeni już dwie paczki fajek.
Dochodziła godzina spotkania z Faith, więc musiałem się pospieszyć ze znalezieniem jej. Na moje szczęście wychodziła akurat z groty Belli.
- Hebi! - zatrzymałem ją - Możemy pogadać?
- Pewnie - rzuciła opierając się o ścianę - Czego chcesz?
- Eh...- wydawało mi się, że miała dobry humor, a nikt nie przewidzi jak zareaguje na taką informację. Postanowiłem powiedzieć to tak po prostu - Chcę odejść.
Chwilę patrzyła na mnie z miną typu "Chwila, łączę wątki" po czym wybuchła.
- ŻE CO, KURWA?!
- Nie denerwuj się...
- Hoax, ty chyba naprawdę ze mnie żartujesz! Od razu ci mówię, że mnie takie durne dowcipy w ogóle nie bawią, więc łaskawie PRZESTAŃ albo będę musiała pozbawić cię paru zębów!
- Hebi, to naprawdę nie jest żart - starałem się mówić najspokojniej jak umiałem. Przekrzykiwanie się z młodszą siostrą nie miałoby sensu - Odchodzę z Niemych Gór.
- Ale...dlaczego? To jest pierwsze miejsce z, którego nikt nas nie przegania ani nie... - Hebi urwała. Spojrzała mi w oczy z uśmiechem - Chcesz iść z Fai...
Chciałem zaprzeczyć, byłem gotowy na kłótnie i bronienie się przed złośliwymi uwagami z jej strony, ale ona nic takiego nie mówiła. W jej oczach nie widziałem drwiny ani nic podobnego, to przypominało bardziej...Sam nie wiem, zrozumienie? Szczęście?
- Tak - przyznałem w końcu.
Nastąpiło milczenie. Hebi się przełamywała albo wymyślała jakąś ripostę. W końcu powiedziała:
- No to spieprzaj. Ale nie wracaj potem z podkulonym ogonem!
Uśmiechnąłem się. Hebi też odwzajemniła uśmiech chociaż starała się zachować surowy i poważny wyraz twarzy. Zwyczajne rodzeństwo pewnie przedłużało by pożegnanie i robiło jakieś wzruszające scenki, ale dla nas to właśnie było najlepsze pożegnanie. Nie powiedzieliśmy sobie właściwie nic, ale mimo to wiedzieliśmy, że sobie ufamy i najważniejsze dla nas, żeby to drugie uśmiechało się nawet jeśli będzie na drugim końcu świata.
- Hebi... - przypomniałem sobie o czymś wychodząc z jaskini.
- Hm?
- Błagam, znajdź sobie INNEGO CHŁOPAKA.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz